--------------------

____________________

 

 

 



Zanzibar czyli "zawsze i wszędzie"...polepole ; )

47 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 9 minut 54 sekundy temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...Drogie Panie,nie uwierzycie ile razy wertowaliśmy Wasze zanzibarskie relacje !!! Nie tylko aby "ogladać obrazki" ale aby znaleźć odpowiedzi ( i podpowiedzi ; ) na intrygujące nas pytania...

Ostatni raz, tuż przed wyjazdem szukałem wskazówek dotyczących potencjalnych zagrożeń i niebezpieczeństw tak natury emocjonalnej jak i fizycznej.

...A skoro o tym wspominam to niech tematem dzisiejszych wspominek będzie:

BEZPIECZEŃSTWO

Odnośnie zabezpieczeń zdrowotnych to zaszczepilismy sie profilaktycznie choć Tanzania odstapiła od obowiazku szczepień ochronnych dla przybywajacych. Nikt,nigdzie (Dar es Salaam,Zanzibar) nie wymagał okazania "żółtych książeczek". Ponoć,jesli przybywamy z regionów o zagrożeniu żółtą febrą, musimy pokazać dowód szczepień ochronnych przeciwko tej chorobie. W przypadku przylotu "z cywilizacji" nie jest to konieczne...

Malaria,czyli komary. Wyposażylismy się w tabletki i repelenty. Myslę ,że zrobilismy dobrze bo komary są !!! Wieczorkiem to one właśnie wyganiały nas z balkonu ; ) Profilaktyczne "popsikanie się" przed wieczornym spacerem czy pójściem na kolację jak najbardziej wskazane. Na plaży widzielismy "pocętkowane nogi" tych ,którzy zlekcewazyli profilaktykę...

Nadwyraz aktywne okazały się...muchy. Im bliżej siedzib ludzkich tym "namolność" much większa.Na plaży ilość "do zniesienia". Najwieksza aktywność, przed deszczykiem ; )

Owady inne mogące uprzykrzyć życie to wszelkiego rodzaju "osowate". Czasem o "solidnych rozmiarach". Ich ukąszenie bywa niezwykle bolesne. Byliśmy świadkami gdy młody holender krzyczal z bólu po ukłuciu przez "czarną osę". Na szczęście,Ojciec chłopaka nie stracił głowy i wyssał jad. Mimo to w dniu ukąszenia młodzieniec miał na plecach "opuchliznę jak pięść". Tu uwaga,owady te bardzo często kryją się w cieniu...plażowych parasolek. Również ptaki mają tam swe gniazda i może sie zdarzyć,że "zanieczyszczą" Wam pozostawionego na podparasolkowym stoliku drinusia. Jak mówią samochodziarze: "z ptaka to nic nie ma i jeszcze na samochód n...a" ; )))

Jednym z najczęściej zadawanych nam po przyjeździe pytan jest: "czy było bezpiecznie" !??? Odpowiadamy zawsze ,że "nie było bardziej niebezpiecznie niz w irlandzkiej stolicy nocą" ; )

Myśle,że pomysł na "obsługę bezgotówkową" w hotelu jest dobrym pomysłem. Potencjalni rabusie maja świadomośc ,że ewentuale ofiary mogą nie mieć przy sobie zbyt wiele gotówki. Ta "niepewnośc łupu" jest bardzo dobrą ochroną.

Sprawą bardzo istotną jest..."nieobnoszenie się" ze swymi zasobami. Lepiej zostawić ulubionego Rolex,a czy Omegę na rzecz poczciwego "Swatch,a". Panie także powinny zabrać ze swych świecidełek jedynie te ulubione. Reszta jubilerskiej kolekcji niech poczeka na powrót właścielki w domu ; )

Czasem na kilkunastodniowy pobyt zabieramy "cały" sprzęt fotograficzny. Jeśli nie jest to pobyt natury zawodowej lepiej nie "kusić losu".Wspaniałą pomiatkę z pobytu zrobimy sobie bez "wyrafinowanego sprzętu". Ktoś powie,że "przecież powinno być bezpiecznie, że za to płacimy". Oczywiście ,że powinno ale życie jest życiem...

Statystyki dowodza,iż wiekszości "przestępstw pospolitych" na turystach dopuszczają się pracownicy hotelu !!! Kradą pokojówki,kelnerzy,obsługa hotelowa a nawet...managerowie. Równie częste są "kradzieże z polecenia" czyli pracownik "poleca" potencjalnym złodziejom swa ofiarę. Moim zdaniem rozwaga i umiar w okazywaniu swej zamożności jest najepszym pomysłem na uniknięcie tak przykrej rzeczy jak zostanie ofiarą napaści czy kradzieży.

Ktoś zapyta, "a co jeśli spełniałem te wszystkie wymogi a mimo to stałem sie ofiarą przemocy" !??? Tu odpowiedź jest banalna. Otóż w życiu najważniejszym jest..."mieć szczęście".Bowiem przypowieść o "pechowcu,drewnianym kościele i cegle" obowiazuje pod każdą szerokością geograficzną...

Odrębnym tematem z gatunku "zagrożenia inne" są..."beach boys".

Jedna z dziewczyn opisując na forum swoj pobyt na Zanzibarze zaznaczyla,że "plażowi naciagacze" potrafią uprzykrzyć tak bardzo spacer iz zaważa to na całokształcie oceny pobytu. Niestety,ma rację. Nic sie w tej materii nie zmieniło. Choć byliśmy przygotowani "na natrętów",min. dzieki relacjom na forum,ich aktywnośc potrafi zaskoczyć...

Wręcz "od świtu do zmierzchu" okupują plażę w okolicach hoteli...

Szczególnie atrakcyjni dla nich sa nowoprzybyli czyli ci..."najbielsi". Nawoływania wielojęzyczne,prezentacja swych ofert i wyrobów to rzecz nagminna. Jakakolwiek aktywność (czytaj."zainteresowanie") ze strony turysty owocuje pojawieniem się sporej grupki " naciagaczy". Dotyczy reakcji płci obojga ; )))

Czy w takiej sytuacji jesteśmy "skazani na maltretację handlową" ? Otóż,nie do końca ; )

Pamietajmy,że mimo iż jesteśmy w afryce to kulturowo jestesmy...w arabii. W tym srodowisku dominujacym jest "pierwiastek męski". Nie powinno więc dochodzić do sytuacji gdy partnerka ostentacyjnie nie zgadza sie z decyzją męża (partnera). Wystawia to mężczyźnie ocenę "c..y",którego można a właściwie należy naciągnąć ile się da...

Równie stanowcza powinna być postawa kobiety gdy dojdzie do konfrontacji z "plażowym handlarzem".Przykład "z życia"... 

Zostaję zagadnięty, po raz nie wiem który przez handlarza. Oferuje mi tabliczkę pamiątkową z hebanowca. Staram sie zbyć go ,mówiąc że: "w moim domu,żona decyduje co wisi na ściane. Niech idzie do mej  małżonki i jeśli ją przekona ,kupię tabliczkę". Człowiek jest tak wystraszony jak diabeł z mickiewiczowskiego Pana Twardowskiego. "Nie ,On nie pójdzie pytać BaraBara,tak sfonetyzowali sobie Basi imię. On już był,pokazywał co ma a BaraBara powiedziala że niczego nie chce i żeby wiecej nie przychodził" !!! Tak mi sie żal zrobiło gościa iż kupiłem u niego...breloczek ; )))

Sprawa druga która zaskakuje przy konfrontacji z "biczbojsami" to znajomość...języka polskiego !!! W sklepikach których na plaży pełno prawie każdy potrafi powiedzieć "coś" po polsku...

I co najdziwniejsze ,nie jest to tylko "jak sie masz" ale całkiem handlowe zwroty typu" trzy za pięć,bardzo dobre,itp. !!! Jedno ze spotkań z "władającym polszczyzną" sprzedawcą zapamiętamy na całe życie.

Pewnego dnia,a musicie widzieć że gdy jeden z handlarzy dowie się "skad jestesmy",bedzie o tym wiedzieć "cała plaża"...Maszerujemy ogladając lazurki gdy handlarz widząc nas krzyczy,tu zdecydowałem sie na oryginalne słownictwo aby oddać klimat zdarzenia, : "Lewandowski,Komorowski tym okazał znajomośc polskich VIP,ów a dalej "chuja warte,chuja warte". Zanim wybuchnelismy śmiechem,chwila osłupienia. Domyśliliśmy sie ,że "nasi" wpuścili biedaka w maliny ucząc go "sloganu" majacego zapewnić fantastyczną sprzedaż przy kontakcie z polakami....

Jednakże całkowita rezygnacja z usług "plażowych bussinessmanów" dobrym pomysłem nie jest. Dzięki odpowiednim technikom negocjacji,heeee,udało sie nam zjeździc wyspę w wybranych kierunkach za 1/3 ceny w porównaniu do hotelowych. Basia była "pod ochroną" masajów którzy szczególnie dbali aby BaraBara byla zadowolona z wycieczki na rafę. Mogła samodzielnie spacerowac po plaży,rzecz jasna w okolicach hotelu,bez nagabywania handlarzy. Gdy wyraziła zainteresowanie tunikami wręcz "spod ziemi" wywołano "big mamę" co zaowocowało zakupem tychże okryć. Nie będe wypominał kto zaispirowal moją malżonkę do nabycia tejże garderoby. Prawda,drogie forumowiczki ; )))

Ostatnie fotki to moje "negocjacje" z przedstawicielem firmy przewozowej. Spoko gość oferujacy swe usługi na całym Zanzibarze. W końcówce relacji podam jego namiary,jesli można !???

To i tyle tytułem "niebezpieczeństw". Jutro znacznie mniej pisaniny a więcej obrazków,zapraszam do ...Stone Town.

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 17 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Radek, mega wystraszyłeś mnie tymi osowatymi. Niestety mam na nie podobno alergię ..chyba Zanzi będę musiaal sobie odpuścić..

za to nieżle obsmialam się czytając wasze negocjacje i używaną przez tubylców "łacinę" Laugh 1

Namiar podaj,no problem,   może sie przydac innym Smile

No trip no life

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 dni temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Najbardziej fascynujące w czytaniu relacji z miejsca w którym się było jest to, jak każdy odbiera to samo miejsce troszeczke inaczej. To takie fascynująco-informujące. Bo np ja nie widziałam ani jednego osowatego latającego potwora i teraz sobie myśle, że albo się nie rozglądałam albo nie wiem co. Z komarami też mam inne doświadczenia, tylko jednego dnia troszke mnie pocieły, psikacz odstraszający był psikany tylko dwa razy, potem został lekko zapomniany. 

Biczbojsi faktycznie troche namolni jak już zaczeło się z nimi rozmawiać. Chyba najbardziej wytrwali byli naganiacze w Stone Town. Za to na naszej hotelowej plaży dyżurował ochroniarz i troche ich przeganiał.

Najciekawszą rzeczą jaką ja usłyszałam po polsku było: dobra dobra, zupa z bobra Biggrin

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 9 minut 54 sekundy temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...odmienność spostrzeżen dotyczacych "owadziej aktywnośći" może wynikać z róznych pór roku w jakich odwiedzalismy Zanzibar.Zapewne mniej bedzie komarów w okresie letnim (od grudnia do lutego) i tuz po nim. Natomiast od marca do maja solidnie popaduje co,prawdopodobnie,zwyżkuje populacją "bzyków". A "osowate" pewnie  sytuacja z nimi podobna komarom. Pojawiają się,podobnie jak w innych rejonach świata,w określonej porze. Tak czy owak,owady nie powinny być przyczyną rezygnacji z pobytu w tak rajskim miejscu...

Dzis jedno z miejsc na Zanzibarze,które każdy odwiedzajacy wyspę widział a każdy planujacy pobyt zobaczyć powinien. Porozmawiajmy o:

STONE TOWN

Na wypadzik do stolicy wyspy wybraliśmy się korzystjąc z transportu opłaconego u poznanego wczesniej "biczboysa". Była to druga wycieczka. Pierwszą,odbylismy do "Rock Restaurant". Tak po prawdzie to ten pierwszy wyjazd był forma testu oferowanych usług. A że wypadł bardzo dobrze ,zdecydowalismy się na wyjazd do "Kamiennego miasta".

Koszt 100 USD zawierał transport i przewodnika na miejscu. Również odwiedzajac lokacje w ktorych należało uiścic opłatę,robił to przewodnik. Dla porównania,koszt takiego wypadu z hotelu wynosił...300 USD ; )

Ruszamy rano,około godziny 8-mej. Na miejscu jestesmy około 9.30. zaczynamy od newralgicznego punktu w mieście,mianowicie Targu Dajarani. Znajduje sie on przy głównej ulicy miasta która to arteria dzieli je (miasto) na częśc nową i starą. Te "nową" z paskudnymi blokhausami odpuszczamy sobie. Warto jedynie nadmienić,że spora częśc budynków powstala tam po rewolucji a mieszkania zostały przyznane ubogim mieszkańcom miasta "za free" jako dar od prezydenta Tanzanii.

Nie pamietam już gdzie przeczytałem,że targ funkcjonuje od godziny 10-tej rano do 17-tej.My bylismy sporo przed dziesiątą a miejsce wygladało tak jakby funkcjonowało..."cała dobę" ; )

Wysiadamy z busika i od razu "coś sie dzieje".A jeszcze nie weszliśmy do budynku targowiska...

Hala targowa została wybudowana na polecenie Sułtana Ali bin Hamud,a. To jeden z "nowoczesnych" władców Zanzibaru. Jako pierwszy posiadał tylko jedna żonę oraz zrezygnował z konkubin co wywołało "skandal pałacowy" ; )) Wchodzimy do wnętrza. Jako pierwsze ulokowały sie "dział mięsny" po lewo od wejścia i "rybny" po przeciwnej stronie pasażu...

Zapachy z sekcji mięsnej nas pokonały. Nie weszliśmy pomiedzy stoiska .Robimy jedynie kilka fotek z oddali...

Jednakże stoiska rybne musiałem zobaczyć z bliska ; )Basia dzielnie mi sekundowała...

dalej jest juz tylko coraz przyjemniej albowiem wkraczamy w "sekcje owocową"...

Na straganach króluja banany w przeróżnych kolorach i...wielkościach. Pierwszy raz widzę owoce bananowca o wielkości ponad trzydziestu centymetrów. Nasz przewodnik oznajmia,że sa one traktowane jako...warzywo. Nie jada sie ich "na surowo" ale odpowiednio sieka,panieruje i smaży na oleju.Fotki celem pokazania róznicy w rozmiarach. Zielone banany mają wymiar do ktorego przywyklismy w sklepach...

a tu juz same "giganty"...

podobnie "warzywna rolę" pełni ten owoc,nazwy niestety nie wspomnę,ktorego gotuje sie i ugniata na podobieństwo ziemniaków

"parfumeryjny aromat" to znak,że wchodzimy do działu z przyprawami...

na końcu hali rozstawili sie sprzedawcy "misz maszu" dla turystów. My oprócz "czerwonych bananów" nie kupilismy na targu niczego. Ceny,tak za przyprawy jak i pamiatki były o wiele wyzsze niz te w hotelowym sklepiku !!! Ostanie stoiska i wychodzimy na zewnatrz...

przewodnik prowadzi nas do kolejnego miejsca ktore trzeba zobaczyc w Stone Town.My ogladamy z zaciekawieniem ten całkiem inny od naszego świat...

CD. zanzibarskiej starówki w nastepnej odsłonie...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

olo123
Obrazek użytkownika olo123
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 09 paź 2013

Super się ciebie czyta i ogląda, ostatnio moja rodzina też preferuje podróże z kategorii "nic nie robienia" więc zasiadam i czekam na kolejne odsłony.

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 9 minut 54 sekundy temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...spaceru po Stone Town ciag dalszy. 

Nasz przewodnik to młody człowiek imieniem,jakże by inaczej...Ibrahim ; ) Nieźle wyedukowany na potrzeby "przewodzenia turystom",z dobrym angielskim do tego sympatyczny i usłużny,nie służalczy. Okazał sie również "fanem swej roboty". Dla mnie bomba,dla Basi czasem aż zbyt rozgadany ; )) Praktycznie cały czas gadaliśmy zapominając nieraz ,że jest nas...troje.

Myslę ,że Basi to nasze gadanie było całkiem "na rękę",ponieważ..."robiła co chciała" . Taką nam pstrykneła fotkę...szkoda,że tylko jedną...szkoda,że tylko "od tyłu" ; ))))

Podchodzimy do miejsca ktore obowiązkowo należy w Stone Town odwiedzić. To teren dawnego targu niewolników. Wejście jest płatne,my jak wspominałem mieliśmy wszystkie opłaty wliczone w cenę wycieczki.Gdybyśmy nie mieli ze sobą przewodnika to..."już byśmy mieli". Całe grupy czekaja na takich właśnie "bezprzewodnikowych zwiedzaczy" ; )

Tu chwilke poprzynudzam w "niewolniczym temacie". Otóż ,gdy słyszę zwrot :"niewolnictwo",mam wyrzuty sumienia. W wyobraźni widzę pole bawełny,pracujacych ciemnoskórych robotników i...białego poganiacza na koniu. Tak było do momentu aż odwiedzilismy TO miejsce. Skąd zmiana "punktu widzenia" !??? Już wyjaśniam...

Zanzibar przyprawami stoi. Tak było,jest i...mam nadzieję...będzie. Uprawy tychże "pachnidełek" sprawiły iż miejscowa ludność-Suahili,nawiazała poprzez handel kontakt z arabami i hindusami. Ta styczność zaowocowała przyjęciem Islamu jako religii w X wieku. Mieszkańcy Zanzibaru poprosili Sułtana Omanu o ochronę przed "dzikimi ludami" zamieszkujacymi sąsiedzkie rejony afryki. Arabowie pojawili sie na wyspie i nawet krótkie zajęcie Zanzibaru przez portugalczyków nie wykorzeniło zażyłości z kulturą arabską. Portugalczycy zostaja przepędzeni a Sułtan Omanu tak bardzo uległ urokowi wyspy,że przenosi stolice z Muskat do Zanzibaru chodzi oczywiście o miasto o tej samej nazwie. Taki stan rzeczy trwa do momentu aż dwaj bracia w walce o sukcesję doprowadzaja do powstania odrebnych sułtanatów w Omanie i na Zanzibarze. Podział nie wpłynał jednak na pozycję wyspy. Ma sie świetnie a uprawy przypraw przynosza krociowe zyski. Istnieje tylko jeden problem. Brak rąk do pracy. Dotyczy to nie tylko Zanzibaru ale całego niemal wybrzeża afryki wschodniej i sąsiednich wysp.

Tu zaczyna sie rozwój handlu niewolnikami. Dla arabów,jak i Suahili a także hindusów nie istnial w owym czasie problem natury moralnej dotyczacy zmuszania ludzi do pracy. W mentalności ludzi orientu,silny może wykorzystywac słabszego. Ba,powinien to robić aby zapewnić sobie ,swoim bliskim i całej nacji dostatnie życie.Na chwałę Allaha...

Tak zaczyna sie polowanie na mieszkańców kontynentu afrykańskiego. Kupcy arabscy podsycaja lokalne konflikty,aranżuja wojny plemienne,porywaja i często oszukuja obietnicami dostatniego życia nieświadomych murzynów. Na Zanzibar ,ktory staje się "światowa stolica handlu" ludźmi zostaną przywiezione rzesze ludzi w szokujacej ilości kilkudziesieciu milionów !!!

Los tych wszystkich nieszczęśników połączy miejsce do ktorego zmierzamy...

Katedra Anglikańska jest nie tylko kościołem. Jest symbolem. Wspomnieniem czasów nie tak przecież odległych. Wspomnieniem potworności jakie człowiek jest w stanie uczynic dla pieniedzy.Celowo zbudowano ja w centralnym miejscu targu niewolników aby zatrzec tamten czas a jednocześnie "ocalić go od zapomnienia"...

To duży budynek o "masywnym" wyglądzie.

wewnątrz dominuje europejska stylistyka z orientalnymi akcentami...

za ołtarzem,płyta nagrobna biskupa,fundatora katedry

natomiast przed ołtarzem,na posadzce,okragla ,kamienna płyta w kolorze białym. To miejsce gdzie rosło drzewo-pregież. Biczowanu tu KAŻDEGO niewolnika aby poprzez jego odporność na ból sprawdzić..."wartośc rynkową"...Niestety nie mamy fotki tejże płyty : (

światynia jest wciąz "domem modlitwy" i w każdą z niedziel odprawiane jest nabożeństwo. Wierni przygotowuja kwiaty do dekoracji światyni...

Przewodnik prowadzi nas do pomnika ktory niezwykle sugestywnie oddziaływuje na wyobraźnie. Tak to zapewnie wygladało w rzeczywistości. W łańcuchach ludzie którym odebrano człowieczeństwo. Aż ciarki przechodza...

myśeliśmy że to koniec horroru. Niestety nie. Prowadzeni jsteśmy do podziemnych komór w których przetrzymywano niewolników. Mniejsza mogła pomieścic 45 osób. Była dla kobiet.

 i wieksza, gdzie przebywali mężczyźni. Tu przetrzymywano 75 osób.

"sławetny" ,oryginalny łańcuch...

Jesteśmy tam we troje. Dosłownie kilka minut a byliśmy spoceni,zziajani całkiem jak po wielogodzinnym pobycie. Nie moge sobie wyobrazić jak można było przetrzymywac w takich warunkach ludzi przez kilka a często kilkanaście dni !??? Był to rodzaj celowej "selekcji". Słabsi i chorzy umierali. Ciala zmarłych leżały w celach do momentu wyprowadzenia żywych na targ. Specjalne kanały doprowadzały morską wodę która w czasie przypływu "sprzątala" pomieszczenie. Zostały do dziś dwie takie komory. Resztę kazali anglicy zasypać. Były ich ponoć dziesiatki...

Tu wrócę do poczatku dzisiejszej opowieści. Biały człowiek nie miał nic wspólnego z tymi potwornościami. To "biali" nakazali wprowadzenie abolicji w tym rejonie świata. To dzięki europejczykom koszmar sie skonczył. Nie ważne czy z pobudek polityczno -gospodarczych jak każe nam wierzyć przewodnik. Czy też z przesłanek humanitarnych. Waże,że sie skończył... 

jutro bardziej kolorowy wizerunek Stone Town...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 17 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Straszne , też bym pewnie to przeżywała skoro juz same zdjęcia wywółują emocje.

Z drugiej strony, dobrze jednak, że chociaż dwie te komory zostały 

No trip no life

Żeluś
Obrazek użytkownika Żeluś
Offline
Ostatnio: 2 dni 22 godziny temu
Rejestracja: 25 kwi 2016

Byłam na te widoki przygotowana będąc w stolicy bo kilka dni wcześniej skończyłam czytać książkę o handlu niewolnikami właśnie na Zanzibarze bo to był główny punkt w tym interesie.Jednak te lochy pzyprowadziły mni o dreszcze Yes 3 trzba było jak najszybciej z tego miejsca wiać.

Jesli chodzi o te osowate i inne latające i nielatające dziady to może to zależy od terminu pobytu-może teraz więcej wilgoci bo w lispcu sporo tam padało jednak...przy naszym pobycie niczego takiego nie było,nic w parasolach się nie czaiło jedynie to komary wieczorem trochę cieły więc bros 30 % się przydał jednak tylko w jednym hotelu.

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 9 minut 54 sekundy temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...z owadami jest zapewne tak jak piszesz,okresowa "aktywnośc i obecność" ma zwiazek z porą roku. "Osowate" miały swe mieszkanka w drewnianych konstrukcjach wspomnianych parasoli. Gdyby nie przypadkowe całkiem ogladnięcie jak osa siada na żerdzi i po chwili znika w otworze nigdy bym nie przypuszczał,że owe "dziury" to wejścia do "osich mieszkań".Jak to brzmi ; )))

Przez cały czas robotnicy rozbierali kolejne parasolki i na ich miejscu stawiane były nowe. Myslałem,że zastepują uszkodzone  nowymi ale gdy zaczęli rozbierać "zupełnie dobrą" pod ktorą leżakowalismy dnia poprzedniego pomyslałem,że to sposób na pozbycie sie tak ptasich jak i owadzich lokatorów...

Fotki z "frontu robót". Basia mówi,że nie najęła by Ich do remontu lub budowy domu. Sty lpracy z "brygady rogala"."Jeden robi, reszta się op....la" jak mówiło PRL-owskie porzekadło ; ))

Wróćmy do Stone Town. Zostawiamy katedrę i ruszamy wąskimi uliczkami "do wnętrza" starego miasta. Owe arterie powstawały bez jakiegokolwiek planu. Były jedynie przerwami pomiedzy nowopowstawałymi budynkami. Stąd ich nieregularność w ksztalcie,specyficzne skrzyżowania i...fantastyczny klimat...

podobne miejsca na SriLance czy w Thajlandii "ciężko pachną". Czasem jest to zapach..."kanalizacji" aczasem powietrze przypomina..."mokrego psa". Ale na w Stone Town czujemy sie jak w...cukierni !!! To za sprawą wystawionych na sprzedaż przypraw. Fantastyczne uczucie przechadzać sie po raz "cynamomowej" a innym razem "goździkowej" uliczce...

to ,przy czym każdy z turystów pragnie zrobić sobie fotkę to słynne "zanzibarskie drzwi". Napisano juz wiele na temat ich "indyjskiego pochodzenia" więc ja tylko dodam,że pierwotnie każde drzwi miały inny rodzaj (kształt,wielkość,rozmieszczenie) "antysłoniowych kolcy". Chodziło o to aby w ciemnościach nocy,poprzez dotyk zorientować się czy stoimy "u drzwi swoich"...

Były wyposazone w kołatki,teraz rozkradzione przez turystów : (

Drzwi rodzin arabskich miały kształt prostokatny,bez łukowatego zwieńczenia typowego dla rodzin hinduskich. W centralnym miejscu w języku arabskim umieszczano bądź sentencje z Koranu ,bądź nazwisko rodowe. Jesli z boku futryny widoczny był "łańcuch" to znak,że mieszkała tam rodzina handlarza niewolników.Na fotce przykład wykończenia w stylu arabskim.

drzwi "z łukiem" jak wspomnialem to domena hindusów. Gdy w centrym zobaczymy wizerunek "lwa i drzewa" to oznaka zamozności rodziny...

Jest wiele materiałow na ten temat więc nie bede dłużej przynudzał. Podałem jedynie "ciekawostki" jakie wyłuszczył nam nasz przewodnik.A toj edne z najbardziej "rozpoznawalnych" drzwi w Stone Town...

zaś drzwi rodzin Suahili przypominają...nasze drzwi ; ) Brak ozdób i łuków. Kształt prostokątny.

Podchodzimy do budynku w fatalnym stanie technicznym. Również i drzwi prezentuja sie kiepsko. To dom człowieka ,który dorobił sie fortuny na handlu niewolnikami.Niejakiego "Tipu Tip,a".

To jego "nick" powstały od odgłosu jaki wydawały strzelby

jego "łowców niewolników".W połowie arab w połowie Suahili dorobił sie pozycji i fortuny na ludzkim nieszczęściu. Niebywałe,ze przyjmowany byl przez Sułtana jak i dygnitarzy europejskich...

na murze tablica z info "kto zacz". Widac niechęć mieszkańców do tej "pamiątki".Podobno budynek został sprzedany firmie majacej zamienić go...w hotel...

ruszamy dalej obserwujac "uliczne życie"...

Nie tylko drzwi powiedza nam kto jest włascicielem danego lokum. Także same budynki zdradzają lokatorów. Ibrahim oznajmia,ze "domy z balkonami" to pozostałośc po portugalczykach ,ktore zostały zasiedlone przez ubogie rodziny hindusów. Arabowie nigdy nie mieszkają w domach z balkonami !!!

dochodzimy do "miejsca szczególnego". To "Shark Corner". .Turyści często przechodzą obok robiąc jedynie fotkę z "rekinią planszą" na jednej ze ścian. Nas Ibrahim wtajemniczyl w niezwykłośc tego zakątku...

to tutaj,codziennie wieczorem spotykaja sie mieszkańcy Stone Town. Rzecz jasna,TYLKO mężczyźni !!! Obowiązkowa herbata...

i długie rozmowy o sprawach ważnych bardziej lub mniej...

jesli jest czas transmisji meczu futbolowego włączany jest zamkniety w dzień telewizor. Ale ważniejsza od sportu jest polityka. Nasz przewodnik wyjaśnia,że mieszkańcy Zanzibaru wspierają wszelkie przejawy separatyzmu na świecie. W centralnej częsci skweru wisi flaga Katalonii. Sami zanzibarczycy czują wiekszy związek emocjonalny z Omanem niż Tanganiką z którą Zanzibar połączył sie tworząc Tanzanę. Mam nadzieję i szczerze im życze aby zdrowy rozsadek zwycięzył "konfederackie nastroje"...

dokonczenie wędrówki uliczkami Stone Town,jutro...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 17 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Fajny klimat miasta..te zapachy, drzwi, męskie meetingi Wacko

ale tez mieliście farta do przewodnika, który raczył was takimi ciekawostkami

No trip no life

Strony

Wyszukaj w trip4cheap