--------------------

____________________

 

 

 



Odrobina Orientu i nie tylko czyli 3 tygodnie na statku

51 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Nasz czwarty i ostatni w Europie postój wypadł w Heraklionie na Krecie.

W tym porcie statek zacumował w porcie przemysłowym, po którym pasażerowie nie mogą poruszać się samodzielnie. Komunikację pomiędzy statkiem a terminalem zapewniły nam portowe shuttle-busy kursujące przez cały dzień w obu kierunkach.

Ponieważ nie był to mój pierwszy pobyt w Heraklionie, podobnie jak w Atenach wybrałem się na mniej standardową wycieczkę po mieście chcąc zobaczyć miejsca, których nie miałem okazji widzieć poprzednimi razy. Poniżej zamieszczam jednak również informacje o miejscach, w których tym razem akurat nie byłem ale które moim zdaniem warto zobaczyć w tym mieście.

Niewątpliwie największą atrakcją Heraklionu jest pałac Knossos położony ok. 6km od tego miasta. Z portu można się do niego łatwo dostać korzystając z miejskiego autobusu nr 2, którego przystanek znajduje się tuż obok portowej bramy (bilet w jedną stronę kosztuje 1,7 EUR, można je kupić w kiosku przy wyjściu z portu; autobus jeździ co 15-20 minut).

Pałac Knossos (aktualna cena biletu wstępu: 10 EUR za wstęp do pałacu lub opisanego dalej Muzeum Archeologicznego; bilet łączony 16 EUR) jest prawdopodobnie największą pozostałością po cywilizacji minojskiej - uważanej za najstarszą cywilizację europejską. Zwany również pałacem Minosa lub Labiryntem był mitycznym miejscem uwięzienia Minotaura. Pochodzi on z ok. 2000-1400 roku p.n.e.

Warto podkreślić, że po upadku kultury minojskiej nastąpił schyłek miasta, którego pałac był częścią, w wyniku którego miasto zostało opuszczone i całkowicie zapomniane. Powtórne jego odkrycie nastąpiło przypadkiem w XIX wieku jednak jego obecny kształt jest skutkiem wieloletnich prac prowadzonych przez Arthura Evansa na przełomie XIX i XX wieku. W ramach tych prac Evans nie tylko odsłonił ruiny ale posunął się znacznie dalej, co do dziś spotyka się z dużą krytyką w środowisku archeologów. Przedmiotem sporu jest to, że Evans nadając pałacowi jego obecny kształt w praktyce odtworzył go wg swojego wyobrażenia, nadając nazwy i wystrój poszczególnym jego częściom, stosując materiały oraz techniki nieznane ówczesnym budowniczym, zdobiąc poszczególne pomieszczenia itd. Prace te uznane zostały przez wielu jako bardzo odbiegające od pierwotnego kształtu pałacu. Dodatkowo późniejsze prace archeologiczne dowiodły, że niektóre z wyobrażeń Evansa (np. co do przeznaczenia niektórych części pałacu) nie tylko nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości lecz wykazały coś zupełnie innego.

Mimo wszystko pałac robi nieprawdopodobne wrażenie i jest absolutnym numerem 1 do zobaczenia w Heraklionie. Piszę jednak o tym ponieważ powyższa historia wydała mi się ciekawa – szczególnie, że nawet niektórzy „przewodnicy” oprowadzający turystów po pałacu mówią o „świetnie zachowanych ruinach” co absolutnie nie jest prawdą – w Knossos nie mamy do czynienia z oryginalnymi ruinami lecz z ich dość swobodną interpretacją i czymś więcej niż prostą rekonstrukcją. Nie zmienia to absolutnie faktu, że miejsce jest warte odwiedzenia.

Poniżej zamieszczam kilka zdjęć przedstawiających pałac oraz jego otoczenie:

Wracając z Knossos (najlepiej tym samym autobusem nr 2) warto wysiąść z niego w centrum miasta, obok Muzeum Archeologicznego, które gromadzi artefakty wydobyte na stanowiskach archeologicznych w Knossos:

Wizyta w Knossos i Muzeum Archeologicznym w ciągu jednego dnia jest jak najbardziej możliwa; powinien jeszcze pozostać czas na inne atrakcje. Wśród zbiorów muzeum są m.in. fragmenty najbardziej znanego fresku kojarzonego z Kretą, Minotaurem oraz Pałacem Knossos:

Można tutaj także zobaczyć makietę pałacu:

…oraz wiele przedmiotów codziennego użytku wydobytych na jego terenie.

Po wyjściu z Muzeum Archeologicznego warto przejść się jedną z głównych ulic handlowych Dedalou (albo równoległą Dikeossinis) po czym skręcić z niej w prawo w biegnącą w stronę Fortecy Kouless ulicę 25 sierpnia. Przy tej ulicy zlokalizowanych jest co najmniej kilka wartych zobaczenia atrakcji. Pierwszą z nich jest pochodząca z XVII wieku i położona praktycznie w centrum starego miasta fontanna Morozini:

Praktycznie tuż obok niej znajduje się dawna bazylika św. Marka pełniąca obecnie funkcję galerii miejskiej:

…a także ratusz miejski (widać go nieco w głębi):

Idąc dalej w stronę portu weneckiego i twierdzy Kolues praktycznie przy tej samej ulicy uwagę zwraca prawosławna cerkiew św. Tytusa z Krety:

U podstawy ulicy, przy nabrzeżu warto w końcu odwiedzić wspomnianą fortecę pochodzącą z czasów weneckich (została wybudowana w XIV wieku). Obecnie znajduje się w niej muzeum z kilkoma sekcjami tematycznymi (w tym multimedialnymi) dot. m.in. historii twierdzy i fortyfikacji miejskich, elementów wydobytych z licznych wraków w pobliżu Krety a także pozostałości po czasach kiedy Kreta była pod kontrolą imperium osmańskiego (od XVII wieku).

Za głównym budynkiem twierdzy Koules rozciąga się bardzo długi wybiegający w morze pirs będący jednocześnie falochronem, który jednak aktualnie nie jest dostępny dla turystów (jak widać na zdjęciu ciężarówki widocznej na pierwszym zdjęciu można przypuszczać, że w części tej trwa aktualnie odbudowa konstrukcji chroniącej pirs przed falami).

Wśród artefaktów zgromadzonych w Twierdzy Koules liczną grupę stanowią kamfory wydobyte z morza:

Warto mieć świadomość, że cały rejon wokół fortecy to dawny port wenecki, a wcześniej port antyczny. Właśnie z czasów weneckich pochodzą znajdujące się praktycznie naprzeciw fortecy pozostałości po stoczniach weneckich, w których budowano i naprawiano statki. Ich część stanowiły charakterystyczne wydłużone komory widoczne tuż przy nabrzeżu. Dzięki nim flota wenecka była w stanie kontrolować okoliczne akweny (a w zasadzie przez pewien czas prawie cały basen Morza Śródziemnego). W sumie wybudowano w tym czasie 19 komór w trzech kompleksach, które powstały stopniowo od XV do XVII wieku. Mieściły one maksymalnie do 50-u jednostek czyli całkiem sporą flotę. Do chwili obecnej zachowały się jedynie pozostałości po kilku z nich – to co możemy dzisiaj podziwiać to niewielka część stoczni, większość została bezpowrotnie wyburzona podczas budowy drogi wzdłuż brzegu:

Również w bliskiej odległości od twierdzy Koules można zwiedzić dawną bazylikę św. Piotra, wokół której prowadzona jest odkrywka. Wnętrze bazyliki zajmuje aktualnie tymczasowa wystawa sztuki sakralnej – w tym ikon:

Mówiąc o Heraklionie warto również wspomnieć, że centrum starego miasta jest w większości ufortyfikowane. Mury oraz bramy miejskie zachowały się w niezłej formie; te drugie zostały współcześnie zintegrowane z istniejącą siecią dróg.

Mając czas, warto odwiedzić również liczne bastiony wchodzące w skład murów miejskich, których większość zachowała się. Poniższa mapka prezentuje aktualny stan fortyfikacji:

Innymi punktami wartymi zobaczenia są położone obok siebie katedra prawosławna oraz mała cerkiew Ayios Minas.

W katedrze prawosławnej można podziwiać przepiękne freski na ścianach oraz sklepieniach, na których uwieczniono świętych oraz sceny biblijne:

Z kolei na tyłach katedry prawosławnej znajduje się dawna cerkiew św. Katarzyny, w której aktualnie mieści się muzeum ikon:

W Heraklionie można spotkać również w wielu miejscach pozostałości po czasach tureckich, np. Turkish Sebil czyli specjalny rodzaj fontanny postawionej przez Turków po zdobyciu miasta:

Na koniec chciałbym dodać, że Heraklion jest na tyle kompaktowy, że w zdecydowanej większości warto zwiedzać go pieszo (z wyjątkiem Knossos, gdzie polecam skorzystanie z autobusu miejskiego). Chodząc między wąskimi uliczkami czasem można zobaczyć jakąś mniejszą lub większą pamiątkę po starych czasach, czasem jakąś dziwną budowlę (jak Turkish Sebil) a także zrobić drobne zakupy albo skorzystać z jednej z licznych knajpek, które są pochowane praktycznie w każdym zaułku.

A my powoli ruszyliśmy w dalszą drogę i kolejne trzy dni to dni na morzu. Następny postój mamy w Akabie, gdzie zaplanowałem wizytę w starożytnej Petrze:-)

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 3 godziny 52 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Witaj Greg na pokładzie kolejnego załoganta Yahoo ja juz po szkoleniu , na Costa też  he he

Fajnie że piszesz. Czekalam na ten twój rejs, bo jak wiesz ja też jestem  fanką rejsów , choć w tym roku na razie planów rejsowych brak, na razie Biggrin

Fajna opcja z tym zabieraniem bagażu wcześniej. Nie trzeba się nim zupełnie martwić w czasie podróży. Super sprawa Good

Genua też mi się podobała. Darzę ją dużym sentymentem, bo stamtąd właśnie startowałam na swój pierwszy rejs, wcześniej zwiedzając miasto.

Ide dalej czytac twoje wspomnienia Smile

Aha, skoro dziś wylatujesz juz na Gwadelupe na kolejne pływanie, to spokojnego lotu Molot i  mnóstwo wrażeń na rejsie

No trip no life

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Offline
Ostatnio: 19 godzin 51 minut temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Bardzo szczegółowo opisujesz rejs, mam wrażenie że w nim uczestniczę.

Trasa bardzo ciekawa. Napisz coś o atrakcjach w czasie rejsu, myślę o zwykłych atrakcjach typu basen, leżaczek siłownia (jeśli korzystałeś).

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Witam kolejnych załogantów:-) To Ty Nelcia mnie zmotywowałaś, żebym się w końcu zabrał za relację:-)

Ja wlaśnie jadę do wawy, na Gwadelupe w zasadzie wylatuję jutro a rejs zaczynam w piątek. Trasa po Karaibach podobna do relacjonowanych tutaj na forum-w tym przez Nelcie.

Asiu-postaram sie napisać co nieco o statkowym życiu:-) 

Ciąg dalszy wrzucę pewnie wieczorem.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 3 godziny 52 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Greg, jestem dobrym negocjatorem i nieżle motywuję   Laugh 1 ale wiesz kto by mi odmówił ,mam szeroki wahlarz  argumentów   he he  

 

Zaraz poprawie odliczanke i twój wyjazd,  Czekam teraz na Petre, jeszcze nie dotarłam do tego wspaniałego miejsca.

Z Gwadelupy płyniesz w 7 czy 14 dniowy rejs ?

No trip no life

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Nelcia - faktycznie, w wyliczance pojawił się błąd. Płynę na 14 dni od 19.01

Patrząc na fotkę, naprawdę masz mocne argumenty negocjacyjne w dłoni:-)

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Na prośbę Asi kilka słów na temat życia na statku Smile

Po wizycie na Krecie za nami dwa leniwe dni żeglugi po spokojnym morzu. U wybrzeży Egiptu, na wysokości Port Said statek rzucił kotwice i musiał poczekać na sformowanie konwoju, z którym przejdziemy przez Kanał Sueski.

Według planu do Kanału Sueskiego weszliśmy około godz. 3 w nocy. Z tego powodu trudno było zobaczyć sam moment wejścia. Całe przejście przez kanał w zależności od ewentualnych postojów po drodze trwa między 11 a 16 godzin.

Dni na morzu dały szansę nieco odpocząć po kilku portach, które zaliczyliśmy w ciągu ostatnich kilku dni i nabrać sił przed wizytą w Jordanii i Izraelu – potem czekają nas kolejne 4 dni na morzu.

Bynajmniej nie oznacza to, że na statku nic się nie działo. W dni na morzu z reguły organizowanych jest więcej niż zwykle różnego rodzaju prezentacji, występów, imprez i różnego rodzaju animacji.

W związku z obecnością Polki w dziale obsługującym pasażerów na statku, utarła się przykładowo nowa „świecka tradycja” w ramach której codziennie w określonych godzinach zainteresowani polskojęzyczni goście mogą się spotkać, powymieniać uwagami oraz porozmawiać na różne tematy. Wykorzystywane są do tego okolice „polskiego stolika” w jednym z barów:

Nasza polska opiekunka pozostaje na statku do kwietnia, w związku z czym taką możliwość będą mieli również pasażerowie 7-o dniowych rejsów na Costa Mediterranea po Bliskim Wschodzie organizowanych między grudniem a marcem oraz powrotnego rejsu z Dubaju do Savony na przełomie marca i kwietnia przyszłego roku. Ponoć na tych tygodniowych rejsach jest dużo rezerwacji z Polski, co pewnie skłoniło Costę do zapewnienia jakiegoś polskojęzycznego wsparcia dla pasażerów. Ciekawe, czy będą kontynuowali tę możliwość również na innych statkach oraz w późniejszych okresach. Na naszym rejsie Polaków jest zapewne w sumie kilkunastu (uwzględniając obce paszporty). Co ciekawe, patrząc na najmocniej prezentowane narodowości, tym razem najwięcej jest Szwajcarów z kantonów francuskojęzycznych którzy w połączeniu z Francuzami sprawili, że dominującym językiem na statku jest język francuski. Wyraźnie liczebnie wyprzedzają oni Niemców i Włochów, którzy zajmują kolejne dwa miejsca na podium. Polacy są gdzieś pod koniec listy:-(

Wracając do tego co się dzieje na statku, codziennie wieczorem (nie tylko podczas dni na morzu) w teatrze organizowane jest jakieś show, przy czym ze względu na różnorodność języków, Costa postawiła na takie rodzaje przedstawień, które wymagają jak najmniej mówienia. Było już zatem flamenco, show wokalno-taneczne, akrobatyczne i wokalny recital.

Każde show organizowane jest dwa razy każdego wieczoru - tak, aby każdy – bez względu, o której godzinie idzie na kolację, mógł je obejrzeć.

Praktycznie zaraz po zakończeniu drugiego show każdego dnia zaczyna się demontaż scenografii i przygotowanie nowej – na kolejny dzień oraz próby:

Dodatkowo w czasie oczekiwania na wieczorne show w teatrze (a czasem też poza teatrem) organizowane są różnego rodzaju pokazy wyrobów oferowanych w sklepach na statku:

Grunt to żeby biznes się kręcił:-)

Powoli robi się coraz cieplej (standardem staje się 20-21 stopni) co widać coraz bardziej w okolicach basenów:

W godzinach wieczornych można również skorzystać z programu przygotowanego w różnych barach, w których można posłuchać (lub potańczyć) do różnego rodzaju muzyki. Muzyka na żywo na tym rejsie jest praktycznie codziennie grana w 4-ech lub 5-u barach:

Czasami towarzyszy temu też jakiś (niezależnie od show w teatrze) pokaz w wykonaniu tancerzy ze statku:

…a nad całością czuwa bardzo sprawna ekipa animatorów:

Warto jeszcze wspomnieć o paru udogodnieniach technologicznych i multimedialnych.

Po pierwsze dla korzystających z komputerów, tabletów czy smartfonów istnieje możliwość podłączenia się do statkowego intranetu, który oprócz dostępu do internetu (płatnego) umożliwia również podgląd bieżącej lokalizacji statku wraz ze szczegółową mapą, programu dnia a także zapewnia m.in. możliwość łatwego sprawdzenia aktualnego rachunku, statusu w Costa Clubie (wraz z historią) czy rezerwacji wycieczek. Dodatkowo dostępna jest aplikacja mobilna pełniąca funkcję komunikatora, która umożliwia łatwe porozumiewanie się pomiędzy pasażerami na statku bez konieczności podłączenia do internetu (wystarczy połączenie z lokalnym wifi) – zarówno w formie wiadomości tekstowych jak również głosowo (coś podobnego do skype/vibera). Dla osób podróżujących w większych grupach może to być fajna opcja- tym bardziej, że jest darmowa (np. na NCL za coś takiego trzeba zapłacić kilka dolarów za rejs). A nie ukrywam, że znalezienie się na statku (albo spotkanie się gdzieś bez uprzedniego precyzyjnego umówienia) wcale nie jest łatwe – statek jest jednak spory i ma dużo różnych zakamarków co skutecznie to utrudnia.

Menu wspomnianego portal u w intranecie wygląda następująco:

Dodatkowo, w wielu miejscach na statku można zobaczyć kioski multimedialne, które pełnią funkcję informacyjną - podobnie jak portal w intranecie, ale możliwe jest w nich również wydrukowanie salda rachunku czy też zarezerwowanie wycieczek (z wydrukiem biletów włącznie), co pozwala uniknąć praktycznie ciągłych kolejek do biura wycieczek.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, może również na ekranach dotykowych porozstawianych w wielu miejscach na statku podejrzeć, gdzie aktualnie przebywają inne statki z floty Costy oraz jak wygląda ich aktualna trasa i warunki pogodowe:

Również kwestie związane z płaceniem za różnego rodzaju usługi na statku zostały uproszczone. W ciągu 24 godzin po wejściu na statek, każdy pasażer powinien zarejestrować swoją kartę płatniczą, z której po zakończeniu rejsu zostanie uregulowany rachunek za różnego rodzaju zakupy na statku (na statku funkcję karty płatniczej pełni karta do kabiny). Alternatywą jest wpłacenie gotówki w formie depozytu. Do rejestracji kart płatniczych służą urządzenia, które pozwalają zrobić to samodzielnie:

Z kolej jeśli chodzi o depozyty gotówkowe (jeśli ktoś nie chce rozliczać się przez kartę płatniczą), jeszcze na poprzednim rejsie Costy, na którym miałem okazję płynąć, wpłacało się je w wyznaczonym miejscu, gdzie były zorganizowane stanowiska kasjerskie – po „odstaniu” sporej ilości czasu w kolejce . Aktualnie służą do tego wpłatomaty porozstawiane w kilku miejscach. Jak widać Costa idzie do przodu i ułatwia przy okazji wszystkim (a sobie chyba najbardziej) życie.

Poza tym podstawowe informacje o rejsie (lokalizacja, warunki pogodowe z prognozą pogody itp.) można zawsze podejrzeć w TV w kabinie na dedykowanym kanale:

A wracając do rozrywek, miłośnicy hazardu mogli się w końcu cieszyć pierwszym Bingo – póki co główna wygrana wynosiła 500 EUR ale w kolejnych należy się spodziewać coraz wyższych stawek:

Na koniec jednego z dni na morzu zorganizowane zostało również spotkanie z kapitanem, na którym przedstawił najważniejszych oficerów oraz menadżerów hotelu. Przy okazji okazało się, że w ostatnich dniach (prawdopodobnie w Civitavecchii) miała miejsce zmiana kapitana – poprzedni poszedł na urlop a nowy właśnie rozpoczął swoją „wachtę”

W ramach uzupełnienia dla zainteresowanych dołączam program prezentujący (w miarę chyba typowy) rozkład dnia oraz atrakcji, gdy statek jest na morzu:

Gazetka z codziennym programem w wybranym języku (jest ich kilka – polskiego póki co nie ma) jest dostarczana bezpośrednio do kabiny codziennie wieczorem na następny dzień i jest podstawową pomocą ułatwiająca zorganizowanie sobie dnia. Gazetce towarzyszy zazwyczaj różnego rodzaju „propaganda” w formie ulotek dotyczących np. wyprzedaży, masaży w spa lub oferty innych punktach usługowych, promocji a czasem ostrzeżeń. Czasem do tego wszystkiego dołączane są jakieś zaproszenia (np. w jeden z kolejnych dni na morzu dostałem zaproszenie na zwiedzanie statkowych kuchni).

W dalszej części napiszę już o samym przejściu przez Kanał Sueski – zajęło to większą część dnia.

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Przejście przez Kanał Sueski zaczęło się dziwnie. Mgła była tak gęsta, że nie widać nawet małych jednostek z pilotami, którzy na pewno płyną gdzieś obok statku

Mapa w każdym razie nie kłamała:

Co chwilę porykiwały syreny statków idących w konwoju a poza tym nic się nie działo i nie bardzo było nawet co sfotografować.

Miałem tylko nadzieję, że mgła się podniesie w ciągu dnia…tymczasem ona się podnosiła i znikała po czym za chwilę znowu wracała - ale co jakiś czas coś było widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju. Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)

Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia. Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.

W końcu udało się zrobić pierwsze zdjęcia:

Nasza statkowa gazetka przypomniała podstawowe parametry kanału: 193 km długości, min. 205/225 metrów szerokości (w zależności od toru wodnego), dopuszczalne zanurzenie przepływających jednostek to 20 metrów. Obecne parametry to wynik trzeciej już rozbudowy Kanału, który pierwotnie został otwarty w 1869 roku (wówczas powyższe parametry wynosiły odpowiednio: 164 km, 53 metry oraz 8 metrów).

A wracając do samego przejścia:

Tak jak pisałem wcześniej wszystko zaczęło się od nieprawdopodobnej mgły. Około 8-9 rano sytuacja na pokładzie wyglądała następująco:

Patrząc w kierunku naszej podróży, Kanał Sueski zaczyna się na wysokości miasta Port Said a kończy na wysokości Suezu. Mniej więcej w połowie drogi statki mijają miasto Ismalia, po czym przechodzą przez dwa jeziora Gorzkie: Małe i Duże.

Sam kanał na północnym odcinku (czyli od Port Said do Małego Jeziora Gorzkiego) w sporej części składa się z dwóch niezależnych dróg wodnych, dzięki czemu możliwy jest ruch w dwóch kierunkach. Pomimo tego do kanału statki wchodzą wyłącznie w konwojach – w naszym (jak już się dało coś zobaczyć) można było naliczyć co najmniej 4 statki przed nami oraz 5 za nami. Niestety ze względu na mgłę na pierwszym odcinku nie było widać nawet brzegu nie mówiąc o drugiej drodze wodnej, która jest położona w pewnym oddaleniu od pierwszej.

Mgła zresztą co chwilę podnosiła się i ponownie opadała. Dopiero za Małym Jeziorem Gorzkim zaczęło się na dobre przejaśniać i zrobiło się bardzo ładnie i słonecznie (myślę, że temperatura wynosiła ponad 25stopni).

W ramach ciekawostek na temat Wielkiego Jeziora Gorzkiego warto wspomnieć, że w 1967 roku, gdy w wyniku działań wojennych Kanał Sueski został wyłączony z eksploatacji na 8 lat, w trakcie tranzytu przez kanał było 15 jednostek (w tym chyba jedna lub dwie pod polską banderą). Statki te zatrzymane zostały na Wielkim Jeziorze Gorzkim, gdzie czekały na odblokowanie żeglugi przez wspomniane osiem lat. Statki te otrzymały przydomek „żółtej floty” od piasku, który pokrył je w tym czasie. Ciekawa historia:-)

Jeśli mowa o konwoju: towarzyszące nam inne jednostki udało się sfotografować dopiero pod koniec żeglugi kanałem. Poniższe zdjęcia prezentują to co było widać za nami oraz przed nami.

Niestety w odróżnieniu od rejsu przez Kanał Panamski, tym razem dziób statku nie został udostępniony pasażerom w związku z czym zdjęcia tego co działo się z przodu statku są dalekie od doskonałości.

Ciekawostką są mosty, którymi można się przeprawić przez Kanał Sueski. Ale typowy (tzn. przebiegający nad kanałem) most jest tylko jeden - o nazwie „Al. Salam Bridge” – nie widziałem go zresztą ze względu na mgłę. W swojej naiwności myślałem, że będzie ich więcej – tymczasem na odcinku, na którym było już coś widać nie przepłynęliśmy pod żadnym mostem jednakże minęliśmy kilka z nich, które na czas przejścia konwoju były…złożone. Składały się one z dwóch lub z jednej części, które po złożeniu prawie przylegały do brzegu. Mijając je było widać mechanizm obrotowy (lub barkę, która zastępowała ten mechanizm), który pozwalał na przesunięcie konstrukcji w taki sposób, aby połączyła oba brzegi. Oczywiście w tym czasie nie ma mowy, aby cokolwiek przepłynęło przez kanał bo most praktycznie znajduje się na wysokości 1-2 metrów powyżej lustra wody. Poniższe fotki przedstawiają dwa spośród takich mostów: pierwszy składający się z dwóch podobnych konstrukcji po obu stronach kanału; drugi składający się z jednej bardzo długiej części.

W czasie całego naszego transferu przez kanał, do burty statku przycumowana była łódź pilota, przy czym w Ismalii nastąpiła jego zmiana – jeden pilot (a w zasadzie cały zespół pilotów) wysiadł i odpłynął swoją łódką a drugi przycumował swoją łódź po czym wsiadł na statek.

Otoczenie Kanału Sueskiego to głównie piach w ilościach trudnych do wyobrażenia:

Warto przy tym dodać, że wschodnia część kanału (półwysep Synaj) jest praktycznie całkowicie pustynna; po drugiej zaś stronie można zobaczyć mniejsze lub większe osady. Wszystkie trzy wymienione przeze mnie miasta (Port Said, Ismalia oraz Suez) położone są właśnie po stronie zachodniej.

Gdy zbliżaliśmy się do Ismalii mgła się nieco podniosła i na horyzoncie można było zobaczyć jej panoramę:

Uderzający był zaskakujący ekumenizm tego miejsca: w kraju arabskim jakim niewątpliwie jest Egipt trudno chyba jest zobaczyć meczet i świątynię chrześcijańską obok siebie:

Zbliżając się do miasta przepłynęliśmy obok dużej przystani promowej, gdzie na wypłynięcie czekało kilka jednostek (wyruszyły praktycznie zaraz jak minęliśmy przystań – tak, aby zdążyć dotrzeć na drugi brzeg przed następnym statkiem konwoju):

Po przeciwnej stronie rozciągał się półwysep Synaj, którego brzegi zostały przyozdobione pozdrowieniami dla przepływających statków i różnego rodzaju kompozycjami:

W Ismalii zlokalizowany jest również olbrzymi (wysoki na 50 metrów) pomnik upamiętniający obronę Kanału Sueskiego przed armią turecką podczas I wojny światowej:

Co ciekawe żeglując przez Kanał Sueski widać, że jest on z obu stron praktycznie ogrodzony od sąsiedztwa w formie muru lub płotu. Pomimo tego co jakiś czas można spotkać w kanale niewielkie rybackie łodzie, rzucające lub wybierające sieci:

Zresztą ogrodzenie Kanału to nie była jedyna forma jego izolacji od pozostałej części Egiptu. Po obu stronach kanału praktycznie co chwilę można było zobaczyć jednostki wojskowe, małe strażnice a nawet niewielkie poligony i place ćwiczeń:

Przed jedną z takich jednostek (to zdjęcie pochodzi akurat z okolic Suezu) umieszczono miły napis powitalny dla przepływających jednostek:

W trakcie rejsu można też było wielokrotnie zobaczyć dziwne konstrukcje na pochylniach przypominający tratwy lub pontony, ewentualnie most pontonowy w częściach. Trudno zgadnąć do czego one służą ale być może jest to jakiś element infrastruktury militarnej umożliwiającej w razie potrzeby szybkie przemieszczanie się pomiędzy obiema stronami kanału (oczywiście po zatrzymaniu żeglugi). A może coś innego ?

Na końcowym odcinku kanału - tuż przed Suezem minęliśmy przeprawę do dużego zakładu przemysłowego na półwyspie Synaj:

…po czym zaczęły pojawiać się pierwsze przedmieścia Suezu a po nich stocznia remontowa, zatoka dla małych jednostek czy w końcu – tuż przed wyjściem z kanału meczet. W głębi widoczny był nowy port oraz wysoka miejska zabudowa miasta:

Ostatecznie około 14 opuściliśmy kanał Sueski i pożegnaliśmy pilota. To widok wejścia do kanału z bliższej i dalszej odległości:

Aby nie było wątpliwości do kabiny dostarczono mi certyfikat potwierdzający fakt przepłynięcia Kanału Sueskiego. W sam raz do powieszenia na ścianie:-)

A tymczasem Akaba i Petra coraz bliżej…

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Kilka słów na temat samej Akaby. Tak w ogóle to warto rzucić okiem na chwilę na mapę. Na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów wybrzeża możemy tutaj spotkać aż 4 państwa: Egipt, Izrael, Jordanię i Arabię Saudyjską. Do tego warto dodać, że Akaba w Jordanii praktycznie sąsiaduje z Ejlatem w Izraelu a z tego drugiego do egipskiego kurortu – Taby też nie jest jakoś specjalnie daleko. Do tego granice wyznaczone od linijki…

Podczas naszej wizyty w Akabie pogoda była bardzo ładna – rano ok. 23 stopni, w ciągu dnia znacznie więcej (ale poniżej 30).

Jeszcze przed zejściem ze statku rzuciłem okiem na Akabę z jednego z górnych pokładów:

Przy nabrzeżu czekało na nas kilkadziesiąt autobusów, z których jak w sumie można się było wcześniej domyślić zdecydowana większość pojechała do Petry (organizowanych było kilka wersji wycieczek w iluś wariantach językowych każda). Obok autobusów leżały gigantyczne elementy elektrowni wiatrowej, której budowę mijaliśmy w drodze do Petry. Przewodnik opowiadając o Jordanii wspomniał m.in. że ponad 85% energii elektrycznej zużywanej przez ten kraj pochodzi z Egiptu (jest to energia produkowana w elektrowni na tamie asuańskiej) i rząd chcąc uniezależnić się od tego źródła postawił na własne instalacje – ta, którą oglądaliśmy jest jedną z kilku, które właśnie powstają.

Jeszcze kilka słów na temat organizacji wycieczki ze statku.

W codziennej gazetce zawsze znajduje się informacja o miejscach zbiórki dla poszczególnych wycieczek organizowanych w danym dniu. Zwykle jest to teatr albo któryś z barów. Do tego miejsca należy zgłosić się o określonej w gazetce godzinie – wówczas dokonywany jest przydział do poszczególnych grup i autobusów. Wszystko odbywa się bardzo sprawnie. Po zakończeniu tej czynności można udać się do wyjścia ze statku oraz bezpośrednio do „swojego” autobusu.

Droga z portu do Petry zajęła nam nieco ponad 1,5 godziny (z krótkim postojem na wykonanie zdjęć panoramy łańcucha górskiego, w którym „schowana” jest Petra) . W międzyczasie nasz przewodnik praktycznie bez przerwy opowiadał nam o Jordanii, jej historii i panujących, o geografii i klimacie, zwyczajach, kuchni a w końcu o samej Petrze – od jej początków poprzez trzęsienie ziemi, po którym została opuszczona aż do okoliczności jej ponownego odkrycia w 1812 roku.

Po drodze mijaliśmy pustynię znaną pod nazwą Wadi Rum:

…i powoli zbliżaliśmy się do naszej atrakcji.

Wiek Petry szacowany jest na nieco ponad 2000 lat. Oprócz najczęściej używanej nazwy posiada ona wiele przydomków. Jeden z nich: „ukryte miasto” jest wyjątkowo trafny. Petra „schowana” jest w łańcuchu górskim widocznym na poniższym zdjęciu:

Miasto założyli Nabatejczycy będący Nomadami trudniącymi się głównie handlem. Jej lokalizacja nie była przypadkowa – w tym miejscu przecinały się dwa ważne szlaki handlowe łączące Chiny oraz Indie z Egiptem, Syrią, Grecją oraz Rzymem. W czasach swojej największej świetności miasto zamieszkiwało ok. 30 000 osób. Trzęsienie ziemi w IV w. n.e. w połączeniu ze zmianą tras szlaków handlowych spowodowały upadek miasta i jego opuszczenie przez mieszkańców. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, na wiele wieków zostało ono zapomniane.

Obecnie Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii odwiedzaną corocznie przez około milion turystów. Jest również wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO oraz zaliczana do 7-u nowych cudów świata.

Miejscowością, w której znajduje się wejście do Petry jest Wadi Musa, której panoramę widać poniżej. Prawie w lewym dolnym rogu tego zdjęcia można zobaczyć (nieco zasłonięte przez słup elektryczny) miejsce, w którym rozpoczyna się trasa turystyczna:

Wejście do Petry poprzedzone jest kontrolą bezpieczeństwa w budynku pełniącym również funkcję bramy do tego miasta:

Oczekując na kontrolę bezpieczeństwa (dosłownie kilka minut) można rzucić okiem na tablicę informacyjną dla turystów. Niestety muszę przyznać, że bilet wstępu do Petry należy do jednych z najdroższych znanych mi wejściówek do atrakcji turystycznych. Co ciekawe jego cena uzależniona jest od długości pobytu gościa w Jordanii – najdroższy bilet dotyczy gości przyjeżdżających i wyjeżdżających z Jordanii tego samego dnia, w którym odwiedzają Petrę (90 dinarów jordańskich czyli ok. 460 zł – jak się okazuje to nawet ponad 100 EUR, o których pisałem wcześniej). Turyści, którzy spędzają w Jordanii co najmniej dwa dni płacą nieco ponad połowę tej ceny za bilet jednodniowy lub parę dinarów więcej za bilet dwu lub trzydniowy. Tego już nie ma w oficjalnym cenniku ale bilety dla zwiedzających ze statków wycieczkowych kosztują 50 dinarów jordańskich – ale tylko pod warunkiem, że to statek organizuje wycieczkę. Ja tak czy inaczej bilet wstępu do Petry miałem zawarty już w cenie wycieczki więc nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia – piszę o tym jednak dla potencjalnie zainteresowanych wizytą w tym niesamowitym miejscu.

Po przejściu przez bramę wchodzimy na duży plac, przy którym zlokalizowane są liczne punkty handlowo-usługowe, kasy biletowe do Petry, toalety itp.

Po przejściu placu, z biletami w ręku minęliśmy bramki i weszliśmy na właściwą drogę prowadzącą do Petry.

Można ją pokonać na kilka sposobów. Po pierwsze można pojechać dorożką, która zawiezie nas pod największą atrakcję Petry - Skarbiec (Al Khazna). Cena wywoławcza tej przyjemności to 40-50 dolarów za dwie osoby – ale być może targowanie coś zmieni:

Można też pojechać konno – ale nie do samego Skarbca tylko do wejścia do wąwozu Siq (w praktyce duże kilkaset metrów). Liczni naganiacze głoszą wszem i wobec, że jazda konna jest zawarta w cenie zakupionej wejściówki, z ostrożności nie dodając, że opiekunowi konia należy się napiwek…

W końcu można się wybrać w drogę w najbardziej tradycyjny sposób czyli na piechotę. Tę właśnie metodę wszystkim najbardziej polecam – daje ona możliwość spokojnego przyjrzenia się mijanym budowlom i formacjom.

W ten sposób wchodzimy do doliny Bab Al Siq. Dolina ta przechodzi później w wąwóz (Siq), który prowadzi do największych atrakcji Petry. Cała droga od przejścia bramek do Skarbca liczy ok. 3-4 km i początkowo wygląda jak na poniższym zdjęciu (lewa jej część aż do wejścia do wąwozu jest zarezerwowana dla dorożek i konnych, prawa dla pieszych):

Praktycznie zaraz za pierwszym zakrętem Bab Al Siq pojawiają się pierwsze interesujące obiekty – trzy olbrzymie bloki skalne w kształcie regularnej kostki znane pod nazwą Djinn. Stanowiły one z jednej strony grobowce, z drugiej zaś pomniki zmarłych pochowanych w dolinie.

Tuż za blokami djiin, wyłania się pierwsza poważniejsza budowla – Obelisk Tomb wyrzeźbiony w I w. n.e. przez Nabatejczyków. Posiada on charakterystyczne cztery piramidy w górnej części.

W dalszej części doliny mijamy liczne formacje skalne z wydrążonymi pieczarami, które w większości pełniły funkcję grobowców:

Dolina Bab Al Siq kończy się wejściem do wąwozu Siq. Wejście to w przeszłości rozpoczynało się wielkim łukiem, którego pozostałości widać do dzisiaj:

W tym samym miejscu w przeszłości zlokalizowana była tama, która wraz ze zbiornikiem, tajnym tunelem oraz całym systemem wydrążonych w skałach rynien doprowadzała wodę do miasta. Pozostałości po systemie rynien można zobaczyć praktycznie cały czas wędrując Siq-iem – są one zlokalizowane w dolnej części po jednej lub obu stronach wąwozu (rynnę widać również powyżej – przy lewej ścianie wąwozu).

Po wejściu do wąwozu od razu rzuca się w oczy jego wąski prześwit. Biorąc pod uwagę, że na tym odcinku oprócz pieszych drogę pokonują również (prowadzone zazwyczaj w bardzo widowiskowy sposób) dorożki, miejscami naprawdę jest bardzo ciasno (a momentami również niebezpiecznie).

Wędrując wąwozem (oraz później w samym mieście) warto zwrócić uwagę na wietrzejące piaskowce. Wynikiem erozji piaskowca są nieprawdopodobne kolory i formacje skalne:

Zdjęcia oddają to w niewielkim stopniu ale kolory skał są naprawdę niesamowite – od brązowego, poprzez biały, żółty, czerwony po zielonkawy. Z komentarza przewodnika wynikało, że jest to związane ze związkami mineralnymi występującymi w tych skałach – o kolorach decydują przede wszystkim związki krzemu, siarki, magnezu, miedzi, potasu i kobaltu. A ponieważ każdy z nich nadaje skale inny kolor a w rachubę wchodzą również różnego rodzaju ich kombinacje, to efekt końcowy jest naprawdę nieprawdopodobny.

Na skałach wąwozu widać również wyrzeźbione coraz trudniej rozpoznawalne różnego rodzaju postacie, kształty a nawet napisy (co ciekawe z wykorzystaniem greckiego alfabetu co zdaniem historyków świadczy o silnych powiązaniach – prawdopodobnie handlowych - Nabatejczyków z Grecją lub przybyszami z tego kraju):

W innym miejscu możemy podziwiać pozostałości po reliefach o charakterze religijnym:

Niesamowite wrażenie robią skały „wiszące” nad wąwozem – miejscami mają one nawet ponad 100 metrów wysokości:

Droga przez Siq nie jest przesadnie długa, chociaż miejscami dość kręta. Nagle – praktycznie bez żadnego ostrzeżenia pomiędzy ścianami wąwozu pojawia się jaśniejszy prześwit, a w nim fragment jednej z najbardziej znanych (m.in. z trzeciej części serii „Indiana Jones” – ale nie tylko) budowli Petry – Skarbiec Faraonów czyli Al Khazna:

A tak Skarbiec wygląda w pełnej okazałości:

Elewacja budowli jest naprawdę imponująca– ma wysokość ok. 40 metrów. Przez wiele lat trwały spory historyków co do sposobu budowy tego obiektu oraz jego przeznaczenia. Aktualnie raczej panuje zgoda, że Skarbiec był wycinany w skale i rzeźbiony od góry co wydaje się wręcz nieprawdopodobne biorąc pod uwagę jego wielkość, precyzję wykonania oraz kunszt inżynieryjny. Co do przeznaczenia uważa się, że Skarbiec pełnił funkcję grobowca; powiązanie budowli ze skarbem faraona i obecna nazwa wynika z lokalnej legendy.

Przed Skarbcem znajduje się spory plac, z którego prowadzi dalszy szlak wgłąb Petry:

Naprawdę warto pójść dalej – tak daleko jak tylko to możliwe. Ja niestety ze względu na ograniczenia czasowe nie byłem w stanie dotrzeć do końca szlaku czyli do fasady Świątyni, która sądząc po zdjęciach robi wrażenie podobne do Skarbca. Z moich obserwacji wynika jednak, że duża część zwiedzających kończy swoją wizytę w Petrze przed Skarbcem i po ewentualnym krótkim postoju w jednym z barów albo stoisk z pamiątkami wraca tą samą drogą do punktu, z którego zaczęła się wyprawa. Nie wiedzą co tracą… Zaraz za Skarbcem rozpoczyna się Aleja fasad, w której można zobaczyć monumentalne groby Nabatejczyków wydrążone – podobnie jak Skarbiec - w skale. Ponieważ nie są one tak osłonięte od wiatru jak Skarbiec, widać na nich znacznie większe skutki działania wiatru i postępującej erozji:

Nieco dalej można zobaczyć centrum starożytnego miasta, a w jego głębi (po prawej stronie) amfiteatr wybudowany na kształt rzymski:

Sam amfiteatr został podobnie jak większość budowli w Petrze wycięty (wydrążony) wprost w skale – co warte jest podkreślenia ponieważ jest to jedyny amfiteatr na świecie zbudowany w ten sposób. Mógł on pomieścić 6000 widzów.

Oddalając się do Skarbca, po prawej stronie nieco powyżej poziomu drogi „wiszą” wykute w skałach cztery olbrzymie pałace składające się na Groby Królewskie, których elewacje do dziś robią nieprawdopodobne wrażenie. Jako pierwszy pojawia się kilkukondygnacyjny Urn Tomb:

Jako ostatni zaś wyposażony w liczne kolumny Palace Tomb:

Niestety wszystkie elewacje tych budowli są już mocno dotknięte zębem czasu. Wynika to w dużym stopniu z faktu pełnej ekspozycji na działanie wiatru i wody oraz braku ich konserwacji.

Prawie pełny widok na Groby Królewskie można zobaczyć poniżej:

Wędrując głównym szlakiem w końcu dotarłem do Wielkiej Świątyni, która datowana jest na I w. p.n.e. – I w. n.e. Był to olbrzymi (największy w Petrze) obiekt z monumentalnym wejściem oraz propylejami. Dziś jest już w dużej części zniszczony:

Niestety w tym miejscu musiałem zakończyć wędrówkę w głąb Petry i powoli wracać na wyznaczone miejsce zbiórki. Wracając minąłem jeszcze pozostałości po monumentalnej bramie do miasta od strony Wielkiej Świątyni:

...i powoli tą samą drogą wróciłem na miejsce zbiórki, skąd autobus sprawnie zawiózł nas z powrotem do portu w Akabie.

Co ciekawe, na statku okazało się, że aby zejść ze statku w Ejlacie na ląd, będziemy jednak potrzebowali paszportów (kilka dni wcześniej przy „odprawie”, o której wspominałem zostało powiedziane, że zejście na ląd będzie się odbywało wyłącznie na podstawie kserokopii paszportu, którą w międzyczasie dostaliśmy oraz ostemplowanego już przez izraelskich urzędników kwitu wjazdowego). Widocznie w międzyczasie coś się zmieniło. Z tego powodu prosto z autobusu wysłano nas do teatru, gdzie odbywała się dystrybucja paszportów:

Uprzedzając ewentualne pytania - paszport w Jordanii został ostemplowany. Współczuję temu, kto stemplował w sumie 3000 dokumentów na statku Smile Z obowiązku dodam, że stemple są dwa (wjazdowy i wyjazdowy) …

Cały poniedziałek spędzamy w Ejlacie. Również tutaj mam zaplanowaną wycieczkę – tym razem m.in. do Czerwonego Kanionu. Ale o tym napiszę następnym razem.

A jeśli chodzi o wizytę w Petrze to na koniec krótko podsumuję: to były naprawdę dobrze wydane pieniądze:-) Ze względu na wielkość kompleksu na pewno tu jeszcze wrócę – ale zapewne nie w ramach rejsu tylko dedykowanej kilkudniowej wycieczki.

wiktor
Obrazek użytkownika wiktor
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 mar 2016

 to co mi się szalenie podoba ,że w ramach jednego rejsu można zobaczyć tak dużo i tak różne nawet kulturowo miejsca.

Pokazujesz Petrę a przedtem przykładowo Genuę czy Heraklion.Fajny melanż Preved

Pamietam jak opisywałeś kanał Panamski a teraz Sueski. Mam wrażenie ,że jednak Panamski bije na głowę ten drugi pod katem atrakcyjności. Czy tak rzeczywiście było, czy tylko tak to odbieram ? szkoda że była mgła, trochę pech 

Statek super świetny, atrakcje mega ,chyba trudno sie tam nudzić ?

Strony

Wyszukaj w trip4cheap