--------------------

____________________

 

 

 



Im dalej w las, tym więcej trupów - wycieczka do Szwecji śladami kryminałów Camilli Lakcberg i okolice

47 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Basia A.
Obrazek użytkownika Basia A.
Online
Ostatnio: 52 minuty 44 sekundy temu
Rejestracja: 15 lip 2017

Jakie będzie najbardziej popularne miejsce w wiosce, która w książkach i programach telewizyjnych straciła możliwe, około 80 mieszkańców miasteczka i okolic? Oczywiście, że cmentarz. 

Mieszkańcy śmieją się, że dzięki Lackberg liczba ludności nigdy nie przekroczy 1000.

W książce miejsce mają 3 ekshumacje, ponieważ teraźniejsze zbrodnie w jakiś sposób łączą się ze starymi i powstają teorie, które można potwierdzić albo obalić jedynie poprzez sprawdzenie zawartości trumny, aby zobaczyć czy jest pusta, sprawdzić kto w niej leży czy coś w tym stylu. W rzeczywistości ekshumacja była jedna i związana jest z historią opisaną w książce. 

W trakcie I wojny światowej w 1916 roku odbyła się bitwa pod Skagerrakiem, starcie sił niemieckich i brytyjskich, które zaowocowało ponad 8 000 zabitych na morzu. W tamtych czasach nikt nie zajmował się łowieniem ciał, więc polegli zostali w wodach morza Północnego. W związku z tym, przez długi czas rybacy, którzy zarzucali sieci, potrafili znaleźć ciała w swoich sieciach. Było to dość problematyczne dla rybaków, więc najczęściej pozbywali się problemu zostawiajac trupy na pierwszej lepszej wyspie, przykrywając kamieniami. W pewnym momencie stwierdzono, że to dość nieludzki i należy jakoś pochować tych żołnierzy. Władze Fjallbacki postanowiły też, że zmuszą rybaków do oddawania im ciał, aby pochować topielców w zbiorowych grobach. W zależności od rangi znalezionego dostawali między 5 a 10 koron. Oczywiście, zdarzały się nadużycia. Jak głosi miejscowa legenda, raz władze zostały wezwane do ciał rozłożonych na pomoście, aby wycenić znaleziska i kobieta, głowa domu zaczęła się dopytywać ile koron zasili domowy budżet. Jej dziecko zapytało po cichu czemu jest 6 ciał, skoro wyłowionych zostało tylko 5. Pani kazała zamilknąć maluchowi licząc na to, że przy okazji dostanie zapłatę za swojego męża. Biggrin

W związku z tym, na cmentarzu we Fjallbace jest też pomnik upamiętniający poległych niemieckich żołnierzy.

Nagrobek w języku niemieckim mówi: tutaj spoczywają Ferdinand Besmens, Paul Haupt, Matthias Lütkebeinke, Paul Heckel, Paul Wagner, Ernst Gehle, Dinius i 3 niezidentyfikowanych żołnierzy poległych w bitwie w 1916.

Ten sam znak, który jest na pomniku, znajduje się również na książce nr 5 Niemieckim Bękarcie.  Jeśli się nie mylę, to dokładnie ten sam krzyż znajdował się na nazistowskim orderze, który Elsa Falck, matka głównej bohaterki miała schowany. W trakcie drugiej wojny światowej Szwecja co prawda nie była okupowana jak Norwegia, ale w związku z różnymi sytuacjami przebywało tam trochę Niemców, również nazistów i esesmanów. 

W rzeczywistości ekshumacja była po to, aby przenieść szczątki do większego, zbiorczego grobowca poległych Niemców, który znajduje się w Goeteborgu, a w książce ponieważ w tak zwanym międzyczasie ktoś zakopał tam jedno ciało więcej. 

Na tym samym cmentarzu pochowany jest ojciec autorki, Jens Lackberg, nie tylko w rzeczywistości, ale i w ksiażce, bo w jednej z ostatnich części Anna, siostra Eriki musi pochować swoje dziecko, którego grób jest usytuowany właśnie obok Jensa. Erika Falck mówi tam "twoje dziecko zostało pochowane obok Jensa Lackberga. Był on dobrym człowiekiem". 

No ale idziemy dalej. 

 

Dochodzimy do ulicy, która od morza jest oddzielona tylko rzędem szop na łódki.  Stajemy przy jednej z nich i ... Wychodzi z niej matka autorki. Wywiązuje się krótka rozmowa między naszą przewodniczką a kobietą, opowiada ona, że córka jest właśnie w Hiszpanii, że jej dzisiejsza grupa jest z Francji i Polski, mówi o książkach. Obecnie wyszła książka dla dzieci, dwie książki się piszą (również kryminały, ale nie w tej serii) i że za jakieś 5 lat można się spodziewać następnej książki z serii o Fjallbace. To dobra wiadomość, bo poprzedni kontakt autorki skończył się na ostatniej wydanej książce, która zakończyła się klasycznym kliff hangerem

Przed nami domek, jeden z wielu, a jednak wyjątkowy. Najstarszy w mieścinie, powstał w 1792 roku. Większość domów jest zbudowana na kamiennych fundamentach (hm, ciekawe dlaczego - czyżby mieli dużo kamienia w okolicy?), ale same domy były nie dość, że blisko siebie zbudowane, ale były drewniane. Bardzo często było to drewno wyłowione w morzu, z rozbitych statków. Kiedyś posiadanie drewna świadczyło o bogactwie, a w przypadku konieczności przeprowadzki zabierali oni to drewno ze sobą i na nowo stawiali w nowym miejscu.

Wcześniej wspomniane były nawiązania historii do zdarzeń w książce, takim czymś był także pożar. W książce wywołała go Agnes, która nienawidziła Fjallbacki i swojego życia w niej, więc mając bilet na statek do Nowego Jorku pozbyła się męża i dwójki dzieci. A że część miasteczka spłonęła również, to jej nie obchodziło. W rzeczywistości pożar był w 1925 roku i spłonęła spora część miasta. Od tamtej pory mówi się o starej i nowej części Fjallbacki. 

Z tego miejsca idziemy w stronę Ingrid Bergmans Torg, gdzie zaczęła się wycieczka. Plac nazwany jest od, oczywiście, Ingrid Bergman, szwedzkiej aktorki, która zdobyła sławę (i też stała się niesławna) w Hollywood. 

Co miała ona wspólnego z Fjallbacką? Jej trzeci mąż posiadał jedną z wysp na archipelagu, Danholmen, gdzie spędzał każdego roku ok 3 miesięcy. Oświadczając się Ingrid, postawił on jej warunek, że będzie wspólnie z nim tam przyjeżdżać. Zgodziła się i z miejsca się zakochała w tym miejscu. Do tego stopnia, że po jej śmierci zobowiązała swoje dzieci, aby jej prochy zostały tam rozsypane. I tak się stało.

W tym miejscu nasza wycieczka z przewodnikiem się kończy. Miała trwać ok 1 godziny, trwała ponad 1.5 w trakcie której dowiedzieliśmy się mnóstwa informacji, o książkach, przeszłości, teraźniejszości i o tym jak się mieszka w Szwecji. Usłyszeliśmy wiele różnych anegdotek, na przykład tą, że w książce Patrick w trakcie rozmowy z jednym z potencjalnych światków odwiedził kobietę, która posiadała olbrzymią kolekcję figurek mikołajów, które dekorowały jej dom cały rok, bo zanim zdążyła posprzątać i zabezpieczyć wszystkie figurki, był czas, że trzeba wyciągnąć je na nowo. Okazuje się, że w miasteczku jest mężczyzna posiadający taką kolekcję, która mu się stale powiększa w związku z tym, że mieszkańcy, którzy o tym wiedzą, to właśnie jemu prezentują swoje zbiory ozdób bożonarodzeniowych, gdy chcą czy muszą się ich pozbyć.

Jest to koniec części, gdzie jest więcej tekstu niż zdjęć. Zaczynamy zwiedzać Szwecję na własną rękę i nie ma juz kto (poza mną, a byłam całkiem przygotowana :D) opowiadać, więc głównie podziwiamy widoki... a było co podziwiać.

wiktor
Obrazek użytkownika wiktor
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 mar 2016

Rewelacja ,że udało się wam spotkać i porozmawiać z matką autorki. To w pewnym sensie urealnia książki 

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Offline
Ostatnio: 4 godziny 25 minut temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Miasteczko Fjallbacka jest bajkowe, nie wiem czy uda się pokazać to na zdjęciach dlatego polecam samemu się tam wybrać. Zobaczyć na własne oczy to coś więcej. Bajeczne miejsce.

Jak Basia rzuciła pomysł lotu do Goeteborga pomyślałam, fajnie zobaczę Szwedzkie miasto.  Szkoda, że nie będę mogła zobaczyć Fjallbacke – chodziło mi o zobaczenie tego miasteczka – w ogóle nie wyobrażałam sobie jak wygląda, a jeśli już to jako surowe, zimne – bez specjalnego uroku. W Szwecji nie byłam nigdy.  Ale ona na to – jak to nie? Właśnie tam pojedziemy, w planach jest wynajęcie auta. Weszłam na Internet aby zobaczyć zdjęcia z tego miasteczka i pierwsze co zobaczyłam to kolorowe domki w porcie – i od razu mnie oczarowały – nie mogłam się doczekać kiedy je zobaczę.

Rejon Szwecji, który odwiedziliśmy jest piękny i wręcz sielankowy. O tej porze roku liście drzew nabierają pięknych kolorów. Panuje tam taki spokój, wyluzowanie. Nawet na autostradzie dopuszczalna prędkość to 110 kk/godzinę. Byliśmy poza sezonem – co wyszło na plus – nie było tłumów, nie było kłopotu z parkowaniem auta i ta piękna pogoda, która pozwoliła podziwiać naturę w pełnej krasie.

Grzybów chyba nie zbierają. W lasku za domkiem w którym mieszkaliśmy mąż widział kilka.

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

Basia A.
Obrazek użytkownika Basia A.
Online
Ostatnio: 52 minuty 44 sekundy temu
Rejestracja: 15 lip 2017

Gdy rozstajemy się z przewodniczką jesteśmy niemal przy wejściu do wąwozu królewskiego. Występował on w Kaznodziei, książce nr 2, jako miejsce znalezienia 3 ciał ofiar właśnie Kaznodziei i jego syna. Jest to polodowcowy wąwóz, gdzie skały nie dość że pękły i zrobiły szparę na szrokość ok 2m, to jeszcze na jego szczycie są 4 wielkie głazy. Od jakiś 10 tysięcy lat i wszyscy mają nadzieję, że jeszcze trochę tam poleżą.

Jednak nie jest on znany jedynie z książki - w tym miejscu również kręcono film Ronja córka zbójnika - najpopularniejsza książka Astrid Lindgren (dla mnie jedyna książka Lindgren to dzieci z Bullerbyn. Mój egzemplarz zginął śmiercią naturalną, został zaczytany na śmierć :D)

 

Do samego wąwozu z jednej strony miasteczka prowadzą schody, całkiem sporo schodów, ale z drugiej strony jest dość łagodne wejście. Uroki miasteczka na wzgórzach i pagórkach.

 

Jesteśmy już prawie w wąwozie, drewniane schody się skończyły, ale trzeba wdrapać się jeszcze trochę po kamieniach.

 

Wąwóz już przeszliśmy, ale są jeszcze schody w górę. A to niemal zawsze gwarantuje świetne widoki. Tak było i tym razem.

 

Na górze, na tych kamieniach jest szlak zaznaczony, można dojść w dwa dodatkowe miejsca oprócz tego, z którego przyszliśmy. Jako, że mamy jeszcze plany na resztę dnia, nie zepuszczamy się nigdzie i wracamy tymi samymi schodami.

No i jesteśmy na dole. Postanowiliśmy się przejść jeszcze po miasteczku, w stronę kampingu i części miasteczka o nazwie Salvik

 

No i wracamy do auta, bo lecimy dalej, jakieś 40 kilometrów na południe. 

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Offline
Ostatnio: 4 godziny 25 minut temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Piękne krajobrazy, prawda?

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 13 godzin 30 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Wąwóz rewelacja !!!

Po tych kamieniach pewnie łatwo nie było,ale po takie widoki warto Good  Czy nie miałyście wrażenia ,że ten kamień zaraz osunie się i spadnie na was, stojąc tuz pod nim ?

No trip no life

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Offline
Ostatnio: 4 godziny 25 minut temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Nelciu, kamień wygląda naprawdę podejrzanie, ale „całe wieki” tam leży więc chyba jeszcze trochę wytrzyma – jak spadnie pewnie będzie miało odzwierciedlenie w jednej z następnych książek Camilli. Co do widoków były naprawdę cudne. Dla mnie każdy widok z góry wart jest trudów wchodzenia.

To było nasze pierwsze miejsce na mapie. Zobaczycie, że inne miejsca też były piękne.

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

Basia A.
Obrazek użytkownika Basia A.
Online
Ostatnio: 52 minuty 44 sekundy temu
Rejestracja: 15 lip 2017

Jedyne co mi przeszkadząło, że zimna woda kapała z tych kamieni i nie chciałam aby wpadła mi za kołnierz Wacko

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 7 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Super! I fajnie, że tak Wam pogoda dopisała. Dziękuję, że dałyście mi jakieś wyobrażenie, jak Fjallbacka wygląda. Dla mnie też zawsze była szara, bura i zimna. Choć niby w ostatniej części letnia, kolorowa i pełna turystów.

Basia A.
Obrazek użytkownika Basia A.
Online
Ostatnio: 52 minuty 44 sekundy temu
Rejestracja: 15 lip 2017

Smögen to niewielka mieścina, o której wyczytałam na jednym z blogu, szykując się do wyjazdu. A dodatkowo po napisaniu do autorki, stwierdziła, że to totalny must see. Zdjęcia na internecie pokazały, że warto. Czy widzieliśmy to co można zobaczyć na pintereście? Tak, ale nie to zrobiło na nas największe wrażenie.

Smogen to osada rybacka, gdzie oprócz turystyki zarabia się na połowach różnych owoców morza: krewetek, homarów - które są potem przyrządzane w miejscowych restauracjach.  Oprócz tego, co my widzieliśmy oferuje jeszcze wycieczki promem na wyspę z rezerwatem przyrody i latarnią morską, albo wycieczkę przekopanym kanałem, na którego końcu znajduje się wioska letniskowa. 

Zaparkowaliśmy koło sklepu spożywczego, gdzie miał być ostatni bezpłatny parking w miasteczku. Okazało się, że to nie prawda, ale to nic.  W porównaniu do Fjallbacki pogoda się trochę zepsuła, zrobiło się chłodno, wietrznie i niebo było zachmurzone, ale to nic. Idziemy wgłąb miasteczka, szukając części portowej, bo udajemy się do kololorowych szop na łódki. 

Do tej pory nie było widać za wiele nowoczesnego budownictwa, tutaj się pojawiają pierwsze takie domy, ale dalej w skandynawskim, klasycznym wydaniu.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że miasteczko jest uśpione, wszelkie knajpki i sklepiki pozamykane, ale jak się człowiek przyjrzy, to wciąż było sporo osób, potencjalnie turystów. Pamiętajmy, że to ok 100km od Goeteborga, więc jeśli pogoda jest dobra, to można zadecydować rano, że jedzie się nad morze na weekend. 

Uwaga, za 100m twoje miejsce docelowe będzie po prawej stronie:

 

Główny punkt, zobaczony, obfotkowany, w porównaniu do innych, ciemno czerwonych szop robi wielkie wrażenie, ale idziemy dalej. Przed siebie, na drugą z wysp. Choć tak naprawdę ze względu na niewielkie odległoci pomiędzy skałami i wąskie przesmyki to miasteczko uważa się, że leży na jednej, dużej wyspie. 

Okazuje się, że tuż obok domków jest spory parking, ale nei szkodzi że się trochę przeszliśmy, nie były to olbrzymi odległości.

Widzimy skałki i wejście, a także tablice informacyjne, początkowo nie bardzo wiemy czego się spodziewać, więc WOW będzie tym większe, tylko poczekajcie

Punktów widokowych jest sporo, a te białe kołki wyznaczają szlak. 

Jezioro, bez połączenia z morzem Wink

Zastanawialiśmy się przez chwilę, czy czekać na zachód słońca, ale zrezygnowaliśmy, mając w pamięci, że po tych skałach musimy jeszcze wrócić, a po ciemku to tak słabo. Okazało się, że jest szlak prowadzący do miasteczka z drugiej strony i jesteśmy blisko końca, ale okazało się, że to jeszcze trooochę zajmie, aż w końcu słońce zajdzie.

No i po dość długiej (ok godzinnej?) wycieczce po skałach wracamy do miasteczka, jeszcze się przejdziemy po nim, a potem do sklepu po prowiant i do domu

Strony

Wyszukaj w trip4cheap