Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Jadę na przełomie marca i kwietnia znów do Egiptu. Tym razem lot z Warszawy do Kairu regularnymi liniami. W planie spokojne odwiedzenie paru miejsc w Kairze,/innych, niż te, które są w planie 1-dniowych wycieczek fakultatywnych z Sharm, czy Hurghady.../, wycieczka z lokalnego biura w celu zobaczenia Białej Pustyni, Czarnej Pustyni, Kryształowej Góry i Oazy Baharija /3 dni i 2 noce..jedna w hotelu w oazie, druga na Białej Pustyni w namiocie, lub "pod gwiazdami"./ Następnie powrót do Kairu i wycieczka do Aleksandrii/ 2 dni i jedna noc, /w hotelu w Aleksandrii/. Chętnie zabiorę na tę wycieczkę normalnego, mądrego faceta/ najlepiej 40+...,który nie będzie trząsł portkami z powodu pierwszego, lepszego zagrożenia...i który cokolwiek już o Egipcie wie.../Całość j 9 dni...jeżeli ktoś z tego forum jest zainteresowany, proszę o pilny kontakt na priv...Decyzje należy podjąć szybko... najdalej w ciągu kilku dni. Według mojej kalkulacji wyjazd niskobudżetowy, nie powinien przekroczyć 2000 zł. Zakwaterowanie w Kairze w hotelu 3*, 1 km od Placu Tahrir...w odległości niewielkiej od różnych atrakcji...i jednocześnie wystarczająco dużej, gdyby tam były zamieszki w tym czasie.
Napisałam wcześniej o mojej podróży tyle, że teraz moim obowiązkiem wobec forumowiczów jest napisać więcej... i tu jest problem... Nie potrafię jeszcze o tym pisać, a może w ogóle nie potrafię snuć podróżniczych opowieści... ???Nie znajduję słów do opisania miejsc, które widziałam...nie potrafię opisać emocji, jakie temu wyjazdowi towarzyszyły...Wiem jedno...spełniłam marzenie... :-). Mój towarzysz podróży przygotowuje relację z naszej podróży ze zdjęciami, a ponieważ wiem, że ma do tego talent , nie na sensu, żebym się siliła na moją. Jak jego będzie gotowa, wszyscy będą mogli ją przeczytać.
Ja natomiast mogę napisać krótko gdzie byliśmy i co widzieliśmy...bo okres urlopowy za pasem...i być może komuś przyjdzie do głowy spędzić wakacje w podobny sposób.
Wyjazd tak jak pisałam na początku był niskobudżetowy, założeniem było, żeby nie przekroczyć 2000 zł. Według dat wycieczka trwała 11 dni...w rzeczywistości 9 i pół.
Bilety na samolot kupiliśmy w promocyjnej cenie, Warszawa-Kair-Warszawa za 678 zł. Podczas wycieczki, na wszystko...noclegi, jedzenie, transport/ taksówki, metro, autobusy,pociągi/, bilety wstępu...i wycieczkę na pustynię na 3 dni i 2 noce wydaliśmy po 350$.
Trasa wycieczki była taka:
Z Warszawy polecieliśmy do Kairu LOT-em, na 2 noce zatrzymaliśmy się w hotelu w Kairze. Następnie pojechaliśmy do Oazy Baharija i na pustynię, wróciliśmy do Kairu, już do innego hotelu, stamtąd pojechaliśmy zobaczyć stare piramidy do Dahshur, Sakkary i Memphis. Podczas kolejnych 2dni włóczyliśmy się po Kairze...dotarliśmy do "Miasta Umarłych", gdzie zobaczyliśmy dokładnie jak wygląda życie w grobowcu, ponieważ zostaliśmy zaproszeni do takiego domu. Zobaczyliśmy też "Miasto śmieciarzy" u podnóża góry Mukattam...miejsce, które na mnie zrobiło prawie takie wrażenie, jak Biała Pustynia, a świątyni wykutej w skale nie zapomnę nigdy...Po tym pojechaliśmy pociągiem na 2 dni do Aleksandrii i stamtąd do Wadi El Natrun, gdzie są 4 koptyjskie klasztory, a w jednym z nich 2 tygodnie wcześniej pochowano papieża koptów Shenoudę III. Wróciliśmy jeszcze na dzień do Kairu...i przylecieliśmy do Polski. Wydawało się, że 9 dni, to dużo czasu...ale okazało się, że z wielu rzeczy trzeba było zrezygnować. Mieliśmy spędzić więcej czasu na pustyni...mieliśmy pojechać do Oazy Fajum i Wadi El Hitan. , mieliśmy zobaczyć Abu Rowash...ale nie udało się. Woleliśmy smakować Kair z jego mieszkańcami, słuchać ich opowieści, jeść w ulicznych knajpach, tak jak oni... Może następnym razem zobaczymy inny kawałek Egiptu...
Jeszcze nikt tu nie pisał o takiej podróży jak moja...więc jako pierwsza spróbuję...
Zdjęcia, które będę tu prezentować zostały zrobione przez "Bartka", mojego Towarzysza Podróży...albo przeze mnie. Będzie uczciwie, jak od razu powiem, że te lepsze, są 'Bartka"... zamieszczam je za jego zgodą...
Najbardziej znane miejsce na Białej Pustyni "grzybek i kurczak" zostało niedawno ogrodzone i nie można już podejść blisko.... Biała Pustynia jest miejscem niezwykłym...można się wsłuchać w dźwięki ciszy....Dana, wiesz, że ta relacja należy do jednych z moich ulubionych? Miasto Smieciarzy najbardziej zapadło mi w pamięć
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Dzięki :-). Próbuję sobie poradzic ze skopiowaniem...ale coś mi średnio idzie
Punktualnie o 7.00 hotelowy kierowca zawiózł nas na dworzec Turgoman, skąd o 08.00 odjeżdżał nasz autobus linii Upper Egypt. Droga do Bawiti w oazie Baharija trwa około 5 godzin...mniej więcej w połowie jest przystanek, 20 min na kawę, herbatę, czy skorzystanie z toalety. I o ile kawa, czy herbata nie wzbudza emocji, jak zwykle w Egipcie nie za dobra, ale za to za słodka....tak toaletę można porównać wyłącznie z tą w klasztorze św. Katarzyny na Synaju/ ci co byli wiedzą, o czym mówię :-)/Szczęśliwcy z dużą pojemnością płuc mają szansę...może zdążą :-D...jak braknie wdechu...jest ciężko....
Nasz autobus linii Upper Egypt Travel był poobijany z każdej strony, miał potłuczone światła z przodu...ale dojechał bezawaryjnie.
Jedną noc spędziliśmy na Białej Pustyni, "pod gwiazdami", nie mieliśmy namiotów i dobrze!!!, bo tak świecących gwiazd tuż nad głową nie ogląda się często... :-). Nasze obozowisko "zorganizowane" przez Tamera, to była Toyota i wsparty na niej stelaż z rozwieszonymi kocami, które osłaniały nas od wiatru, od zachodu...na piachu rozłożone patchworkowe pledy, na nich materace...i koce z wielbłądziej wełny do przykrycia...Nad ranem wystarczyło otworzyć oczy...i obserwować co wstające słońce wyrabia z kredowymi "grzybkami"...jak je oświetla coraz intensywniej, coraz cieplejszymi barwami....jak z minuty na minutę czyni je żywszymi...choć ciągle nieruchomymi...Nie potrafię zamienić wrażeń na słowa....to trzeba zobaczyć...
Nie spałam dobrze na pustyni...pewnie z wielu powodów. Świadomość, że mam tam tak mało czasu była pewnie jednym z nich, tysiąc tematów do przemyśleń, bo wydawało mi się, że TAM spojrzenie na odległą rzeczywistość będzie świeższe, a znalezienie rozwiązania problemów łatwiejsze, kolejnym...nie chciałam stracić ani chwili. Było mi zimno...a może to dreszcze z emocji były? Fakt, temperatura w nocy na pustyni spada...tak na oko, bo rzecz jasna termometru nie mieliśmy...to myślę, że było około 10-12 stopni...Już jak dojechaliśmy na miejsce noclegu, przywitały nas fenki...miłe pustynne liski, które wcale się nas nie bały. Najpierw zadowoliły się naszymi niedojedzonymi kanapkami, jeszcze z Polski...później poczekały aż skończymy jeść kolację, przygotowaną przez Tamera. Zupa "pomidorowopodobna", ziemniaki z soczewicą, chyba w pomidorowym sosie i kurczak pieczony na ognisku smakowały wybornie. Do tego beduińska herbata..i rozmowy przy blasku ogniska...ech, czego chcieć więcej?
Tamer, nasz kierowca i kucharz
"Tamerowa" kolacja...pyszna...
Pustynne liski fenki w ogóle się nas nie bały....
Nasz "dom" na Białej Pustyni
Rano, po sesji fotograficznej podczas wschodu słońca, zjedliśmy przygotowane przez Tamera śniadanie, wypiliśmy po łyku kawy...i zaczęliśmy się żegnać z Białą Pustynią. Czy na zawsze...nie jestem pewna....
Teraz była pora na mistrzowskie popisy naszego kierowcy w jeżdżeniu po pustyni Aqabat. Wybuch śmiechu spowodował stojący samotnie wśród "grzybków" znak drogowy...ograniczenie prędkości do 30km/h... :-))))Widoki piękne, wszystko w żółto-brązowym odcieniu piasku....ale piasek momentami zdradliwy. Można biec, zakopując się po kolana w miękkim jak mąka...by za chwilę poobijać pięty, bo trafia się na tak twardy jak asfalt...a wygląda tak samo...
Na lunch dojechaliśmy do naszego hotelu w oazie Baharija, gdzie mieliśmy spędzić kolejną noc. Lunch niestety już nie tak smaczny, jak "tamerowe" jedzenie na pustyni...Ja i mój Towarzysz Podróży uzupełnialiśmy się w kwestiach żywieniowych idealnie. Dla mnie pół porcji, dla niego 1,5...i wszyscy zadowoleni....ale tak naprawdę, to dla normalnego, zdrowego faceta porcje proponowane przez hotel są niewystarczające...i mało urozmaicone. Ogórek, pomidor, jakiś biały ser...coś jak feta...jakaś zupa nie wiadomo z czego...:-)...i oczywiście chipsy...wyjątkowo paskudnie i śmierdzące... :-). Bartek żałował, że nie wiadomo jakie to są, bo gdyby takie przywieźć do Polski, to dzieci z pewnością oduczyłyby się jedzenia chipsów
Ahmed's safari camp, hotel w oazie Bahariya, gdzie spędziliśmy noc
Gebel Dist...góra w kształcie
stożka...a nie piramida...jak się ją często określa....
Pod tą górą amerykańscy paleontolodzy znaleźli kości jednego z największych w dziejach świata dinozaura. Gad mierzył ok. 25m wysokości i 32m długości przy masie 50-80 ton...i żył 99-93 milionów lat temu....