Po śniadaniu wyruszamy na jeep safari, czyli bezkrwawe łowy do Parku Bandia.
Po safari obiadek i piwko - stek z antylopy.
Potem mamy przejazd do Saint Louis, dawnej stolicy kraju. Miasto usytuowane w pobliżu granicy z Mauretanią. Jest afrykańskim "Nowym Orleanem", gdzie co roku odbywa się słynny Festival de Jazz Saint - Louis. Kolonialna zabudowa miasta w całości została wpisana na listę UNESCO. Ciekawostką architektoniczną St. Louis jest most zbudowany przez G. Eiffla, twórcy słynnej wieży Eiffla w Paryżu. Atrakcją jest przejażdżka dorożkami po mieście.
Ostatniego dnia objazdu jedziemy do świętego miasta Touba. Jest to jedno z najbogatszych miast Senegalu, który ma swoich sponsorów spoza państwa. Każdy muzułmanin w państwie powinien odbyć pielgrzymkę do Toubya, to coś jak Mekka. W obrębie miasta i 7 km poza jego terytorium nie wolno palić tytoniu i pić alkoholu. Palacze z naszej grupy byli zrozpaczeni. Po długim objeździe, gdy tylko wysiedliśmy z busa już czyhali na nas z fartuchami, żeby kobitkom zakryć nogi i włosy. Upał przerażliwy, my zakutane w jakieś szmaty, wyglądamy jak babuszki z Rosji- kobiety na świecie mają przerąbane.
No ale meczetu inaczej nie zwiedzimy. Jest on nadal w budowie, jak twierdzi nasza przewodniczka, od dwóch lat nic się nie zmieniło. Oprowadza nas członek bractwa, które zajmuje się budową meczetu.
Żyrandole sprowadzona z Dubaju, marmur z Włoch
Chłopiec czytający Koran
Kobiety sprzątające codziennie meczet - darmo
W mauzoleum kalifa - mężczyżni modlą się i rozmawiają.
Nasz ostatni nocleg i najlepszy, zarówno pod względem jedzenia, ale też położenia.
Ostatni dzień objazdu zaczyna się od spaceru z lwami w parku Fathala.
Jest to fakultet płatny za 40 Euro. Kilka osób nie wykupuje, bo było już w Kenii na takim spacerze.
Senegal to jedno z 5 miejsc na świecie, w którym można spacerować z lwami.
Lwy żyją w olbrzymim parku, ale mają cztery lata, więc są jeszcze na tyle młode,
że można to robić pod okiem ludzi którzy tam pracują.
Dwa lata temu można było je pogłaskać , a teraz już nie.
Najpierw otrzymujemy instrukcje dnia poprzedniego jak się ubrać, co można wziąć, a czego nie.
Na miejscu podpisujemy cyrograf, coby nikt nie mial pretensji gdyby jednak...
dostajemy instrukcje jak iść, co robić a czego nie wolno i wielkie kije...
No to ruszamy...ja dysponuję moim bagażem gdybym nie wróciła... śmiech i żarty, trochę się kończą,
gdy widzimy ogrodzenie pod prądem, a zza zakrętu wyłaniają się dwa lwy...Tiger i Leila.
Nam towarzyszy przewodnik prawie dwumetrowy Senegalczyk potężny .. i przystojny.
Nasza super pilotka - Karolinka -kulturalna, delikatna, świetnie dogadująca się z miejscowymi,
wprowadzała do naszej grupy spokój i profesjonalizm, dawała nam swobodę tak niezbędną na wycieczce.
Spacer był super, mimo ze dość krótki. Trwał tylko 30 minut.
Ostatnie pamiątkowe zdjęcie z kierowcą Malikiem ( w środku) i Bubą oraz naszą przewodniczką Karolinką.
Następnie płyniemy w rejsie powrotnym promem przez rzekę Gambia,
co nam się też udaje szybko, bo są jakieś niesnaski na granicy,
ale Karolina uruchamia swój kobiecy wdzięk i szef portu osobiście toruje nam drogę do promu.
Przekraczamy granicę do Gambii.
Marudzę też, że koniecznie muszę kupić proszek z baobabu, więc Buba, nasz gambijski przewodnik zabiera nas na największy market w Serrekundzie i kupujemy sobie proszku do woli.
Kraj baobabów, uznawanych za święte drzewa. Nazywa się je odwrócone drzewa.
W jego konarach chowa się poetów, zużywa się każdą część drzewa.
Dzień szósty
Po śniadaniu wyruszamy na jeep safari, czyli bezkrwawe łowy do Parku Bandia.
Po safari obiadek i piwko - stek z antylopy.
Potem mamy przejazd do Saint Louis, dawnej stolicy kraju. Miasto usytuowane w pobliżu granicy z Mauretanią. Jest afrykańskim "Nowym Orleanem", gdzie co roku odbywa się słynny Festival de Jazz Saint - Louis. Kolonialna zabudowa miasta w całości została wpisana na listę UNESCO. Ciekawostką architektoniczną St. Louis jest most zbudowany przez G. Eiffla, twórcy słynnej wieży Eiffla w Paryżu. Atrakcją jest przejażdżka dorożkami po mieście.
Iwona
Dzień siódmy
Następnego dnia pobudka wcześnie rano. W hotelu w pobliżu Saint Louis było dużo komarów, musiałyśmy wytoczyć broń ciężką w postaci muggy.
Po śiadaniu jedziemy do Parku Djoudl na rejs łodzią.
Po drodze mijamy guźce, dzikie i wredne.
Iwona
Superrejs !! jakie tu są ogromne ilości pelikanów cos niesamowitego ..
Mugga wam pomogła ? czy jakieś komary was pokąsały?
No trip no life
Iwonka- rękodzieło piękne I rejs i zwierzaki super
ale blisko podszedl do was , super
Dzień ósmy
Ostatniego dnia objazdu jedziemy do świętego miasta Touba. Jest to jedno z najbogatszych miast Senegalu, który ma swoich sponsorów spoza państwa. Każdy muzułmanin w państwie powinien odbyć pielgrzymkę do Toubya, to coś jak Mekka. W obrębie miasta i 7 km poza jego terytorium nie wolno palić tytoniu i pić alkoholu. Palacze z naszej grupy byli zrozpaczeni. Po długim objeździe, gdy tylko wysiedliśmy z busa już czyhali na nas z fartuchami, żeby kobitkom zakryć nogi i włosy. Upał przerażliwy, my zakutane w jakieś szmaty, wyglądamy jak babuszki z Rosji- kobiety na świecie mają przerąbane.
No ale meczetu inaczej nie zwiedzimy. Jest on nadal w budowie, jak twierdzi nasza przewodniczka, od dwóch lat nic się nie zmieniło. Oprowadza nas członek bractwa, które zajmuje się budową meczetu.
Żyrandole sprowadzona z Dubaju, marmur z Włoch
Chłopiec czytający Koran
Kobiety sprzątające codziennie meczet - darmo
W mauzoleum kalifa - mężczyżni modlą się i rozmawiają.
Nasz ostatni nocleg i najlepszy, zarówno pod względem jedzenia, ale też położenia.
Hotel Keur Salom położony nad rzeką Senegal.
Nietoperze w restauracji.
W przyhotelowym sklepiku
Iwona
Mnie komary nie pokąsiły, ale niekórych tak, ja miałam ślady po meszkach..ktore dały się tu we znaki.
Iwona
Fajne maski i jaki duzy wybór . Ja z wyjazdów czasem przywożę sobie jakieś ciekawe egzemplarze.
Mam juz małą kolekcję na ścianie chociaż słyszałam też opinie ,żę nie powinno się wieszać masek w domach
No trip no life
Też słyszałam, ale to nie są jakieś maski rytualne, stare itp. więc wieszam. Masz już całkiem spory kącik podróżniczy...
Iwona
Ostatni dzień objazdu zaczyna się od spaceru z lwami w parku Fathala.
Jest to fakultet płatny za 40 Euro. Kilka osób nie wykupuje, bo było już w Kenii na takim spacerze.
Senegal to jedno z 5 miejsc na świecie, w którym można spacerować z lwami.
Lwy żyją w olbrzymim parku, ale mają cztery lata, więc są jeszcze na tyle młode,
że można to robić pod okiem ludzi którzy tam pracują.
Dwa lata temu można było je pogłaskać , a teraz już nie.
Najpierw otrzymujemy instrukcje dnia poprzedniego jak się ubrać, co można wziąć, a czego nie.
Na miejscu podpisujemy cyrograf, coby nikt nie mial pretensji gdyby jednak...
dostajemy instrukcje jak iść, co robić a czego nie wolno i wielkie kije...
No to ruszamy...ja dysponuję moim bagażem gdybym nie wróciła... śmiech i żarty, trochę się kończą,
gdy widzimy ogrodzenie pod prądem, a zza zakrętu wyłaniają się dwa lwy...Tiger i Leila.
Nam towarzyszy przewodnik prawie dwumetrowy Senegalczyk potężny .. i przystojny.
Nasza super pilotka - Karolinka -kulturalna, delikatna, świetnie dogadująca się z miejscowymi,
wprowadzała do naszej grupy spokój i profesjonalizm, dawała nam swobodę tak niezbędną na wycieczce.
Spacer był super, mimo ze dość krótki. Trwał tylko 30 minut.
Ostatnie pamiątkowe zdjęcie z kierowcą Malikiem ( w środku) i Bubą oraz naszą przewodniczką Karolinką.
Następnie płyniemy w rejsie powrotnym promem przez rzekę Gambia,
co nam się też udaje szybko, bo są jakieś niesnaski na granicy,
ale Karolina uruchamia swój kobiecy wdzięk i szef portu osobiście toruje nam drogę do promu.
Przekraczamy granicę do Gambii.
Marudzę też, że koniecznie muszę kupić proszek z baobabu, więc Buba, nasz gambijski przewodnik
zabiera nas na największy market w Serrekundzie i kupujemy sobie proszku do woli.
Kraj baobabów, uznawanych za święte drzewa. Nazywa się je odwrócone drzewa.
W jego konarach chowa się poetów, zużywa się każdą część drzewa.
owoc baobabu
Baobab - słoń
Iwona