Na plażę hotelową -Bain Boeuf-trzeba było przespacerować się przez ulicę.Część hotelowa tyłka nie urywała ale miała fajny klimat.
Był z niej tez cudowny widok na Coin De Mire Island ,która ma kształ zaglowca.W rzeczywistości wyspa jest rezerwatem przyrody, w którym nie można zejść na ląd, ale można do niego zbliżyć się za pomocą łodzi. Wyspa ma bardzo kanciasty zarys, jakby wyrzeźbiony celowo, i faliste klify, które tworzą krajobraz kontrastujący z długimi piaszczystymi plażami Mauritiusa.Sporo łodzi z turystami przypływa w jej okolice na snurki.
Piaek na Bain Boeuf głównie przy hotelowej plaży nie jest bielutki a głebiej w wodzie przez pewien kawałek zaczyna się robic mulasto .Wystarczy jednak przejśc kawałek dalej i woda robi się idealna.
Na plaży są lezaki,parasore i ręczniki.Mozna tutaj też w cenie wyjazdu wypozyczyc sprzęt wodny.
Nie ma w tym miejscu fal ani jakiś wielkich pływów-zresztą chyba nigdzie na Mauritiusie z takimi się nie spotkalismy.
Plaża na lewo od hotelu ciągnęła się kilka kilometrów i spokojnie mozna było nia dojść do najblizszej większej miejscowości - Pereybere-gdzie były duże dwa supermarkety i gdzie zawsze autobusem podjeżdzalismy na zakupy.
Nad plażą jest park z iglakami gdzie miejscowi głównie wekendowo piknikują.Zjeżdża się ich tam bardzo dużo ale głównie wieczorami.W ciągu dnia widać tylko nieliczne biesiadujące rodziny.Widok z parku na ocean i lazurowy kolor wody jest zachwycający tym bardziej,ze nad sama plażą rosnie ogromna ilość palm.
Oprócz spacerów i wylegiwania się na plaż ,oprócz kajaków,rowerków hotel miał jeszcze w cenie rejs łodzią ze szklanym dnem.Czas tutaj troszkę okrojony bo tylko pół godziny w ciagu dnia ale w zupełności to wystarczyło bo pod dwodą podobnie jak przy Le Morne cudów wielkich nie było.
Łódz też jakaś taka mała i otwór w podłodzie niezbyt przejrzysty ale podczas naszego "podziwiania" swiata podwodnego płynęła z nami i naszymi przyjaciółmi jeszcze tylko jakaś jedna para francuzów więc w łódce się pomiesiliśmy.
Generalnie tej atrakcji nie polecam.Nie dość ,ze ja osobiście wody nie lubię i nic tam pod nią ciekawego nie widziałm to jeszcze chłopak z obsługi ,który z nami płynął nie zachęcał do wzrokowego obcowania z głebiną-ani przez moment sie nie odezwał w przeciwieństwie do gadatliwego "kapitana" z łodzie ze szklanym dnem przy Le Morne.
Mi jedynie widoczki widziane z łodzi się tutaj znów podobały.
Hotel hotelem ale mimo tego,że było tutaj nam bardzo dobrze nie mogliśmy długo usiedzieć na miejscu.Hotel był dla nas fajna bazą wypadową na pobliskie plaże -no bo po co innego ja bym miała na taką wyspę przyjeżdżać
Dziś zabiorę Was na północ wyspy do miejsca ,które nie wiedzieć czemu skradło moje serducho.
Północ wyspy bardzo nam się spodobała.
Na północnym krańcu Mauritiusa można podziwiać wspaniałe widoki na wyspy bliskie wybrzeży, z których najważniejszy jest dramatyczny cypel zwany przylądkiem Nieszczęścia i wyspa Coin de Mire.
Chociaż dzisiaj jest tu iddyliczny spokój .Cap Malheureux (Cape Misfortune, nazwany tak na cześć liczby statków, które rozbiły się na jego skałach) jest miejscem o wielkim znaczeniu historycznym dla Mauritiusa: to tutaj brytyjskie siły inwazyjne w końcu pokonały Francuzów w 1810 r. I przejął wyspę. Tuż obok przylądka leży maleńka, malownicza wioska rybacka zwana również Cap Malheureux.
Znajduje się tutaj również malutki kościół katolicki,bardzo skromny i cudnie położony,w który w soboty o 18-tej i w niedzielę o 11-tej odbywają się msze.
Ogromem miejscowych i turystów,którzy uczestniczyli we mszy byliśmy bardzo zaskoczeni.
Celowo przybyliśmy tutaj w niedzielę bo oprócz mszy podobnie jak w inne dni rybacy handlują świeżo złowionym towarem -oni moga sobie zarobic a dla turysty to dodatkowa atrakcja.
Można sobie tutaj odpocząć w cieniu rozłożystych drzew i obserwować to całe "widowisko".
Porozkładane są tutaj też stragany,budy z jedzeniem i jakieś stoiska gdzie za grosze można zakupić pamiątki.
W tej okolicy znajduje się również sporo mały pensjonatów -pieknie położonych przy malutkich zatoczkowych plażach,z których widok zapiera dech w piersiach.
Dojechać tutaj można autobusem.My z naszego hotelu mieliśmy tutaj dwa a co najwyżej trzy przystanki więc postanowiliśmy zrobić sobie spacer. Ulice nie mają tutaj poboczy ale spacer w tym miejscu jest bardzo przyjemny przynajmniej w tym okresie bo kwitną wszystkie krzewy i drzewa a kolory są niesamowite.
W drodze na przylądek mijamy cmentarz przy ,którym jest punk widokowy i piękną świątynię hinduistyczną.Przy cmentarzu jest punk widokowy ale wszystkie te miejsca odwiedzimy innym razem. W okolicy kościółka jest kilka zatoczek z bielutkim piaseczkiem a na lewo za zatoczką i punktem widokowym Cap Malheureux bay jest chyba jedna z ładnieszych plażyczek jakie widzieliśmy na wyspie.Cudowne miejsce na błogi odpoczynek.
Bielutki piaseczek miekki jak mąką i kolor wody,który jest chyba najładniejszy na całej wyspie.
Na plażę hotelową -Bain Boeuf-trzeba było przespacerować się przez ulicę.Część hotelowa tyłka nie urywała ale miała fajny klimat.
Był z niej tez cudowny widok na Coin De Mire Island ,która ma kształ zaglowca.W rzeczywistości wyspa jest rezerwatem przyrody, w którym nie można zejść na ląd, ale można do niego zbliżyć się za pomocą łodzi. Wyspa ma bardzo kanciasty zarys, jakby wyrzeźbiony celowo, i faliste klify, które tworzą krajobraz kontrastujący z długimi piaszczystymi plażami Mauritiusa.Sporo łodzi z turystami przypływa w jej okolice na snurki.
Piaek na Bain Boeuf głównie przy hotelowej plaży nie jest bielutki a głebiej w wodzie przez pewien kawałek zaczyna się robic mulasto .Wystarczy jednak przejśc kawałek dalej i woda robi się idealna.
Na plaży są lezaki,parasore i ręczniki.Mozna tutaj też w cenie wyjazdu wypozyczyc sprzęt wodny.
Nie ma w tym miejscu fal ani jakiś wielkich pływów-zresztą chyba nigdzie na Mauritiusie z takimi się nie spotkalismy.
Piękny ten hotel !!!
zdjęcia też wspaniałe .. co za lazury bijące po oczach . Aż by się chciało wskoczyć do wody i poluskać
No trip no life
...patrzę...ooops,patrzymy i ...nakręcamy sie coraz bardziej !!! ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Plaża na lewo od hotelu ciągnęła się kilka kilometrów i spokojnie mozna było nia dojść do najblizszej większej miejscowości - Pereybere-gdzie były duże dwa supermarkety i gdzie zawsze autobusem podjeżdzalismy na zakupy.
Nad plażą jest park z iglakami gdzie miejscowi głównie wekendowo piknikują.Zjeżdża się ich tam bardzo dużo ale głównie wieczorami.W ciągu dnia widać tylko nieliczne biesiadujące rodziny.Widok z parku na ocean i lazurowy kolor wody jest zachwycający tym bardziej,ze nad sama plażą rosnie ogromna ilość palm.
Im dalej oddalamy się od hotelu plaża robi się szersza,piasek coraz ładniejszy a woda mocno przejrzysta i dno idealne.
Są tutaj jakies małe pensjonaty ale były chyba puste bo nie było tutaj na plaży zywej duszy.Miejsce idealne na spokojny odpczynek we dwoje.
Oprócz spacerów i wylegiwania się na plaż ,oprócz kajaków,rowerków hotel miał jeszcze w cenie rejs łodzią ze szklanym dnem.Czas tutaj troszkę okrojony bo tylko pół godziny w ciagu dnia ale w zupełności to wystarczyło bo pod dwodą podobnie jak przy Le Morne cudów wielkich nie było.
Łódz też jakaś taka mała i otwór w podłodzie niezbyt przejrzysty ale podczas naszego "podziwiania" swiata podwodnego płynęła z nami i naszymi przyjaciółmi jeszcze tylko jakaś jedna para francuzów więc w łódce się pomiesiliśmy.
Generalnie tej atrakcji nie polecam.Nie dość ,ze ja osobiście wody nie lubię i nic tam pod nią ciekawego nie widziałm to jeszcze chłopak z obsługi ,który z nami płynął nie zachęcał do wzrokowego obcowania z głebiną-ani przez moment sie nie odezwał w przeciwieństwie do gadatliwego "kapitana" z łodzie ze szklanym dnem przy Le Morne.
Mi jedynie widoczki widziane z łodzi się tutaj znów podobały.
...taaa, trafić na "buca-przewodnika" itp. to średnia frajda ; ))
już na kilku Twoich fotkach widziałem...wędkarzy !!!
...rzeczywiście tak sporo można spotkać wedkujących ???
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
A tak...wędkowało ich wszędzie pełno.Nie wiem czy jakieś przyzwolenie trzeba tam mieć ale zawsze to byli miejscowi
Hotel hotelem ale mimo tego,że było tutaj nam bardzo dobrze nie mogliśmy długo usiedzieć na miejscu.Hotel był dla nas fajna bazą wypadową na pobliskie plaże -no bo po co innego ja bym miała na taką wyspę przyjeżdżać
Dziś zabiorę Was na północ wyspy do miejsca ,które nie wiedzieć czemu skradło moje serducho.
Północ wyspy bardzo nam się spodobała.
Na północnym krańcu Mauritiusa można podziwiać wspaniałe widoki na wyspy bliskie wybrzeży, z których najważniejszy jest dramatyczny cypel zwany przylądkiem Nieszczęścia i wyspa Coin de Mire.
Chociaż dzisiaj jest tu iddyliczny spokój .Cap Malheureux (Cape Misfortune, nazwany tak na cześć liczby statków, które rozbiły się na jego skałach) jest miejscem o wielkim znaczeniu historycznym dla Mauritiusa: to tutaj brytyjskie siły inwazyjne w końcu pokonały Francuzów w 1810 r. I przejął wyspę. Tuż obok przylądka leży maleńka, malownicza wioska rybacka zwana również Cap Malheureux.
Znajduje się tutaj również malutki kościół katolicki,bardzo skromny i cudnie położony,w który w soboty o 18-tej i w niedzielę o 11-tej odbywają się msze.
Ogromem miejscowych i turystów,którzy uczestniczyli we mszy byliśmy bardzo zaskoczeni.
Celowo przybyliśmy tutaj w niedzielę bo oprócz mszy podobnie jak w inne dni rybacy handlują świeżo złowionym towarem -oni moga sobie zarobic a dla turysty to dodatkowa atrakcja.
Można sobie tutaj odpocząć w cieniu rozłożystych drzew i obserwować to całe "widowisko".
Porozkładane są tutaj też stragany,budy z jedzeniem i jakieś stoiska gdzie za grosze można zakupić pamiątki.
W tej okolicy znajduje się również sporo mały pensjonatów -pieknie położonych przy malutkich zatoczkowych plażach,z których widok zapiera dech w piersiach.
Dojechać tutaj można autobusem.My z naszego hotelu mieliśmy tutaj dwa a co najwyżej trzy przystanki więc postanowiliśmy zrobić sobie spacer.
Ulice nie mają tutaj poboczy ale spacer w tym miejscu jest bardzo przyjemny przynajmniej w tym okresie bo kwitną wszystkie krzewy i drzewa a kolory są niesamowite.
W drodze na przylądek mijamy cmentarz przy ,którym jest punk widokowy i piękną świątynię hinduistyczną.Przy cmentarzu jest punk widokowy ale wszystkie te miejsca odwiedzimy innym razem.
W okolicy kościółka jest kilka zatoczek z bielutkim piaseczkiem a na lewo za zatoczką i punktem widokowym Cap Malheureux bay jest chyba jedna z ładnieszych plażyczek jakie widzieliśmy na wyspie.Cudowne miejsce na błogi odpoczynek.
Bielutki piaseczek miekki jak mąką i kolor wody,który jest chyba najładniejszy na całej wyspie.