Witam wszystkich bardzo serdecznie po "krótkiej" przerwie . Okazało się, że mam pożar w B i niestety, ale nic na to nie poradzę, że będę się troszkę ociągał z pisaniem
Nie spodziewałem się tak licznego grona, ale skoro tak mnie zdopingowaliście, to coś jeszcze dzisiaj skrobnę
Lamia
Edzia - młoda taka zaspana byłą rano, że można powiedzieć, że jej nie poznałaś
Janjus nad wodospadami filtr szary i statyw, dodatkowo torebka foliowa na sprzęt, bo pryskało na maxa.... zapomniałem o parasolu, bo mgiełka wody wdzierała się wszędzie
Momita, Tomek... czy będzie ładnie to już Wy to ocenicie
Plumeria.... córcia w swoim żywiole, nie myślałem, że ona taka "dorosła"
Mabro, mam nadzieję, że nie zmarzałaś.. bo my w Namibii w nocy i nad rankiem czuliśmy tą zimę afrykańską aż za nadto
Aga, Dejzi, Antenka.. to dopiero początek
Nelcia... też już chętnie bym wrócił w ten kurz, dzicz... etc
Następuje długo oczekiwany dzień naszego wylotu - 11 sierpnia. Z Wawy przez Frankfurt (lotem) a następnie Air Namibia, docieramy na afrykańską ziemię około 6 nad ranem dnia następnego... samolot obłożenie 30% - sam miałem dla siebie 3 fotele, żona z córą podobnie
Na przestrzeni 3 lat Air Namibia zmieniła się diametralnie - nowe samoloty, serwis o niebo lepszy, tylko ceny za bilety pozostały na niezmienionym poziomie i próżno szukać promocji...
Lądujemy punktualnie, na lotnisku wypełniamy deklarację, że nie było się w kraju zagrożonym Ebolą, badanie temperatury ciała, bagaże odbieramy w mig, procedury wizowe trwają wręcz chwilę i za dosłownie moment witamy się z naszym kierowcą busa, który zawiezie nas do Arebbush - miejsca, gdzie czekają przygotowane na nas samochody. Tam jemy śniadanie, spotykamy się z naszym przewodnikiem, kucharzem w jednej osobie - Erstusem, z którym mieliśmy już przyjemność zaprzyjaźnić się podczas naszej pierwszej wyprawy do Namibii... i naładowani pozytywną energią możemy ruszać ku przygodzie... wspomnę, ze Namibia przywitała nas chłodem, wręcz zimnem... opuszaliśmy Polskę, gdzie temperatura w nocy oscylowała w okolicach 25-27 stopni, a przylecieliśmy do Afryki, gdzie pilot podał przy lądowaniu, że temperatura wynosi 7 stopni
Po śniadaniu jedziemy wymienić walutę na miejscowe Dolary - kurs 1 USD = 12 N$ i ruszamy w drogę.
Okazuje się, że w samochodach nie ma paliwa... tutaj taka trochę pierwsza nieprzyjemna sytuacja, bo nie spotkałem się nigdzie na świecie, żeby pierwszą rzeczą po odpaleniu bryki była jazda na stację benzynową.... No cóż, w a Afryce samochodu jeszcze nie wypożyczałem - koszt paliwa 800 N$.
Następnie robimy zakupy spożywcze, kupujemy wszelkie rzeczy potrzebne na śniadania, lunche i kolacje, zaopatrujemy się w pyszną jagnięcinę na grilla, piwko - 0,75l - 15 N$ i ruszamy ku przygodzie. Tego dnia do przejechania mamy około 240 km do parku w Erindi, który uznawany jest za największy prywatny rezerwat przyrody na świecie. Na terenie 100 000 hektarów mieszka 15 000 zwierząt i 300 gatunków ptaków. Czas w Erindi spędzimy na relaksie, a także na safari po parku, gdzie będziemy mogli, mam nadzieję, podglądać koty, nosorożce, słonie i inne afrykańskie zwierzęta. Tej nocy śpimy na szczęście w domkach, bo temperatura w nocy jak pisałem wcześniej, spada do 5-6 stopni... następnego dnia z samego rana 6.30-9.30 wykupujemy game drive po parku z przewodnikiem - cena 250 N$ x 3 (na dziecko nie przysługuje żadna zniżka) W programie mieliśmy podaną cenę 150 N$, dziecko miało płacić połowę stawki... jak się okaże później, takie koszty wyższe za wszelkie usługi spotykaliśmy wręcz codziennie... dobrze, że byliśmy na to przygotowani finasowo... tutaj należy się Bocianowi niezła bura... niestety....
Wojtek, zasiadam, jak wiesz bardzo zaciekawiona podróżą i przygodami!
Bea
Lordziu, zajawka fantastyczna, to chyba będzie relacja roku!
Witam wszystkich bardzo serdecznie po "krótkiej" przerwie . Okazało się, że mam pożar w B i niestety, ale nic na to nie poradzę, że będę się troszkę ociągał z pisaniem
Nie spodziewałem się tak licznego grona, ale skoro tak mnie zdopingowaliście, to coś jeszcze dzisiaj skrobnę
Lamia
Edzia - młoda taka zaspana byłą rano, że można powiedzieć, że jej nie poznałaś
Janjus nad wodospadami filtr szary i statyw, dodatkowo torebka foliowa na sprzęt, bo pryskało na maxa.... zapomniałem o parasolu, bo mgiełka wody wdzierała się wszędzie
Momita, Tomek... czy będzie ładnie to już Wy to ocenicie
Plumeria.... córcia w swoim żywiole, nie myślałem, że ona taka "dorosła"
Mabro, mam nadzieję, że nie zmarzałaś.. bo my w Namibii w nocy i nad rankiem czuliśmy tą zimę afrykańską aż za nadto
Aga, Dejzi, Antenka.. to dopiero początek
Nelcia... też już chętnie bym wrócił w ten kurz, dzicz... etc
Filos...nawet Ciebie tu przyganało...
Bea, Trina... zapraszam na ciąg dalszy
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Następuje długo oczekiwany dzień naszego wylotu - 11 sierpnia. Z Wawy przez Frankfurt (lotem) a następnie Air Namibia, docieramy na afrykańską ziemię około 6 nad ranem dnia następnego... samolot obłożenie 30% - sam miałem dla siebie 3 fotele, żona z córą podobnie
Na przestrzeni 3 lat Air Namibia zmieniła się diametralnie - nowe samoloty, serwis o niebo lepszy, tylko ceny za bilety pozostały na niezmienionym poziomie i próżno szukać promocji...
Lądujemy punktualnie, na lotnisku wypełniamy deklarację, że nie było się w kraju zagrożonym Ebolą, badanie temperatury ciała, bagaże odbieramy w mig, procedury wizowe trwają wręcz chwilę i za dosłownie moment witamy się z naszym kierowcą busa, który zawiezie nas do Arebbush - miejsca, gdzie czekają przygotowane na nas samochody. Tam jemy śniadanie, spotykamy się z naszym przewodnikiem, kucharzem w jednej osobie - Erstusem, z którym mieliśmy już przyjemność zaprzyjaźnić się podczas naszej pierwszej wyprawy do Namibii... i naładowani pozytywną energią możemy ruszać ku przygodzie... wspomnę, ze Namibia przywitała nas chłodem, wręcz zimnem... opuszaliśmy Polskę, gdzie temperatura w nocy oscylowała w okolicach 25-27 stopni, a przylecieliśmy do Afryki, gdzie pilot podał przy lądowaniu, że temperatura wynosi 7 stopni
Po śniadaniu jedziemy wymienić walutę na miejscowe Dolary - kurs 1 USD = 12 N$ i ruszamy w drogę.
Okazuje się, że w samochodach nie ma paliwa... tutaj taka trochę pierwsza nieprzyjemna sytuacja, bo nie spotkałem się nigdzie na świecie, żeby pierwszą rzeczą po odpaleniu bryki była jazda na stację benzynową.... No cóż, w a Afryce samochodu jeszcze nie wypożyczałem - koszt paliwa 800 N$.
Następnie robimy zakupy spożywcze, kupujemy wszelkie rzeczy potrzebne na śniadania, lunche i kolacje, zaopatrujemy się w pyszną jagnięcinę na grilla, piwko - 0,75l - 15 N$ i ruszamy ku przygodzie. Tego dnia do przejechania mamy około 240 km do parku w Erindi, który uznawany jest za największy prywatny rezerwat przyrody na świecie. Na terenie 100 000 hektarów mieszka 15 000 zwierząt i 300 gatunków ptaków. Czas w Erindi spędzimy na relaksie, a także na safari po parku, gdzie będziemy mogli, mam nadzieję, podglądać koty, nosorożce, słonie i inne afrykańskie zwierzęta. Tej nocy śpimy na szczęście w domkach, bo temperatura w nocy jak pisałem wcześniej, spada do 5-6 stopni... następnego dnia z samego rana 6.30-9.30 wykupujemy game drive po parku z przewodnikiem - cena 250 N$ x 3 (na dziecko nie przysługuje żadna zniżka) W programie mieliśmy podaną cenę 150 N$, dziecko miało płacić połowę stawki... jak się okaże później, takie koszty wyższe za wszelkie usługi spotykaliśmy wręcz codziennie... dobrze, że byliśmy na to przygotowani finasowo... tutaj należy się Bocianowi niezła bura... niestety....
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Tutaj dosłownie 3 zdjęcia z Windhoek - stolicy Namibii
nie mogłęm się oprzeć.. haha
w drodze do parku
Po drodze na camp spotykamy pierwsze ptaki Kori bastard - najcięższe ptaki, które potrafią latać
szakala
oraz liski pustynne, które żywią się termitami
na naszym campie - Elephant camp idziemy oczywiście nad oczko wodne, zobaczyć, co się tam dzieje..
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
ten dzień upłunął nam bardzo leniwie po dotarciu na miejsce... kolacyjka, piwko.. jeszcze zachód słońca obowiązkowo
po zachodzie słońca nad bajoro przyszły słonie
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
No no no Lordzie To i ja poproszę o krzesełko w bocznym rzędzie. Chętnie popatrzę i poczytam, Szacun
Świerszcz "Biegnąc nie skracasz odległości...."
Czad!
To znaczy ze wy sami ten samochod musielisce prowadzic? Kurcze myslalam, ze ten Erstus to tez za kierowce robil...
http://www.addicted-to-passion.com
Lordziu rozumię, że całą trasę "robił" Wam Bocian z ewentualnymi Waszymi poprawkami?
bez-granic.pl
No właśnie jak to było, że się zgubiliście i wyladowaliście na lotnisku, skoro był Erastus?
Bea