--------------------

____________________

 

 

 



Australia (Melbourne, Tasmania, Sydney) - dlaczego warto tam jechać?

186 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
trina
Obrazek użytkownika trina
Offline
Ostatnio: 3 miesiące 3 tygodnie temu
Rejestracja: 30 sty 2014

Piękne widoki ze szczytu - na szczęście trafiliście na dobrą pogodę. A tym szlakiem w dół też bym się przespacerowała, fajne widoczki i roślinki.

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, chyba przyznasz, że kraina niezwykła???? Twoja relacja ostatecznie mnie utwierdziła, żeby jednak jechać taki  kawał...

Radek, pisałam na wstępie, że niestety pogoda tu jest nieprzewidywalna. Jednego dnia może być 25 stopni, na drugi 12. Zależy z której strony zawieje!!!

A i jeszcze w ciągu dnia mogą być deszcze i słońce na przemian. 

Zresztą ty na pewno coś o tym wiesz... Ja sama czegoś takiego też zaznałam w twej drugiej ojczyźnie...

W górach może nawet spaść śnieg.

Jak przed wyjazdem z niepokojem śledziłam prognozę pogody, to się okazało, że dwa tygodnie przed naszym przyjazdem była taka śnieżyca, że przez kilka godzin była zamknięta droga na szczyt. A to przecież początek lata.

Ale ten dzień nie był jeszcze najzimniejszy i co najważniejsze widoczność była dobra...

Trina, widoczki i roślinki bardzo fajne. I pomimo, że dość dobrze znam się na florze ogólnej, tutaj kompletnie wysiadłam!!!!

Oprócz wrzoścopodobnych i jałowcopodobnych zupełnie nie znałam i dotąd nie znam tych australijskich zielenin.

A z pogodą, to tak jak pisałam wyżej - trudna do przewidzenia! Parę razy nam się udało, ale i trochę deszcze pokrzyżowały plany.

Tego niestety się nie przeskoczy.

Dla mnie najważniejsze, żeby nie padało, bo tam żaden parasol nie pomoże przy ichniej wichurze!!!

Ale w sumie mogło być gorzej...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następny dzień mąż ma jeszcze wolny, a potem już przez trzy dni trwać będzie konferencja...

Jeżeli ktoś lubi zwiedzać zabytki i interesuje się historią, nasza dzisiejsza wycieczka z pewnością przypadnie mu do gustu.

Wycieczkę załatwiamy ponownie w informacji turystycznej, a koszt tej całodniowej imprezy wynosi 115AUD od osoby. Głównym celem jest zobaczenie pozostałości kolonii karnej w Port Arthur oraz wędrówki po najatrakcyjniejszych rejonach parku Narodowego - Tasman National Park.

I tu przyda się parę słów na temat historii wyspy...

Tasmania odkryta została przez holenderskiego podróżnika Abela Tasmana w połowie 17 wieku, przedtem zamieszkiwała ją lokalna ludność czyli Aborygeni.

Po Tasmanie wyspę odwiedzali inni europejscy żeglarze, między innymi Cook, ale jakoś przez długie lata nikt nie był jej eksploracją zainteresowany...

Dopiero w 1803 roku powstała w miejscu dzisiejszego Hobart niewielka osada z inicjatywy Brytyjczyków, którzy już byli wcześniej obecni w Australii.

Te pierwsze osady to były z reguły kolonie karne, które składały się z angielskich przestępców oraz pilnujących ich strażników wraz z rodzinami. Więźniowie wykorzystywani byli do ciężkiej pracy, ich głównym zadaniem było rozwinięcie rolnictwa i przemysłu na tych dzikich ziemiach, a także budowa miast oraz sieci dróg. To właśnie oni przede wszystkim położyli podwaliny pod dzisiejszą Australię.

To tak w telegraficznym skrócie o historii Tasmanii, bez wchodzenia w szczegóły...

bo ja sama nie lubię jak ktoś przepisuje całe akapity z Wikipedii.

Największą taką kolonią karną nie tylko w Tasmanii, ale w całej Australii był właśnie Port Arthur leżący niespełna 100 km od Hobart na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy.

Widok na teren kolonii karnej...

Na Tasmanii nie ma zbyt wielu zabytków historycznych, a to miejsce jest niewątpliwie najważniejszym z nich, dlatego organizowanych jest tu dużo wycieczek z bogatszym lub uboższym programem zwiedzania.

Wyruszamy o 7.30 busikiem, łącznie jedzie nas 6 osób. Nie lubię zorganizowanych wycieczek, ale taka mała grupa jeszcze ujdzie, a poza tym jest kierowco-przewodnik, który ciekawie opowiada.

Na początku każdy uczestnik wycieczki ma powiedzieć jak ma na imię i skąd pochodzi, a potem następuje szybka integracja.

Przejeżdżając przez Hobart, kierowca opowiada nam o tym pięknie położonym mieście - jak dla mnie raczej miasteczku – pomiędzy ujściem rzeki Derwent do morza a majestatyczną górą Mt Wellington.

W oddali widać już most

Już po chwili przejeżdżamy potężnym mostem - Tasmana oczywiście, przerzuconym nad rzeką. I poznajemy niezbyt miłą dla nas Polaków historię związaną z tym mostem.

Otóż w 1975 roku statek towarowy „Lake Illawarra”, pod dowództwem polskiego kapitana wchodząc do portu w Hobart w czasie gęstej mgły, uderzył w przęsło mostu. Ogromny most runął momentalnie, zginęło wówczas 12 osób, w tym 7 marynarzy ze statku oraz 5 kierowców akurat przejeżdżających tym mostem. Na szczęście wypadek miał miejsce w niedzielę późnym wieczorem i ruch na moście był bardzo mały.

Runięcie do rzeki mostu – oprócz śmierci 12 osób spowodowało duże problemy komunikacyjne, ponieważ wielu mieszkańców drugiego brzegu rzeki przejeżdża nim codziennie do pracy w centrum. Zamiast przejazdu przez półtorakilometrowy most musieli oni przez blisko trzy lata do czasu jego odbudowy nadrabiać 50 km odcinek, by przedostać się sąsiednim mostem. Odcięty także został szybki dojazd na lotnisko...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Pogoda taka raczej tasmańska, na niebie płaty błękitnego nieba poprzeplatane granatowymi chmurami....i w dodatku wieje chłodnawy wiatr. Miejscowi chodzą jednak w szortach i krótkich rękawach, bo to ich lato. My, po tygodniu spędzonym w SIN, nieco żeśmy się rozhartowali....

Po minięciu ciągnących się kilka kilometrów przedmieść z małymi, drewnianymi dość skromnymi domkami wjeżdżamy niemal na kompletne pustkowie.

Miejscami ciągną się po horyzont zielone pagórki pastwisk, na których widać przede wszystkim owce, nieco rzadziej krowy.

Po chwili pojawiają się ciekawsze krajobrazy górskie, z wąwozami, strumieniami i stokami gór porośniętymi eukaliptusami.

Tylko z rzadka widać malutkie osady ludzkie z kilkoma domkami, bądź pojedyncze domostwa.

Co rusz to pojawiają się zatoczki morskie głęboko wcinające się w ląd.

Ruch na drodze jest bardzo niewielki. Niestety nierzadkim widokiem są leżące na poboczach zabite zwierzęta. Najczęściej są to walabie, czyli takie mniejsze i ciemniejsze zwierzaki z rodziny kangurowatych, bowiem same kangury w tym rejonie Tasmanii dziko nie żyją.

Widziałam też przejechaną kolczatkę, czyli coś w rodzaju jeżozwierza....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Pierwszy raz zatrzymujemy się na punkcie widokowym na Zatokę Piratów na wschodnim wybrzeżu wyspy.

Z wysoko położonego miejsca otoczonego lasem widać długą piaszczystą plażę. A wokół nas kwitnące krzewy, tylko wiatr tu nieco zbyt silny...

Po przeszło półtoragodzinnej podróży dojeżdżamy do Port Arthur, tu już widać większy ruch. Na parkingu stoi sporo aut i busików, a także kamperów, bo to bardzo popularny środek lokomocji używany tutaj przez turystów.

Jeśli ktoś chciałby sam tu przyjechać bilet wstępu kosztuje 35 AUD, my mamy zwiedzanie w kosztach wycieczki. W ramach tej wejściówki jest przejście 40 minutowego szlaku z przewodnikiem oraz 15-minutowy rejs katamaranem po zatoce.

Teren największej w Australii kolonii karnej jest ogromny. W czasach pełnego rozkwitu był jeszcze większy niż obecnie. Położenie jest przepiękne na zalesionych pagórkach opadających do zatoki morskiej usianej wysepkami.

 

Ale raczej wątpię, żeby więźniowie tu przebywający to docenili...

Wszystko zaczęło się w 1830 roku, gdy powstała tu niewielka osada więzienna. Skazańcy pracowali głównie przy wyrębie lasu na potrzeby rozwijających się miasteczek, a także budowali zaczątki potężnej kolonii karnej.

W 1833 było tu już 1100 więźniów, głównie ciężkich kryminalistów i recydywistów z różnych więzień Imperium Brytyjskiego.

Ucieczka z tego miejsca praktycznie była niemożliwa. Port Arthur znajduje się bowiem na sporym półwyspie połączonym z lądem wąskim 30 metrowym przesmykiem, który był pilnowany przez strażników z psami, a wokół otaczają go wody pełne rekinów.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

To nie było takie sobie zwykłe więzienie.... Głównym celem było tu zamienianie łotrów w uczciwych ludzi, późniejszych osadników. Wprawdzie warunki były ciężkie, ostry reżim, to jednak więźniom, którzy chcieli pracować bądź przyuczyć się do zawodu dawano spore szanse życiowe. Ci, którzy się dobrze zachowywali, stawali się z czasem wolnymi ludźmi zatrudnionymi w kolonii karnej.

Na ogromnym terenie rozrzucone są budynki, w których mieszkali więźniowie, częściowo zrujnowane fabryki, gdzie pracowali w charakterze stolarzy, krawców, szewców, tokarzy czy bednarzy. Były tu nawet kuźnie i zakłady tkackie.

Wszystko zbudowali sami więźniowie. Z czasem postał tu szpital, kościół, wybudowano szereg budynków dla strażników oraz wille dla dowódców placówki.

Ale równocześnie ci najmniej reformowalni kryminaliści, nie chcący się poddać panującemu tu reżimowi, trafiali na parę miesięcy do izolatek, czyli malutkich pomieszczeń bez okna, gdzie nie mieli kontaktu ze współwięźniami.

Nawet ja, gdy weszłam do tej klaustrofobicznej celi, pomimo otwartych drzwi, źle się poczułam... A co dopiero siedzieć tam miesiącami w zamknięciu i po ciemku tylko o chlebie i wodzie. Faktycznie można było zwariować!!!!

Wielu nie wytrzymywało w takich warunkach, i popełniali samobójstwa lub wykańczały ich choroby psychiczne.

Na terenie kolonii mieszkali oprócz więźniów wojskowi strażnicy wraz ze swoimi rodzinami, jak również cywilna ludność. Była to więc kilkutysięczna osada, praktycznie samowystarczalna, gdyż nawet uprawiali tu pola na własne potrzeby.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Po zakończeniu zwiedzania z przewodnikiem, sami spacerujemy i zaglądamy w różne miejsca.

A następnie udajemy się w rejs katamaranem po zatoce.

Niestety pogoda nas nie rozpieszcza...Wieje silny wiatr, który powoduje, że co chwilę świeci słońce, a co chwilę pada nieprzyjemna mżawka.

Przepływamy koło niedużej wysepki The Isle of the Dead, czyli Wyspy Umarłych. To właśnie tutaj grzebano wszystkich zmarłych, niezależnie czy byli to więźniowie, czy strażnicy lub członkowie ich rodzin...

Na sąsiedniej wyspie po drugiej stronie zatoki przez pewien okres funkcjonowało więzienie dla chłopców w wieku od 9 do 17 lat – Point Puer. Byli to drobni złodziejaszkowie, kieszonkowcy, głównie pochodzący z angielskich slumsów. Chodziło tu o ich resocjalizację. Chłopców wychowywano w surowej dyscyplinie, ale jednocześnie uczono ich pisać i czytać, a także przyuczano do zawodu.

Większość z nich, po odzyskaniu wolności nie miała za co wrócić do ojczyzny, osiadła więc na Tasmanii na stałe, stanowiąc początki osadnictwa na tych ziemiach.

Ostatecznie kolonia karna w Port Arthur przestała istnieć w 1877 roku.

Przed wyjazdem nie miałam specjalnie przekonania do tego miejsca, ale mąż lubiący takie nietypowe historyczne miejsca mocno nalegał, więc...tym razem ja ustąpiłam.

Okazało się to bardzo ciekawe doświadczenie. Warto było zobaczyć to niezbyt chlubne miejsce w dziejach Imperium Brytyjskiego, o którym tak mało dotychczas wiedzieliśmy. Spacerując wśród ruin oryginalnych budynków, a także poznając wiele faktów z życia kolonii karnej, zdaliśmy sobie sprawę, jak ogromne znaczenie nie tylko w historii Tasmanii, ale i całej Australii miał Port Arthur.

Bo tak naprawdę od tego się wszystko zaczęło na tym odległym kontynencie....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wycieczka po Port Arthur trwa około 4 godzin, a następnie jedziemy do parku narodowego Tasman National Park.

Jest on jednym z 19 parków narodowych, które zajmują prawie 45% powierzchni wyspy, oprócz tego jest wiele rezerwatów i terenów chronionych.

Do wszystkich parków trzeba wykupić wjazdówkę - opłata wynosi 24AUD za jednorazowy wjazd samochodem (do 8 osób) lub 12 AUD od osoby jeśli wchodzi się pieszo.

Jeśli ktoś ma zamiar odwiedzić więcej parków warto wykupić wjazdówkę za 60 AUD uprawniającą do wjazdu autem do wszystkich parków lub 30 AUD od osoby.

Tasman NP leży w południowo - wschodniej części wyspy. Obejmuje spore górzyste obszary leśne, ale największą jego atrakcją jest niezwykle malownicza linia brzegowa obejmująca klify, zatoczki, małe wyspy, skały oderwane od lądu. Jak się ma szczęście to można zobaczyć przepływające delfiny, wieloryby, lub żyjące tu pingwiny i foki.

Na terenie parku znajdują się najwyższe w Australii klify o wysokości dochodzącej do 300 metrów.

Wjeżdżamy na teren parku. Niebo się nieco rozpogodziło, ale już nauczona doświadczeniem wiem, że sytuacja może się zmienić w ciągu 5 minut.

A że kolonię karną można było jeszcze zwiedzać w czasie brzydszej pogody, to morskie widoczki jednak są znacznie atrakcyjniejsze w słońcu.

Ale cóż, pozostaje liczyć na szczęście!!!!

Dojeżdżamy w pobliże punktu widokowego Waterfall Bay. Z parkingu trzeba kawałek dojść na skraj wysokich klifów, z których jest piękny widok na leżącą w dole skalistą zatokę.

Nie widzimy jednak wodospadu gdyż jest on okresowy i można go zobaczyć jedynie po intensywnych deszczach.

Po nacieszeniu oczu widokami na skaliste wybrzeże idziemy szlakiem prowadzącym przez las. W niektórych miejscach widać pozostałości po pożarach, które tu często mają miejsce. Większość tutejszych drzew to eukaliptusy, a one mają to do siebie, że szybko po pożarze się regenerują i puszczają nowe pędy.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Szlak co kilkaset metrów zbliża się do urwistego brzegu i znowu mamy możliwość podziwiania spektakularnych widoków.

 

 

Po drodze nikogo nie spotykamy .

Dochodzimy do punktu widokowego Devils Kitchen. Stromy klif opada pionowo tym razem nie wprost do morza, a na płaskie skały obmywane falami i to niby ta Diabelska Kuchnia...

Idziemy dalej wśród jakiś kwitnących krzewów i kolejne widoczki na Tasman Arch, czyli prześwit w kształcie łuku wydrążonego w nadmorskich skałach przez fale i wiatry.

Mariola

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 11 godzin 40 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...wow, szkoda,że nie był to czas przypływu lub,jeszcze lepiej,stormu ; )

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Strony

Wyszukaj w trip4cheap