Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Początek tej podróży można znaleźć w relacji Lizbona w trzy dni
-----------------------------------------------------
Z tą Barceloną to było tak...
W połowie stycznia byłem w Lizbonie (3 dni), ale nie mogłem polecieć bezpośrednio z Lizbony do Barcelony. Biznesy do załatwienia w Warszawie, więc musiałem na jeden biały dzień wrócić do kraju. Przyleciałem z samego rana, a już o 17tej miałem samolot do Barcelony. Skomplikowane, ale do ogarnięcia. Cały jeden mroźny dzień w Warszawie, a ja w wiosennej kurtce...
Wyszedłem z domu w miarę o bezpiecznej porze, by dotrzeć do Okęcia. Ale... diabeł mnie pokusił i wstąpiłem jeszcze do centrum handlowego, by zrobić drobne zakupy. A czas płynął...
No dobra, ale to nadal była bezpieczna godzina. Z centrum handlowego dotarłem do przystanku SKM. I tu znowu "pod górkę", bo kolejarze przecież nie wiedzą, że pan Andrew śpieszy się na samolot, więc wszystkie pociągi jechały o czasie, tylko nie ten na Okęcie. Zrobiło mi się gorąco, bo przecież nie leciałem sam, więc nie mogłem spóźnić się na samolot.
Myślę sobie - złapię taksówkę. Ale o tej porze (ok.15tej) nie było to takie łatwe, zwłaszcza, że przystanek SKM mieścił się - owszem przy mega ruchliwej ulicy - ale ekspresowej bez możliwości zatrzymania się jakiegokolwiek pojazdu.
Sytuacja beznadziejna, ale w końcu nadjechał upragniony pociąg i dowiózł mnie do lotniska. Oczywiście spóźniony musiał przepuszczać inne pociągi i wlókł się niemiłosiernie. Wysiadając na stacji końcowej byłem już w samych majtkach i biegiem udałem się do security. Tam poszło w miarę sprawnie, a potem znów biegiem do gate... Zdążyłem. Uff
Andrew, to chyba Patk Guell?
Rozsiadam sie wiec i czekam na opowiesc
No trip no life
Jasne, że Parc Guell - mój ulubiony, ale... wszystko po kolei
Zasiadam i czekam na c.d.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Leciałem na pokładzie wizira. Tym razem dostąpiłem zaszczytu i siedziałem w pierwszym rzędzie. Duże przestrzeń na nogi, ale musiałem całą podróż gapić się na to co wyprawia obsługa pokładowa.
Wiadomo: zamykanie drzwi, crosschecking, potem taniec godowy z informacją gdzie są wyjścia awaryjne, zakładanie kamizelek ratunkowych, maski tlenowe, etc. To jest wszystko do przeżycia. Potem kombinowanie z wózkami, przekładanie czegoś tam z jednego wózka do drugiego, z jednej szafki do drugiej, z góry na dół, z dołu do góry. W sumie to im się nie dziwię, bo to raczej nudna robota takie fruwanie bez możliwości zejścia z pokładu.
W końcu osięgnęliśmy wysokość przelotową i okazało się, że moja poduszka dmuchana (bo ja uwielbiam spać w samolocie) przepuszcza powietrze Dramat! Głowa mnie się kolebała to na prawo, to na lewo. Nie mogłem usnąć.
W końcu wjechał katering. W tym momencie już wiem, że benefitem siedzenia w pierwszym rzędzie jest to, że sprzedaż bufetowa rozpoczyna się od przodu, więc jako pierwszy mogłem z niego skorzystać. Skoro nie mogę spać, to nakupiłem sobie żarcia, kawy i słodyczy, i... teraz mogę dalej lecieć.
Taniec godowy stewardess dobre, podoba mi sie
Hehe - taniec godowy, bo towarzystwo było mieszane damsko-męskie i wyraźnie ku sobie
No nie narzekaj Andrew, to był mroźny dzień...ale gorący
Z tańca godowego też się uśmiałam
Po trzech godzinach nasz wizir wylądował na lotnisku El Prat pod Barceloną. Po wyjściu na zewnątrz szybki papieroch i jazda do centrum. Z terminali T2 co 10 min odjeżdża aerobus do Plaça de Catalunya. Przejazd 5€, powrotny 9,50€.
Odnalazłem swój hotel na Carrer de Pelai, czyli bardzo blisko Rambli. Wrzuciłem do pokoju walizki, szybki prysznic i w teren. Moi znajomi mieli przylecieć dopiero około 23ej.
Wpadłem zatem na kanapeczkę do pobliskiej knajpki
Uwielbiam tę hiszpańską szynkę długodojrzewającą. Pyszna.
Zajefajne jest też to miejsce, gdzie można kupić jamon, a przy okazji coś zjeść.
Jamoniarnia
Oczekując na znajomych zrobiłem sobie krótki spacer po Rambli
Andrew . to ta mala kanapeczka ??
No trip no life
Hehe
Ale plasterki tego jamona były cieniutkie jak pergamin