Dzis wybieramy sie do Matanzas.Wiemy juz ,ze znaszego Bus Toursa nici wiec musimy sobie jakos ten wypad zorganizować.
Wycieczka odpadła, taxi zbyt drogie na dwie osoby,zostaje Viazul albo kubański autobus miejski(transmetro).
Stopem udaje nam sie dostac do stacji Viazula .Tam pełno miejscowych czeka na jakis autobus.Jak sie okazuje z tej samej stacji odjezdzaja autobusy dla tubylców i zaraz ma byc autobus do Matanzas.
Stacja autobusowa podzielona jest na dwa sektory-jeden ten dla miejscowych a drugi"nowoczesny" dla turystów Viazula. Szybko kupujemy bilety za 5 CUP od osoby (około 0,80 gr) od osoby i za momemt w tłoku i smrodzie jedziemy na wycieczke)
Sektor dla miejscowych!!!
Tak czy siak wiedzielismy już,że tym autobusem nie bedziemy wracac ...już chyba wyrosłam z takich "luxusow"
Wysiedlismy na pierwszym przystanku,który wskazywał na to,ze jestesmy w Matanzas. Matanzas to nie tylko niska zabudowa ,znajduja tu sie równiez na przedmiesciach straszace,porosyjskie blokowiska.
Myśle,że duzo tego w tej części Kuby.
Zaczął sie swiat inny niz w Varadero. Mielśmy sporo czasu więc mogliśmy zwiedzać własnym tempem. Mapa w przewodniku,jakos mozna sie połapać.Okazuje sie ,ze do centrum mamy spry kawałek ale jakos dojdziemy.Mijamy dworzec autobusowy znajdujacy sie niedaleko Calle 101 przy Rio San Juan.Sprawdzamy przy okazji rozkład jady Viazula bo raczej zdecydujemy sie na powrót właśnie nim.Viazul odjezdza o 15 i potem o 19,45-obydwa jada z Hawany. Przechodzimy teraz jeszcze przez most na rzece i mozna powiedziec ,ze jesteśmy w scisłym centrum. Matanzas połozone jest nad brzegiem dużej zatoki.Centrum historyczne miasta otoczone z dwoch stron rzekami-Rio Yumuri i Rio San Juan.Z innymi dzielnicami i dwoma przedmiesciami Versalles i Pueblo Nuevo połaczone jest mostami.Z tego tez względu bardzo czesto jest nazywane kreolską Wenecja lub Atenami Kuby. Ulice w miescie bardzo czest nosza jeszcze nazwy kolonialne a nie tylko jak to w innych miastach numery. Spacer Matanzas jest bardzo przyjemny i często mozemy przechadzac się uliczkami ,które pną się lekko pod górę.
Mysle,ze jest to naprawde fajna namiastka kubańskiego zycia)))
Za 2 CUC WŁAZIMY ZWIEDZIC JAKAS GALERIE)))
Nie bardzo mnie to interesuje ale mamy sporo czasu wiec dlaczego nie zajrzec))
W podobnej cenie zwiedzamy muzeum farmaceutyczne-zboczenie zawodowe-musimy jednak dopłacic tu 1 CUC za fotografowanie )))
Błądzimy sobie teraz kolorowymi uliczkami ,chcemy dotrzec do centrum historycznego a potem do Parque Libertad.Chyba wole to szędanie miedzy ludzmi i podgladanie ich codzienności niz łażenie po muzeach.Jestesmy tam zafascynowani ta codziennościa,że nawet nie zauważamy ,ze prawie cały czas jestesmy tuz przy swoim celu ,tylko co krok z innej strony..
Zapomnielismy nawet wyciagnąć mape-tak nam sie tu podobało,ze wcale nie była nam potrzebna-nie moglismy sie juz doczekac wyjazdu do Hawany))
Troche już jestesmy spragnieni,szukamy jakiegos miejsca na odpoczynek -udajemy sie na Plac Liberta.Czytałm tam wczesniej o hotelu gdzie w barze podaja przepyszne drinki-nasz cel odszukac ten hotel.
Dziwnym trafem skrecilismy w drugim kierunku w okolice Plza de la Vigia -no cóz -trezba wyjać mape..
Na placu wznosi sie pomnik nieznanego zołnierza a wokół stoja odrestaurowane gmachy: starzy pożarnej z 1898 r.,Pałac Sprawiedliwosci z 1826 r.,Museo Provincial mieszczące sie w Palacio del Junco z jasnoiebieskim portykiem z 1838r.,Teatro Sauto z 1863r. czy wydawnictwo Edicationes Vigia.
Docieramy wreszcie na Plac Libertad o odnajdujemy Hotel Velasco)))
Zamawiamy po piwku za 3 CUC i drinki po 4CUC-faktycznie niebo w gębie-warto było tutaj dotrzeć...
Trzy godzinki wystarczyły nam aby w miare mozliwosci obejsc centrum Matanzas.Teraz w planie mamy jaskinie.Odpuściliśmy te w Varadero na koszt tych ,które znajduja sie w okolicach tego miasteczka. Mapa wskazuje droge-fakt jest kawałek bo nie jest to dosłownie w Matanzas ale postanawoamy isc na nogach.
W okolicach mostu ,którym juz dzis przechodzlismy widzimy stojący drogowskaz
Spojrzelismy po sobie-o tylko 3,5 km-damy rady-idziemy na nogach))) Droga minęła przyjemnie i za około 30 minut jestesmy na miejscu...
W kasie kupujemy bilety po 5CUC od osoby.Do tego płcimy 5 CUC za mozliwosc fotografowania-no nie tania impreza ale jak juz tyle szlismy i drugie tyle musimy wrócić do dworca autobusowego to nie bedziemy sobie tych 15 CUC żałować...
Nie moge sie napatrzec przez cały pobyt na Kubie na te podkolanówki-z 30 lat temy sama takie nosiłam i pamietam,ze był to towar spod lady))
Jasinie de Bellamar zwiedza sie z przewodnikiem więc chwilke czekamy az zbierze sie grupka ludzi .Wchodzi sie o odpowiednich godzinach wiec mielismy szczescie i nie musieliśmy zbyt długo czekać.Do zwiedzania jest pierwsze 1500m.Oglada sie po drodze korytarze pokryte formami krystalicznymi o róznych kształtach.
Jaskinie zostały odkryte przypadkiem w 1861 r. przez niewolnika poszukujacego wody.
Do tej pory zbadano jedynie 3 km tego znaleziska ale pewnie zostaje tam jeszcze wiele do odkrycia.
Nieustanny wyciek ze scian jaskiń zapewnia stałą temp.około 26 stopni.
Najnizszy punkt odkryty w tym miejscu to jaskinia 50 m ponizej poziomu morza.Turysci schodza do 26 metra ponizej poziomu....wilgoc jaka tam panuje to nawet 99%
Do tej pory nie odkryto tam żadnych żyjatek....za wyjątkiem jakis żółtych robaczków
Na tym kończymy naszą wycieczke do Matanzas-teraz jeszcze tylko z buta na dworzec autobusowy,tam bez problemu kupujemy bilety na Viazula za 6 CUC od osoby i za niecałą godzine jestesmy w Varadero. Taksówka do hotelu 10 CUC...czy zaoszczedzilismy na wycieczce???? TAK....wydalismy mniej niz na zorganizowana wycieczke z biura od jednej osoby a że troche kilometrów narobilismy-no cóz-my jak wiecie mamy to we krwi.....
Zelku - i prosze jak wokół Varadero potrafi być prawdziwie. Świetnie ze masz tyle zdjęć Kuby a nie wyłacznie resortu. łezka mi się kręci gdy ogądam te twoje pstryki
Edi...wiesz sama,że Kuba to nie resorty bo to akurat najgorszy atut tego miejsca Kuba to wszystko co poza resortami ale mimo wszystko nieżałuje ani chwili lenistwa w resorcie i długich spacerków plażami)))
Dziś mamy troche laby-to znaczy katamaran i całodniowy wypad na Cayo Blanco. Rano zabieraja nas z hotelu-kilka osób w sumie,ale po drodze zabieramy ludzi z rózych hoteli tych na koncu cypla i jedziemy do mariny-ale nie tej nowoczesnej z konca półwysku tylko takiej co znajduje sie mniej wiecej w połowie Varadero. Czeka tam juz kilka katamaranów i kazdego w zależnosci od wykupionego rejsu kieruja na odpowiednie miejsce.
My mamy wykupiony najtanszy rejs głównie z pobytem na wyspie bo nie zależało nam na snurkowaniach -nie mój temat-ani na kapieli z delfinami w zamknietym zbiorniku,skąd jak sie okazuje ludzie wychodza przesiaknięci straszliwym odorem.
Wypływamy o czasie.
Przedostajac sie przez szeroki kanał wypływamy na pełne morze)))
W rytmach salsy ,w deszczu cudownego rumu z przerwa na jedno snurkowanie(sprzet zapewniony na katamaranie) po około 1,5 godziny ukazuja sie nam wyspa,która wedle opisów jest "rajską wyspą" z cudownie biały piaseczkiem.
Podpływamy coraz bliżej i czar zaczyna pryskać.Chyba za duzo juz tych "rajskich"miejsc widzieliśmy
Może nie jest tak do końca...bo jesli ktoś jest pierwszy raz na takiej wysepce to pewnie będzie oczarowany . Jest biały piasek,jest cudowna woda,sa niskie palemki z dudownie pomaranczowo,żółtymi pioropuszami ale daleko tej wyspie do "rajskiej"
Przypływa kilka katamaranów na raz.Na brzeg wychodzą tłumy ludzi i wszyscy kieruja sie na mały kawałek pichu gdzie w jednym rzędzie poustawianych jest kilka leżaków )))
Zaraz obok jest bar gdzie podawane są drinki w ramach ALL ,drugi z drinkami płatnymi,gdzies tam z boku szykuja jedzenie na lunch,miło przygrywają muzykanci rozgrzewając do tańca,rozrzutny turysta może sobie zakupic pamiatke z Kuby na jednym z rozłożonych stolików a obok za blaszanym murem na dobre trwa budowa-najprawdopodobniej jakiegoś hotelu ,tak więc juz niedługo będzie tu jeszcze gorzej niz teraz i wyspa ,która teraz ma nazwe wyspy bezludnej juz za taka nie będzie uchodziła.
Popilismy,pojedlismy to mozemy terz ruszyc w poszukiwaniu "raju na wyspie"
Wyspa nie jest duża wiec nie ma za bardzo gdzie isć tym bardziej ,ze plaz tam jak na lekarswo-chyba właśnie tylko ta jedna.Reszta wyspy porosnieta jest krzakami aż bo brzegi.
Woda przy tych przybrzeżnych krzakach jest jednak płytka i bardzo łątwo jest pokonać spore odległości.
Nie wiem dlaczego wszyscy okupuja tylko ta częśc plazy z piachem ale dla nas to idealne rozwiązanie bo idac sobie dalej znajdujemy zaciszne zakamarki gdzie jesteśmy tylko sami. Po drodze mijamy drewniany domek.w którym stacjonuje ratownik -może dwoch-chatyna ta nam sie bardzo spodobała,stwierdziliśmy nawet,że tu mogli bysmy sobie pomieszkać.
To teraz zabieram nas do raju,który jednak na wyspie odkrylismy )))
Definitywny juz koniec z lazurkami ,teraz juz tylko bedzie nabijanie kilometrów i to nie po plazy. Dzis wyjezdzamy na południe.Głowny cel to Trinidad z reszta zaraz jakos sie dogadamy.
Umówieni jeseśmy przed 6-tą -Jose przyjezdza punktualnie.Wstalismy dzis wczesniej niz zwykle i zdązylismy jeszcze wsunąc w barze przy basenie tłustego "chamburgera" w dziwnym wydaniu.Popiliśmy jakims sokiem -z kawa o tej godzinie wogóle nie ryzykowalismy bo pewnie by była niezjadliwa . Sniadanie tez do dobrych nie nalezało ale cos trzeba było przekąsić.
"Najedzeni" wsiadamy do busa ,jedziemy jeszcze po naszych nowych znajomych i w droge. Proponujemy nasz plan -jest ok-robimy jedna zmiane-chcemy na poczatku po drodze zajechac do Cardenas ale jest zbyt wczesnie a tam mozemy byc za godzinke wiec tak troche bez sensu bo miasteczko bedzie jeszcze spało wiec przekładamy to na droge powrotną. Wiec plan wygada tak: -Santa Clara -Trinidad żeby spedzic tam jak najwiecej czasu a szczególnie w nocy poszalec po klubach -rezerwat jak pogoda nie spłata nam figla -Cinefuegos i słynne Palacio de Valle -Cardenas -może uda nam sie zobaczyc słynne riksze
No to w drogę przez kubanskie wioski i miasteczka....
Gdzieś po drodze zatrzymujemy sie w przydroznym barze "dla tusystów" na kawke,sniadanie,szklaneczke rumu i siusiuKawa pyszna,rum jeszcze lepszy,kanapka zjadliwa,a kibel bez drzwi-dwa sedesy na kiku na wprost siebie-bez nijakiej zasłonki-pani wpuszczała parami na cale szczescie były to pary tej samej płci - nie dalam rady sie tam załatwic-wlazłam i wyszlam
Dojezdzamy do przedmieśc Santa Clara .Jedziemy na Plac Rewolucji.Wiemy ,ze odpuscimy sobie to miejsce w Hawanie chociaż ma on tam inny wymiar ,dlatego postanawiamy choc na moment zatrzymac sie tutaj.Chociaz powiem szczerze,ze dla mnie najwazniejsze było to,ze znajdowł sie tam w miare przyzwoity jak na Kube kibelek.
a Plaza de la Rewolution znajduje sie olbrzymi pomnik Che Guevary,składający sie z kilku płaskorzezb.Cały kompleks obejmuje muzeum i mauzoleum.Centralny punkt pomnika stanowi ogromny posąg"bohatera"z ręką w gipsie. Ponzej płaskorzezba przedstawiajaca sceny z bitwy z wyrytymi pożegnalnymi słowami z listu,który Che napisał przed wyjazdem do Boliwi. Na dole przy tyłach pomnika jest wejscie do muzeum....wizyte tam odpuszczamy sobie -po pierwsze nieziemne kolejki ,po drugie zakaz fotografowania )))
PLAC Z PRZODU POMNIKA
KOLEJKA DO MUZEUM Z TYŁU POMNIKA-tutaj jeszcze była malutka
Centrum Santa Clary malutkie-obeszlismy je dwie godzinki.Miasteczko kolorowe,zabane.Sporo w nim odrestaurowanych budowli. W sercu miasta Park Leoncio Vidal.Atmosfera jaka tu panuje z pewnoscia moze przeniesc do przeszłosci-piękne,żelazne latarnie i ławki ,które sa oblegane przez wesołą młodzież i zmęczonych życiem Kubańczyków.
Znajduje sie to obelisk upamietniajacy jakis kapłąnów i popiersie Leoncia Vidala,półkownika armi niepodległosci.Jest tutaj tez piekan fontanna.
Prawie w samym centrum dworzec autobusowy
A troszke wczesniej zatrzymalismy sie na moment przy lini kolejowej biegnacej do Remedios bowiem znajduje sie tam Pomnik Tren Blindado.
Pomnik ten stoi w miejscu gdzie Che Guevara doprowadził do wykolejenia pociagu i zdobył miasto . Muzeum miesci sie na wolnym powietrzu a obok toczy sie spokojnie zycie i gdzie spalone słoncem stare Kubanki probuja wcisnąc turystom jakies tandetne towary )))
Wracamy jeszcze do centrum,żeby pospacerowac troszke wsród codziennosci,przyjzeć sie mieszkańcom,wypisc zimne piwko i zjesc lunch w restauracji dla "bogaczy". Ot i cała Santa Clara ze swym inwentarzem)))
Jaka szkoda,ze to niedługo sie zmieni i nawet w tym miejscu powstanie prawdzimy mcdonald ))) a Kubą zawładnie $$$$
Dalszy kierunek to Trinidad.W sumie to nie jest daleko bo niewiele ponad 100 km może 120 ale droga tak sie dłuży ,ze w koncu zasypiamy.Nie ma sie co dziwic-wtalismy dzisiaj wczesniej niz zawsze .W trinidadzie budzimy sie za to wypoczeci i gotowi na zwiedzanie. Z kierowca umawiamy sie na około 18-tą,żeby zajechac na chwile na nasze miejsce noclegowe,chwile sie odświerzyc,zjesc kolacje i ponownie wrócic do Trinidadu. Trinidad zwiedzamy własnym tempem -nikt nas nie goni,nie zaciąga w miejsca,w których nie mamy ochoty być. Miasto jest wpisane na liste SwIATOWEGO Dziedzictwa UNESCO i wydaje sie całkiem inne od miasteczek,które do tej pory widzieliśmy.Własnie tutaj spacerujemy po brukowanych uliczkach,które są otoczone przez pastelowe domki z kolonialną zabudową. Zycie tu toczy sie leniwie a ludzie są bardzo radośni i przesympatyczni.
Uwielbiam takie klimaty,moge tak spacerowac godzinami a to miasto sprzyja spacerom....ani przez moment nie czułam ,ze miejscowi jakos zle reagują na to,ze sie ich foci czesto sami pchali sie do zdjęć chociaz powiem szczerze ,ze na początku mieliśmy jakies opory i pytalismy czy można ich focić ale po kilku ochoczych zgodach przestalismy pytać....
Mikka witaj....wiem,wiem,że w Kubie jesteś zakochana więc fajnie ,ze wpadłaś )))
Dzis wybieramy sie do Matanzas.Wiemy juz ,ze znaszego Bus Toursa nici wiec musimy sobie jakos ten wypad zorganizować.
Wycieczka odpadła, taxi zbyt drogie na dwie osoby,zostaje Viazul albo kubański autobus miejski(transmetro).
Stopem udaje nam sie dostac do stacji Viazula .Tam pełno miejscowych czeka na jakis autobus.Jak sie okazuje z tej samej stacji odjezdzaja autobusy dla tubylców i zaraz ma byc autobus do Matanzas.
Stacja autobusowa podzielona jest na dwa sektory-jeden ten dla miejscowych a drugi"nowoczesny" dla turystów Viazula.
Szybko kupujemy bilety za 5 CUP od osoby (około 0,80 gr) od osoby i za momemt w tłoku i smrodzie jedziemy na wycieczke)
Sektor dla miejscowych!!!
Tak czy siak wiedzielismy już,że tym autobusem nie bedziemy wracac ...już chyba wyrosłam z takich "luxusow"
Wysiedlismy na pierwszym przystanku,który wskazywał na to,ze jestesmy w Matanzas.
Matanzas to nie tylko niska zabudowa ,znajduja tu sie równiez na przedmiesciach straszace,porosyjskie blokowiska.
Myśle,że duzo tego w tej części Kuby.
Zaczął sie swiat inny niz w Varadero.
Mielśmy sporo czasu więc mogliśmy zwiedzać własnym tempem.
Mapa w przewodniku,jakos mozna sie połapać.Okazuje sie ,ze do centrum mamy spry kawałek ale jakos dojdziemy.Mijamy dworzec autobusowy znajdujacy sie niedaleko Calle 101 przy Rio San Juan.Sprawdzamy przy okazji rozkład jady Viazula bo raczej zdecydujemy sie na powrót właśnie nim.Viazul odjezdza o 15 i potem o 19,45-obydwa jada z Hawany.
Przechodzimy teraz jeszcze przez most na rzece i mozna powiedziec ,ze jesteśmy w scisłym centrum.
Matanzas połozone jest nad brzegiem dużej zatoki.Centrum historyczne miasta otoczone z dwoch stron rzekami-Rio Yumuri i Rio San Juan.Z innymi dzielnicami i dwoma przedmiesciami Versalles i Pueblo Nuevo połaczone jest mostami.Z tego tez względu bardzo czesto jest nazywane kreolską Wenecja lub Atenami Kuby.
Ulice w miescie bardzo czest nosza jeszcze nazwy kolonialne a nie tylko jak to w innych miastach numery.
Spacer Matanzas jest bardzo przyjemny i często mozemy przechadzac się uliczkami ,które pną się lekko pod górę.
Mysle,ze jest to naprawde fajna namiastka kubańskiego zycia)))
Za 2 CUC WŁAZIMY ZWIEDZIC JAKAS GALERIE)))
Nie bardzo mnie to interesuje ale mamy sporo czasu wiec dlaczego nie zajrzec))
W podobnej cenie zwiedzamy muzeum farmaceutyczne-zboczenie zawodowe-musimy jednak dopłacic tu 1 CUC za fotografowanie )))
Błądzimy sobie teraz kolorowymi uliczkami ,chcemy dotrzec do centrum historycznego a potem do Parque Libertad.Chyba wole to szędanie miedzy ludzmi i podgladanie ich codzienności niz łażenie po muzeach.Jestesmy tam zafascynowani ta codziennościa,że nawet nie zauważamy ,ze prawie cały czas jestesmy tuz przy swoim celu ,tylko co krok z innej strony..
Zapomnielismy nawet wyciagnąć mape-tak nam sie tu podobało,ze wcale nie była nam potrzebna-nie moglismy sie juz doczekac wyjazdu do Hawany))
Troche już jestesmy spragnieni,szukamy jakiegos miejsca na odpoczynek -udajemy sie na Plac Liberta.Czytałm tam wczesniej o hotelu gdzie w barze podaja przepyszne drinki-nasz cel odszukac ten hotel.
Dziwnym trafem skrecilismy w drugim kierunku w okolice Plza de la Vigia -no cóz -trezba wyjać mape..
Na placu wznosi sie pomnik nieznanego zołnierza a wokół stoja odrestaurowane gmachy: starzy pożarnej z 1898 r.,Pałac Sprawiedliwosci z 1826 r.,Museo Provincial mieszczące sie w Palacio del Junco z jasnoiebieskim portykiem z 1838r.,Teatro Sauto z 1863r. czy wydawnictwo Edicationes Vigia.
Docieramy wreszcie na Plac Libertad o odnajdujemy Hotel Velasco)))
Zamawiamy po piwku za 3 CUC i drinki po 4CUC-faktycznie niebo w gębie-warto było tutaj dotrzeć...
Trzy godzinki wystarczyły nam aby w miare mozliwosci obejsc centrum Matanzas.Teraz w planie mamy jaskinie.Odpuściliśmy te w Varadero na koszt tych ,które znajduja sie w okolicach tego miasteczka.
Mapa wskazuje droge-fakt jest kawałek bo nie jest to dosłownie w Matanzas ale postanawoamy isc na nogach.
W okolicach mostu ,którym juz dzis przechodzlismy widzimy stojący drogowskaz
Spojrzelismy po sobie-o tylko 3,5 km-damy rady-idziemy na nogach)))
Droga minęła przyjemnie i za około 30 minut jestesmy na miejscu...
W kasie kupujemy bilety po 5CUC od osoby.Do tego płcimy 5 CUC za mozliwosc fotografowania-no nie tania impreza ale jak juz tyle szlismy i drugie tyle musimy wrócić do dworca autobusowego to nie bedziemy sobie tych 15 CUC żałować...
Nie moge sie napatrzec przez cały pobyt na Kubie na te podkolanówki-z 30 lat temy sama takie nosiłam i pamietam,ze był to towar spod lady))
Jasinie de Bellamar zwiedza sie z przewodnikiem więc chwilke czekamy az zbierze sie grupka ludzi .Wchodzi sie o odpowiednich godzinach wiec mielismy szczescie i nie musieliśmy zbyt długo czekać.Do zwiedzania jest pierwsze 1500m.Oglada sie po drodze korytarze pokryte formami krystalicznymi o róznych kształtach.
Jaskinie zostały odkryte przypadkiem w 1861 r. przez niewolnika poszukujacego wody.
Do tej pory zbadano jedynie 3 km tego znaleziska ale pewnie zostaje tam jeszcze wiele do odkrycia.
Nieustanny wyciek ze scian jaskiń zapewnia stałą temp.około 26 stopni.
Najnizszy punkt odkryty w tym miejscu to jaskinia 50 m ponizej poziomu morza.Turysci schodza do 26 metra ponizej poziomu....wilgoc jaka tam panuje to nawet 99%
Do tej pory nie odkryto tam żadnych żyjatek....za wyjątkiem jakis żółtych robaczków
Na tym kończymy naszą wycieczke do Matanzas-teraz jeszcze tylko z buta na dworzec autobusowy,tam bez problemu kupujemy bilety na Viazula za 6 CUC od osoby i za niecałą godzine jestesmy w Varadero.
Taksówka do hotelu 10 CUC...czy zaoszczedzilismy na wycieczce???? TAK....wydalismy mniej niz na zorganizowana wycieczke z biura od jednej osoby a że troche kilometrów narobilismy-no cóz-my jak wiecie mamy to we krwi.....
Super, że wróciłaś, uwielbiam czytać Twoje relacje. Jeszcze tylko Bepi brakuje.
Zelku - i prosze jak wokół Varadero potrafi być prawdziwie. Świetnie ze masz tyle zdjęć Kuby a nie wyłacznie resortu. łezka mi się kręci gdy ogądam te twoje pstryki
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Aga....miło,ze ktoś się cieszy
Edi...wiesz sama,że Kuba to nie resorty bo to akurat najgorszy atut tego miejsca Kuba to wszystko co poza resortami ale mimo wszystko nieżałuje ani chwili lenistwa w resorcie i długich spacerków plażami)))
Dziś mamy troche laby-to znaczy katamaran i całodniowy wypad na Cayo Blanco.
Rano zabieraja nas z hotelu-kilka osób w sumie,ale po drodze zabieramy ludzi z rózych hoteli tych na koncu cypla i jedziemy do mariny-ale nie tej nowoczesnej z konca półwysku tylko takiej co znajduje sie mniej wiecej w połowie Varadero.
Czeka tam juz kilka katamaranów i kazdego w zależnosci od wykupionego rejsu kieruja na odpowiednie miejsce.
My mamy wykupiony najtanszy rejs głównie z pobytem na wyspie bo nie zależało nam na snurkowaniach -nie mój temat-ani na kapieli z delfinami w zamknietym zbiorniku,skąd jak sie okazuje ludzie wychodza przesiaknięci straszliwym odorem.
Wypływamy o czasie.
Przedostajac sie przez szeroki kanał wypływamy na pełne morze)))
W rytmach salsy ,w deszczu cudownego rumu z przerwa na jedno snurkowanie(sprzet zapewniony na katamaranie) po około 1,5 godziny ukazuja sie nam wyspa,która wedle opisów jest "rajską wyspą" z cudownie biały piaseczkiem.
Podpływamy coraz bliżej i czar zaczyna pryskać.Chyba za duzo juz tych "rajskich"miejsc widzieliśmy
Może nie jest tak do końca...bo jesli ktoś jest pierwszy raz na takiej wysepce to pewnie będzie oczarowany .
Jest biały piasek,jest cudowna woda,sa niskie palemki z dudownie pomaranczowo,żółtymi pioropuszami ale daleko tej wyspie do "rajskiej"
Przypływa kilka katamaranów na raz.Na brzeg wychodzą tłumy ludzi i wszyscy kieruja sie na mały kawałek pichu gdzie w jednym rzędzie poustawianych jest kilka leżaków )))
Zaraz obok jest bar gdzie podawane są drinki w ramach ALL ,drugi z drinkami płatnymi,gdzies tam z boku szykuja jedzenie na lunch,miło przygrywają muzykanci rozgrzewając do tańca,rozrzutny turysta może sobie zakupic pamiatke z Kuby na jednym z rozłożonych stolików a obok za blaszanym murem na dobre trwa budowa-najprawdopodobniej jakiegoś hotelu ,tak więc juz niedługo będzie tu jeszcze gorzej niz teraz i wyspa ,która teraz ma nazwe wyspy bezludnej juz za taka nie będzie uchodziła.
Popilismy,pojedlismy to mozemy terz ruszyc w poszukiwaniu "raju na wyspie"
Wyspa nie jest duża wiec nie ma za bardzo gdzie isć tym bardziej ,ze plaz tam jak na lekarswo-chyba właśnie tylko ta jedna.Reszta wyspy porosnieta jest krzakami aż bo brzegi.
Woda przy tych przybrzeżnych krzakach jest jednak płytka i bardzo łątwo jest pokonać spore odległości.
Nie wiem dlaczego wszyscy okupuja tylko ta częśc plazy z piachem ale dla nas to idealne rozwiązanie bo idac sobie dalej znajdujemy zaciszne zakamarki gdzie jesteśmy tylko sami.
Po drodze mijamy drewniany domek.w którym stacjonuje ratownik -może dwoch-chatyna ta nam sie bardzo spodobała,stwierdziliśmy nawet,że tu mogli bysmy sobie pomieszkać.
To teraz zabieram nas do raju,który jednak na wyspie odkrylismy )))
GENARALNIE SPĘDZILISMY TU NA MAXA CUDOWNY DZIEŃ
Definitywny juz koniec z lazurkami ,teraz juz tylko bedzie nabijanie kilometrów i to nie po plazy.
Dzis wyjezdzamy na południe.Głowny cel to Trinidad z reszta zaraz jakos sie dogadamy.
Umówieni jeseśmy przed 6-tą -Jose przyjezdza punktualnie.Wstalismy dzis wczesniej niz zwykle i zdązylismy jeszcze wsunąc w barze przy basenie tłustego "chamburgera" w dziwnym wydaniu.Popiliśmy jakims sokiem -z kawa o tej godzinie wogóle nie ryzykowalismy bo pewnie by była niezjadliwa . Sniadanie tez do dobrych nie nalezało ale cos trzeba było przekąsić.
"Najedzeni" wsiadamy do busa ,jedziemy jeszcze po naszych nowych znajomych i w droge.
Proponujemy nasz plan -jest ok-robimy jedna zmiane-chcemy na poczatku po drodze zajechac do Cardenas ale jest zbyt wczesnie a tam mozemy byc za godzinke wiec tak troche bez sensu bo miasteczko bedzie jeszcze spało wiec przekładamy to na droge powrotną.
Wiec plan wygada tak:
-Santa Clara
-Trinidad żeby spedzic tam jak najwiecej czasu a szczególnie w nocy poszalec po klubach
-rezerwat jak pogoda nie spłata nam figla
-Cinefuegos i słynne Palacio de Valle
-Cardenas -może uda nam sie zobaczyc słynne riksze
No to w drogę przez kubanskie wioski i miasteczka....
Gdzieś po drodze zatrzymujemy sie w przydroznym barze "dla tusystów" na kawke,sniadanie,szklaneczke rumu i siusiuKawa pyszna,rum jeszcze lepszy,kanapka zjadliwa,a kibel bez drzwi-dwa sedesy na kiku na wprost siebie-bez nijakiej zasłonki-pani wpuszczała parami na cale szczescie były to pary tej samej płci - nie dalam rady sie tam załatwic-wlazłam i wyszlam
Dojezdzamy do przedmieśc Santa Clara .Jedziemy na Plac Rewolucji.Wiemy ,ze odpuscimy sobie to miejsce w Hawanie chociaż ma on tam inny wymiar ,dlatego postanawiamy choc na moment zatrzymac sie tutaj.Chociaz powiem szczerze,ze dla mnie najwazniejsze było to,ze znajdowł sie tam w miare przyzwoity jak na Kube kibelek.
a Plaza de la Rewolution znajduje sie olbrzymi pomnik Che Guevary,składający sie z kilku płaskorzezb.Cały kompleks obejmuje muzeum i mauzoleum.Centralny punkt pomnika stanowi ogromny posąg"bohatera"z ręką w gipsie.
Ponzej płaskorzezba przedstawiajaca sceny z bitwy z wyrytymi pożegnalnymi słowami z listu,który Che napisał przed wyjazdem do Boliwi.
Na dole przy tyłach pomnika jest wejscie do muzeum....wizyte tam odpuszczamy sobie -po pierwsze nieziemne kolejki ,po drugie zakaz fotografowania )))
PLAC Z PRZODU POMNIKA
KOLEJKA DO MUZEUM Z TYŁU POMNIKA-tutaj jeszcze była malutka
Centrum Santa Clary malutkie-obeszlismy je dwie godzinki.Miasteczko kolorowe,zabane.Sporo w nim odrestaurowanych budowli.
W sercu miasta Park Leoncio Vidal.Atmosfera jaka tu panuje z pewnoscia moze przeniesc do przeszłosci-piękne,żelazne latarnie i ławki ,które sa oblegane przez wesołą młodzież i zmęczonych życiem Kubańczyków.
Znajduje sie to obelisk upamietniajacy jakis kapłąnów i popiersie Leoncia Vidala,półkownika armi niepodległosci.Jest tutaj tez piekan fontanna.
Prawie w samym centrum dworzec autobusowy
A troszke wczesniej zatrzymalismy sie na moment przy lini kolejowej biegnacej do Remedios bowiem znajduje sie tam Pomnik Tren Blindado.
Pomnik ten stoi w miejscu gdzie Che Guevara doprowadził do wykolejenia pociagu i zdobył miasto .
Muzeum miesci sie na wolnym powietrzu a obok toczy sie spokojnie zycie i gdzie spalone słoncem stare Kubanki probuja wcisnąc turystom jakies tandetne towary )))
Wracamy jeszcze do centrum,żeby pospacerowac troszke wsród codziennosci,przyjzeć sie mieszkańcom,wypisc zimne piwko i zjesc lunch w restauracji dla "bogaczy".
Ot i cała Santa Clara ze swym inwentarzem)))
Jaka szkoda,ze to niedługo sie zmieni i nawet w tym miejscu powstanie prawdzimy mcdonald ))) a Kubą zawładnie $$$$
Dalszy kierunek to Trinidad.W sumie to nie jest daleko bo niewiele ponad 100 km może 120 ale droga tak sie dłuży ,ze w koncu zasypiamy.Nie ma sie co dziwic-wtalismy dzisiaj wczesniej niz zawsze .W trinidadzie budzimy sie za to wypoczeci i gotowi na zwiedzanie.
Z kierowca umawiamy sie na około 18-tą,żeby zajechac na chwile na nasze miejsce noclegowe,chwile sie odświerzyc,zjesc kolacje i ponownie wrócic do Trinidadu.
Trinidad zwiedzamy własnym tempem -nikt nas nie goni,nie zaciąga w miejsca,w których nie mamy ochoty być.
Miasto jest wpisane na liste SwIATOWEGO Dziedzictwa UNESCO i wydaje sie całkiem inne od miasteczek,które do tej pory widzieliśmy.Własnie tutaj spacerujemy po brukowanych uliczkach,które są otoczone przez pastelowe domki z kolonialną zabudową.
Zycie tu toczy sie leniwie a ludzie są bardzo radośni i przesympatyczni.
Uwielbiam takie klimaty,moge tak spacerowac godzinami a to miasto sprzyja spacerom....ani przez moment nie czułam ,ze miejscowi jakos zle reagują na to,ze sie ich foci czesto sami pchali sie do zdjęć chociaz powiem szczerze ,ze na początku mieliśmy jakies opory i pytalismy czy można ich focić ale po kilku ochoczych zgodach przestalismy pytać....