Dzięki Asisko, - już się zastanawiałam czy kończyć tą Kubę???, bo ja się tu pocę a nikt tu już nie zagląda , no ale Trynidadu Wam nie odmówię i coś tam dopiszę.... ; wiem że relacji z Kuby macie tu bardzo dużo,ale każdy ma inne (swoje) spojrzenie na ten sam temat/miejsce/klimat, itd...
Fajnie widzieć, że tu zaglądacie, bo miałam już wątpliwości czy nie piszę "tej Kuby" sama dla siebie
no to jedziemy dalej....
Mawia się, że jeżeli ktoś przyjeżdża na Kubę na bardzo krótko, to poza Hawaną powinien odwiedzić właśnie Trynidad; bo to miejsce wzbudza autentyczny zachwyt – kolorowe elewacje domów z olbrzymimi oknami ciągnącymi się od progu aż po sam dach – a wszystkie okratowane – te kraty są nieodłącznym elementem Trynidadu, podobnie jak brukowane kocimi łbami ulice; gdzie wokół słychać najczęściej końskie kopyta, bo koń to tutaj wciąż główny środek lokomocji, słychać też odgłosy kanarków w klatkach, które mieszkańcy wywieszają przed domy, słychać nawet koguty, bo te biegają tu nawet po ulicach ; ludzie siedzą tu przed domami w słynnych, kubańskich bujanych fotelach albo po prostu na progach i paląc cygara gadają godzinami… nigdzie się nie spieszą….
Taaak....Trynidad jest taki .... nieomalże nierzeczywisty…. jakby cały utkany z tysięcy dawnych wspomnień… kadrów.... choć przecież jest prawdziwy, istnieje naprawdę, ale chodząc po uliczkach tego miasteczka ma się wrażenie że na chwilę oderwaliśmy się od realnego świata… i jakby fruwamy tu lekko nad ziemią niesieni wiatrem… , że cofnęliśmy się w czasie i jeszcze ta tutejsza religia… santeria yemaya – afrykańska odmiana religii katolickiej, ale trącana czarną magią z Matką Wszystkich Wód jako główne bóstwo… religia niesamowita choć dla nas nie do końca zrozumiała.... czy to wszystko dzieje naprawdę….? czy ja naprawdę tu jestem...?
Trynidad jest niezwykle fotogeniczny, tutaj każda foka jest udana, coś pokazuje, coś do nas mówi; utrwala jakąś jedną i niepowtarzalną chwilę...
Nacykałam tutaj chyba więcej zdjęć niż podczas pozostałych dni na wycieczce
Koroneczki… serweteczki... kolorowe dwie dzieweczki tu cygara... a tam bryczki... takie tam pstyczki z uliczki
Pokolenia....
świat zza krat ?
mieszkańcy i stali bywalcy ; Ci dwaj Panowie są rozpoznawalni przez większość odwiedzających Trynidad; non stop siedzą na tych schodkach i na zmianę kurzą cygara....
Trynidad ma jednak również dość niechlubną historię, to takie troszeczkę Państwo w Państwie – dawniej siedziba najbogatszych ludzi na wyspie, słynnych baronów cukrowych, którzy swoje cukrowe fortuny i ogromne majątki zbudowali na katorżniczej pracy 30 tysięcy afrykańskich niewolników chłostanych batem w upale; Historia tego miejsca ( jak zresztą wielu podobnych na świecie) skłania nas więc do zadumy…, ale dziejów historii niestety nie zmienimy... możemy tylko się nad tym wszystkim zadumać i zastanowić.... w takich chwilach znacznie bardziej docenia się, że urodziliśmy się w lepszych czasach i lepszym miejscu....
Trynidad został założony w 1514 roku, w tym samym czasie w którym powstawały nieomal wszystkie europejskie osady na Karaibach a poprzez swoje położenie stał się bardzo dogodnym schronieniem dla piratów, wszelkiej maści przemytników i innych szemranych kolesiów poszukujących przygód, guza na głowie ale przede wszystkim bogactw niekoniecznie zdobywanych w sposób kurtuazyjny ; To tutaj krzyżowały się szlaki handlowe łączące Europę z hiszpańskimi koloniami i to stąd grabiono i plądrowano hiszpańskie karawele ociekające złupionym złotem i wszelkimi skarbami.
W pewnym momencie historii to właśnie tutaj w Trinidadzie zakazano handlu niewolnikami ale ten i tak kwitł w najlepsze wbrew wszelkim zakazom i dekretom.
Tutejsze ówczesne elity cukrowe bogaciły się w tempie błyskawicznym - głównie za sprawą cukru ale też na zakazanym juz handlu niewolnikami ; miasto w tym czasie rozkwitało w oczach, rosły piękne hacjendy jak grzyby po deszczu w których wszelkie bogactwa mogły konkurowac z tymi, które w ówczesnej Europie przynależne były dworom krolewskim.
Dzisiaj można jeszcze pooglądać sobie w Trynidadzie w różnych dostępnych tu Muzeach te cuda i zobaczyć to, co jeszcze dotrwało do naszych czasów z dawnych willi cukrowych bogaczy - a to wszystko kolonialista nabył za nielegalnie zarobiony majątek - na handlu niewolnikami.
W czasie wolnym kazdy idzie sobie gdzie chce; ja "zachłanna" na zwiedzanie idę do Palacio Cantero - to elegancki dom z tamtych czasów (1828 r) pewnego lekarza Justo German Cantero - gdzie obecnie w jego murach mieści się Miejskie Muzeum Historyczne
fajna kuchnia.... miała z 50m2
wyjście na wewnętrzny dziedziniec - rodzaj takiego patio jak to w "hiszpańskich" domach
spore patio
tam można wejść na wieżę, z tarasu której mozna zrobić najlepsze panoramy na miasto; idę więc....
Dzięki Asisko, - już się zastanawiałam czy kończyć tą Kubę???, bo ja się tu pocę a nikt tu już nie zagląda , no ale Trynidadu Wam nie odmówię i coś tam dopiszę.... ; wiem że relacji z Kuby macie tu bardzo dużo,ale każdy ma inne (swoje) spojrzenie na ten sam temat/miejsce/klimat, itd...
Piea
Piea, czytamy, czytamy !!!
a Kuby dawno nikt nie opisywał więc fajnie się czyta i ogląda piekne foty
No trip no life
Nelcia, no przecież się przekomarzam.... ; pewnie że skończę!
A potem coś wyszukam jeszcze ze starej szuflady , ale to dopiero po świętach, bo dom mnie woła .... ; tylko nie wiem od czego zacząć?
Błąkam się trochę po tym świecie, ale ja jestem przede wszystkim szwędacz krajowy , więc może coś naszego?
Piea
Czytam każdą stronę z otwartymi ustami *wizard*i wiem, że chciałabym tam pojechać
Nasze tereny też są piekne, napisz ,już jestem ciekawa czy tam byłam
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Piea, czytam. Juz pisalam że Kuba jest na liście miejsc, ktore chcę zobaczyć.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Piea oczywiście że czytam a wręcz chłonę
moj ulubiony twoj pstryk
Fajnie widzieć, że tu zaglądacie, bo miałam już wątpliwości czy nie piszę "tej Kuby" sama dla siebie
no to jedziemy dalej....
Mawia się, że jeżeli ktoś przyjeżdża na Kubę na bardzo krótko, to poza Hawaną powinien odwiedzić właśnie Trynidad; bo to miejsce wzbudza autentyczny zachwyt – kolorowe elewacje domów z olbrzymimi oknami ciągnącymi się od progu aż po sam dach – a wszystkie okratowane – te kraty są nieodłącznym elementem Trynidadu, podobnie jak brukowane kocimi łbami ulice; gdzie wokół słychać najczęściej końskie kopyta, bo koń to tutaj wciąż główny środek lokomocji, słychać też odgłosy kanarków w klatkach, które mieszkańcy wywieszają przed domy, słychać nawet koguty, bo te biegają tu nawet po ulicach ; ludzie siedzą tu przed domami w słynnych, kubańskich bujanych fotelach albo po prostu na progach i paląc cygara gadają godzinami… nigdzie się nie spieszą….
Taaak....Trynidad jest taki .... nieomalże nierzeczywisty…. jakby cały utkany z tysięcy dawnych wspomnień… kadrów.... choć przecież jest prawdziwy, istnieje naprawdę, ale chodząc po uliczkach tego miasteczka ma się wrażenie że na chwilę oderwaliśmy się od realnego świata… i jakby fruwamy tu lekko nad ziemią niesieni wiatrem… , że cofnęliśmy się w czasie i jeszcze ta tutejsza religia… santeria yemaya – afrykańska odmiana religii katolickiej, ale trącana czarną magią z Matką Wszystkich Wód jako główne bóstwo… religia niesamowita choć dla nas nie do końca zrozumiała.... czy to wszystko dzieje naprawdę….? czy ja naprawdę tu jestem...?
Trynidad jest niezwykle fotogeniczny, tutaj każda foka jest udana, coś pokazuje, coś do nas mówi; utrwala jakąś jedną i niepowtarzalną chwilę...
Nacykałam tutaj chyba więcej zdjęć niż podczas pozostałych dni na wycieczce
Koroneczki… serweteczki...
kolorowe dwie dzieweczki
tu cygara... a tam bryczki...
takie tam pstyczki z uliczki
Pokolenia....
świat zza krat ?
mieszkańcy i stali bywalcy ; Ci dwaj Panowie są rozpoznawalni przez większość odwiedzających Trynidad; non stop siedzą na tych schodkach i na zmianę kurzą cygara....
Piea
Trynidad ma jednak również dość niechlubną historię, to takie troszeczkę Państwo w Państwie – dawniej siedziba najbogatszych ludzi na wyspie, słynnych baronów cukrowych, którzy swoje cukrowe fortuny i ogromne majątki zbudowali na katorżniczej pracy 30 tysięcy afrykańskich niewolników chłostanych batem w upale; Historia tego miejsca ( jak zresztą wielu podobnych na świecie) skłania nas więc do zadumy…, ale dziejów historii niestety nie zmienimy... możemy tylko się nad tym wszystkim zadumać i zastanowić.... w takich chwilach znacznie bardziej docenia się, że urodziliśmy się w lepszych czasach i lepszym miejscu....
Piea
Ale nie widzę pana z konikiem
basia35
Trynidad został założony w 1514 roku, w tym samym czasie w którym powstawały nieomal wszystkie europejskie osady na Karaibach a poprzez swoje położenie stał się bardzo dogodnym schronieniem dla piratów, wszelkiej maści przemytników i innych szemranych kolesiów poszukujących przygód, guza na głowie ale przede wszystkim bogactw niekoniecznie zdobywanych w sposób kurtuazyjny ; To tutaj krzyżowały się szlaki handlowe łączące Europę z hiszpańskimi koloniami i to stąd grabiono i plądrowano hiszpańskie karawele ociekające złupionym złotem i wszelkimi skarbami.
W pewnym momencie historii to właśnie tutaj w Trinidadzie zakazano handlu niewolnikami ale ten i tak kwitł w najlepsze wbrew wszelkim zakazom i dekretom.
Tutejsze ówczesne elity cukrowe bogaciły się w tempie błyskawicznym - głównie za sprawą cukru ale też na zakazanym juz handlu niewolnikami ; miasto w tym czasie rozkwitało w oczach, rosły piękne hacjendy jak grzyby po deszczu w których wszelkie bogactwa mogły konkurowac z tymi, które w ówczesnej Europie przynależne były dworom krolewskim.
Dzisiaj można jeszcze pooglądać sobie w Trynidadzie w różnych dostępnych tu Muzeach te cuda i zobaczyć to, co jeszcze dotrwało do naszych czasów z dawnych willi cukrowych bogaczy - a to wszystko kolonialista nabył za nielegalnie zarobiony majątek - na handlu niewolnikami.
W czasie wolnym kazdy idzie sobie gdzie chce; ja "zachłanna" na zwiedzanie idę do Palacio Cantero - to elegancki dom z tamtych czasów (1828 r) pewnego lekarza Justo German Cantero - gdzie obecnie w jego murach mieści się Miejskie Muzeum Historyczne
fajna kuchnia.... miała z 50m2
wyjście na wewnętrzny dziedziniec - rodzaj takiego patio jak to w "hiszpańskich" domach
spore patio
tam można wejść na wieżę, z tarasu której mozna zrobić najlepsze panoramy na miasto; idę więc....
Piea