Powiem Wam, że znajomi i rodzina słysząc o naszym nagłym wyjeżdze tam gdzie ukaktywnił się wulkan pukali się w głowę. Pytali czy my zawsze musimy szukać guza? Żelek straszył najnowszymi info o Agungu. Ale taka okazja może się już nie trafic - decyzja zapadła - lecimy. No bo co nam może grozić - lawa nas raczej nie zaleje bo na Bali mamy tylko 2 noce i to w oddaleniu 70 km od wulkanu. Popioły wulkanicze mogą najwyżej zakłócić rozkład lotów. Przygotowaliśmy się na ewentualne opóźnienie powrotu z Indonezji i w drogę.
Wylot z Okęcia mamy w sobotę po godzinie 12. Lecimy najpierw do Dubaju, lot trwa 6 godzin, potem 6 godzin przerwy, następnie 8 godzin do Dżakarty - oba przeloty realizowane przez linie Emirates. Dozwolone limity bagażowe: 30 kilo bagaż główny + 15 podręczny Liczymy, że trafi nam się kolos A380, ale nie tym razem - lecimy Boeingiem 777. Katering na pokładach mamy w cenie, żerełko przeciętne, samolotowe, napoje bez ograniczeń, procentowe jak i bezprocentowe. Drugi lot praktycznie cały przesypiamy.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Następnego dnia pobudka z samego rana i przelot na Borneo do Pangkalan Bum.
Byłam ciekawa, jakimi samolotami latają lokalni przewoźnicy - spodziewałam się jakiejś małej maszyny turbośmigłowej, a tu zapakowali nas do najpopularniejszego Boeinga 737 wypełnionego do ostatniego miejsca. Linie Trigana Air zapewniły nam nawet posiłek podczas tego niezbyt długiego lotu (1,5 godziny) - typowe drugie śniadanko w postaci bułeczki + soczek.
Z lotniska odbiera nas lokalny przewodnik Dodi i pakuje do niebieskich osobówek.
Jedziemy do portu Kumai. Po drodze zajeżdżamy na lunch do jakiejś hotelowej restauracji. Dostajemy menu i mamy sobie wybrać żarełko. Jak to - wybrać z karty? I co - potem mamy sami płacić? Lunch miał być przecież w cenie. Dodi mówi, że za nic nie musimy płacić - za wszystko płaci on - cokolwiek byśmy wybrali. Dania w menu mają przenajróżniejsze ceny - więc co - nie mamy ograniczeń??? No nie .... No to .... pojechaliśmy po bandzie.... Nie mam pojęcia, ile wyniósł rachunek, ale posiłkiem raczyliśmy się ... 2 godziny....
W porcie zostajemy zakwaterowani na naszą łódź Klotok.
Klimat portu:
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Udajemy się w górę rzeki Sekonyren do Parku Narodowego Tanjung Puting
Park Narodowy Tanjung Puting leży na południu Borneo i zajmuje powierzchnię 3050 m2. Porasta go dziki, gęsty las deszczowy - dżungla. W ostatnich latach ze względu na masowe wycinanie drzew pod hotele i uprawę palny olejowej powierzchnia lasów deszczowych kurczy sie w zastraszającym tempie. Ogranicza to niestety siedliska zwierząt zamieszkujących dżungle i grozi zagładą licznych gatunków.
Na terenie parku funkcjomują ośrodki rehabilitacyjne orangutanów, gdze przebywają chore i ranne zwierzęta, a także te osobniki, które zostały zabrane z rąk ludzkich - malutkie orangutanki bywają niestet traktowane przez ludzi jak maskotki, do czasu aż urosną i zrobi się z nimi problem.
Dopływamy do pierwszego miejsca trekingu. Las deszczowy jest pełen egzotycznej roślinności. Jako, że Borneo jest dość starą wyspą i ziemia nie jest tu tak żyzna, rośliny muszą radzić sobie w inny sposób z pozyskiwaniem azotu - drapieżne dzbaneczniki wabiące i pożerające wszelkiej maści owady widać na każdym kroku.
Wśród gałęzi, wysoko nad nami coś zaczęło trzeszczeć.
Docieramy do punktu dokarmiania orangutanów. Obsługa sprząta odpady po poprzednim karmieiu i wysypuje worki bananów.
Na pierwsze zwierzęta nie musimy długo czekać.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Nelciu, to było przeżycie ekstremalne, staliśmy tak ponad godzinę i gapiliśmy sie na te bezwstydnie rude stworzenia. Przez stołówkę przewinęło się ich chyba ze 20 sztuk - większość to samice z młodymi w różnym wieku. Zachowanie maluchów przypominało ludzkie dzieci... Jeden taki podrostek usiadł sobie na brzegu stołu i dyndał bananem obok stołu, aż ten obrał się ze skórki i spadł pod stól.
Najśmieszniej wygladał sposób w jaki dzieciaki trzymały się matek - gdzie popadło i jak popadło, często jedną ręką za kępkę matczynych włosków.... A samicom to najwyraźniej nie przeszkadzało .... Dobrze, że garść kłaków nie zostawała w małych łapkach.
Czas zleciał nam błyskiem, orangutany posilone udały się w głąb lasu a ruszyliśmy w kierunku rzeki i naszej łodzi. Po drodze udało nam się jeszcze w gęstwinie koron drzew nad naszymi głowami dostrzec młodego samca.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
mabro, postaram się dokładnie opisać tą wyprawę.
Witaj, Peg - zapraszam do czytania.
Powiem Wam, że znajomi i rodzina słysząc o naszym nagłym wyjeżdze tam gdzie ukaktywnił się wulkan pukali się w głowę. Pytali czy my zawsze musimy szukać guza? Żelek straszył najnowszymi info o Agungu. Ale taka okazja może się już nie trafic - decyzja zapadła - lecimy. No bo co nam może grozić - lawa nas raczej nie zaleje bo na Bali mamy tylko 2 noce i to w oddaleniu 70 km od wulkanu. Popioły wulkanicze mogą najwyżej zakłócić rozkład lotów. Przygotowaliśmy się na ewentualne opóźnienie powrotu z Indonezji i w drogę.
Wylot z Okęcia mamy w sobotę po godzinie 12. Lecimy najpierw do Dubaju, lot trwa 6 godzin, potem 6 godzin przerwy, następnie 8 godzin do Dżakarty - oba przeloty realizowane przez linie Emirates. Dozwolone limity bagażowe: 30 kilo bagaż główny + 15 podręczny Liczymy, że trafi nam się kolos A380, ale nie tym razem - lecimy Boeingiem 777. Katering na pokładach mamy w cenie, żerełko przeciętne, samolotowe, napoje bez ograniczeń, procentowe jak i bezprocentowe. Drugi lot praktycznie cały przesypiamy.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Następnego dnia pobudka z samego rana i przelot na Borneo do Pangkalan Bum.
Byłam ciekawa, jakimi samolotami latają lokalni przewoźnicy - spodziewałam się jakiejś małej maszyny turbośmigłowej, a tu zapakowali nas do najpopularniejszego Boeinga 737 wypełnionego do ostatniego miejsca. Linie Trigana Air zapewniły nam nawet posiłek podczas tego niezbyt długiego lotu (1,5 godziny) - typowe drugie śniadanko w postaci bułeczki + soczek.
Z lotniska odbiera nas lokalny przewodnik Dodi i pakuje do niebieskich osobówek.
Jedziemy do portu Kumai. Po drodze zajeżdżamy na lunch do jakiejś hotelowej restauracji. Dostajemy menu i mamy sobie wybrać żarełko. Jak to - wybrać z karty? I co - potem mamy sami płacić? Lunch miał być przecież w cenie. Dodi mówi, że za nic nie musimy płacić - za wszystko płaci on - cokolwiek byśmy wybrali. Dania w menu mają przenajróżniejsze ceny - więc co - nie mamy ograniczeń??? No nie .... No to .... pojechaliśmy po bandzie.... Nie mam pojęcia, ile wyniósł rachunek, ale posiłkiem raczyliśmy się ... 2 godziny....
W porcie zostajemy zakwaterowani na naszą łódź Klotok.
Klimat portu:
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Lamia- zasiadam i oglądam, i czytam
Antenka, rozgość się.
Udajemy się w górę rzeki Sekonyren do Parku Narodowego Tanjung Puting
Park Narodowy Tanjung Puting leży na południu Borneo i zajmuje powierzchnię 3050 m2. Porasta go dziki, gęsty las deszczowy - dżungla. W ostatnich latach ze względu na masowe wycinanie drzew pod hotele i uprawę palny olejowej powierzchnia lasów deszczowych kurczy sie w zastraszającym tempie. Ogranicza to niestety siedliska zwierząt zamieszkujących dżungle i grozi zagładą licznych gatunków.
Na terenie parku funkcjomują ośrodki rehabilitacyjne orangutanów, gdze przebywają chore i ranne zwierzęta, a także te osobniki, które zostały zabrane z rąk ludzkich - malutkie orangutanki bywają niestet traktowane przez ludzi jak maskotki, do czasu aż urosną i zrobi się z nimi problem.
Dopływamy do pierwszego miejsca trekingu. Las deszczowy jest pełen egzotycznej roślinności. Jako, że Borneo jest dość starą wyspą i ziemia nie jest tu tak żyzna, rośliny muszą radzić sobie w inny sposób z pozyskiwaniem azotu - drapieżne dzbaneczniki wabiące i pożerające wszelkiej maści owady widać na każdym kroku.
Wśród gałęzi, wysoko nad nami coś zaczęło trzeszczeć.
Docieramy do punktu dokarmiania orangutanów. Obsługa sprząta odpady po poprzednim karmieiu i wysypuje worki bananów.
Na pierwsze zwierzęta nie musimy długo czekać.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Na popas przychodzi dużo samic z młodymi.
Hej, to jedzonko nie było na wynos ...
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Super fotka-to bylo napewno mega przezycie.Zobaczyc te rudzielce tak z bliska to jest cos.Gratulacje
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Dzięku, Huragan. Uwielbiam obserwować dzikie zwierzęta. Oswojone zresztą też.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
to musi być fajnw przeżycie ,super
No trip no life
Nelciu, to było przeżycie ekstremalne, staliśmy tak ponad godzinę i gapiliśmy sie na te bezwstydnie rude stworzenia. Przez stołówkę przewinęło się ich chyba ze 20 sztuk - większość to samice z młodymi w różnym wieku. Zachowanie maluchów przypominało ludzkie dzieci... Jeden taki podrostek usiadł sobie na brzegu stołu i dyndał bananem obok stołu, aż ten obrał się ze skórki i spadł pod stól.
Najśmieszniej wygladał sposób w jaki dzieciaki trzymały się matek - gdzie popadło i jak popadło, często jedną ręką za kępkę matczynych włosków.... A samicom to najwyraźniej nie przeszkadzało .... Dobrze, że garść kłaków nie zostawała w małych łapkach.
Czas zleciał nam błyskiem, orangutany posilone udały się w głąb lasu a ruszyliśmy w kierunku rzeki i naszej łodzi. Po drodze udało nam się jeszcze w gęstwinie koron drzew nad naszymi głowami dostrzec młodego samca.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Lamia- rudzielce rulez Mega przeżycie