Więc jedziemy dalej Po przygodach w Rio Lagartos dotarliśmy do Ek Balam
Ek Balam, to stosunkowo niedawno odkryta osada Majów i cały czas trwają tam prace wykopaliskowe prowadzone przez archeologów. Nie jest to jeszcze HIT wycieczkowy, więc i nie ma tam tłoku ... to duży plus. Infrastruktura handlowo-gastromiczna też na razie jest skromna, ale kilka straganów można znaleźć. Cały obiekt nie jest bardzo duży powierzchniowo, więc spokojnie można sobie pospacerować i nieforsownie pozwiedzać wszystkie zabytki. Natenczas wszędzie można wchodzić, nie ma żadnych zakazów, więc to też fajnie. Jeżeli chodzi o znajdujące się tam pozostałości po kulturze Majów, to powiem, że Ek Balam stawiałbym na równi z Chichen Itza. Piramidy są inne, zabudowania inne, ale wszystko bardzo ciekawe i dobrze zachowane. Dlatego właśnie na tle Ek Balam - Cobę uważam za "kamieni kupę"
Bardzo polecam, naprawdę warto tam pojechać
Jak ja osobiście nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem wykopalisk, to tutaj bardzo podobało mi się
Na terenie tego kompleksu jest również cenote, do której można dojść, dojechać wynajętym rowerkiem, albo tak jak my pojechać rykszą (1,5 km. drogi
No i znowuż ... nie jestem zachwycony cenotami. Warto zobaczyć, bo jest to jakiś ewenement natury, ale kapać się w lodowatej wątpliwej czystości wodzie? Poza tym nie nurkuję - jestem tylko ciepłowodnym pływakiem powierzchniowym
W tej cenocie, jak wszędzie w Ek Balam nie ma żadnych zakazów. Do cenoty można się nawet spuścić
... oczywiście po linie
Zwolennicy tej atrakcji twierdzili ża ta cenota jest fajna - być może?
Na Jukatanie cenot są setki. Jadąc samochodem co chwilę są zjazdy do samych najpiękniejszych cenot. Można byłoby po cenotach jeździć całe 2 tyg.
Jak ktoś bardzo lubi takie atrakcje, to skręcając za bramą wyjazdową z Ek Balam w lewo - jest droga do jakiejś jeszcze lepszej cenoty (6 km.), ale my już tam nie jechaliśmy.
... bo już myślałem, by kolejne relacje pisać na priv ?
W żadnym wypadku
Ja też śledzę Cię od początku relacji, bo to mój ukochany Meksyk.
Chichen Itza również na mnie wywarła ogromne wrażenie, no i oczywiście zażyliśmy kąpieli w cenocie- Ik Kil. Dla mnie bajka - nie darowałabym sobie, gdybym tam nie wlazła
Również Merida bardzo nam się podobała, a flamingi w ilościach ogromnych widzieliśmy na lagunie Celestun. Różowy kolor wody i te cudne ptaki w odległości kilku metrów... ech.
Tulum jeszcze przede mną- styczniu ruszamy ponownie w tamtą stronę
Miasto Valladolid zwane jest "Perłą Jukatanu". No i jak na perłę przystało - perła, to nie brylant
Małe kolonialne miasteczko z rynkiem, a wokół niego trochę sklepów, knajp i kilka kościołów. Nie powiem, brzydkie nie jest, ale to nie ten klimat co w Meridzie
Obeszliśmy pobliskie zakamarki, usiedliśmy na kawę ... no i czas wracać do hotelu, bo już późnie popołudnie zrobiło się.
No i tak sobie sympatycznie upłynął wycieczkowy dzionek
Teraz tylko jak najszybciej wrócić do hotelu na kolację ... i aby zdążyć na dancing
No i tu była kolejna moja wtopa
Zamiast wyjechać z Valladolid na autostradę - jakimś cudem trafiłem na lokalną drogę do Cancun. Różnica diametralna, bo lokalną drogą wieczorem realnie można poruczać się z prędkością ok. 60 km/h ... więc to nie to co autostradowe 200 km/h. Tak więc zakładałem wracać do hotelu godzinkę ... a zeszło prawie 3 godziny
Wróciliśmy więc do hotelu późną nocą ... ale zdążylismy jeszcze i na kolację i na dancing
Tadzik ani się waż
No trip no life
Więc jedziemy dalej Po przygodach w Rio Lagartos dotarliśmy do Ek Balam
Ek Balam, to stosunkowo niedawno odkryta osada Majów i cały czas trwają tam prace wykopaliskowe prowadzone przez archeologów. Nie jest to jeszcze HIT wycieczkowy, więc i nie ma tam tłoku ... to duży plus. Infrastruktura handlowo-gastromiczna też na razie jest skromna, ale kilka straganów można znaleźć. Cały obiekt nie jest bardzo duży powierzchniowo, więc spokojnie można sobie pospacerować i nieforsownie pozwiedzać wszystkie zabytki. Natenczas wszędzie można wchodzić, nie ma żadnych zakazów, więc to też fajnie. Jeżeli chodzi o znajdujące się tam pozostałości po kulturze Majów, to powiem, że Ek Balam stawiałbym na równi z Chichen Itza. Piramidy są inne, zabudowania inne, ale wszystko bardzo ciekawe i dobrze zachowane. Dlatego właśnie na tle Ek Balam - Cobę uważam za "kamieni kupę"
Bardzo polecam, naprawdę warto tam pojechać
Jak ja osobiście nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem wykopalisk, to tutaj bardzo podobało mi się
Na terenie tego kompleksu jest również cenote, do której można dojść, dojechać wynajętym rowerkiem, albo tak jak my pojechać rykszą (1,5 km. drogi
No i znowuż ... nie jestem zachwycony cenotami. Warto zobaczyć, bo jest to jakiś ewenement natury, ale kapać się w lodowatej wątpliwej czystości wodzie? Poza tym nie nurkuję - jestem tylko ciepłowodnym pływakiem powierzchniowym
W tej cenocie, jak wszędzie w Ek Balam nie ma żadnych zakazów. Do cenoty można się nawet spuścić
... oczywiście po linie
Zwolennicy tej atrakcji twierdzili ża ta cenota jest fajna - być może?
Na Jukatanie cenot są setki. Jadąc samochodem co chwilę są zjazdy do samych najpiękniejszych cenot. Można byłoby po cenotach jeździć całe 2 tyg.
Jak ktoś bardzo lubi takie atrakcje, to skręcając za bramą wyjazdową z Ek Balam w lewo - jest droga do jakiejś jeszcze lepszej cenoty (6 km.), ale my już tam nie jechaliśmy.
Kierujemy się w stronę Valladolid
He, he ...
Priviet Tadziu!
Dziś w pociągu rozmarzyłem się w ciepłych klimatach, które opisujesz. Pięknie.
Czekam na dalszy ciąg lektury.
Również pozdrawiam
Tadzik ,Ty i cytując ciebie kupa kamieni rzecz jasna he he
Prawdziwy podróżnik
A poważnie Ek Balam wygląda bardzo tajemniczo a cenota bardzo zachęcająco skoro nawer spuszczanie wchodzi w gre
W żadnym wypadku
Ja też śledzę Cię od początku relacji, bo to mój ukochany Meksyk.
Chichen Itza również na mnie wywarła ogromne wrażenie, no i oczywiście zażyliśmy kąpieli w cenocie- Ik Kil. Dla mnie bajka - nie darowałabym sobie, gdybym tam nie wlazła
Również Merida bardzo nam się podobała, a flamingi w ilościach ogromnych widzieliśmy na lagunie Celestun. Różowy kolor wody i te cudne ptaki w odległości kilku metrów... ech.
Tulum jeszcze przede mną- styczniu ruszamy ponownie w tamtą stronę
Tak więc pisz, a my tu grzecznie czytamy
Dojechaliśmy do Valladolid
Miasto Valladolid zwane jest "Perłą Jukatanu". No i jak na perłę przystało - perła, to nie brylant
Małe kolonialne miasteczko z rynkiem, a wokół niego trochę sklepów, knajp i kilka kościołów. Nie powiem, brzydkie nie jest, ale to nie ten klimat co w Meridzie
Obeszliśmy pobliskie zakamarki, usiedliśmy na kawę ... no i czas wracać do hotelu, bo już późnie popołudnie zrobiło się.
No i tak sobie sympatycznie upłynął wycieczkowy dzionek
Teraz tylko jak najszybciej wrócić do hotelu na kolację ... i aby zdążyć na dancing
No i tu była kolejna moja wtopa
Zamiast wyjechać z Valladolid na autostradę - jakimś cudem trafiłem na lokalną drogę do Cancun. Różnica diametralna, bo lokalną drogą wieczorem realnie można poruczać się z prędkością ok. 60 km/h ... więc to nie to co autostradowe 200 km/h. Tak więc zakładałem wracać do hotelu godzinkę ... a zeszło prawie 3 godziny
Wróciliśmy więc do hotelu późną nocą ... ale zdążylismy jeszcze i na kolację i na dancing
To była nasza najdłuższa (czasowo) wycieczka jukatańska, więc i relacja z niej wyszła w rozmiarze pełnometrażowym
Ale może akurat w weekend komuś zechce się obejżeć
Jaki tam ze mnie podróżnik Wiktor - widziałeś kiedyś podróżnika w All Inclusive???
Po prostu wczasowicz jestem