Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Birma (Myanmar) jest w opinii wielu podróżników jednym z najpiękniejszych krajów Azji. Przez lata niedostępny i zapomniany, teraz systematycznie zdobywa popularność. Nadal jednak wystarczy tylko odrobinę oddalić się od najpopularniejszych miejsc, by odnieść wrażenie, że jest się jedyną białą twarzą, która tu zawitała od 100 lat. Wspaniałe świątynie, ślady pradawnych cywilizacji, tropikalna przyroda oraz przyjaźnie nastawieni, gościnni ludzie, to największe atrakcje tego kraju. Nie chcąc zbyt długo czekać, aż kraj zaleje fala ciekawskich turystów, postanawiamy ferie zimowe 2017 spędzić w Birmie. Bilety lotnicze kupione ze sporym wyprzedzeniem i można już układać plan naszej podróży, który w ostatecznym rozrachunku wygląda następująco:
8 luty - wylot z Polski
9 luty - Przylot do Bkk, przejazd na lotnisko Don Mueang, wylot do Yangon
10 luty - ranny wyjazd do Ngwe Saung i relaks
11 luty - Ngwe Saung i relaks
12 luty - ranny wyjazd z Ngwe Saung do Yangon + zwiedzanie Yangon
13 luty - zwiedzanie Yangon i nocny przejazd autobusem JJ EXPRESS BUS do Nyaungshwe (Inle) (10h) bilet kupiony na stronie http://www.myanmarbusticket.com/
14 luty - jezioro Inle
15 luty - jezioro Inle - Sankar
16 luty - Keku Pagodas i nocny wyjazd autobusem JJ EXPRESS BUS do Bagan (7-8 h) bilet kupiony na stronie http://www.myanmarbusticket.com/
17 luty - Bagan
18 luty - Bagan
19 luty - Bagan + Mount Popa
20 luty - wyjazd autobusem do Mandalay (5h) OK Bus bilet kupiony na stronie http://www.myanmarbusticket.com/
21 luty - Mandalay - Mingun, Sagaing, Inwa, Amarapura - most U Bein o zachodzie słońca
22 luty - Mandalay
23 luty - wylot z Mandalay przez Bangkok do Wawy
Mając już bilety lotnicze, w połowie grudnia zaczęliśmy starać się o wizę - czyli przepustkę do Mjanmy. Nie da się jej załatwić od ręki na granicy, ale jest kilka sposobów, aby ją uzyskać. Jeśli chcemy mieć ją wbitą fizycznie do paszportu, to z Polski można ją zdobyć w ambasadzie Myanmaru w Berlinie. Cena wizy to 25 euro, które można wysłać listownie lub kurierem z paszportem, z wypełnionymi wnioskami + fotografią, dodatkowo umieszczając w gotówce 10 euro na koszta odesłania przesyłki do nas. Po kilku lub kilkunastu dniach ambasada w Berlinie odeśle nam paszport z wbitą do niego wizą do Birmy. Termin ważności wizy wynosi 3 miesiące od momentu jej wydania, jednakże nasz pobyt musi zamknąć się w terminie 30 dni od momentu wjazdu do Birmy.
Kolejna możliwość uzyskania wizy do Birmy to e-wiza, o którą aplikujemy online na stronie: http://evisa.moip.gov.mm/ . Koszt takiej turystycznej e-wizy to 50 dolarów.
Jest jeszcze inna możliwość - wyrobienia wizy ambasadzie w Bangkoku. My skorzystaliśmy z opcji pierwszej - najtańszej i mamy do tego ładną naklejkę w paszporcie .
Nadchodzi długo oczekiwany przez nas 8 lutego, z samego rana jedziemy na lotnisko Chopina ... i okazuje się, że tego dnia strajkuje Air Berlin, którym mieliśmy wyruszyć na podbój Azji. Nikt nic nie wie, dostajemy tylko vouchery na jedzenie i mamy oczekiwać komunikatów... okazuje się, że po 3 h wszystko wraca do normy. Podczas lotu pilot uspokaja nas, że wszystkie loty z Berlina są opóźnione, więc jeśli ktoś stolicę Niemiec traktuje jako lotnisko tranzytowe, bez problemu zdąży na swój następny lot. Na Teglu już wcale tak różowo nie jest... wchodząc do sali przylotów, okazuje się, że aktualnie trwa boarding na nasz lot do Abu Dhabi, lecimy więc pędem na inny terminal i tam odbijamy się od zamkniętego okienka... W informacji proponują nam lot do Wiednia za 7 godzin... a stamtąd liniami Eva Air już bezpośrednio do Bangkoku...Eva Air... a co to takiego? okazuje się, że są to tajwańskie 5* linie - samolot wypas, jedzonko super, miejsca na nogi jak w klasie Premium... wszystko pięknie ładnie, poza tym, że nie doleciały nasze bagaże do stolicy Tajlandii . Podpisujemy kwity o zagubionych bagażach, wyrywamy 100 $ na potrzebne rzeczy osobiste na dalszą część podróży i okazuje się jeszcze, że po odbiór bagaży musimy zgłosić się osobiście na lotnisko w Birmie, w Yangon. W Azji nie obowiązuje ponoć dostarczenie door to door, ale nie mamy czasu się już o to wykłócać, bo za chwilę ucieknie nam samolot do Birmy i zostaniemy z przysłowiową "ręką w nocniku". Wszak do Yangon przylatujemy wieczorem, a już następnego dnia o 6 rano jedziemy autobusem nad morze do miejscowości Ngwe Saung...
Darmowy shutlle bus z głównego lotniska na Don Mueang, błyskawiczna odprawa, bo bez bagaży i za chwilę lecimy Air Asia do Yangon . Po wylądowaniu idziemy do informacji, w celu umówienia się odnośnie odebrania bagaży. Wymieniamy jeszcze pieniądze - 1 USD = 1370 MKK ( Kyaty czyt. Ciaty ). Czytałem wcześniej, że kurs na lotnisku jest bardzo dobry i potem ciężko znaleźć lepszy - zdecydowanie potwierdzam . AAAA Najważniejsze - dolary muszą być w idealnym stanie – bez najmniejszych zadarć, ubrudzeń czy nawet zgięć !!! Serio! Inaczej nie wymienią na swoje papierki .
Po wylądowaniu w Birmie należy przestawić zegarek o pół godziny do tyłu w stosunku do Tajlandii i możemy ruszać w poszukiwaniu taxi... Nie wiem czemu pół, a nie pełną godzinę, ale co mówić o pół godzinie w kraju, gdzie tydzień ma 8 dni. Tak, tak, środa jest podzielona na dwa równe dni, mówiąc w skrócie. Z podobną sytuacją spotkałem się w Etiopii, ale o tym mam nadzieję, mieliście już okazję przeczytać wcześniej. Ale to nie jedyna niespodzianka... Większość samochodów ma tam kierownicę umieszczoną po prawej stronie – mimo obowiązującego ruchu prawostronnego. Tak to jest, gdy panujący w kraju generał z dnia na dzień zmienia zasady ruchu drogowego z powodu usłyszanej przepowiedni czy proroczego snu… Mingalabar Myanmar
Zmęczeni przygodami bierzemy 6 osobową taxi spod lotniska, ustalamy cenę 15 000 Kyatów i jedziemy do hotelu w downtown. Mieliśmy tego dnia w planach spacerek do Sule Pagoda, oddalonej od naszej norki o przysłowiowy rzut beretem, ale ze względu na zaistniałą sytuację z brakiem bagaży, podążyliśmy w przeciwnym kierunku do centrum handlowego, żeby nabyć podstawowe rzeczy osobiste... Powiem wprost, Myanma to nie Tajlandia i zdobycie czegokolwiek w wymiarze dla "dużego" Europejczyka graniczy z cudem... . Kolacyjka, zimne piwko, załatwiamy w recepcji w naszej "norce" bilety na autobus do Ngwe Saung nad morze - 11 000 kyatów/osoba + taxi na dworzec - 10 000/samochód osobowy. Następnego dnia szybka pobudka... choć podejrzewam, że niektórzy nie spali ze względu na jetlag i wyruszamy na dworzec autobusowy...
kilka strzałów z tego miejsca
Kobieta sprzedająca betel... czyli popularną w Birmie pobudzającą, a jednocześnie uspakajającą używkę. W liść pieprzu betelowego zawija się orzeszki palmy areki, smaruje się to mlekiem wapiennym i dodaje różne dodatki, w zależności od upodobań. Smak jest podobno pikantno – gorzki - sam nie próbowałem . Podczas żucia wydziela się mnóstwo czerwonej jak krew śliny, której nie powinno się połykać. Plują więc wszyscy gdziekolwiek, barwiąc ulice i nie tylko w rdzawo – brunatne plamy, które wyglądają jakby przed chwilą lała się krew .
Przed każdym dworcem kwitnie życie towarzyskie...można dobrze, tanio zjeść, pożuć betel, kupić prowiant na drogę...
Nareszcie !!! długo kazałeś nam na siebie czekać ,ale wiem że na 100% warto
ciekawy, mało mi znany kierunek wiec bardzo chetnie poczytam
No trip no life
Witaj Nelcia, miło Cię widzieć...
W Myanmar prawie każdy mężczyzna wstępuje do klasztoru. Ciekawostką niech będzie fakt, że aby wstąpić do klasztoru, nie można mieć żadnych długów. Edukacja klasztorna m. in. uczy jak być szczęśliwym i zadowolonym, aby pomnażać szczęście na świecie! Mnisi nie gromadzą bogactwa. Często jedyne co mają, prócz szat, to misy z laki, w które otrzymują jedzenie, jako jałmużnę. Wstają o świcie, a po porannej medytacji wychodzą na ulice miast, miasteczek, wiosek zbierać jałmużnę. Nie okazują żadnych emocji, ani gdy nie dostaną nic, ani gdy ofiarodawca obdarzy ich solidną kopką ryżu, czy innego jadła. Tak postępował Budda, który nadał żebraczemu obchodowi rangę równorzędną z medytacją.
Korzyść płynąca z takiej praktyki jest obustronna. Strony oddziaływają na siebie, poza tym ofiarujący powiększa zasób swoich zasług - polepsza swoją karmę. W buddyzmie istnieje pojęcie sansary (samsary), czyli wieczna wędrówka, przechodzenie przez różne stany istnienia. Jest to ciągle powtarzający się cykl narodzin, śmierci i ponownych narodzin (reinkarnacja), któremu podlegają wszystkie istoty żywe. To kim jesteś teraz, uwarunkowane jest twoją karmą, czyli sumą dobrych i złych uczynków z poprzednich wcieleń. Dobre uczynki przynoszą korzystne skutki, a złe – niekorzystne. W tym albo następnym wcieleniu. Karma zawsze wraca do ciebie, a złe uczynki nie zostaną ci odpuszczone. Zjawisko, powiedzmy, kradzieży nie jest problemem tak jak np. w krajach katolickich, gdzie wystarczy iść do księdza, wyszeptać wyuczoną formułkę i już jest się „czystym”. Tutaj nie ma odpuszczania grzechów. Kradniesz, czeka cię nieszczęście. Być może w przyszłym życiu, ale jest to nieuchronne. Subtelne różnice między religiami, choć trzeba powiedzieć, że buddyzm religią nie jest. Jest raczej drogą, którą jej wyznawca kroczy przez swój żywot. Jest to droga ku nirwanie (wyzwolenie się od samsary), która jest celem ostatecznym każdego buddysty.
Wyruszamy nad morze - do miejscowości Ngwe Saung. Do pokonania mamy niecałe 250 km, ale zajmie to nam prawie 6 godzin. Drogi w Myanmar to najczęściej szuter, klepisko i podziurawiony bardzo dokładnie asfalt, który nie ułatwia podróżowania. A ostatni kilku dziesięciokilometrowy odcinek, to droga przez góry, często bardzo kręta i wąska na jeden pojazd. Kierownica oczywiście po prawej stronie, ale dobrze, że mamy pomagiera kierowcy, który zasiada po właściwej stronie pojazdu i instruuje naszego driver'a, czy może w danym momencie jechać, czy też powinien przepuścić inny zbliżający się z naprzeciwka pojazd . Pomagier pełni również inne ważne funkcje - pilnuje, aby wszyscy mieli miejsca siedzące - autobus standardowo ma miejsca po lewej i prawej stronie, jednak w przejściu zawsze można dostawić „przenośne” plastikowe taborety, ponadto pomagier sprzedaje bilety, pomaga wsiąść i wysiąść podróżnym.
Dojeżdżamy do Ngwe Saung, na klepisko, które pełni rolę końcowego przystanku. Odpalam aplikację maps.me, a ta pokazuje nam, że do hotelu mamy raptem 800 metrów . Po kilku chwilach, meldujemy się w naszym, zarezerwowanym przez Booking hotelu Luxer deLuxe hotelu... Nazwa zacna, ale nijak ma się do zastanych na miejscu warunków. Nie dość, że hotel nie jest przygotowany na przyjęcie jakichkolwiek gości, to jeszcze samo dojście do plaży, dla której tu przyjechaliśmy, prowadzi przez wysypisko śmieci . Myślę sobie Myanmar - niby, tak chwalony przez wszystkich którzy tu dotarli kierunek, a my non stop mamy pod "górkę". Moi zostają, a ja wyruszam w poszukiwaniu klapek i kąpielówek, żeby jakoś zaprezentować się na tej pięknej plaży. Przechodząc przez całe miasteczko, a właściwie idąc jedyną ulicą, dotarłem do uroczego miejsca - Myanmar Treasure Resort. Podoba mi się... . Okazuje się, hotel dysponuje wolnymi pokojami, cena nie "przygniata" - 125 USD za noc/ 3 osoby, a do "wykorzystania" mamy 2 nocki... W porównaniu do tego, co mamy pierwotnie zarezerwowane to ten hotel wygląda jak z bajki .
Kilka strzałów z naszego "nowego" hotelu podczas zachodzącego słońca
Ngwe Saung to mała wioska, gdzie dopiero powstają resorty. Turkusowa woda, biały piasek, zielone palmy, wszystko, czego można oczekiwać po tropikalnej plaży, z pewnością w niedalekiej przyszłości przyciągnie tutaj masę amatorów plażowania. Teraz jest tu zupełnie pusto... Moje słowa raczej nie oddadzą tego, co udało mi się uchwycić aparatem fotograficznym..
plaża w całej swojej okazałości
a tutaj kilka zdjęć z naszego resortu
i nasi sąsiedzi
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Sielsko, anielsko, cisza spokój... zdecydowanie potrzebowaliśmy takich dwóch dni na to, żeby odpocząć przed kolejną dawką wrażeń, jakie gwarantuje Myanmar .
W recepcji wykupujmy bilety powrotne do Yangon - tym razem w cenie 10 000 Kyatów/osoba. Podziwiamy jak zwykle piękny zachód słońca.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Dzisus oczy z orbit wyskakują
Lord brak słów , super super
Jak zawsze cudowne zdjęcia z ciekawego kraju. Zasiadam w pierwszym rzędzie i czekam na dalszy ciąg.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Twojej relacji na pewno nie ominę
Wiktor, Asia, Dana.... witajcie
Następnego dnia, z samego rana wyruszamy "po nasze bagaże" i nie tylko do Yangon. Po 6 godzinach jazdy autobusem, docieramy na dworzec, łapiemy taxi i za 20 000 Kyatów/6 osobowy van jedziemy kolejno na lotnisko, a następnie do naszej norki w Downtown.
Yangon (kiedyś zwany Rangoon) to największe miasto Myanmar. Nazwa miasta – będąca połączeniem słów „yan” i „koun” - oznacza dosłownie „koniec walki” i została nadana przez króla Alaungpaya. Yangon od roku 1886 jeszcze do niedawna (do listopada 2005) był stolicą Birmy. Miasto nie przytłacza swoją wielkością i ma w sobie dużo charakteru, kolonialna architektura, sporo zieleni, przestrzeń, liczne, fantastyczne stupy i świątynie oraz bogate życie uliczne dodają mu dużo uroku.
Dzisiejsze popołudnie i wieczór spędzimy w Shwedagon Paya - najświętszym i najcenniejszym dla mieszkańców Birmy miejscu.
Dojeżdżamy taxi pod wejście,
kupujemy bilet za 8000 Kyatów i kierujmy się do windy, wszak świątynia położona jest na wzgórzu. W różnych materiałach można znaleźć informacje, że została wybudowana 2500 lat temu. Shwedagon Pagoda to iście magiczne miejsce, skupiające niezliczoną ilość pielgrzymów z całego świata. Aby poczuć klimat, warto spędzić tu cały dzień, aby zobaczyć jak zmieniają się ludzie, jaka panuje tu cisza i spokój. W zakamarkach wzgórza można znaleźć sobie miejsce na medytację, na modlitwę, na spotkanie ze znajomymi, na odpoczynek od codzienności. Zapraszam na "obchód" widziany moim okiem.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Największa z kilkudziesięciu stup ma prawie 100 metrów wysokości i pokryta jest podobno sześćdziesięcioma tonami złotych płatków. Przechowywane w niej są relikwie Buddy (8 włosów Buddy) razem z niezliczoną ilością skarbów - złota, kamieni szlachetnych i kosztowności. Sama kopuła wysadzona jest 4350 diamentami, ważącymi 2000 karatów każdy.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Kilka zdjęć z kapliczek w środku...
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Warto być tu także wieczorem, po zachodzie słońca, gdy najcenniejszy zabytek lśni ostatnimi promieniami słońca na tle granatowego nieba. Później włączane są ogromne światła oświetlające budowlę. Gdy już jest ciemno, w Shwedagon Pagoda zapalane jest tysiące malutkich świeczek ułożonych dookoła pagody. Całość staje się jeszcze bardziej magiczna. Przybywa coraz więcej ludzi, każdy w ciszy medytuje, podziwia, ogląda, spotyka się ze znajomymi.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...