Pierwszy dzien po przylocie był typowo basenowy, potem poszliśmy poogladac okolicę, basen mały ale tłumów raczej nie było, widoczki sielskie anielskie, choc to raczej dla mnie bo akurat trwały zbiory ryżu, więc pracujący pewnie mieli inne zdanie..
Zapomniałam o dość ważnej informacji.... PRZY PRZYLOCIE DO INDONEZJI NADAL OBOWIĄZUJĄ WIZY, koszt wizy to 35 USD, wszyscy się rozpisywali ze wizy mają byc zniesione, tylko potem jakoś juz nikt nie wspomniał że jednak tak sie nie stało.
Zapomniałam o dość ważnej informacji.... PRZY PRZYLOCIE DO INDONEZJI NADAL OBOWIĄZUJĄ WIZY, koszt wizy to 35 USD, wszyscy się rozpisywali ze wizy mają byc zniesione, tylko potem jakoś juz nikt nie wspomniał że jednak tak sie nie stało.
No się qurna nie stało, bo zostały wprowadzone niezgodnie z indonezyjskim prawem, które zakłada wzajemność! A skoro Polska zakłada wizy dla Indonezyjczyków to i ... Kuba bogu! My też musimy aplikować o ich wizy
Na pierwsze miejsce naszego pobytu wybrałam malutką , mało turystyczną miejscowość Sidemen , a czemu ? bo ja lubie takie spokojne , leniwe miejscowosci gdzie życie toczy się swoim torem i nic nie jest tu robione pod turystów (no prawie nic) warsztaty tkają, ludzie zbieraja ryż, zajmuja sie codziennymi sprawami, dzieciaki lataja na bosaka, a psy szczekają na każdego obcego. Nie ma sklepów z pamiątkami, supermarketów, sa za to Warungi czyli lokalne knajpki, gdzie specjalnie dla Ciebie wyczaruja proste, pyszne dania, robione na poczekaniu, choc długo czasem sie czeka to warto. No to troche spaceru po Sidemenie...a i zapomniałam gdzie jest bank w którym nie ma pieniędzy i domy które wygladają jak światynie, o czym miałam się sama przekonac
Spacer
To była prawdziwa świątynia z której niestety zostaliśmy wyproszeni bo W..nie miał długich spodni, na drugi dzien poszliśmy stosownie ubrani, to świątynia była zamknięta
i ten dla którego r ównież wybrałam to miejsce wulkan AGUNG majestatyczny, piękny i nawet nam sie pokazał bo często jest całkowicie spowity chmurami
No i miejsce które wzięliśmy za świątynie, a które okazało sie domem mieszkalnym z rzemieślnikiem który dekorował głowny plac domu, babcią staruszką nagusia obwiązana tylko sarongiem w dolnych partiach ciała i usmiechniętym panem domu z maleństwem na rękach, gdyby nie ta wyrozbierana staruszka myslę ze gdyby się go poprosiło bardzo chętnie by sie nowym domem pochwalił, a tak to z przeprosinami i usmiechem na twarzy wycofaliśmy sie szybciutko
Pierwszy dzien po przylocie był typowo basenowy, potem poszliśmy poogladac okolicę, basen mały ale tłumów raczej nie było, widoczki sielskie anielskie, choc to raczej dla mnie bo akurat trwały zbiory ryżu, więc pracujący pewnie mieli inne zdanie..
Zapomniałam o dość ważnej informacji.... PRZY PRZYLOCIE DO INDONEZJI NADAL OBOWIĄZUJĄ WIZY, koszt wizy to 35 USD, wszyscy się rozpisywali ze wizy mają byc zniesione, tylko potem jakoś juz nikt nie wspomniał że jednak tak sie nie stało.
Przynajmniej słońce jest zawsze za darmo ...
http://pieczatki-w-paszporcie.blogspot.com/
https://www.youtube.com/channel/UCf99mvhfOem4kTfGH5qBOGQ?sub_confirmation=1/
Pumciu
Zasiadam do relacji i ja
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Pumciu!
No się qurna nie stało, bo zostały wprowadzone niezgodnie z indonezyjskim prawem, które zakłada wzajemność! A skoro Polska zakłada wizy dla Indonezyjczyków to i ... Kuba bogu! My też musimy aplikować o ich wizy
Na pierwsze miejsce naszego pobytu wybrałam malutką , mało turystyczną miejscowość Sidemen , a czemu ? bo ja lubie takie spokojne , leniwe miejscowosci gdzie życie toczy się swoim torem i nic nie jest tu robione pod turystów (no prawie nic) warsztaty tkają, ludzie zbieraja ryż, zajmuja sie codziennymi sprawami, dzieciaki lataja na bosaka, a psy szczekają na każdego obcego. Nie ma sklepów z pamiątkami, supermarketów, sa za to Warungi czyli lokalne knajpki, gdzie specjalnie dla Ciebie wyczaruja proste, pyszne dania, robione na poczekaniu, choc długo czasem sie czeka to warto. No to troche spaceru po Sidemenie...a i zapomniałam gdzie jest bank w którym nie ma pieniędzy i domy które wygladają jak światynie, o czym miałam się sama przekonac
Spacer
To była prawdziwa świątynia z której niestety zostaliśmy wyproszeni bo W..nie miał długich spodni, na drugi dzien poszliśmy stosownie ubrani, to świątynia była zamknięta
i ten dla którego r ównież wybrałam to miejsce wulkan AGUNG majestatyczny, piękny i nawet nam sie pokazał bo często jest całkowicie spowity chmurami
No i miejsce które wzięliśmy za świątynie, a które okazało sie domem mieszkalnym z rzemieślnikiem który dekorował głowny plac domu, babcią staruszką nagusia obwiązana tylko sarongiem w dolnych partiach ciała i usmiechniętym panem domu z maleństwem na rękach, gdyby nie ta wyrozbierana staruszka myslę ze gdyby się go poprosiło bardzo chętnie by sie nowym domem pochwalił, a tak to z przeprosinami i usmiechem na twarzy wycofaliśmy sie szybciutko
Wejscie do domu
Cudne klimaty! Jak ja take uwielbiam...:) własnie taka sielanka maslanka
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Pumcia, Trochę spóźniony ale obecny
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.