No to lecimy dalej, tym razem na południe, w pogoni za słońcem
Plan: wydmy, maspalomas, puerto rico, puerto de mogan. I chyba tyle?
Jeśli chodzi o wydmy, to to, co widziałam rok temu mnie nie zadowoliło, oglądając potem relacje na forum. Wyczytałam w jednej z relacji gdzie zaparkować, aby obejrzeć wydmy. Miał to być Hotel Riu... ale były dwa! No i nie bardzo było gdzie zaparkować, pojechaliśmy dalej. Zaparkowaliśmy bodajże przy hotelu dunas maspalomas, albo takim co w nazwie miał coś z delfinem, nie mogę namierzyć. W środku miły pan powiedział że jak znajdziemy miejsce, to spokojnie możemy zostawić samochód i którędy do wydm.
Idąc, okolica wydawała mi się znajoma... Chwilę mi zajęło żeby zorientować się, ze byliśmy dokładnie tam, gdzie rok wcześniej... Ta rzeka wszystko zdradziła!
No nic, znamy okolicę, idziemy dalej.
Na miejscu można zafundować sobie wycieczkę na wielbłądach
Później postanawiamy iść na plażę, skoro już jesteśmy na miejscu. Co prawda bez strojów, ale co tam.
Trafiamy do rezerwatu przyrody, który był po drodze
Dochodzimy do samej plaży, szybka decyzja: tata idzie szukać wydm na lewo, my na prawo do knajpek, bo wciaż jeszcze obchodzimy się ze mną jak z jajkiem. Nie było to konieczne, każdego dnia pokazywałam że wszystko jest okej, że może nie powinnam, ale jestem w stanie robić to, co zawsze robiłam.
Znajdujemy przyjemny barek na samej plaży, kupujemy granitę/slurpee jak zwał tak zwał, jest pysznie zimne, bo w Maspalomas oczywiście słońce i ponad 30 stopni i czekamy na tatę.
Razem idziemy w stronę latarni, potem troszkę w głąb miasta i lecimy dalej
Następny punkt zostaje szybko odfajkowany, 15 minut kręcenia się po Puerto Rico by znaleźć miejsce do zaparkowania i... jesteśmy już w drodze do Puerto de Mogan.
No i jesteśmy w Puerto de Mogan. Parking znaleźliśmy jadąc za znakami, bliziutko od linii brzegowej, aczkolwiek płatny. To nasz pierwszy i jeden z niewielu płatnych parkingów, co oceniamy oczywiście na plus! Wydaje mi się że to przy Calle San Bodoron, ale nie jestem pewna. W każdym razie nad parkingiem, na poziomie ulicy wstąpiliśmy na obiad, całkiem niezły, w przystępnych cenach. Kelner z niedowierzaniem zapytał się nas czemu do diabła mieszkamy w Las Palmas, tam przecież nie ma wcale słońca! No cóż, my wszyscy mieliśmy delikatne ślady poparzenia słonecznego, jakieś różowe miejsca na ciele, ale no, takie jest nastawienie, że na północy jest kiepska pogoda.
to ten parking
a to nasz bar
Po posiłku idziemy zwiedzać. Kierujemy się najpierw na playa de Amadores, stwierdzamy, że malutka i kiepściutka, nie to co nasza Playa de las Canteras
Potem idziemy w poszukiwaniu białych domków i Bugenwilli, czyli czegoś co zapiera dech w piersiach.
Bugenville znamy z Chorwacji i innych miejsc, ale te to klasa sama w sobie. Choć te pomarańczowe wydają mi się przypominać zwiędłe, ale te różówe, fioletowe...
Port i Wenecja też ślicznie wyglądają, aż miło się chodzi po takich uliczkach
Miejscówka na ślub naprawdę świetna!
No i koniec wycieczki, jutro wracamy w góry i coś co miało być super, a wyszło tak ,... meh. Ale za to niezaplanowany punkt wycieczki skradł nasze serca!
w Kury byly bodajże ręczniki i inne pierdoły typu pościele, ubrania etc, ale nie wchodziliśmy
Zdjęcie zostalo specjalnie zrobione ze względu na napis "kury" - który mi sie kojarzył raczej nie z tym co bylo w środku.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
i mi sie tak kojarzyło he he
No trip no life
No to lecimy dalej, tym razem na południe, w pogoni za słońcem
Plan: wydmy, maspalomas, puerto rico, puerto de mogan. I chyba tyle?
Jeśli chodzi o wydmy, to to, co widziałam rok temu mnie nie zadowoliło, oglądając potem relacje na forum. Wyczytałam w jednej z relacji gdzie zaparkować, aby obejrzeć wydmy. Miał to być Hotel Riu... ale były dwa! No i nie bardzo było gdzie zaparkować, pojechaliśmy dalej. Zaparkowaliśmy bodajże przy hotelu dunas maspalomas, albo takim co w nazwie miał coś z delfinem, nie mogę namierzyć. W środku miły pan powiedział że jak znajdziemy miejsce, to spokojnie możemy zostawić samochód i którędy do wydm.
Idąc, okolica wydawała mi się znajoma... Chwilę mi zajęło żeby zorientować się, ze byliśmy dokładnie tam, gdzie rok wcześniej... Ta rzeka wszystko zdradziła!
No nic, znamy okolicę, idziemy dalej.
Na miejscu można zafundować sobie wycieczkę na wielbłądach
Później postanawiamy iść na plażę, skoro już jesteśmy na miejscu. Co prawda bez strojów, ale co tam.
Trafiamy do rezerwatu przyrody, który był po drodze
Dochodzimy do samej plaży, szybka decyzja: tata idzie szukać wydm na lewo, my na prawo do knajpek, bo wciaż jeszcze obchodzimy się ze mną jak z jajkiem. Nie było to konieczne, każdego dnia pokazywałam że wszystko jest okej, że może nie powinnam, ale jestem w stanie robić to, co zawsze robiłam.
Znajdujemy przyjemny barek na samej plaży, kupujemy granitę/slurpee jak zwał tak zwał, jest pysznie zimne, bo w Maspalomas oczywiście słońce i ponad 30 stopni i czekamy na tatę.
Razem idziemy w stronę latarni, potem troszkę w głąb miasta i lecimy dalej
Wydmy fajne ,olbrzymy
Następny punkt zostaje szybko odfajkowany, 15 minut kręcenia się po Puerto Rico by znaleźć miejsce do zaparkowania i... jesteśmy już w drodze do Puerto de Mogan.
No i jesteśmy w Puerto de Mogan. Parking znaleźliśmy jadąc za znakami, bliziutko od linii brzegowej, aczkolwiek płatny. To nasz pierwszy i jeden z niewielu płatnych parkingów, co oceniamy oczywiście na plus! Wydaje mi się że to przy Calle San Bodoron, ale nie jestem pewna. W każdym razie nad parkingiem, na poziomie ulicy wstąpiliśmy na obiad, całkiem niezły, w przystępnych cenach. Kelner z niedowierzaniem zapytał się nas czemu do diabła mieszkamy w Las Palmas, tam przecież nie ma wcale słońca! No cóż, my wszyscy mieliśmy delikatne ślady poparzenia słonecznego, jakieś różowe miejsca na ciele, ale no, takie jest nastawienie, że na północy jest kiepska pogoda.
to ten parking
a to nasz bar
Po posiłku idziemy zwiedzać. Kierujemy się najpierw na playa de Amadores, stwierdzamy, że malutka i kiepściutka, nie to co nasza Playa de las Canteras
Potem idziemy w poszukiwaniu białych domków i Bugenwilli, czyli czegoś co zapiera dech w piersiach.
Bugenville znamy z Chorwacji i innych miejsc, ale te to klasa sama w sobie. Choć te pomarańczowe wydają mi się przypominać zwiędłe, ale te różówe, fioletowe...
Port i Wenecja też ślicznie wyglądają, aż miło się chodzi po takich uliczkach
Miejscówka na ślub naprawdę świetna!
No i koniec wycieczki, jutro wracamy w góry i coś co miało być super, a wyszło tak ,... meh. Ale za to niezaplanowany punkt wycieczki skradł nasze serca!
Zgadzam sie, kwiaty w połaczeniu z domkami albo domki z kwiatam są tam obłedne .
Widziałaś więc swoj avatar na zywo
No trip no life
Wrażenia z wycieczki: Maspalomas – bardzo „hotelowe” plaża duża, ciekawe wydmy.
Puerto de Mogan dużo bardziej urokliwe, ale plaża…mała i gęsto zaludniona. Wkleję jeszcze kilka fotek z Puerto de Mogan.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Nasze Las Palmas jednak fajniejsze….
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
I ja się przysiadłem na chwilkę, poczytać i pooglądać Gran Canarię .... tym bardziej, że wpominam wyjazd w to miejsce bardzo dobrze .
Czekam na więcej