Zajączku, fajnie, że jesteś. Co do kabanosów, to właśnie dzięki chemii można je zabierać w dalekie podróże i nikt ich nie będzie podżerać a nawet jeśli zgniją to się je umyje w ludwiku
No dobra... Czas wystartować. Przed nami circa 12tyś kilometrów w powietrzu, z krótkim postojem w Kuala Lumpur, prosto do Dżakarty.
Fot. przepastne zasoby internetu.
Przed wejściem do samolotu standardowe kontrole, paszporty, etc. Co mnie urzekło na Schipol, to całkowity self service. Nawet bagaż rejestrowany samemu należało odprawić: stickery nalepiało się samemu, a potem wsadzić bagaż do specjalnego kubła. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałem Jednym słowem: światowo.
Samolot to KLM Boening 777 300 ER. Wygodny, przestronny, miłe wnętrze, z układem miejsc w economy class 3-4-3. Oczywiście pełny. W miarę sprawny i szybki boarding. System rozrywki - jak na tak długi lot przystało - wystarczający. Podczas lotu uczyliśmy się podstawowych słówek (liczebniki, etc) języka indonezyjskiego (Bahasa Indonesia).
Żarcie na pokładzie? Szczerze to nie pamiętam co serwowano. Coś tam było, chyba nawet smacznie i obficie. Ruda stewardessa serwowała alkohol. Była na tyle sympatyczna, że sama do nas podchodziła i pytała czy dobrze nam się podróżuje i czy mamy ochotę na drineczka. Ja wyznaję zasadę, że podczas podróży piję niewiele, bo to ogranicza moją zdolność psychomotoryczną, ale oczywiście nie mogłem rudej odmówić Rozmawiałem na ten temat też z jedną moją znajomą. Ona z kolei nie pije posczas lotu, bo to ją wysusza Ja, gdy za dużo wypiję, to też mnie suszy
A propos załogi KLM. Stewardessy to prawdziwe profesjonalistki. Były to przemiłe, bardzo zadbane panie w przedziale wiekowym 50+. Tak sprawnej i dyskretnej obsługi dawno nie widziałem. Nakarmić kilkaset sób w tym samym czasie to nie lada wyzwanie. W każdym razie szacuneczek.
Lot do KUL upłynął bardzo przyjemnie. Lądowanie mięciutkie (chyba lubię jednak duże samoloty). Dzięki Bogu w KUL przerwa z półtorej godziny i można opuścić pokład molotu. Była okazja pobuszować trochę po sklepach (w sumie nic ciekawego nie było), ale przede wszystkim zaczerpnąć "świeżego powietrza" w palarni Niestety ciężkie jest życie palacza
Po krótkiej przerwie pofrunęliśmy dalej, już bezpośrednio do CGK (Dżakarta). Nie pamiętam, ale lot trwał chyba ze 2, może 2,5 godziny. I znów miękkie lądowanie.
Andrew, czy ten samolot lecial do Jakarty i tylko mial stopa w KL, gdzie mozna było sobie wyjśc na spacer i lecial dalej czy z KL do CGK to byl juz inny lot ?
Andrew, ale się wstrzeliłeś w moje myśli.
Ja dzisiaj przeglądałem Sumatrę...
Jorguś
Jorgus,Sumatra, ciekawa !! , też mam na nią chetke..goryle ..
Andrew, dawaj dalej
No trip no life
Nelcia... orangutany i tygryski
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Lordziu, oj tam , oj tam, czepiasz sie
Przeciez pisze ze goryle we mgle ( mozna nie dojrzec ) i takie kotki do miziania
No trip no life
Andrew, zajrzałem .... mam nadzieje, że będzie ciekawie. W jednym się zgadzamy, też uwielbiam plecaki
kielbasa w Ludwiku he he , obsmiałem sie . Andrew
Andrew, dołączam do towarzystwa i czekam na dalszy ciąg...
Iwona
Ja rowniez czekam na ciag dalszy
Not all who wander are lost.
No dobra... Czas wystartować. Przed nami circa 12tyś kilometrów w powietrzu, z krótkim postojem w Kuala Lumpur, prosto do Dżakarty.
Fot. przepastne zasoby internetu.
Przed wejściem do samolotu standardowe kontrole, paszporty, etc. Co mnie urzekło na Schipol, to całkowity self service. Nawet bagaż rejestrowany samemu należało odprawić: stickery nalepiało się samemu, a potem wsadzić bagaż do specjalnego kubła. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałem Jednym słowem: światowo.
Samolot to KLM Boening 777 300 ER. Wygodny, przestronny, miłe wnętrze, z układem miejsc w economy class 3-4-3. Oczywiście pełny. W miarę sprawny i szybki boarding. System rozrywki - jak na tak długi lot przystało - wystarczający. Podczas lotu uczyliśmy się podstawowych słówek (liczebniki, etc) języka indonezyjskiego (Bahasa Indonesia).
Żarcie na pokładzie? Szczerze to nie pamiętam co serwowano. Coś tam było, chyba nawet smacznie i obficie. Ruda stewardessa serwowała alkohol. Była na tyle sympatyczna, że sama do nas podchodziła i pytała czy dobrze nam się podróżuje i czy mamy ochotę na drineczka. Ja wyznaję zasadę, że podczas podróży piję niewiele, bo to ogranicza moją zdolność psychomotoryczną, ale oczywiście nie mogłem rudej odmówić Rozmawiałem na ten temat też z jedną moją znajomą. Ona z kolei nie pije posczas lotu, bo to ją wysusza Ja, gdy za dużo wypiję, to też mnie suszy
A propos załogi KLM. Stewardessy to prawdziwe profesjonalistki. Były to przemiłe, bardzo zadbane panie w przedziale wiekowym 50+. Tak sprawnej i dyskretnej obsługi dawno nie widziałem. Nakarmić kilkaset sób w tym samym czasie to nie lada wyzwanie. W każdym razie szacuneczek.
Lot do KUL upłynął bardzo przyjemnie. Lądowanie mięciutkie (chyba lubię jednak duże samoloty). Dzięki Bogu w KUL przerwa z półtorej godziny i można opuścić pokład molotu. Była okazja pobuszować trochę po sklepach (w sumie nic ciekawego nie było), ale przede wszystkim zaczerpnąć "świeżego powietrza" w palarni Niestety ciężkie jest życie palacza
Po krótkiej przerwie pofrunęliśmy dalej, już bezpośrednio do CGK (Dżakarta). Nie pamiętam, ale lot trwał chyba ze 2, może 2,5 godziny. I znów miękkie lądowanie.
Jesteśmy w Indonezji!
Andrew, czy ten samolot lecial do Jakarty i tylko mial stopa w KL, gdzie mozna było sobie wyjśc na spacer i lecial dalej czy z KL do CGK to byl juz inny lot ?
No trip no life