No to lecimy ! Wino odpalone, zdjęcia się powolutku ładują, ruszamy z chronologicznym opisem !
Jak wcześniej wspomniałem, lecimy z Austrianem. Do Wiednia szybka akcja Embrayerem, na pokladzie ludzi malutko, może 10 osób Z Wiednia do Bangkoku po krótkim okresie oczekiwania lecimy szerokokadłubowym Boeingiem, wypełnionym do ostatniego miejsca ! Jedzenie - bez szału, nie pamiętam nawet co było
Lądujemy ok godziny 15, wchodzimy na terminal i szok :O kolejka do kontroli paszportowej jak "stąd do tamtąd". Po ok poltorej h, czyli nie tak strasznie, odbieramy bagaż. Wychodzimy szczęśliwie na taxi, a tam co ? znowu kolejka, tym razem po bilecik. Kilku taksówkarzy zatrzymywałem, żaden bez bileciku nie chciał zawieźć. No dobra, stoimy Po odstaniu już bylem tak zmęczony, że nawet się nie targowalem : lotnisko - Bayioke sky hotel 500 THB. W hotelu szybka akcja z zameldowaniem i jedziemy na 56 piętro do naszego "superior sky zone" z przeszkloną częścią widokową. Widok absolutnie powalający dla mnie, nie byłem jeszcze tak wysoko w żadnym budynku. Odpalamy browary i wódkę i się rozkoszujemy wszystkim : wakacjami, że to już, widokiem, że taki piękny, piwem, że takie zimne i wódką, że tak szybko kopie
Po rozgrzewce, ruszamy 56 pięter niżej zrobić pierwszy rekonesans. Mieliśmy troche łatwiej, przed wyjazdem zbiegiem okoliczności okazało się, że moja Kasia ma dalekiego wujka w Bangkoku który tam mieszka od wielu wielu lat i jest pilotem wycieczek Niesamowita okazja nie tylko do poznania się ale i do zaciągnięcia języka o BKK, atrakcjach, o tym co warte, a co nie warte uwagi. Tak więc spotykamy się z nim w lobby i ruszamy na kolację. Dużo jemy, dużo pijemy, chłoniemy jednym słowem wszystko Po kolacji pierwszy masaż i zmęczeni jedziemy do pokoju, ostatni rzut okiem na oszałąmiający widok i do spania
Kolejny dzień miałem zaplanowany wcześniej czyli głębokie zwiedzanie China town i lumpini park na relaks i podładowanie baterii ! Udał nam się świetnie ten dzień !
Postanowiliśmy podjechać do china tuktukiem, złapaliśmy ich kilka, każdy podawal abstrakcyjna cene i nie szlo sie targowac. Po krótkiej chwili trafil nam się jeden kierownik, ktory powiedzial od razu że zawiezie nas za 100 batów, ale po drodze wskoczymy tylko do jednego sklepiku z gajerami i innymi bajerami. No ok, lecimy ! Zajechalismy, a tam wiadomo, kto był w taj to wie jakie to "atrakcje". Pokręciliśmy się, "pozachwycaliśmy się", zrobiłem zdjęcie butów "przepięknej urody" i wyszliśmy po 5 minutach. Kierowca się zdołował, w związku z tym że nie bylismy tam 10 minut on nie dostanie talonu na benzyne. Tak się zdołował, że mnie juz zaczelo to dusić, więc mu powiedzialem, że mu doplace 50% na otarcie łez. Nic, dalej zdolowany. Umowa to umowa, wiec jedziemy dalej. Nie wiem czy zrobil to specjalnie czy przypadkowo, ale wysadzil nas nie w "tym" china town o ktore nam chodzilo wstepnie, ale zbiegiem okolicznosci okazalo sie to mega swietnym przezyciem. Mianowicie, wysiedlismy w najprawdziwszym z prawdziwych china town jakie moglem sobie wymarzyć. W zakamarkach prawie sami chinole, i to tacy starzy ! Nikt po angielsku nie mowil, jakies wózki z żarciem byly, ale tylko pod miejscowych ! Palcami pokazywalismy co chcemy i nam nakladali i bylo przepysznie !
Po kilku męczących godzinach w china town ruszamy do Lumpini parku, zobaczyc wolno żyjace warany i żółwie. Wchodzimy i szok ! Jest pierwszy ! Wrażenie niesamowite ! Polecam każdemu odwiedzenie parku i podziwiania tych stworzeń na własne oczy.
Teraz najlepsze : jeden nas (czyli moją Kasię) zaatakował ! Jak ? Ano rozłożylismy pod palemką kocyk i zmęczeni podróżą, alkoholem, upałem, zwiedzaniem zasnęlismy na jakieś 2 godziny. Ośmielony tym, że od dłuższego czasu 200kg mięsa się nie rusza, waran postanowił posmakować Kasiuni główki. Na szczęście jak zaczął testy, Kasia się przebudziła narobiła hałasu, zerwalismy się u uciekł. Teraz najlepsze vol. 2 : musial byc bardzo głodny i zezłoszczony że nie podjadł i zaatakował żółwia. Mieliśmy super okazję do zobaczenia na własne oczy jak go zżera w całości. Kilka minut próbował rozłupać skorupę, a że nie dał rady to połkną changa w całości
Wieczorem znowu china town - wieczorem zmienia oblicze o 180* i naprawde odżywa ! Mielismy okazję posmakowac najlepszego placko-naleśnika z nadzieniem kokosowo/kasztanowym na świecie. Nigdzie więcej ich nie widzielismy, tylko w china town i tylko u jednego starego dziadeczka. Kto będzie mial okazje - polecam, kozak !
Kolejny dzień to samolot do Surat thani i jazda do Don Sak, a nastepnie Lomprayah na Ko phangan ! Dobranoc, jutro widzimy się na ko phangan !
Oto kokosowy placek o którym wcześniej wspominalem - jak je zobaczycie, chwytajcie od razu !
Typowy widok dla każdego kto był w Taj : rodzinna minifabryczka jedzenia Zdjęcie zrobione w china town, jedlismy ryby - byly niesmaczne
2 podstawowe atrybuty każdego "majfrenda" z Polski w celu kolekcjonowania wrażeń : chang (duuużo changa), tuk tuk i heja na spotkanie przygody !
Zdjęcie wykonane w sklepie z gajerami, obuwiem itp w którym mielismy "przyjemność" gościć. To właśnie tutaj zabawiliśmy niepełne 5 minut i tuktukowiec nie dostał talonu
Smutny tuk tukowiec, obmyśla plan zemsty !
China town, takie o które nam chodziło, soczyste i autentyczne, odkryte dzięki zbiegowi okoliczności
A tutaj już "główne" China Town, też spoko, ale już nie takie autentyczne
główna ulica China town !
Jak wspomnialem w części opisowej - po męczącym China town udaliśmy się do parku Lumpini, na zdjęciu pierwszy zauważony waran
tutaj już możecie zobaczyć "naszego" warana (dobiera się do żółwia)
tutaj go przełyka w całości
a tutaj już po przełknięciu, pamiątkowe zdjęcie w "żywych kolorach" - z ogonem nasz Andrzej miał ponad 2 metry na pewno
Żółw wielkości pożądnego telewizora
No i to tyle z Bangkoku Do zobaczenia na ko phangan jeszcze dziś wieczorem !
Nelcia, w Tajlandii występują warany paskowane (inaczej waran leśny, jednak jest to mniej używana nazwa) Nie jest tak wielkim i nabitym potworem jak z Komodo, ale wierz mi robi niesamowite wrażenie. Do tego jest niesamowicie szybki ! Mierzą do 2,5m i ważą do 30kg więc ten był już z górnej półki
No to lecimy ! Wino odpalone, zdjęcia się powolutku ładują, ruszamy z chronologicznym opisem !
Jak wcześniej wspomniałem, lecimy z Austrianem. Do Wiednia szybka akcja Embrayerem, na pokladzie ludzi malutko, może 10 osób Z Wiednia do Bangkoku po krótkim okresie oczekiwania lecimy szerokokadłubowym Boeingiem, wypełnionym do ostatniego miejsca ! Jedzenie - bez szału, nie pamiętam nawet co było
Lądujemy ok godziny 15, wchodzimy na terminal i szok :O kolejka do kontroli paszportowej jak "stąd do tamtąd". Po ok poltorej h, czyli nie tak strasznie, odbieramy bagaż. Wychodzimy szczęśliwie na taxi, a tam co ? znowu kolejka, tym razem po bilecik. Kilku taksówkarzy zatrzymywałem, żaden bez bileciku nie chciał zawieźć. No dobra, stoimy Po odstaniu już bylem tak zmęczony, że nawet się nie targowalem : lotnisko - Bayioke sky hotel 500 THB. W hotelu szybka akcja z zameldowaniem i jedziemy na 56 piętro do naszego "superior sky zone" z przeszkloną częścią widokową. Widok absolutnie powalający dla mnie, nie byłem jeszcze tak wysoko w żadnym budynku. Odpalamy browary i wódkę i się rozkoszujemy wszystkim : wakacjami, że to już, widokiem, że taki piękny, piwem, że takie zimne i wódką, że tak szybko kopie
Po rozgrzewce, ruszamy 56 pięter niżej zrobić pierwszy rekonesans. Mieliśmy troche łatwiej, przed wyjazdem zbiegiem okoliczności okazało się, że moja Kasia ma dalekiego wujka w Bangkoku który tam mieszka od wielu wielu lat i jest pilotem wycieczek Niesamowita okazja nie tylko do poznania się ale i do zaciągnięcia języka o BKK, atrakcjach, o tym co warte, a co nie warte uwagi. Tak więc spotykamy się z nim w lobby i ruszamy na kolację. Dużo jemy, dużo pijemy, chłoniemy jednym słowem wszystko Po kolacji pierwszy masaż i zmęczeni jedziemy do pokoju, ostatni rzut okiem na oszałąmiający widok i do spania
Kolejny dzień miałem zaplanowany wcześniej czyli głębokie zwiedzanie China town i lumpini park na relaks i podładowanie baterii ! Udał nam się świetnie ten dzień !
Postanowiliśmy podjechać do china tuktukiem, złapaliśmy ich kilka, każdy podawal abstrakcyjna cene i nie szlo sie targowac. Po krótkiej chwili trafil nam się jeden kierownik, ktory powiedzial od razu że zawiezie nas za 100 batów, ale po drodze wskoczymy tylko do jednego sklepiku z gajerami i innymi bajerami. No ok, lecimy ! Zajechalismy, a tam wiadomo, kto był w taj to wie jakie to "atrakcje". Pokręciliśmy się, "pozachwycaliśmy się", zrobiłem zdjęcie butów "przepięknej urody" i wyszliśmy po 5 minutach. Kierowca się zdołował, w związku z tym że nie bylismy tam 10 minut on nie dostanie talonu na benzyne. Tak się zdołował, że mnie juz zaczelo to dusić, więc mu powiedzialem, że mu doplace 50% na otarcie łez. Nic, dalej zdolowany. Umowa to umowa, wiec jedziemy dalej. Nie wiem czy zrobil to specjalnie czy przypadkowo, ale wysadzil nas nie w "tym" china town o ktore nam chodzilo wstepnie, ale zbiegiem okolicznosci okazalo sie to mega swietnym przezyciem. Mianowicie, wysiedlismy w najprawdziwszym z prawdziwych china town jakie moglem sobie wymarzyć. W zakamarkach prawie sami chinole, i to tacy starzy ! Nikt po angielsku nie mowil, jakies wózki z żarciem byly, ale tylko pod miejscowych ! Palcami pokazywalismy co chcemy i nam nakladali i bylo przepysznie !
Po kilku męczących godzinach w china town ruszamy do Lumpini parku, zobaczyc wolno żyjace warany i żółwie. Wchodzimy i szok ! Jest pierwszy ! Wrażenie niesamowite ! Polecam każdemu odwiedzenie parku i podziwiania tych stworzeń na własne oczy.
Teraz najlepsze : jeden nas (czyli moją Kasię) zaatakował ! Jak ? Ano rozłożylismy pod palemką kocyk i zmęczeni podróżą, alkoholem, upałem, zwiedzaniem zasnęlismy na jakieś 2 godziny. Ośmielony tym, że od dłuższego czasu 200kg mięsa się nie rusza, waran postanowił posmakować Kasiuni główki. Na szczęście jak zaczął testy, Kasia się przebudziła narobiła hałasu, zerwalismy się u uciekł. Teraz najlepsze vol. 2 : musial byc bardzo głodny i zezłoszczony że nie podjadł i zaatakował żółwia. Mieliśmy super okazję do zobaczenia na własne oczy jak go zżera w całości. Kilka minut próbował rozłupać skorupę, a że nie dał rady to połkną changa w całości
Wieczorem znowu china town - wieczorem zmienia oblicze o 180* i naprawde odżywa ! Mielismy okazję posmakowac najlepszego placko-naleśnika z nadzieniem kokosowo/kasztanowym na świecie. Nigdzie więcej ich nie widzielismy, tylko w china town i tylko u jednego starego dziadeczka. Kto będzie mial okazje - polecam, kozak !
Kolejny dzień to samolot do Surat thani i jazda do Don Sak, a nastepnie Lomprayah na Ko phangan ! Dobranoc, jutro widzimy się na ko phangan !
mam problemy z dodaniem zdjęc. wczesniej sie udalo. pomoze ktos ? łopatologicznie proszę !
Michał... zacznijmy od początku...
1) Umieść zdjęcia na Google+ czy innym Picassie, najlepiej w jakimś katalogu, np. Tajlandia
2) Otwórz zdjęcie, które chcesz wkleić, a następnie naciśnij prawy przycisk myszy i wybierz Copy image lub Copy image location
3) ...a na forum, w miejscu, gdzie piszesz komentarz, na górnym pasku odnajdź "drzewko" i kliknij na nie
4) Otworzy się okienko, gdzie należy wkleić w pole URL obrazka link do zdjęcia (ten z punktu nr 2)
5) Na koniec kliknij na Wstaw
Poniżej wklejam komiks jak to zrobić. Wszelkie próby i testy najlepiej można zrobić we wątku Testujemy do woli - kliknij tutaj
W razie problemów pisz do mnie na priva - chętnie pomogę.
... a wracając do relacji, to chcesz powiedzieć, że te wielkie gady pętają się na wolności? No bo niby jak taki waran mógł nadgryźć Kasię?
Michael ciesze się na Twoją relację a szczególnie na FMP....:)))))))
Andrew - dokładnie tak, chodzą po parku wolno, są absolutnie "u siebie". To raczej my jesteśmy gośćmi
karisss - hej
Poniżej kilka naszych zdjęć z Bangkoku
Widok z okna w momencie zapadania zmroku - naprawdę piękny
Oto nasz widok z pokoju w Bayioke sky hotel, od razu po chck in'ie
Oto kokosowy placek o którym wcześniej wspominalem - jak je zobaczycie, chwytajcie od razu !
Typowy widok dla każdego kto był w Taj : rodzinna minifabryczka jedzenia Zdjęcie zrobione w china town, jedlismy ryby - byly niesmaczne
2 podstawowe atrybuty każdego "majfrenda" z Polski w celu kolekcjonowania wrażeń : chang (duuużo changa), tuk tuk i heja na spotkanie przygody !
Zdjęcie wykonane w sklepie z gajerami, obuwiem itp w którym mielismy "przyjemność" gościć. To właśnie tutaj zabawiliśmy niepełne 5 minut i tuktukowiec nie dostał talonu
Smutny tuk tukowiec, obmyśla plan zemsty !
China town, takie o które nam chodziło, soczyste i autentyczne, odkryte dzięki zbiegowi okoliczności
A tutaj już "główne" China Town, też spoko, ale już nie takie autentyczne
główna ulica China town !
Jak wspomnialem w części opisowej - po męczącym China town udaliśmy się do parku Lumpini, na zdjęciu pierwszy zauważony waran
tutaj już możecie zobaczyć "naszego" warana (dobiera się do żółwia)
tutaj go przełyka w całości
a tutaj już po przełknięciu, pamiątkowe zdjęcie w "żywych kolorach" - z ogonem nasz Andrzej miał ponad 2 metry na pewno
Żółw wielkości pożądnego telewizora
No i to tyle z Bangkoku Do zobaczenia na ko phangan jeszcze dziś wieczorem !
Hmmm , to chyba nie sa warany takie olbrzymy jak na Komodo ..choc jak piszesz ten 2 metry ma..
Chyba takiego też bym sie obawiala ..
No trip no life
Nelcia, w Tajlandii występują warany paskowane (inaczej waran leśny, jednak jest to mniej używana nazwa) Nie jest tak wielkim i nabitym potworem jak z Komodo, ale wierz mi robi niesamowite wrażenie. Do tego jest niesamowicie szybki ! Mierzą do 2,5m i ważą do 30kg więc ten był już z górnej półki
To troche jestem w szoku ,ze latają tak po ulicach..
No trip no life