Jesteśmy na przełęczy Töö Ashuu na wysokości około 3180 metrów nad poziomem morza, stara przełęcz przez którą biegnie szutrowa i bardzo wyboista droga
znajduje się na wysokości 3586 m n.p.m.
Droga nazywa się M41 lub Pamir Highway i jest częścią europejskiej trasy E010.
Kierujemy się w stronę tunelu o długości 2,7 km, ktory jest bardzo zanieczyszczony, dlatego nie zaleca się nim jazdy na rowerze, motocykla z powodu złego oświetlenia i powietrza.
Tunel nie posiada, żadnej wentylacji na zdjęciu widać ile kurzu się z niego wydobywa. My nie mamy wyjścia, musimy go przejechać.
Wyjeżdżamy na drugą stronę. W kolejce do przejazdu stoją tiry. Tuż za przełęczą znajduje się ośrodek narciarski, miejsce do wypoczynku z rodziną lub przyjaciółmi.
Ponoć są tam wygodne i bardzo ciepłe drewniane domy. Zatrzymujemy się na jednym z zakrętów i planujemy punkt spotkania.
Stąd też rozpościera się piękna panorama na góry Kirgiskie.
Jedziemy w kierunku Doliny Suusamyr i Aral. Dolina Suusamyr, a zwłasza jej dno jest częściowo zabagniona. W krajobrazie dominują stepy,
które wykorzystuje się jako pastwiska, a łąki i polany są pełne ziół i dzikich kwiatów. Tutaj też kończy się nam asfalt, zaczyna się szuter.
W końcu mogę poczuć co to znaczy jeżdżenie ciężkim motocyklem w terenie, która wcale nie należy do najprostszych.
Odpowiednia pozycja wyuczona dzięki wcześniejszym wypadom, nauczyła mnie na jak reagować w razie niebezpiecznych sytuacji. Jadąc po luźnej nawierzchni, można
szybko stracić kontrolę nad motocyklem.
Oczywiście wszystko i tak zależy od kierowcy, ale pasażer również odgrywa w jeździe ważną rolę.
Ale mój kierowca jest z bombowca i jest najlepszy.
Zbieramy pierwszy kurz na siebie, widoczność tracimy na odległość 15 metrów. Próbujemy minąć jak najszybciej tych którzy jadą przed nami. Po drodze spotykamy
motocyklistów z awarią opony. Nieciekawie to wygląda, ale nie jesteśmy wstanie im pomóc. Najgorsze jest to, że stanęli w miejscu kompletnie nie osłoniętym od słońca.
Po kilku minutach i z nas spływa pot...... musimy się szybko ewakuować. Motocyklowe ciuchy grzeją do obłędu, idzie wprost zwariować.
Długi czas jedziemy przez Dolinę Suusamyr i nie mam słów, którymi można by opisać piękno tej krainy.
Jedziemy w stronę Kyzyl Oi. Po drodze mijamy powałdowane pasma górskie, różnej formacji, praktycznie co zakręt, rozpościera się inna panorama.
Część ekipy zatrzymuje się na posiłek i żeby było jasne nie w restauracji bo takowej tu nie ma.
Każdy pichci co ma. Nam już też w żołądku kiszki marsza grają, niestety nasz prowiant jedzie w aucie i jesteśmy uzależnieni od innych.
Póki co musimy uzbroić się w cierpliwość i zaczekać na odpowiedni moment, gdy będziemy wszyscy razem.
Na takiej drodze szutrowej, ważne jest tez ciśnienie w kołach samochodu, to bardzo ważny parametr dla bezpieczeństwa jazdy i kieszeni kierowcy.
Jedziemy wzdłuz rzeki Kokemeren, krajobraz jest niezwykle kolorowy.
Dojeżdżamy do Kyzyl Oi. To prawdziwa stara wioska, która zachowała swój charakter w Azji Środkowej z rozrzuconymi czerwonymi glinianymi domami.
Wioska położona jest na wysokości 1800 m, i jest to idealne miejsce do wędrówek lub jazdy konnej w górach lub po prostu, aby odpocząć, podziwiając piękne
krajobrazy.
Za Kyzyl Oi, wioską która znajduje się w wąskim wąwozie nad poteżną rzeką Kokomeren, droga pnie się ostro do góry. Elewacja wynosi 1800 metrów.
W tym miejscu dolina otwiera się nieco, tworząc pustą przestrzeń otoczoną wysokimi czerwonymi górami. Kyzyl oznacza "czerwony" w języku kirgiskim.
Znajdujemy się w samym sercu kirgiskich gór Ala-Too. Gama odcieni od skalistych czerwieni, brązu, czerni, pomarańczu i szarości, stanowi swoisty malowniczy,
piękny krajobraz. Jazda jest dość spektakularna, wiedzie przez wyboistą drogę, ostrymi zakosami, by następnie znaleźć się na szczycie. Po drodze Puszkowi
gotuje się samochód, dość długo czekamy, zajadamy się batonami które miałam w kuferku. W końcu widzimy ich z daleka, więc ruszamy dalej.
Po drodze oprócz słupów energetycznych, mijamy samochód Inturist, pewnie przywiózł tutaj turystów na trekking. A tak nie ma tutaj żywej duszy.
Dopiero na szczycie, można było spotkać stado koni i pasące się krowy. Tutaj podjazdy liczy się nie w godzinach, a dniach, w końcu jesteśmy u
podnóża największych pasm górskich świata.
A teraz jeszcze chcę się podzielić z Wami, obrazkiem którego niegdy nie zapomnę. Wyobraźcie sobie, jedziecie motocyklem, widoczność naprawdę jest dobra.
Głową kręcisz na wszystkie strony świata, bo z jednej strony odsłoniły się ośnieżone szczyty, z drugiej krowy pasą się na pięknych szerokich łąkach,
dalej gdzieś tam rozpościerają sie kolejne góry. Zatrzymujmy się na chwilę, aby zrobić zdjęcie. Schodzę z motocykla, odwracam głowę do tyłu, i nagle widzę jak stado
około 20 koni wpatruje się w nas z tak samo wielkim zaskoczeniem jak ja. I teraz słuchajcie, moja reakcja jest taka, ja pierdz..........Marek patrz........
To było niesamowite uczucie, jak wiesz, że jedziesz do góry i oprócz kilku krów, nie ma tutaj nic. A nagle za Twoimi plecami taki obrazek mi się pojawia.
Każdy z Was zapewne ma takie momenty w życiu. I teraz nie wiadomo co robić, czy dawać dyla, czy próbować łagodnie do nich podejść.
To był najpiękniejszy moment mojej wyprawy.
Pomału oswajamy się z wysokościami, póki co jest dobrze.
Napotykamy pierwsze przeszkody, na zdjęciu nie widać bagna, które oprócz samej kałuży rozciągało się na dużej powierzchni.
Zaczynamy rozglądać się za miejscem biwakowym, w końcu znajdujemy otwartą przestrzeń, która jest idealnym miejscem na rozbicie obozowiska. Tuż obok znajdują się
jurty, z których wyskakują dzieciaki zaciekawione naszą obecnością. Lecą do nas z kumysem, to mleczny napój alkoholowy, powstający w wyniku fermentacji
alkoholowej cukru mlecznego. . Wyrabia się go w worku ze skóry baraniej. Niestety ze względu na obawę przytrucia, nie spróbowaliśmy tego napoju.
Rozbijamy namiot, i w końcu możemy cos zjeść. Ten brak jedzenia w trakcie całej drogi, jest niestety poważnym utrudniem przynajmniej dla mnie. Zmęczenie, upał,
i głód powoduje, że nasz wyjazd robi się totalnie hardkorowy.
W związku z tym, że robi się bardzo zimno, bardzo szybko i zmykamy spać.
Wstajemy wcześnie rano, tak przynajmniej się nam wydawało, byli jednak tacy którzy wstali dużo wcześniej. W pobliskich jurtach praca wrze już przynajmniej od godzimy.
Idę zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie Kirgizów. Przymują mnie tam bardzo miło, jest tutaj ze mną Paweł, kierowca jednego z aut.
Przyglądamy się jak wygląda strzyżenie owiec, jak się robi masło i maślanke. Kirgizi są bardzo gościnni, zapraszają nas do jurty, pokazują jej wnętrze, częstują kumysem.
Świetnie się dogadujemy po rosyjsku.
Większość Kirgizów, na co zwróciłam uwagę mają złote zęby, są tacy którzy mają obie złote szczęki.
Jak widać jestem bez porannego make up, i wiecie co wam powiem, można nie malować się przez ponad 3 tygodnie.
Kirgizi w tych trudno dostępnych rejonach, wciąż żyją tak jak sto lat temu, utrzymują się przede wszystkim z pasterstwa i hodowli owiec i nie wyobrażają sobie opuścić gór,
bo w Ojczyźnie przodków nie tylko musieliby porzucić swoje jurty i stada, ale wtedy uchodziliby za „innych” ludzi.
Kirgistan to jedno z najbiedniejszych Państw Środkowej Azji, dlatego wielu młodych kirgizów wyjeżdża do Rosji do pracy. Wyjazd tam jest dla nich o tyle łatwy, że
w czasach Związku Radzieckiego językiem urzędowym był w Kirgistanie rosyjski, więc wielu zna ten język.
Kirgizi nie mają też większych problemów z uzyskaniem pozwolenia na wyjazd do Rosji czy na pracę w Rosji, a nawet z otrzymaniem rosyjskiego obywatelstwa.
Większość z nich pracuje na rosyjskich budowach.
Mieszkańcy Kirgistanu przez brak funuszy mają bardzo słaby dostęp do opieki zdrowotnej, jest za mało szpitali, sprzętu i personelu. Pacjenci sami muszą kupować lekarstwa,
a nawet narzędzia hirurgiczne. Z powodu braku podstawowych szczepionek istnieje duże ryzyko epidemii błonicy czy odry.
Najczęstszą jednak chorobą jest gruźlica, oraz niestety HIV, który zdarza się najczęściej w więzieniach, oraz na południu kraju w powodu przemytu i zażywania narkotyków.
J
Edukacja w Kirgistanie jest obowiązkowa i darmowa od 7 do 15 roku życia. Jednak wiele Kirgiskich dzieci nie chodzi do szkoły.
Te które nie mają dokumentów nie mogą chodzić, a wyrobienie takiego sporo kosztuje. Tak więc kółko się zamyka.
Dzieci wyglądają na bardzo szczęśliwe, pomimo, że od małego pomagają swoim rodzicom. Chodzą po wodę nad rzekę, zbierają chrust na opał, wypasają bydło,
opiekują się młodszym rodzeństwem.
To jest kurut kulki z suszonego mleka, tak zwany jogurt. Spróbowałam, to nie dość, że strasznie śmierdzi, to jego słony smak zupełnie nie przypadł mi do gustu.
Jesteśmy na przełęczy Töö Ashuu na wysokości około 3180 metrów nad poziomem morza, stara przełęcz przez którą biegnie szutrowa i bardzo wyboista droga
znajduje się na wysokości 3586 m n.p.m.
Droga nazywa się M41 lub Pamir Highway i jest częścią europejskiej trasy E010.
Kierujemy się w stronę tunelu o długości 2,7 km, ktory jest bardzo zanieczyszczony, dlatego nie zaleca się nim jazdy na rowerze, motocykla z powodu złego oświetlenia i powietrza.
Tunel nie posiada, żadnej wentylacji na zdjęciu widać ile kurzu się z niego wydobywa. My nie mamy wyjścia, musimy go przejechać.
Wyjeżdżamy na drugą stronę. W kolejce do przejazdu stoją tiry. Tuż za przełęczą znajduje się ośrodek narciarski, miejsce do wypoczynku z rodziną lub przyjaciółmi.
Ponoć są tam wygodne i bardzo ciepłe drewniane domy. Zatrzymujemy się na jednym z zakrętów i planujemy punkt spotkania.
Stąd też rozpościera się piękna panorama na góry Kirgiskie.
Jedziemy w kierunku Doliny Suusamyr i Aral. Dolina Suusamyr, a zwłasza jej dno jest częściowo zabagniona. W krajobrazie dominują stepy,
które wykorzystuje się jako pastwiska, a łąki i polany są pełne ziół i dzikich kwiatów. Tutaj też kończy się nam asfalt, zaczyna się szuter.
W końcu mogę poczuć co to znaczy jeżdżenie ciężkim motocyklem w terenie, która wcale nie należy do najprostszych.
Odpowiednia pozycja wyuczona dzięki wcześniejszym wypadom, nauczyła mnie na jak reagować w razie niebezpiecznych sytuacji. Jadąc po luźnej nawierzchni, można
szybko stracić kontrolę nad motocyklem.
Oczywiście wszystko i tak zależy od kierowcy, ale pasażer również odgrywa w jeździe ważną rolę.
Ale mój kierowca jest z bombowca i jest najlepszy.
Zbieramy pierwszy kurz na siebie, widoczność tracimy na odległość 15 metrów. Próbujemy minąć jak najszybciej tych którzy jadą przed nami. Po drodze spotykamy
motocyklistów z awarią opony. Nieciekawie to wygląda, ale nie jesteśmy wstanie im pomóc. Najgorsze jest to, że stanęli w miejscu kompletnie nie osłoniętym od słońca.
Po kilku minutach i z nas spływa pot...... musimy się szybko ewakuować. Motocyklowe ciuchy grzeją do obłędu, idzie wprost zwariować.
Długi czas jedziemy przez Dolinę Suusamyr i nie mam słów, którymi można by opisać piękno tej krainy.
megi zakopane
Ach, te góry są hipnotyzująco-wciągające. Pakuję się na gape do kuferka i podziwiam dalej.
Piękne lazurki.
Zaintrygowali mnie roweżyści na takim pustkowiu. Nie wiele mają ze sobą.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
łał co za cudne, dzikie widoki !!!
No trip no life
Jedziemy w stronę Kyzyl Oi. Po drodze mijamy powałdowane pasma górskie, różnej formacji, praktycznie co zakręt, rozpościera się inna panorama.
Część ekipy zatrzymuje się na posiłek i żeby było jasne nie w restauracji bo takowej tu nie ma.
Każdy pichci co ma. Nam już też w żołądku kiszki marsza grają, niestety nasz prowiant jedzie w aucie i jesteśmy uzależnieni od innych.
Póki co musimy uzbroić się w cierpliwość i zaczekać na odpowiedni moment, gdy będziemy wszyscy razem.
Na takiej drodze szutrowej, ważne jest tez ciśnienie w kołach samochodu, to bardzo ważny parametr dla bezpieczeństwa jazdy i kieszeni kierowcy.
Jedziemy wzdłuz rzeki Kokemeren, krajobraz jest niezwykle kolorowy.
Dojeżdżamy do Kyzyl Oi. To prawdziwa stara wioska, która zachowała swój charakter w Azji Środkowej z rozrzuconymi czerwonymi glinianymi domami.
Wioska położona jest na wysokości 1800 m, i jest to idealne miejsce do wędrówek lub jazdy konnej w górach lub po prostu, aby odpocząć, podziwiając piękne
krajobrazy.
Za Kyzyl Oi, wioską która znajduje się w wąskim wąwozie nad poteżną rzeką Kokomeren, droga pnie się ostro do góry. Elewacja wynosi 1800 metrów.
W tym miejscu dolina otwiera się nieco, tworząc pustą przestrzeń otoczoną wysokimi czerwonymi górami. Kyzyl oznacza "czerwony" w języku kirgiskim.
Znajdujemy się w samym sercu kirgiskich gór Ala-Too. Gama odcieni od skalistych czerwieni, brązu, czerni, pomarańczu i szarości, stanowi swoisty malowniczy,
piękny krajobraz. Jazda jest dość spektakularna, wiedzie przez wyboistą drogę, ostrymi zakosami, by następnie znaleźć się na szczycie. Po drodze Puszkowi
gotuje się samochód, dość długo czekamy, zajadamy się batonami które miałam w kuferku. W końcu widzimy ich z daleka, więc ruszamy dalej.
megi zakopane
Niesamowite krajobrazy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Po drodze oprócz słupów energetycznych, mijamy samochód Inturist, pewnie przywiózł tutaj turystów na trekking. A tak nie ma tutaj żywej duszy.
Dopiero na szczycie, można było spotkać stado koni i pasące się krowy. Tutaj podjazdy liczy się nie w godzinach, a dniach, w końcu jesteśmy u
podnóża największych pasm górskich świata.
A teraz jeszcze chcę się podzielić z Wami, obrazkiem którego niegdy nie zapomnę. Wyobraźcie sobie, jedziecie motocyklem, widoczność naprawdę jest dobra.
Głową kręcisz na wszystkie strony świata, bo z jednej strony odsłoniły się ośnieżone szczyty, z drugiej krowy pasą się na pięknych szerokich łąkach,
dalej gdzieś tam rozpościerają sie kolejne góry. Zatrzymujmy się na chwilę, aby zrobić zdjęcie. Schodzę z motocykla, odwracam głowę do tyłu, i nagle widzę jak stado
około 20 koni wpatruje się w nas z tak samo wielkim zaskoczeniem jak ja. I teraz słuchajcie, moja reakcja jest taka, ja pierdz..........Marek patrz........
To było niesamowite uczucie, jak wiesz, że jedziesz do góry i oprócz kilku krów, nie ma tutaj nic. A nagle za Twoimi plecami taki obrazek mi się pojawia.
Każdy z Was zapewne ma takie momenty w życiu. I teraz nie wiadomo co robić, czy dawać dyla, czy próbować łagodnie do nich podejść.
To był najpiękniejszy moment mojej wyprawy.
Pomału oswajamy się z wysokościami, póki co jest dobrze.
Napotykamy pierwsze przeszkody, na zdjęciu nie widać bagna, które oprócz samej kałuży rozciągało się na dużej powierzchni.
Zaczynamy rozglądać się za miejscem biwakowym, w końcu znajdujemy otwartą przestrzeń, która jest idealnym miejscem na rozbicie obozowiska. Tuż obok znajdują się
jurty, z których wyskakują dzieciaki zaciekawione naszą obecnością. Lecą do nas z kumysem, to mleczny napój alkoholowy, powstający w wyniku fermentacji
alkoholowej cukru mlecznego. . Wyrabia się go w worku ze skóry baraniej. Niestety ze względu na obawę przytrucia, nie spróbowaliśmy tego napoju.
Rozbijamy namiot, i w końcu możemy cos zjeść. Ten brak jedzenia w trakcie całej drogi, jest niestety poważnym utrudniem przynajmniej dla mnie. Zmęczenie, upał,
i głód powoduje, że nasz wyjazd robi się totalnie hardkorowy.
W związku z tym, że robi się bardzo zimno, bardzo szybko i zmykamy spać.
megi zakopane
Obłędne ,dzikie krajobrazy a spotkanie oko w oko z końmi wspaniałe !!
Jeszcze coś fajnego znalazłam w twoich opisach
Ale mój kierowca jest z bombowca i jest najlepszy.
No trip no life
megi zakopane
Dzień 5
Wstajemy wcześnie rano, tak przynajmniej się nam wydawało, byli jednak tacy którzy wstali dużo wcześniej. W pobliskich jurtach praca wrze już przynajmniej od godzimy.
Idę zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie Kirgizów. Przymują mnie tam bardzo miło, jest tutaj ze mną Paweł, kierowca jednego z aut.
Przyglądamy się jak wygląda strzyżenie owiec, jak się robi masło i maślanke. Kirgizi są bardzo gościnni, zapraszają nas do jurty, pokazują jej wnętrze, częstują kumysem.
Świetnie się dogadujemy po rosyjsku.
Większość Kirgizów, na co zwróciłam uwagę mają złote zęby, są tacy którzy mają obie złote szczęki.
Jak widać jestem bez porannego make up, i wiecie co wam powiem, można nie malować się przez ponad 3 tygodnie.
Kirgizi w tych trudno dostępnych rejonach, wciąż żyją tak jak sto lat temu, utrzymują się przede wszystkim z pasterstwa i hodowli owiec i nie wyobrażają sobie opuścić gór,
bo w Ojczyźnie przodków nie tylko musieliby porzucić swoje jurty i stada, ale wtedy uchodziliby za „innych” ludzi.
Kirgistan to jedno z najbiedniejszych Państw Środkowej Azji, dlatego wielu młodych kirgizów wyjeżdża do Rosji do pracy. Wyjazd tam jest dla nich o tyle łatwy, że
w czasach Związku Radzieckiego językiem urzędowym był w Kirgistanie rosyjski, więc wielu zna ten język.
Kirgizi nie mają też większych problemów z uzyskaniem pozwolenia na wyjazd do Rosji czy na pracę w Rosji, a nawet z otrzymaniem rosyjskiego obywatelstwa.
Większość z nich pracuje na rosyjskich budowach.
Mieszkańcy Kirgistanu przez brak funuszy mają bardzo słaby dostęp do opieki zdrowotnej, jest za mało szpitali, sprzętu i personelu. Pacjenci sami muszą kupować lekarstwa,
a nawet narzędzia hirurgiczne. Z powodu braku podstawowych szczepionek istnieje duże ryzyko epidemii błonicy czy odry.
Najczęstszą jednak chorobą jest gruźlica, oraz niestety HIV, który zdarza się najczęściej w więzieniach, oraz na południu kraju w powodu przemytu i zażywania narkotyków.
J
Edukacja w Kirgistanie jest obowiązkowa i darmowa od 7 do 15 roku życia. Jednak wiele Kirgiskich dzieci nie chodzi do szkoły.
Te które nie mają dokumentów nie mogą chodzić, a wyrobienie takiego sporo kosztuje. Tak więc kółko się zamyka.
Dzieci wyglądają na bardzo szczęśliwe, pomimo, że od małego pomagają swoim rodzicom. Chodzą po wodę nad rzekę, zbierają chrust na opał, wypasają bydło,
opiekują się młodszym rodzeństwem.
To jest kurut kulki z suszonego mleka, tak zwany jogurt. Spróbowałam, to nie dość, że strasznie śmierdzi, to jego słony smak zupełnie nie przypadł mi do gustu.
Kirgiskie dzieci, to szczęśliwe dzieci.
megi zakopane