Kolejnego dnia postanowiliśmy wynająć kajak i popłynąć na Papaya beach. Zanim jednak pojdechaliśmy tricyclem w rejon corong corong, zdecydowaliśmy sie na mały "trekking"...
Robiąć reserch przed wyjazdem, znalazłem w internecie zdjęcia czegoś - co uznałem za mój "must have" w rejonie El Nido. Taraw Peak. Wielka, skalista góra u której podnurza rozposciera się miejscowość (może bardziej precyzyjnie - jedna z takich gór ).
"Must have" zamienił sie jednak w "nie jestem aż tak szurnięty" - trochę za sprawą organoleptycznego doświadczenia jak postrzepione i OSTRE są tutejsze skały, trochę za sprawą wspomnień z zeszłorocznych wakacji, gdzie pierwszego dnia pobytu na wybrzeżu Tajlandii, pokaleczyłem stopę o rafy i do końca wyjazdu moja mobilność była ... powiedzmy - umowna
Zrezygnowałem więc z opcji 45 minut w górę + godzina w dół bez zabezpieczeń, między rozpadlinami i ostrymi skałami - i wybrałem opcję obrzydliwie turystyczno - asekuracyjną. Canopy walk - namiastka widoków ze szczytu Taraw, połączona ze spacerem po schodach i platformach ze stalowych rur. Przewodnik, uprząż wspinaczkowa i kaski - to raczej gadżety które mają sprawić ,że turysta w typie niemieckiego emeryta - poczuje ,że robi coś ekstremalnego ... Przynajmniej tak myślałem dopóki nie okazało się ,że pani połówka (która tego roku wyskoczyła z samolotu - jakieś 4000m nad ziemią) ma raczej porządny lęk wysokości - dla niej gadżety okazały się bardzo potrzebną namiastką bezpieczeństwa
Kolejnego dnia postanowiliśmy wynająć kajak i popłynąć na Papaya beach. Zanim jednak pojdechaliśmy tricyclem w rejon corong corong, zdecydowaliśmy sie na mały "trekking"...
Robiąć reserch przed wyjazdem, znalazłem w internecie zdjęcia czegoś - co uznałem za mój "must have" w rejonie El Nido. Taraw Peak. Wielka, skalista góra u której podnurza rozposciera się miejscowość (może bardziej precyzyjnie - jedna z takich gór ).
"Must have" zamienił sie jednak w "nie jestem aż tak szurnięty" - trochę za sprawą organoleptycznego doświadczenia jak postrzepione i OSTRE są tutejsze skały, trochę za sprawą wspomnień z zeszłorocznych wakacji, gdzie pierwszego dnia pobytu na wybrzeżu Tajlandii, pokaleczyłem stopę o rafy i do końca wyjazdu moja mobilność była ... powiedzmy - umowna
Zrezygnowałem więc z opcji 45 minut w górę + godzina w dół bez zabezpieczeń, między rozpadlinami i ostrymi skałami - i wybrałem opcję obrzydliwie turystyczno - asekuracyjną. Canopy walk - namiastka widoków ze szczytu Taraw, połączona ze spacerem po schodach i platformach ze stalowych rur. Przewodnik, uprząż wspinaczkowa i kaski - to raczej gadżety które mają sprawić ,że turysta w typie niemieckiego emeryta - poczuje ,że robi coś ekstremalnego ... Przynajmniej tak myślałem dopóki nie okazało się ,że pani połówka (która tego roku wyskoczyła z samolotu - jakieś 4000m nad ziemią) ma raczej porządny lęk wysokości - dla niej gadżety okazały się bardzo potrzebną namiastką bezpieczeństwa
KrzysiekGDA
Sorry za jakość - te są z kamerki sportowej
KrzysiekGDA
Papaya beach..
KrzysiekGDA
Papaya beach fajna a ostatnia fota
No trip no life
Ostatnia fota to pomyłka!
To przejście między dwoma plażami na pinagbuyutan , sorry
KrzysiekGDA
Piękne zdjecia, pocztówkowe i rzeczywiście za bardzo tłumów nie widac
Kanciasto ostre skały super świetne
Fajna relacja, czekam na więcej, bo z przyjemnością oglądam, sam chyba już nie dotrę w ten region Filipin.
Krzysiek, tak czy inaczej fota piekna !
wrzucaj dalej
No trip no life
Dzięki! Samego El Nido to już w zasadzie koniec. Jak znajdę trochę czasu - przejdę do Kambodży
KrzysiekGDA
Krzysiek czekam na Kambo