Megizak cały czas jestem i czytam , tyle że ostatnio tylko z telefonu.
Twoja wyprawa pomimo problemów jest absolutnym HITEM .Z wielu powodów. Bo na motorze,bo pokonujecie trasy ,których nawet na google nie ma, bo macie mnóstwo przygód, bo krajobrazy niebiańskie,bo nie jest łatwo a każdy dzien jest wyzwaniem.
Podziwiam ciebie i całą ekipę
Dzięki Wiktor. To było prawdziwe wyzwanie dla mnie, ale dałam radę.
Megi zaintrygowało mnie to zdjęcie (dla mnie zimna woda jest przyjemna tylko po wyjściu z sauny). Czy można sobie w ten sposób wszystko odmrozić (bo chyba woda zimna)? Może to Markowi zaszkodziło?
Asia myślę, że to bardziej od zjedzonych winogron. Bo on nie był przeziębiony, fakt woda była lodowata, ja też zażywałam kąpieli, ale bez mycia głowy, bo potem z mokrymi włosami na motocyklu mogłoby mnie przewiać.
Wstajemy wcześnie rano, Marek czuje się zdecydowanie lepiej *yahoo*, nawet zjada jajko sadzone. Musi coś rzucić na żołądek, aby się nie odwodnić i mieć siłę jechać dalej.
Żegnamy się z właścicielem Goust Haus, wymieniamy kontakty i ruszamy w kierunku Sary Tash. Przed nami około 185 km, ale bardzo dobrej drogi.
Najpierw jedziemy przez Taldyk, dalej przez wieś Gülczö, którą zamieszkuje ok. 22 tys. mieszkańców.
Po drodze jedziemy przez Kyzyl Korgon, to wioska wokół której, znajdują się kaniony. Kyzyl Korgon Canyons swoją nazwę wziął od bogatego, czerwonego koloru skał.
Jedziemy dalej widoki są obłędne, nie zatrzymujemy się jednak nigdzie, bowiem w Sary-Tash czeka na nas cała ekipa. Bez nas nikt nie przekroczy granicy Kirgisko
Tadżyckiej, ale o tym później.
Przejeżdżamy przez Kichi Karakol i Uch-Tyube, przepiękne regiony. Trasa jest bardzo urozmaicona, za każdym zakrętem widoki zmieniają się niczym w kalejdoskopie.
Gdyby nie to, że jest to droga prowadząca do granicy z Tadżykistanem, byłaby to nieskażona cywilizacją dzika przestrzeń. Niewiem czy moje zdjęcia są nawet
wstanie oddać piękno krajobrazu gór, rzek, strumieni i tych wszystkich formacji skalnych.
Przejeżdżamy przez wysokogórską przełęcz Pass Taldyk, która znajduje się na wysokości 3615 m nad poziomem morza.
Przełęcz położona jest w górach Alay, została zbudowana w latach 1930-1932. Zimą przełęcz jest jedną z najniebezpieczniejszych przełęczy górskich w kraju,
a to ze względu na nagłe i nieprzewidywalne zmiany pogody, jak burze i zamiecie śnieżne. Jazda wtedy w takich warunkach może być niezwykle trudna.
Na przełęczy znajduje się pomnik pamięci kierownika budowy Jurija M. Grushko. Przełęcz jest .
Droga przebiega bezproblemowo, Marek czuje się w miarę dobrze, o dziwo nie musieliśmy robić przymusowego postoju.
Po niecałych trzech godzianch dojeżdżamy do Sary-Tash, wioski znajdującej się na wysokości 3.170 m n.p.m. Sary-Tash to ważny węzeł drogowy łączący Chiny,
Kirgistan i Tadżykistan. To stąd rozciąga się niesamowita panorama na góry Pamiru. Znajdują się tutaj magazyny tzw. sklepy, stacja benzynowa i kilka pensjonatów.
W jednym z pensjonatów zatrzymała się nasza ekipa, która z niecierpliwośćią czekała na nas przyjazd.
Żebyście widzieli ich radość na twarzy, jak nas ujrzeli.
Praktycznie idziemy tylko za potrzebą i ruszamy od razu w dalszą drogę. Tankujemy jeszcze do pełna nasz motocykl.
Ruszamy na podbój Tadżykistanu, do końca jeszcze nie wiemy czy uda się nam przekroczyć granicę.
Tuż przed granicą z Tadżykistanem można odbić na prawo w Dolinę Ałtajską. To tutaj piętrzą się pamirskie szczyty, a wśród nich Pik Lenina, aktualnie przemianowany
na szczyt Awicenny. Pik Lenina ( 7134 m n.p.m.) był drugim najwyższym szczytem byłego Związku Radzieckiego, zaraz po Piku Komunizma (7495 m.n.p.m.)
położonym niedaleko w Tadżykistanie. Chcąc znaleźć drogę do bazy wspinaczkowej należy odszukać szutrową drogę.
Baza to niezbyt ciekawe miejsce, kilka blaszanych hangarów i kontenerów, trochę żółtych namiotów. Niedaleko znajdują się brzegi strumieni, gdzie stoi kilka jurt.
Na wysokogórskich pastwiskach trudno o drzewo, więc do opalania służą wysuszone placki łajna. Niestety teraz nie mamy na to czasu, aby tutaj uderzyć.
Liczę, że zawitam w to miejsce w drodze powrotnej.
Ruszamy, tym razem jedziemy wszyscy razem, 10-ciu motocyklistów i 4 auta. Będąc na początku drogi, chyba jeszcze do końca nie zdaję sobie sprawy,
gdzie się udajemy.
Słońce jakieś takie mdłe, nie ma dobrej przejrzystości, ale i tak pomimo tego, przed nami ukazuje się śnieżna ściana Pamiru. Już na samą myśl o górskich przełęczach,
sięgających ponad 4 tysiące metrów wysokości, robi mi się gorąco. Pogoda rewelacyjna, nie ma upału, dzięki temu bardzo przyjemnie się jedzie.
Droga dziurawa, ale jeszcze asfaltowa, trzeba jednak bardzo uważać. Już kilka razy miałam wrażenie, że pod naciskiem wstrząsku, nagłej wpadki w dziurę,
łamią mi się kręgi szyjne. Jednym słowem nic miłego.
Myślę, że spokojnie mogę tutaj powiedzieć, że tak naprawdę to rowerzyści opanowali Środkową Azję. Są wszędzie, w pojedynkę, parami albo większą grupą.
Pokonują trasy o których nawet nam się nie śni, dlatego czapki z głów.*hi*
Zdzierają buty, koczują gdzie się da, i co najważniejsze, każdy z nich był na maksa szczęśliwy. I chyba najwięcej spotkaliśmy Polaków.
Także nasza wyprawa to pikuś, w porównaniu do trasy i skali trudności jaką pokonują rowerzyści.
W samo południe dojeżdżamy do kirgiskiego punktu granicznego Bordobo*clapping*
Droga biegnąca w stronę granicy to słynna M41, nieformalnie zwana Autostradą Pamirską. Pomimo takiej nazwy kompletnie nie przypomina autostrady.
To najbardziej znana i najpiękniejsza widokowo droga świata, która znana była już w zamierzchłych czasach, gdy karawany przemierzały nią jedwabny szlak.
Za nim jednak wjedziemy w głąb , czeka nas kontrola wizowa, oraz sprawdzanie formalności związanych z wremiennym wwozem wszystkich pojazdów.
Jest to forma celnej odprawy pojazdu stosowana dla obcokrajowców.
Tak zwany wremienny wwoz, dokumenty związane z odprawą celną zostały przygotowane dla wszystkich razem, a nie dla każdego z osobna.
I dlatego granicę nikt nie mógł przekroczyć z osobna. Dodatkowo doszły nowe koszty 100 EUR o którcyh wczesniej nie było mowy.
Na granicy w Kirgistanie stoimy dobre ponad 2 godz. Ci co lepiej mówią po rosyjsku, próbują się dogadać z celnikami, na nowo kontaktujemy się osobą odpowiedzialną
od dokumetów. Czekamy na maile z Polski, w końcu po wielu dyskusjach i po wręczeniu łapówki, przekraczamy granicę. Jeżeli chodzi o kontrolę osobistą to takiej
megi zakopane
Megi zaintrygowało mnie to zdjęcie (dla mnie zimna woda jest przyjemna tylko po wyjściu z sauny). Czy można sobie w ten sposób wszystko odmrozić (bo chyba woda zimna)? Może to Markowi zaszkodziło?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia myślę, że to bardziej od zjedzonych winogron. Bo on nie był przeziębiony, fakt woda była lodowata, ja też zażywałam kąpieli, ale bez mycia głowy, bo potem z mokrymi włosami na motocyklu mogłoby mnie przewiać.
megi zakopane
Megi i ja tak myślę, bo to zupełnie inne objawy. A pisałaś o słońcu – też wtedy miało wpływ na samopoczucie Marka?
Czekam na dalszy ciąg…
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
...taaa, problemy zdrowotne "tego typu" to nic śmiesznego
może zaszkodziła ...woda !???
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
megi zakopane
Dzień 9
Wstajemy wcześnie rano, Marek czuje się zdecydowanie lepiej *yahoo*, nawet zjada jajko sadzone. Musi coś rzucić na żołądek, aby się nie odwodnić i mieć siłę jechać dalej.
Żegnamy się z właścicielem Goust Haus, wymieniamy kontakty i ruszamy w kierunku Sary Tash. Przed nami około 185 km, ale bardzo dobrej drogi.
Najpierw jedziemy przez Taldyk, dalej przez wieś Gülczö, którą zamieszkuje ok. 22 tys. mieszkańców.
Po drodze jedziemy przez Kyzyl Korgon, to wioska wokół której, znajdują się kaniony. Kyzyl Korgon Canyons swoją nazwę wziął od bogatego, czerwonego koloru skał.
Jedziemy dalej widoki są obłędne, nie zatrzymujemy się jednak nigdzie, bowiem w Sary-Tash czeka na nas cała ekipa. Bez nas nikt nie przekroczy granicy Kirgisko
Tadżyckiej, ale o tym później.
Przejeżdżamy przez Kichi Karakol i Uch-Tyube, przepiękne regiony. Trasa jest bardzo urozmaicona, za każdym zakrętem widoki zmieniają się niczym w kalejdoskopie.
Gdyby nie to, że jest to droga prowadząca do granicy z Tadżykistanem, byłaby to nieskażona cywilizacją dzika przestrzeń. Niewiem czy moje zdjęcia są nawet
wstanie oddać piękno krajobrazu gór, rzek, strumieni i tych wszystkich formacji skalnych.
Przejeżdżamy przez wysokogórską przełęcz Pass Taldyk, która znajduje się na wysokości 3615 m nad poziomem morza.
Przełęcz położona jest w górach Alay, została zbudowana w latach 1930-1932. Zimą przełęcz jest jedną z najniebezpieczniejszych przełęczy górskich w kraju,
a to ze względu na nagłe i nieprzewidywalne zmiany pogody, jak burze i zamiecie śnieżne. Jazda wtedy w takich warunkach może być niezwykle trudna.
Na przełęczy znajduje się pomnik pamięci kierownika budowy Jurija M. Grushko. Przełęcz jest .
Droga przebiega bezproblemowo, Marek czuje się w miarę dobrze, o dziwo nie musieliśmy robić przymusowego postoju.
Po niecałych trzech godzianch dojeżdżamy do Sary-Tash, wioski znajdującej się na wysokości 3.170 m n.p.m. Sary-Tash to ważny węzeł drogowy łączący Chiny,
Kirgistan i Tadżykistan. To stąd rozciąga się niesamowita panorama na góry Pamiru. Znajdują się tutaj magazyny tzw. sklepy, stacja benzynowa i kilka pensjonatów.
W jednym z pensjonatów zatrzymała się nasza ekipa, która z niecierpliwośćią czekała na nas przyjazd.
Żebyście widzieli ich radość na twarzy, jak nas ujrzeli.
Praktycznie idziemy tylko za potrzebą i ruszamy od razu w dalszą drogę. Tankujemy jeszcze do pełna nasz motocykl.
megi zakopane
Rzeczywiście widoki się co chwila zmieniają. Góry mają inne kształty, kolory, wysokość ..odlot Megi
No trip no life
Ruszamy na podbój Tadżykistanu, do końca jeszcze nie wiemy czy uda się nam przekroczyć granicę.
Tuż przed granicą z Tadżykistanem można odbić na prawo w Dolinę Ałtajską. To tutaj piętrzą się pamirskie szczyty, a wśród nich Pik Lenina, aktualnie przemianowany
na szczyt Awicenny. Pik Lenina ( 7134 m n.p.m.) był drugim najwyższym szczytem byłego Związku Radzieckiego, zaraz po Piku Komunizma (7495 m.n.p.m.)
położonym niedaleko w Tadżykistanie. Chcąc znaleźć drogę do bazy wspinaczkowej należy odszukać szutrową drogę.
Baza to niezbyt ciekawe miejsce, kilka blaszanych hangarów i kontenerów, trochę żółtych namiotów. Niedaleko znajdują się brzegi strumieni, gdzie stoi kilka jurt.
Na wysokogórskich pastwiskach trudno o drzewo, więc do opalania służą wysuszone placki łajna. Niestety teraz nie mamy na to czasu, aby tutaj uderzyć.
Liczę, że zawitam w to miejsce w drodze powrotnej.
Ruszamy, tym razem jedziemy wszyscy razem, 10-ciu motocyklistów i 4 auta. Będąc na początku drogi, chyba jeszcze do końca nie zdaję sobie sprawy,
gdzie się udajemy.
Słońce jakieś takie mdłe, nie ma dobrej przejrzystości, ale i tak pomimo tego, przed nami ukazuje się śnieżna ściana Pamiru. Już na samą myśl o górskich przełęczach,
sięgających ponad 4 tysiące metrów wysokości, robi mi się gorąco. Pogoda rewelacyjna, nie ma upału, dzięki temu bardzo przyjemnie się jedzie.
Droga dziurawa, ale jeszcze asfaltowa, trzeba jednak bardzo uważać. Już kilka razy miałam wrażenie, że pod naciskiem wstrząsku, nagłej wpadki w dziurę,
łamią mi się kręgi szyjne. Jednym słowem nic miłego.
Myślę, że spokojnie mogę tutaj powiedzieć, że tak naprawdę to rowerzyści opanowali Środkową Azję. Są wszędzie, w pojedynkę, parami albo większą grupą.
Pokonują trasy o których nawet nam się nie śni, dlatego czapki z głów.*hi*
Zdzierają buty, koczują gdzie się da, i co najważniejsze, każdy z nich był na maksa szczęśliwy. I chyba najwięcej spotkaliśmy Polaków.
Także nasza wyprawa to pikuś, w porównaniu do trasy i skali trudności jaką pokonują rowerzyści.
W samo południe dojeżdżamy do kirgiskiego punktu granicznego Bordobo*clapping*
Droga biegnąca w stronę granicy to słynna M41, nieformalnie zwana Autostradą Pamirską. Pomimo takiej nazwy kompletnie nie przypomina autostrady.
To najbardziej znana i najpiękniejsza widokowo droga świata, która znana była już w zamierzchłych czasach, gdy karawany przemierzały nią jedwabny szlak.
Za nim jednak wjedziemy w głąb , czeka nas kontrola wizowa, oraz sprawdzanie formalności związanych z wremiennym wwozem wszystkich pojazdów.
Jest to forma celnej odprawy pojazdu stosowana dla obcokrajowców.
Tak zwany wremienny wwoz, dokumenty związane z odprawą celną zostały przygotowane dla wszystkich razem, a nie dla każdego z osobna.
I dlatego granicę nikt nie mógł przekroczyć z osobna. Dodatkowo doszły nowe koszty 100 EUR o którcyh wczesniej nie było mowy.
Na granicy w Kirgistanie stoimy dobre ponad 2 godz. Ci co lepiej mówią po rosyjsku, próbują się dogadać z celnikami, na nowo kontaktujemy się osobą odpowiedzialną
od dokumetów. Czekamy na maile z Polski, w końcu po wielu dyskusjach i po wręczeniu łapówki, przekraczamy granicę. Jeżeli chodzi o kontrolę osobistą to takiej
w ogóle nie było.
Jedziemy dalej.
megi zakopane
piekne gorki juz z tej perspektywy.Problemow zdrowotnych nie zazdroszcze-to moze przekreslic cala przyjemnosc z wyprawy.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci