--------------------

____________________

 

 

 



Azory - wyspa Sao Miguel - dlaczego warto tam jechać?

138 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Antenka
Obrazek użytkownika Antenka
Offline
Ostatnio: 5 lat 1 tydzień temu
Rejestracja: 23 paź 2013

Apisku- cudnie Smile Miejscóweczka genialna Good Parki,ananasy Smile A roślinność i widoki powalające Smile Coraz bardziej mi się tam podoba i chyba pierwszy raz pomyślałam,że w takim miejscu z chęcią bym zamieszkała Smile

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wracamy do hotelu i czekamy na kierowcę.

W recepcji załatwiliśmy samochód, który zawiezie nas do Caloury i za dwa dni przywiezie z powrotem na lotnisko.

Pan kierowca przyjeżdża punktualnie, droga szybko mija, trochę rozmawiamy, ale nam nie za bardzo idzie dogadywanie....

Podjeżdżamy pod hotel – najważniejsze, że mężowi też się podoba, choć on zawsze jest bardzo powściągliwy w emocjach – zarówno w tych złych, jak i dobrych!!!!

Szkoda nam czasu na rozpakowywanie, przebieramy się szybko w stroje plażowe i idziemy nad basen.

Wytrzymujemy z pół godzinki i już nas nosi!!!

Teren hotelowy kipi od kwiatów, ogrody znajdują się na różnych poziomach.

Niemal z każdego miejsca jest fantastyczny widok na ocean.

 

Schodzimy krętą kamienistą dróżką na nieduży cypelek, o który rozbijają sie fale.

Przysiadamy na skale – bardziej nam się tu podoba niż przy "cywilizowanym" basenie....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnie schodzimy na hotelową plażę. Aby się tam dostać znów trzeba pokonać ponad 100 schodków, ale idzie się wśród takiej pięknej przyrody i zachwycających widoków.

Na plaży hotelowej nie ma nikogo. Pewnie większość gości woli wygodnie wypoczywać przy basenie na łóżkach i pod parasolami....bo na plaży takich luksusów się nie uświadczy!.

Kolejna wspinaczka w górę, chcę pokazać mężowi ten piękny stary dom, który mi się tak spodobał, gdy byłam tu poprzednio.

Tym razem nie wita nas beżowy kotek, brama jest otwarta, ale po mojej opowieści o niezbyt sympatycznym właścicielu – mąż nie ma ochoty zajrzeć nawet do ogrodu.

Z góry rozciąga się szeroka panorama na plażę, przybrzeżne skałki, ocean i potężne klify zamykające zatokę.

Schodzimy schodami na ogólnodostepną plażę, gdzie jest dosłownie kilka osób.

Na plaży jest malutki wodospadzik, pod którym tworzy się małe bajorki. Znowu ta ruda woda, czyżby mineralna????? Ale jakoś nie mamy ochoty na kapiel w tym leczniczym bajorze...

Piasek – jak wszędzie – ciemny.

Wdycham charakterystyczny zapach morza, a drobinki soli z fal rozbijających się o klify osiadają na skórze.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Potem idziemy się przejść po nieco dalszej okolicy.

 Nie ma tu żadnej knajpki, ani sklepiku....

Wioska Caloura ma tylko kilkanaście zadbanych domków, choć i tu trafiają się stare, niszczejące perełki. Takie mi się jeszcze bardziej podobają.

I wiejski wodopój do którego schodziła się dawniej cała wioska....

Wspinamy się wysoko na zbocze wulkanu wśród kwinących łąk.

Jest tak sielsko i cicho...

W malutkiej wiosce słychać tylko kościelne dzwony, muczenie krów i szczekanie psów.

A następnie wchodzimy na wąską scieżkę tuż nad klifem.

Wkrótce dróżka doprowadza nas do  starych drzew – idealne miejsce, by usiąść w cieniu...

Wieczorem podczas kolacji poznajemy Jeffa z Bostonu. Jest samotnym emerytem skorym do pogaduszek.

Cały personel hotelowy go zna, bo przyjeżdza tu parę razy w ciągu roku.

Dostał dawno temu wielki spadek, wiekszość przegrał w kasynach, ale coś tam zostało na wypady na Azory, które są jego wielką miłością.

Rozmowy przeciągają się do późnych godzin nocnych.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnego dnia po śniadaniu idziemy do Agua de Poa.

Chcemy zobaczyć tą miejscowość jeszcze zanim słoneczko da o sobie znać, jako, że droga pnie się ostro w górę.

Nic tam szczególnego nie ma, w zasadzie jedna z wielu cichych, uśpionych wiosek, jakich tu pełno.

W Agua de Pau jest jedynie oryginalna mała kapliczka Ermida de Monto Santo. Zupełnie inna niż wszystkie tutejsze kościoły. Ze względu na kolorystykę bardzo przypomina mi kapliczki z moich ukochanych wysp greckich.

Pomalowana jest na biało – niebiesko, podczas, gdy prawie wszystkie azorskie kościoły mają białe ściany wykończone czarnym bazaltem i zbudowane są w zupełnie innym stylu.

A tu coś innego!!!!

Nawet miejscowa cukiernia nosi jej imię...

Przy każdym domku niewielka plantacja bananów na potrzeby rodziny....

Wracamy, gdy jest już gorąco. Fajnie się idzie, bo z górki, a przed nami szeroka panorama. Po bokach pola i pastwiska, kwiaty wzdłuż drogi, w dole białe domki, skałki i ocean.

Są nawet niewielkie winnice...

I zielone pagórki...

I znowu mijamy domek z całujacymi się żyrafami....

I taki fajniutki z kamieni

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Po powrocie do hotelu idziemy na plażę.

Siedząc na piachu ( nawet tym ciemnym) czuję się jakoś bliżej natury....

Dziś na plaży jest o wiele więcej ludzi. Czyżby sezon się powoli rozkręcał????

Samo wybrzeże też jest wyjątkowo piękne. Poszarpane skały tworzą niewielkie zatoczki i półwyspy, od czasu do czasu potężne głazy piętrzą się nieco dalej od lądu. To pewnie efekt trzęsień ziemi, nawiedzających te okolice, w wyniku którego potężne bloki skalne odrywały się od klifów.

Takie widoczki chłonąć można godzinami....

Ale nagle naszą sielankę przerywa przykry incydent!!!

Zauważam na niebie jakiś ruch. Mewa goni jakiegoś mniejszego ptaszka, który w panice przed nią ucieka . Ale mewa choć wielka, jest szybsza od niego i wkrótce go dopada. Trzymając trzepoczącego skrzydłami ptaka – nurkuje – chyba chce go podtopić?????

Po chwili wynurza się ze zdobyczą na powierzchnię i kilkakrotnie uderzając dziobem rozprawia się z ptaszkiem na dobre.

Jako, że konsumpcja ptaszka na falującej powierzchni morza niezbyt jest wygodna, mewa transportuje swą zdobycz na plażę gdzie już spokojnie może ją dojeść....

Smutny to widok, no, ale takie są prawa natury. Dziwne tylko, że wolała pierzastego ptaka niż rybkę....

Dziś nawet na hotelową plażę ktoś się pofatygował...

Następnego dnia rano mamy samolot do Frankfurtu.

Kierowca odwozi nas na lotnisko pustymi o tej porze drogami.

I tak oto kończy się nasza przygoda z piękną azorską wysepką – Sao Miguel!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Teraz coś dla smakoszy, a zatem o jedzonku na Azorach. Jako że relacja – bez poruszenia tak ważnego tematu – byłaby niepełna...

Taką niewątpliwie najbardziej oryginalną potrawą na wyspie jest Cosido des Furnas. O tym daniu pisałam już szerzej przy okazji naszej wizyty w miejscowości Furnas. Tylko dla przypomnienia: składniki nie są jakieś unikatowe, to po prostu różnorodne warzywa, a do tego mięso, kiełbasa, kaszanka, może też być wersja z rybami i owocami morza.

A tak to wygląda na talerzu...

Najciekawszy jest sposób przygotowania, gdyż potrawa ta gotowana jest w gorącej ziemi, do której na 5-6 godzin zakopuje się garnek z surowymi produktami.

Przygotowując się do wyjazdu poczytałam sobie i o tej potrawie - wydawała mi się taka tłusa, prawie niejadalna. A tu o dziwo – miłe zaskoczenie – bardzo smaczny efekt końcowy!!!!

Ponieważ na Sao Miguel jest tyle samo krów, co mieszkańców bardzo popularnym mięsem jest tu wołowina. W naszym kraju mam różne doświadczenia związane z tym gatunkiem miesa, nierzadko ładnie wyglądający kawałek trzeba długo maltretować w garnku lub na patelni, żeby zmiękł i był zjadliwy. Tutaj wołowina jest doskonała. Krówki chodzą sobie cały rok po pastwiskach, jedzą naturalną zieleninkę, czasem im się trafią kwiatki, albo zioła. Nie to co nasze biedaczki całe życie spędzające w oborze i jeszcze na dodatek futrowane jakimiś mieszankami paszowymi i antybiotykami.

Oczywiście jak wołowina ponoć taka dobra, to trzeba spróbować steki. Decydujac się na steki wybiera się nie tylko stopień wysmażenia, rodzaj sosów i dodatków, ale także określa się bardzo dokładnie z jakiej części zwierzątka ma być ten stek.

Nie wgłębiam się zbyt szczegółowo w to zagadnienie, bo potrafię tylko wymienić polędwicę, antrykot czy rostbef, a tam w menu jest kilkanaście pozycji, a ceny też bardzo różne

Zdawaliśmy się na kelnera i to co podali, było zawsze bardzo miękkie i smaczne.

 Najczęściej steki podawane są z jajkiem sadzonym...

 Tu się czosnku nie obiera z łusek...bo taki właśnie podobno ma więcej aromatu.

Danie z dobrej jakości wołowiny nie jest tanie – kosztuje w zależności od restauracji 20- 25E, ale już za 8E też można całkiem fajne dostać.

Mąż bardzo często jadał morskie stwory typu jakieś skorupiaki czy ośmiorniczki, w różnych postaciach, ja – niekoniecznie.

Natomiast jadałam ryby, których jest duży wybór, głównie tuńczyki i dorsze.

Bardzo popularne są tu dania - podobnie jak w całej Portugalii - z suszonego dorsza...

 Rybki wybiera się samemu z ekspozycji, gdzie leżą na lodzie.

 A to gotowy efekt wyboru...

 A tu rybki w markecie Sol Mar....

 Oprócz tych czerwonych są także espady i mureny. Że też się je mureny- nie wiedziałam????

Są tu także ryby, które bardzo smakowały nam na Maderze – espady. Są to ryby żyjące na bardzo dużych głębokościach (800-1000 m), przypominające kształtem węgorze, o długości ok 1,5 metra, czarne, bez łusek z wielkimi wyłupiastymi oczami - obrzydliwie wyglądające, ale pyszne.

Często podawane są zapiekane z bananami lub z marakują.

Ponieważ ten ostatni owoc bardzo lubię, sos z marakui – bardzo tu popularny - zamawiałam do różnych dań.

Oprócz steków bardzo popularne są hamburgery. Te już są tanie i oscylują w granicach 3-7E.

Przyznam szczerze, że ja w ogóle za mięsem niezbyt przepadam, a już hamburgery to mi się niedobrze kojarzą.

Nigdy nie były to jednak jakieś godne zapamiętania przeżycia smakowe.

I tu niespodzianka!!!!!

Na Azorach nie ma jednolitej receptury, za każdym razem są świeżo smażone i podawane z cebulką, zielonymi oliwkami oraz sosami do wyboru i to wszystko posypane odrobnymi frytkami, podobnie podawane są hot dogi.

Często zadawalałam się "petiscos" - odpowiednikiem hiszpańskich tapas, czyli małej zakąski.

Bardzo lubię takie malutkie przystawki na jeden ząb, bo jest duża szansa, że jak mi jedna nie zasmakuje, to druga podejdzie. Mogą to być małe kanapeczki, roladki z szynki z czymś tam w środku, kulki z mięsa w ostrym sosie, kawałek sera z pomidorem lub papryczką, jakieś ślimaczki czy małże.

Są też przekąski na gorąco: kawałki obsmażonego dorsza lub tuńczyka, grillowane wielkie krewetki, czy ośmiorniczki, kawałki podwędzanej kaszanki, kiełbaski.

Generalnie potrawy są bardziej ostre niż w Portugalii kontynentalnej.

W restauracji – dostaje się w oczekiwaniu na danie główne jakieś przystawki. Z tym, że trzeba się liczyć z tym, że do rachunku doliczą jakieś 5-7E.

Najczęściej są to dwa-trzy rodzaje lokalnego sera, jakaś wędlina i sosy, bywają małe smażone rybki coś jak sardynki(bo chyba nie szprotki?), lub pasta z tuńczyka. Mnie w którejś z knajpek smakował grillowany bób w zalewie z oliwy i ziół.

Ponieważ ja nie za bardzo lubię mięso i wędliny, a uwielbiam wszelkiego rodzaju sery , na Sao Miguel miałam ogromne możliwości degustacyjne.

Jak już wspomniałam jest tu bardzo dużo krów, część z nich to gatunki mięsne, ale większość to krowy mleczne. Produkuje się tu dużo różnych serów począwszy od białych twarogowatych, poprzez żółte, pleśniowe i inne. Większość serów z mleka krowiego, które można dostać w Portugalii kontynentalnej pochodzi właśnie z Azorów.

Moim ulubionym jest biały serek, coś pośredniego między kremowym twarożkiem a maskarpone, który podawano zawsze z "caldo de pimenta"czyli ostrą pastą na bazie chilli i pomidorów. Fantastyczne zestawienie trochę mdławego serka z tą ostrą przyprawą!!!

Trzeba przyznać, że niektóre tak mi zasmakowały, że przywiozłam trochę do domu. Tylko jak długo można przechowywać sery w domowych warunkach, oczywiście oprócz tych parmezanowatych?????

I jeszcze pieczywko!!!! też jest tu bardzo smaczne. Jest mnóstwo małych prywatnych piekarni, gdzie pieką chleb i bułki przez cały dzień. Najlepsze są "bolos levedos" okragłe ni to placki, ni to tortille. Nawet w malutkich miejscowościach można kupić swieżutkie pyszne pieczywko o każdej porze dnia.

Czasami dostaje się je prosto ze starego opalanego drewnem pieca, tak jak to nam się zdarzyło w Sete Cidades.

Podobno dobre są też tutejsze ciastka, ja za słodyczami jednak nie przepadam i wolałam jeść owoce niż słodkości.

Najpopularniejsza jest tu kawa espresso, jeżeli chce się z mlekiem to trzeba poprosić "galao".

No i na koniec najważniejsze!!!! Jestem wielbicielką wina nie żadnych drinków, piwa, whisky czy koniaku.

Na Azorach są świetne wina, choć te lokalne nie są aż tak dobre, to jednak jest tu szeroka gama naprawdę wyśmienitych portugalskich win kontynentalnych.

Jak mieliśmy wypożyczony samochód, to degustować je mogliśmy dopiero wieczorem. Tak więc nadrabialiśmy całodzienną abstynencję przy kolacji...

W sumie, to kuchnia azorska z pewnością nie jest jakaś super wykwinta, ale bazując na swieżych lokalnych produktach takich jak wołowina, ryby, warzywa, owoce i sery – całkiem nam smakowała.

Jadaliśmy w różnych restauracjach, ale zdecydowanie najlepsza była Tasca w Ponta Delgadzie na starówce.

No, oczywiście nie aż tak – jak nasza ulubiona grecka!!!!

Mariola

Asisko
Obrazek użytkownika Asisko
Offline
Ostatnio: 2 lata 7 miesięcy temu
Rejestracja: 19 lut 2015

Apisku, cudowna relacja Good Ostatni hotel uroczy, przyroda zachwycająca. Dzięki Tobie jeszcze się uświadczyłam w przekonaniu, że Azorki to miejsce dla mnie wprost idealne. No i w zasadzie plan mam już gotowy, w całości skopiowany od Ciebie. Śliczie Ci dziękuję za tą relację Heart  Give rose a espada z sosem z marakui brzmi pysznie.... w ogóle zgłodniałam czytając Twój opis jedzonka Crazy

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

I troszkę o pogodzie....

Na Azorach w każej chwili możemy spodziewać się deszczu!!!

Nawet teraz, choć statystycznie rzecz biorąc od połowy maja do połowy września jest najmniej opadów. Bywa tak, że na południowym wybrzeżu świeci nam piękne słońce, a na północnym oddalonym o niecałe 20 km są gęste chmury. Najczęściej jednak gorszej pogody trzeba spodziewać się w górach. Często szczyty górskie toną w chmurach lub we mgle, a poniżej i powyżej jest słonecznie.

No, ale ta duża wilgotność sprawia, że jest tu tak pięknie zielono i kwitnie tak dużo kwiatów.

A więc coś za coś!!!!!

A my wychodzimy z założenia, że każda pogoda jest dobra na zwiedzanie, trzeba się tylko odpowiednio ubrać i ....mieć pozytywne nastawienie do świata.

Tutaj zawsze mieliśmy w pogotowiu lekką nieprzemakalną kurteczkę, choć na szczęście się nie przydały. W sumie na cały czas pobytu tylko jedno przedpołudnie było z mżawką.

Chociaż wolę wędrować w słonecznej pogodzie, a i widoczki też są wówczas o wiele fajniejsze, to i nas w górach dopadała nierzadko ponura szaruga.

Trzeba przyznać, że mgła otulająca doliny, szczyty wulkanów skąpane w chmurach, strome klify ledwo widoczne z niedużej odległości – też mają swój urok.

Byle nie na długo....ale i tak wyspa jest zjawiskowa!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

PODSUMOWANIE   -  DLACZEGO  WARTO TAM  JECHAĆ? 

AZORY – są niesamowite!!!

To miejsce magiczne. Chwilami wydaje się, że jesteśmy w piekle. No, bo gdzie jak nie w piekielnych czeluściach możemy jednocześnie odczuć drżenie ziemi, czuć ostry zapach siarki wydobywający się z bulgoczących jeziorek, stąpać po wrzącej ziemi w obłokach pary, zanurzyć się w gorących źródłach, spojrzeć na zasnute mgłą szczyty wulkanów...

A już za chwilę znaleźć się w sielskim otoczeniu zielonych łąk z pasącymi się krowami, mijać ciche spokojne wioski, wędrować wąską ścieżką wśród kwitnących hortensji i mnóstwa innych egzotycznych kwiatów, których nazw nie znam, podziwiać otoczone lasami jeziora w głębokich wulkanicznych kalderach, cudowne widoki klifów z niedużymi plażami w zatoczkach, czy wreszcie zagubić się w prehistorycznym lesie drzewiastych paproci.

Dodatkowym plusem Azorów jest niebywała czystość, nie widać tu żadnych śmieci, brudu, bałaganu. Jedynie ciemne wulkaniczne plaże, pomimo, że w ogóle nie zanieczyszczone, sprawiają wrażenie jakis brudnawych...

Ludzie są bardzo sympatyczni i pomocni. Nikt tu nikogo nie namawia do kupna czegokolwiek, nie chce cię na siłę nigdzie oprowadzić, zawieźć czy oskubać z pieniędzy pod byle jakim pozorem. Fakt, że niełatwo się dogadać po angielsku, szczególnie na prowincji...

Ludzie się nie spieszą, nie gonią za niczym, na pozór - sielska atmosfera, choć z pewnością i tu mają swoje problemy, bo życie nie jest takie lekkie.

Oddycha się swieżą morską bryzą, jako że zatruwającego atmosferę przemysłu tu nie ma...

Ogorzali mężczyźni siedzą całymi dniami na wiejskich placykach, inni patrzą nostalgicznie na ocean, może potomkom dawnych żeglarzy zostało to w genach??? Może im się marzą dawne wyprawy przodków mające na celu pozyskiwanie kolonii portugalskich albo polowania na wieloryby????

Kobiety zbierają małże wyrzucone w czasie przypływu na przybrzeżnych skałkach , w malutkich ogródkach rozwieszają pranie by je suszyła oceaniczna bryza...

Aż po horyzont absolutna cisza i bezmiar piękna...

W hotelu w Calourze spotykamy emerytowanego wdowca z Bostonu – Jeffa. Od siedmiu lat przyjeżdża on 2-3 razy w roku na Azory. Szczególnie upodobał sobie Calourę. Bo to miejsce z dala od cywilizacji, z cudownymi widokami i smacznym jedzonkiem.

Na pożegnanie - gdy wyjeżdżamy - mówi coś w tym stylu:

Z Bostonu mam cztery godziny lotu do Las Vegas, gdzie wszystko jest sztuczne, i również cztery godziny na Azory, gdzie jest czysta natura. Zgadnijcie co wybieram?????

I ja - jako Apisek podpisuję się pod tym czterema łapkami – nic dodać, nic ująć!!!!!

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap