a u tego pana zamawiamy 4 miejscowe zupy, prawdopodobnie tofu w sosie, jakieś miejscowe chipsy do piwa + coś bliżej nieokreślonego w cieście, smażonego na głębokim tłuszczu + pyszny sos... i płacimy za całość zamówienia 3000 Kytaów (2,20 USD). . Bajka .
Po pysznym jedzonku wracamy do Nyaung Shwe... szybka kolacja w naszej ulubionej knajpie Sin Yaw, zabieramy z hotelu walizki i podążamy do przedstawiciela JJ Express, skąd wyruszymy nocnym autobusem do Nyaung U - przedmieść Bagan.
Bea te kobiety z ręcznikami na głowach to kobiety z plemienia PaO - tak się ubierają i tym nakryciem gowy się wyróżniają spośród innych mieszkanek Mjanmy.
Bagan - Dawne Królestwo Paganu jest jednym z najpopularniejszych miejsc do odwiedzenia w Azji, na równi z Borobudur w Indonezji czy kompleksu świątyń Angkoru w Kambodży.
Arimaddanpura – „Miasto, które niszczy swoich wrogów” tak nazywał się Pagan zanim król Anawratha podbił ten obszar, a potem go powiększył do 42 kilometrów kwadratowych. Wyobraźcie sobie, że na tym kompletnie płaskim terenie, w czasach swojej świetności, wybudowanych było ok 13.000 stup, klasztorów i świątyń. Na dzień dzisiejszy jest ich około dwóch tysięcy, rozrzuconych po całym obszarze. Większość nie przetrwała próby czasu, ze względu na to, że konstrukcja była drewniana, wojen toczących się na tym obszarze, grabieży oraz trzęsień ziemi. W latach 1044 - 1287 miasto było stolicą Królestwa Paganu, które to potem rozrastało się i rozrastało, aż przekształciło się w Birmę. Ale dla mnie jest ciekawe również i to, że wśród tych budowli toczy się życie, jakie toczyło się 100 czy 200 lat temu. Tyle, tytułem wstępu .
Dzisiejsza nocna trasa liczy około 320 km czyli 7,5 godziny na leżankach . Koło 4.00 nad ranem docieramy na dworzec autobusowy w Nyaung U, uprzednio wykupując 5 dniowy bilet za wjazd do strefy archeologicznej w kwocie 25 000 Kytaów. Można płacić walutą amerykańską - jak zwykle mniej opłacalnie... w tym wypadku 20$. Radzę ten kawałek papierka mieć przy sobie, bo po świątyniach jeździ policja turystyczna i proszą zwiedzających o pokazanie pozwolenia. Ledwo wychodzimy z autobusu i już napadają na nas "hieny"
- Taxi, taxi, łamanym angielskim łer ju ga ? big bus big bas cip.. cip...
- spoglądam na "apkę" maps.me - kurde... 4 km.... daleko. Pytam ile taka przyjemność
- cip cip... twe tausend... pokaż mi na palcach kolego, bo ja już znam Wasze cipcip... 12 tysięcy czyli ponad 8 dolców... koleś chyba z konia spadł, albo słońce mu mocno przygrzało... podchodzimy do kolejnego i jeszcze jednego... i każdy ta sama śpiewka... cipcip 12 000. Jest 4 w nocy, poza okolicą dworca nikogo, żywej duszy, o złapaniu czegoś innego można zapomnieć. Nie pozostaje nam nic innego jak zapłacić kolejny "haracz" za wjazd do strefy archeologicznej... Podjeżdżamy pod hotel i koleś proponuje nam swoje usługi bycia kierowcą podczas zwiedzania świątyń... odpowiadam krótko - ze złodziejami nie jeżdżę .
W hotelu dostajemy od razu jeden pokój, drugi ma być dla nas przygotowany jeszcze przed południem, mimo, że doba zaczyna się o 14.00. Pytamy skąd startują balony - lot balonem o wschodzie słońca nad Bagan to ma być nasz gwóźdź programu w tym jakże pięknym miejscu. Impreza jest cholernie droga - cena waha się od 320 do 400 dolców/osoba, ale naoglądałem się tylu zdjęć, że..."raz się żyje". Do tej pory żałuję, że nie odbyłem podobnego lotu nad pustynią Namib w Namibii... cena podobna i do tej pory mam wyrzuty sumienia, że się nie zdecydowałem...
Okazuje się, że baloniki startują jakieś 1,5 km od naszego hotelu na wielkim polu golfowym... bierzemy czołówki, bo ciemno jak w tyłku u miejscowego - latarni brak... maps.me w dłoń i ruszamy. Dochodzimy do pola, ale balonów ani widu, ani słychu. Zaczyna już świtać, a my tak się "krzątamy" w poszukiwaniu jakiś odgłosów, czy czegokolwiek... spora przestrzeń, trawa, drzewa, trawa, drzewa... Nagle słychać wielki szum, który przypomina efekt włączonych suszarek... podążamy w tamtym kierunku, przedzieramy się przez wysokie trawy, chaszcze.... i nagle naszym oczom ukazują się baloniki...
jakie te baloooooony są ogroooooomne
Baloniki poleciały... mamy nadzieję, na miejscu u obsługi, dla naszej szóstki, załatwić jakiś rabat... płacić po 320 dolców/osoba wcale nam się nie uśmiecha... ale wszyscy odsyłają nas do hotelu - bo tam sprzedawane są bilety na tą atrakcję... Trudno świetnie .
Docieramy do hotelu... delikatnie zmęczeni - nie dość, że po całej nocce w autobusie, to już po 9 rano po ponad trzy kilometrowym spacerku . W recepcji dowiadujemy się, że wszystkie loty balonem na kolejne dwa dni są już wyprzedane... dla nas to szok!!! Chcieliśmy negocjować cenę, a tu się okazuje, że baloniki mają pełne obłożenie. Miła recepcjonistka sugeruje, żeby następnego dnia przyjść do niej przed godz. 9.00, bo o tej porze otwierają się właśnie wszystkie agencje, które sprzedają bilety na tą atrakcję.
Bagan można zwiedzać na trzy sposoby: można wynająć rower i samodzielnie odkrywać piękno tego miejsca, bardziej leniwi mogą wynająć mały zaprzęg napędzany koniem wraz z woźnicą dorabiającym sobie także jako przewodnik, można też wynająć klimatyzowaną taxi i nią komfortowo zwiedzać. My wybraliśmy opcję numer 3 nie dość, że była nas 6, to ten sposób okazał się dla nas najbardziej korzystnym finansowo .
Zamawiamy w recepcji taxi na cały dzień - 10.00 - 18.00 za 45 000 Kytaów i spokojnie udajemy się na śniadanko .
Przedstawiam kierowcy mapkę, jaki mamy plan na dzisiejszy dzień, jakie świątynie chcemy zobaczyć... ten coś stara się nam przekazać - suma summarum zrozumieliśmy "no problem".
Na pierwszy ogień idzie kompleks świątyń Tha Kya Pone ( nie mieliśmy jej w planach, ale OK, może jest po drodze do następnych, które mamy w planach ) .
Taka małą dygresja... swoje obuwie obowiązkowo należy pozostawić przed wejściem na każdą świątynię czy stupę.
Jedziemy do kolejnej świątyni... Htilominlo - mieliśmy ją w planach na kolejny dzień, ale chyba się z gościem nie dogadamy... ten potrafi tylko pokazać na zegarku, ile wystarczy nam czasu na zwiedzenie tego miejsca... Mingalabar Myanmar .
Przed świątynią masa kramów, sprzedawców... tu akurat kobiety sprzedają thanakę. Większość kobiet i dzieci, a także niektórzy mężczyźni mają twarze wymalowane kremowo-białą lub żółtawą substancją. To jest właśnie thanaka. Thanaka to również nazwa drzewa, którego kawałek ściera się na specjalnym kamieniu „kyauk pyin” na pył ( na zdjęciu poniżej) . Później do takiego proszku dodaje się troszkę wody, aż powstanie jednolita maź i gotowe. Nakłada się ją na twarz w wielu celach. Ochrona przed słońcem, komarami, wiatrem i innymi czynnikami. Wybiela i wygładza skórę i nadaje jej blasku, co jest szalenie istotne w kulturach dalekowschodnich. Dodatkowo zwalcza pryszcze i po prostu upiększa. Czasem, dla dodatkowej ozdoby tworzy się na twarzy wzorki ułożone w kwiaty, liście, koła.
kilka zdjęć ze świątyni Htilominlo
Kolejna świątynia to Thatbinnyu - jedna z najwyższych, zbudowana w XII wieku.
Przyznam że relację podczytałam juz na Twoim blogu
Birma robi wrażenie. Zaskoczył mnie troche rozmiar tych balonów, wydawało mi się że są dużo mniejsze. Zdjęcia jak zawsze zachwycające, nieprzerysowane, naturalne...Miło popatrzeć i poczytać
—
"Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż się wydaje" Baptiste Beaulieu
a u tego pana zamawiamy 4 miejscowe zupy, prawdopodobnie tofu w sosie, jakieś miejscowe chipsy do piwa + coś bliżej nieokreślonego w cieście, smażonego na głębokim tłuszczu + pyszny sos... i płacimy za całość zamówienia 3000 Kytaów (2,20 USD). . Bajka .
Po pysznym jedzonku wracamy do Nyaung Shwe... szybka kolacja w naszej ulubionej knajpie Sin Yaw, zabieramy z hotelu walizki i podążamy do przedstawiciela JJ Express, skąd wyruszymy nocnym autobusem do Nyaung U - przedmieść Bagan.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Dżisas, niesamowite te światynie .. ile tam jest tych budynków , oczopląs
No trip no life
Wojtek, te kobitki to maja ręczniki na głowie! Taka moda ?
Bea
Nelcia... mieli rozmach co...
Bea te kobiety z ręcznikami na głowach to kobiety z plemienia PaO - tak się ubierają i tym nakryciem gowy się wyróżniają spośród innych mieszkanek Mjanmy.
Bagan - Dawne Królestwo Paganu jest jednym z najpopularniejszych miejsc do odwiedzenia w Azji, na równi z Borobudur w Indonezji czy kompleksu świątyń Angkoru w Kambodży.
Arimaddanpura – „Miasto, które niszczy swoich wrogów” tak nazywał się Pagan zanim król Anawratha podbił ten obszar, a potem go powiększył do 42 kilometrów kwadratowych.
Wyobraźcie sobie, że na tym kompletnie płaskim terenie, w czasach swojej świetności, wybudowanych było ok 13.000 stup, klasztorów i świątyń. Na dzień dzisiejszy jest ich około dwóch tysięcy, rozrzuconych po całym obszarze. Większość nie przetrwała próby czasu, ze względu na to, że konstrukcja była drewniana, wojen toczących się na tym obszarze, grabieży oraz trzęsień ziemi. W latach 1044 - 1287 miasto było stolicą Królestwa Paganu, które to potem rozrastało się i rozrastało, aż przekształciło się w Birmę. Ale dla mnie jest ciekawe również i to, że wśród tych budowli toczy się życie, jakie toczyło się 100 czy 200 lat temu. Tyle, tytułem wstępu .
Dzisiejsza nocna trasa liczy około 320 km czyli 7,5 godziny na leżankach . Koło 4.00 nad ranem docieramy na dworzec autobusowy w Nyaung U, uprzednio wykupując 5 dniowy bilet za wjazd do strefy archeologicznej w kwocie 25 000 Kytaów. Można płacić walutą amerykańską - jak zwykle mniej opłacalnie... w tym wypadku 20$. Radzę ten kawałek papierka mieć przy sobie, bo po świątyniach jeździ policja turystyczna i proszą zwiedzających o pokazanie pozwolenia. Ledwo wychodzimy z autobusu i już napadają na nas "hieny"
- Taxi, taxi, łamanym angielskim łer ju ga ? big bus big bas cip.. cip...
- spoglądam na "apkę" maps.me - kurde... 4 km.... daleko. Pytam ile taka przyjemność
- cip cip... twe tausend... pokaż mi na palcach kolego, bo ja już znam Wasze cipcip... 12 tysięcy czyli ponad 8 dolców... koleś chyba z konia spadł, albo słońce mu mocno przygrzało... podchodzimy do kolejnego i jeszcze jednego... i każdy ta sama śpiewka... cipcip 12 000. Jest 4 w nocy, poza okolicą dworca nikogo, żywej duszy, o złapaniu czegoś innego można zapomnieć. Nie pozostaje nam nic innego jak zapłacić kolejny "haracz" za wjazd do strefy archeologicznej... Podjeżdżamy pod hotel i koleś proponuje nam swoje usługi bycia kierowcą podczas zwiedzania świątyń... odpowiadam krótko - ze złodziejami nie jeżdżę .
W hotelu dostajemy od razu jeden pokój, drugi ma być dla nas przygotowany jeszcze przed południem, mimo, że doba zaczyna się o 14.00. Pytamy skąd startują balony - lot balonem o wschodzie słońca nad Bagan to ma być nasz gwóźdź programu w tym jakże pięknym miejscu. Impreza jest cholernie droga - cena waha się od 320 do 400 dolców/osoba, ale naoglądałem się tylu zdjęć, że..."raz się żyje". Do tej pory żałuję, że nie odbyłem podobnego lotu nad pustynią Namib w Namibii... cena podobna i do tej pory mam wyrzuty sumienia, że się nie zdecydowałem...
Okazuje się, że baloniki startują jakieś 1,5 km od naszego hotelu na wielkim polu golfowym... bierzemy czołówki, bo ciemno jak w tyłku u miejscowego - latarni brak... maps.me w dłoń i ruszamy. Dochodzimy do pola, ale balonów ani widu, ani słychu. Zaczyna już świtać, a my tak się "krzątamy" w poszukiwaniu jakiś odgłosów, czy czegokolwiek... spora przestrzeń, trawa, drzewa, trawa, drzewa... Nagle słychać wielki szum, który przypomina efekt włączonych suszarek... podążamy w tamtym kierunku, przedzieramy się przez wysokie trawy, chaszcze.... i nagle naszym oczom ukazują się baloniki...
jakie te baloooooony są ogroooooomne
Baloniki poleciały... mamy nadzieję, na miejscu u obsługi, dla naszej szóstki, załatwić jakiś rabat... płacić po 320 dolców/osoba wcale nam się nie uśmiecha... ale wszyscy odsyłają nas do hotelu - bo tam sprzedawane są bilety na tą atrakcję... Trudno świetnie .
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Docieramy do hotelu... delikatnie zmęczeni - nie dość, że po całej nocce w autobusie, to już po 9 rano po ponad trzy kilometrowym spacerku . W recepcji dowiadujemy się, że wszystkie loty balonem na kolejne dwa dni są już wyprzedane... dla nas to szok!!! Chcieliśmy negocjować cenę, a tu się okazuje, że baloniki mają pełne obłożenie. Miła recepcjonistka sugeruje, żeby następnego dnia przyjść do niej przed godz. 9.00, bo o tej porze otwierają się właśnie wszystkie agencje, które sprzedają bilety na tą atrakcję.
Bagan można zwiedzać na trzy sposoby: można wynająć rower i samodzielnie odkrywać piękno tego miejsca, bardziej leniwi mogą wynająć mały zaprzęg napędzany koniem wraz z woźnicą dorabiającym sobie także jako przewodnik, można też wynająć klimatyzowaną taxi i nią komfortowo zwiedzać. My wybraliśmy opcję numer 3 nie dość, że była nas 6, to ten sposób okazał się dla nas najbardziej korzystnym finansowo .
Zamawiamy w recepcji taxi na cały dzień - 10.00 - 18.00 za 45 000 Kytaów i spokojnie udajemy się na śniadanko .
Przedstawiam kierowcy mapkę, jaki mamy plan na dzisiejszy dzień, jakie świątynie chcemy zobaczyć... ten coś stara się nam przekazać - suma summarum zrozumieliśmy "no problem".
Na pierwszy ogień idzie kompleks świątyń Tha Kya Pone ( nie mieliśmy jej w planach, ale OK, może jest po drodze do następnych, które mamy w planach ) .
Taka małą dygresja... swoje obuwie obowiązkowo należy pozostawić przed wejściem na każdą świątynię czy stupę.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Jedziemy do kolejnej świątyni... Htilominlo - mieliśmy ją w planach na kolejny dzień, ale chyba się z gościem nie dogadamy... ten potrafi tylko pokazać na zegarku, ile wystarczy nam czasu na zwiedzenie tego miejsca... Mingalabar Myanmar .
Przed świątynią masa kramów, sprzedawców... tu akurat kobiety sprzedają thanakę. Większość kobiet i dzieci, a także niektórzy mężczyźni mają twarze wymalowane kremowo-białą lub żółtawą substancją. To jest właśnie thanaka. Thanaka to również nazwa drzewa, którego kawałek ściera się na specjalnym kamieniu „kyauk pyin” na pył ( na zdjęciu poniżej) . Później do takiego proszku dodaje się troszkę wody, aż powstanie jednolita maź i gotowe. Nakłada się ją na twarz w wielu celach. Ochrona przed słońcem, komarami, wiatrem i innymi czynnikami. Wybiela i wygładza skórę i nadaje jej blasku, co jest szalenie istotne w kulturach dalekowschodnich. Dodatkowo zwalcza pryszcze i po prostu upiększa. Czasem, dla dodatkowej ozdoby tworzy się na twarzy wzorki ułożone w kwiaty, liście, koła.
kilka zdjęć ze świątyni Htilominlo
Kolejna świątynia to Thatbinnyu - jedna z najwyższych, zbudowana w XII wieku.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Przyznam że relację podczytałam juz na Twoim blogu
Birma robi wrażenie. Zaskoczył mnie troche rozmiar tych balonów, wydawało mi się że są dużo mniejsze. Zdjęcia jak zawsze zachwycające, nieprzerysowane, naturalne...Miło popatrzeć i poczytać
"Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż się wydaje" Baptiste Beaulieu
Mega wciagająca ta Birma. Ilośc światyń, pagód etc powala..
No trip no life
Lordziu pierwsza klasa
Przepiękne ujęcia, złapane chwile, twarze, krajobrazy, światynie i ludzie...
Miejsca magiczne, inne niż wszystkie jakie do tej pory widziałam o i których czytałam. Balon...brak słów, cudo
życie to nieustająca podróż
Opowieści Wojtka nigdy dość, więc z przyjemnością oglądam i czytam jeszcze raz