Czekamy aby deszcz na tyle przestał padać, aby woda spłynęła i nie trzeba było brodzić po kostki w wodzie. Gdy już zaczyna zmierzchać , zabieramy Ewę i idziemy szukać sklepu Angkor Market. Pamiętamy, że autobusem było blisko i droga prosta , mylimy jednak drogę (należało odbić w lewo) i zapędzamy się zbyt daleko. W końcu próbuję się pytać miejscowych i udaje się trafić do sklepu. Kupujemy pieprz i trochę przypraw.
Torebka 150 g – koszt 6,5 dolara.
W planach były jeszcze zakupy na bazarze (kolorowy plecaczek, który obiecałam Basi, a którego kolory dzień wcześniej konsultowałam na whatsapp-ie), ale niestety już jest późno i stoiska na bazarze byłyby zamknięte. Wracamy do hotelu. Rano wyjazd do Phnom Penh.
Następny postój – to część programu – lokalny targ. Można kupić owoce np. kiść bananów 1 $. Kupujemy też inne owoce. Niektórzy nabyli duży worek suszonych bananów też za 1$.
Można też pooglądać (bądź nabyć) miejscowe przysmaki – różnego rodzaju robale. Koleżanka z forum prosiła żebyśmy nie jedli świerszczy , to się posłuchaliśmy, he, He.
Nelcia, Radek – myślę że jest niewielu śmiałków, którzy próbowali robaki.
Nad rzeką mamy przystanek na zmianę autobusu i lokalnego przewodnika. Jest też okazja zamówić sobie coś do jedzenia w małej restauracyjce, Ja wybieram zupę z ananasem i krewetkami – która okazuje się wyśmienita. Chyba najlepsza jaką jadłam podczas tego wyjazdu. Jak dla mnie jedzenie Kambodży bez fajerwerków – ale ta zupka jest moim nr 1.
Stolica wita nas lekkim deszczykiem, który szybciutko przestaje padać.
Następnie jedziemy do Muzeum Narodowego Kambodży. Muzeum powstało na początku XX wieku dla zachowania tradycji i pamięci o dawnych zwyczajach. Budynek, w którym mieszczą się zbiory został zbudowany specjalnie w tym celu. Budowla ze spadzistymi dachami i tradycyjnymi ozdobami jest obrazem tradycyjnej zabudowy Khmerskiej.
„Muzeum od czasu powstania przeżyło najazdy Japończyków, Tajlandczyków i często wybuchające konflikty z Wietnamem. Najgorzej jednak było w okresie panowania Czerwonych Khmerów. W czasie ich rządów całe miasto zostało ewakuowane na pobliskie wsie gdzie ludzie mieli produkować żywności i żyć w sielankowym świecie jaki powstał w chorym umyśle komunistów. Muzeum zamknięto. Bez opieki pozostawiono też pobliskie parki i ogrody. Po pięciu latach obraz był opłakany. Dach głównego budynku zapadł się a ogrody zarosła dzika dżungla. Po upadku Czerwonych Khmerów muzeum odbudowano. Odnowiono ogrody i obiekt ponownie otwarto dla zwiedzających. Jak zawsze jednak po takich przejściach zaginęła spora część kolekcji co wyjaśnia stosunkowo ubogi stan posiadania.”
Czerwona Budowla stoi pośród zadbanej roślinności. Dostajemy słuchaweczki bezprzewodowe i idziemy zwiedzać . Zdjęć w środku nie można robić – jeśli to tylko za opłatą – ale nasza pilotka nie zachęca do kupna.
Czekamy aby deszcz na tyle przestał padać, aby woda spłynęła i nie trzeba było brodzić po kostki w wodzie. Gdy już zaczyna zmierzchać , zabieramy Ewę i idziemy szukać sklepu Angkor Market. Pamiętamy, że autobusem było blisko i droga prosta , mylimy jednak drogę (należało odbić w lewo) i zapędzamy się zbyt daleko. W końcu próbuję się pytać miejscowych i udaje się trafić do sklepu. Kupujemy pieprz i trochę przypraw.
Torebka 150 g – koszt 6,5 dolara.
W planach były jeszcze zakupy na bazarze (kolorowy plecaczek, który obiecałam Basi, a którego kolory dzień wcześniej konsultowałam na whatsapp-ie), ale niestety już jest późno i stoiska na bazarze byłyby zamknięte. Wracamy do hotelu. Rano wyjazd do Phnom Penh.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następnego ranka wyruszamy do stolicy - Phnom Penh. Pierwszy przystanek na toaletę nad ładnym jeziorkiem.
Jedziemy dalej. Przez okno oglądamy krajobraz.
Jak widać po wczorajszym deszczu nie ma już sladu. Słoneczko ładnie świeci.
Krajibraz chwolami "swojskie" - pola , zabudowania.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następny postój – to część programu – lokalny targ. Można kupić owoce np. kiść bananów 1 $. Kupujemy też inne owoce. Niektórzy nabyli duży worek suszonych bananów też za 1$.
Można też pooglądać (bądź nabyć) miejscowe przysmaki – różnego rodzaju robale. Koleżanka z forum prosiła żebyśmy nie jedli świerszczy , to się posłuchaliśmy, he, He.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Dojeżdżamy do Phnom Phen.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Robale ciekawa sprawa. Widzę różne ich rodzaje, kolory. Próbowałaś jakieś?
Wiktor, na robale brakło odwagi - choć otwarta jestwem na różne smaki. Świerszczy też nie skosztowalam, jak bum cyk cyk.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia, ja też bym się nie podjęła tego zadanie he he
No trip no life
Asia-A,i mnie "odwagi niestało" na robaczą degustację ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Nelcia, Radek – myślę że jest niewielu śmiałków, którzy próbowali robaki.
Nad rzeką mamy przystanek na zmianę autobusu i lokalnego przewodnika. Jest też okazja zamówić sobie coś do jedzenia w małej restauracyjce, Ja wybieram zupę z ananasem i krewetkami – która okazuje się wyśmienita. Chyba najlepsza jaką jadłam podczas tego wyjazdu. Jak dla mnie jedzenie Kambodży bez fajerwerków – ale ta zupka jest moim nr 1.
Stolica wita nas lekkim deszczykiem, który szybciutko przestaje padać.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następnie jedziemy do Muzeum Narodowego Kambodży. Muzeum powstało na początku XX wieku dla zachowania tradycji i pamięci o dawnych zwyczajach. Budynek, w którym mieszczą się zbiory został zbudowany specjalnie w tym celu. Budowla ze spadzistymi dachami i tradycyjnymi ozdobami jest obrazem tradycyjnej zabudowy Khmerskiej.
„Muzeum od czasu powstania przeżyło najazdy Japończyków, Tajlandczyków i często wybuchające konflikty z Wietnamem. Najgorzej jednak było w okresie panowania Czerwonych Khmerów. W czasie ich rządów całe miasto zostało ewakuowane na pobliskie wsie gdzie ludzie mieli produkować żywności i żyć w sielankowym świecie jaki powstał w chorym umyśle komunistów. Muzeum zamknięto. Bez opieki pozostawiono też pobliskie parki i ogrody. Po pięciu latach obraz był opłakany. Dach głównego budynku zapadł się a ogrody zarosła dzika dżungla. Po upadku Czerwonych Khmerów muzeum odbudowano. Odnowiono ogrody i obiekt ponownie otwarto dla zwiedzających. Jak zawsze jednak po takich przejściach zaginęła spora część kolekcji co wyjaśnia stosunkowo ubogi stan posiadania.”
Czerwona Budowla stoi pośród zadbanej roślinności. Dostajemy słuchaweczki bezprzewodowe i idziemy zwiedzać . Zdjęć w środku nie można robić – jeśli to tylko za opłatą – ale nasza pilotka nie zachęca do kupna.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!