instrumenty muzyczne ... ech... kiedyś zwoziłam je namiętnie do domu z różnych krajów, bo lubię takie pierdoły ; mam ich więc całkiem pokaźną domową kolekcję : raczej niewielkich, takich etnicznych bębenków, jakichś grzechotek, cymbałków, zakupiłam kiedyś nawet rababę w Egipcie, i taką śmieszną mandolinkę do ganwy marokańskiej itd... (a największy mój łup to afrykańska conga z Kenii, ma chyba ze 30cm srednicy!) ;
potem jednak mi przeszła faza na instrumenty , bo coraz więcej się tego robiło a trzeba było to wszystko od czasu do czasu myć i odkurzać, więc dałam spokój , ale tylko do czasu Kuby... ; no nijak nie mogłam się oprzeć cudnym kubańskim marakasom i bongosom i znów dawny diabeł się we mnie odezwał i się skusiłam.....
niestety jakis tydzień po powrocie do domu , jak moje instrumenta zawisły już w "kąciku muzycznym" na ścianie, okazało się, że kupiłam coś z dzikim lokatorem; i walczę z tym teraz ponad miesiąc - korniki albo coś drewnolubnego ( malutkie jak pchełki czarne robaczki) siedzą w tym i toczą moje drewniane cudo co kilka dni: (pojawiają się pod tym drobne jak mąka wiórki drewna); więc topie je w wodzie zanurzając bongosy w duzym dzbanku - i po kilku minutach wypływają cholery .... niestety nie wszystkie na raz - wypłynie 1, 2 delikwenty i koniec, wiec suszę bongosy i znów wieszam na miejsce, a za 2-3 dni mam to samo; więc znowu na nie poluję ... całą procedurę powtarzałam juz chyba z 11 razy- i za każdym razem wypływają nowe utopione zwłoki korników! nie wiem ile ich tam jeszcze siedzi ? , ale moje bongosy zaczynają się już powoli rozpadać na atomy ; drewno nie lubi aż tak częstych kąpieli....
Miejscem, które odwiedziliśmy jeszcze w tych okolicach było malutkie Manaca Iznaga w Dolinie Cukrowej (Valle de los Ingenios)
miejsce, które dawniej było sercem tego Cukrowego Imperium, ale dziś po dawnej świetności nie ma tu już śladu...; stoją jeszcze gdzie nie gdzie pozostałości bogatych willi dawnych plantatorów, spotkać można też jakieś marne resztki starych młynów i faktorii cukrowych, zachowało się nawet kilka domostw niewolników, ale obecnie tylko wiatr tu hula a cała ta cukrowa potęga dawno przeminęła z tym wiatrem ….
Nad okolicą góruje wysoka wieża - Torre de Manaca Iznaga, 45-metrowa wieża-dzwonnica zbudowana w 1816 roku (która długo była najwyższym budynkiem na Kubie) , a służyła niegdyś nadzorcom do kontrolowania pracy niewolników; na samej górze tej wieży wisiał kiedyś dzwon, którego potężny dźwięk rozpoczynał i kończył pracę niewolników; dziś ten dzwon można zobaczyć na dole tuż obok całkiem nieźle jeszcze utrzymanej Hacjendy jednego z Plantatorów Cukrowych tej Doliny, która wraz z sąsiednim Trynidadem wpisane zostały na listę Unesco.
Hacjenda
żeby tam dojść, trzeba się przedrzeć najpierw przez stoiska tutejszego bazarku rozstawionego wzdłuż jedynej drogi do wieży (swoją drogą, tamtejszy towar to piękne rękodzielnictwo - powstające "na oczach" potencjalnych klientów)
mamy tu czas wolny: jedni idą oglądać domki niewolników, inni idą do Hacjendy barona Cukrowego, która obecnie jest restauracja, a większośc buszuje po tutejszym bazarku; jeszcze inni (w tym ja) - ale tych jest bardzo niewielu- idą zmierzyć się z wieżą , tzn spróbowac wejść na górę ipopatrzeć na okolicę z górnego poziomu ; 45 metrów, to tak w mniej więcej 15 pięter - , O Kurka Siwa! nie ma windy! , człapię więc per pedes....
ta Hacjenda z góry prezentuje się znacznie ładniej
kiedyś, wszędzie tu rosła trzcina cukrowa a nadzorca patrzył z tej wieży czy niewolnicy odpowiednio pracują i czy strażnicy nie za rzadko chłostają ich batem
Hacjenda super !!! choć ta wieża hm.. mieszane uczucia
Nelciu, ta wieża... no cóż... historii nie zmienimy .. taka była; ale dziś przynajmniej stoi dla samych widoków ; choc niewielu jest chętnych na drapanko pod górę na 15 pietro!
Zajrzeliśmy jeszcze do Santa Clara, a tam oczywiście do Muzeum Che Gevary, które (na szczęście) było zamknięte i to była bardzo dobra wiadomość tego dnia, bo po Muzeum Rewolucji w Hawanie i wizycie na Playa Giron nad Zatoką Świń, nie miałam już zupełnie ochoty na oglądanie kolejnego przybytku pełnego nieciekawych pamiątek po tym bandycie, z którego zrobiono bohatera; ja wiem, że …dziesiąt lat temu pół babskiego ówczesnego świata się w nim kochało na zabój, bo przystojna szelma z niego była – z tym kędzierzawym włosem pod berecikiem z gwiazdką, ale bandzior to bandzior! Kuba zrobiła z niego bożyszcza rewolucji, ale jaki to był „bohater” wie każdy, kto jest nieco zorientowany w historii tego kraju.
Na gebę Che Gevary , chcecie czy nie chcecie natkniecie się w tym kraju co najmniej kilka razy dziennie
Mauzoleum Gevary
ulubione hasło Kolesia (Che - znaczy tyle co Koleś)
rzeźbiarz - twórca tego wizerunku Che - chyba go nie lubił - bo "zrobił" mu taką jakąś kwaśną gębę
jeszcze krótki postój przy pomniku Pociągu Pancernego
fragment "pomnika" Tren Blindado- czyli Pociągu Pancernego
pomnik eksplodującego granatu?
Kolejny bardzo klimatyczny hotel na trasie niedaleko Santa Clara - "Los Caneyes" utrzymany jest w stylu indiańskiej wioski z mnóstwem dżunglowatych alejek zatopionych w roślinności z domkami hotelowymi w stylu indiańskich szałasów;
w całym hotelu znaleźć można ciekawe i naprawdę piękne drewniane drzwi - takie prawdziwe scycerskie cacuszka ze scenkami z życia indian Taino
i ostatni odcinek na kubańskim szlaku - wyspa Cayo Santa Maria - cały dzień odpoczynku ; 24 godzinny podbyt all inclusive, który wcale nie jest standardem na tej wycieczce, bo to była inwencja naszej Joli przewodniczki; troche lazurków...
może ktoś ma ochotę na karambolę?
instrumenty muzyczne ... ech... kiedyś zwoziłam je namiętnie do domu z różnych krajów, bo lubię takie pierdoły ; mam ich więc całkiem pokaźną domową kolekcję : raczej niewielkich, takich etnicznych bębenków, jakichś grzechotek, cymbałków, zakupiłam kiedyś nawet rababę w Egipcie, i taką śmieszną mandolinkę do ganwy marokańskiej itd... (a największy mój łup to afrykańska conga z Kenii, ma chyba ze 30cm srednicy!) ;
potem jednak mi przeszła faza na instrumenty , bo coraz więcej się tego robiło a trzeba było to wszystko od czasu do czasu myć i odkurzać, więc dałam spokój , ale tylko do czasu Kuby... ; no nijak nie mogłam się oprzeć cudnym kubańskim marakasom i bongosom i znów dawny diabeł się we mnie odezwał i się skusiłam.....
niestety jakis tydzień po powrocie do domu , jak moje instrumenta zawisły już w "kąciku muzycznym" na ścianie, okazało się, że kupiłam coś z dzikim lokatorem; i walczę z tym teraz ponad miesiąc - korniki albo coś drewnolubnego ( malutkie jak pchełki czarne robaczki) siedzą w tym i toczą moje drewniane cudo co kilka dni: (pojawiają się pod tym drobne jak mąka wiórki drewna); więc topie je w wodzie zanurzając bongosy w duzym dzbanku - i po kilku minutach wypływają cholery .... niestety nie wszystkie na raz - wypłynie 1, 2 delikwenty i koniec, wiec suszę bongosy i znów wieszam na miejsce, a za 2-3 dni mam to samo; więc znowu na nie poluję ... całą procedurę powtarzałam juz chyba z 11 razy- i za każdym razem wypływają nowe utopione zwłoki korników! nie wiem ile ich tam jeszcze siedzi ? , ale moje bongosy zaczynają się już powoli rozpadać na atomy ; drewno nie lubi aż tak częstych kąpieli....
Piea
Piea , tak myślałam, żę rzeźba ale różne pamiątki się przywozi. Szydełkowy ciuszek też super, ale nie dla każdego.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Miejscem, które odwiedziliśmy jeszcze w tych okolicach było malutkie Manaca Iznaga w Dolinie Cukrowej (Valle de los Ingenios)
miejsce, które dawniej było sercem tego Cukrowego Imperium, ale dziś po dawnej świetności nie ma tu już śladu...; stoją jeszcze gdzie nie gdzie pozostałości bogatych willi dawnych plantatorów, spotkać można też jakieś marne resztki starych młynów i faktorii cukrowych, zachowało się nawet kilka domostw niewolników, ale obecnie tylko wiatr tu hula a cała ta cukrowa potęga dawno przeminęła z tym wiatrem ….
Piea
Nad okolicą góruje wysoka wieża - Torre de Manaca Iznaga, 45-metrowa wieża-dzwonnica zbudowana w 1816 roku (która długo była najwyższym budynkiem na Kubie) , a służyła niegdyś nadzorcom do kontrolowania pracy niewolników; na samej górze tej wieży wisiał kiedyś dzwon, którego potężny dźwięk rozpoczynał i kończył pracę niewolników; dziś ten dzwon można zobaczyć na dole tuż obok całkiem nieźle jeszcze utrzymanej Hacjendy jednego z Plantatorów Cukrowych tej Doliny, która wraz z sąsiednim Trynidadem wpisane zostały na listę Unesco.
Hacjenda
żeby tam dojść, trzeba się przedrzeć najpierw przez stoiska tutejszego bazarku rozstawionego wzdłuż jedynej drogi do wieży (swoją drogą, tamtejszy towar to piękne rękodzielnictwo - powstające "na oczach" potencjalnych klientów)
mamy tu czas wolny: jedni idą oglądać domki niewolników, inni idą do Hacjendy barona Cukrowego, która obecnie jest restauracja, a większośc buszuje po tutejszym bazarku; jeszcze inni (w tym ja) - ale tych jest bardzo niewielu- idą zmierzyć się z wieżą , tzn spróbowac wejść na górę ipopatrzeć na okolicę z górnego poziomu ; 45 metrów, to tak w mniej więcej 15 pięter - , O Kurka Siwa! nie ma windy! , człapię więc per pedes....
ta Hacjenda z góry prezentuje się znacznie ładniej
kiedyś, wszędzie tu rosła trzcina cukrowa a nadzorca patrzył z tej wieży czy niewolnicy odpowiednio pracują i czy strażnicy nie za rzadko chłostają ich batem
domki niewolników widziane z góry
im wyżej - tym widoki fajniejsze...
Piea
Hacjenda super !!! choć ta wieża hm.. mieszane uczucia
No trip no life
Nelciu, ta wieża... no cóż... historii nie zmienimy .. taka była; ale dziś przynajmniej stoi dla samych widoków ; choc niewielu jest chętnych na drapanko pod górę na 15 pietro!
Piea
Zajrzeliśmy jeszcze do Santa Clara, a tam oczywiście do Muzeum Che Gevary, które (na szczęście) było zamknięte i to była bardzo dobra wiadomość tego dnia, bo po Muzeum Rewolucji w Hawanie i wizycie na Playa Giron nad Zatoką Świń, nie miałam już zupełnie ochoty na oglądanie kolejnego przybytku pełnego nieciekawych pamiątek po tym bandycie, z którego zrobiono bohatera; ja wiem, że …dziesiąt lat temu pół babskiego ówczesnego świata się w nim kochało na zabój, bo przystojna szelma z niego była – z tym kędzierzawym włosem pod berecikiem z gwiazdką, ale bandzior to bandzior! Kuba zrobiła z niego bożyszcza rewolucji, ale jaki to był „bohater” wie każdy, kto jest nieco zorientowany w historii tego kraju.
Na gebę Che Gevary , chcecie czy nie chcecie natkniecie się w tym kraju co najmniej kilka razy dziennie
Mauzoleum Gevary
ulubione hasło Kolesia (Che - znaczy tyle co Koleś)
rzeźbiarz - twórca tego wizerunku Che - chyba go nie lubił - bo "zrobił" mu taką jakąś kwaśną gębę
jeszcze krótki postój przy pomniku Pociągu Pancernego
Piea
replika buldożera, którym Che rozwalił tory po których miał jechać pociąg z wojskiem Batisty i zapasami broni i żywności dla żołnierzy
Piea
fragment "pomnika" Tren Blindado- czyli Pociągu Pancernego
pomnik eksplodującego granatu?
Kolejny bardzo klimatyczny hotel na trasie niedaleko Santa Clara - "Los Caneyes" utrzymany jest w stylu indiańskiej wioski z mnóstwem dżunglowatych alejek zatopionych w roślinności z domkami hotelowymi w stylu indiańskich szałasów;
w całym hotelu znaleźć można ciekawe i naprawdę piękne drewniane drzwi - takie prawdziwe scycerskie cacuszka ze scenkami z życia indian Taino
Piea
i ostatni odcinek na kubańskim szlaku - wyspa Cayo Santa Maria - cały dzień odpoczynku ; 24 godzinny podbyt all inclusive, który wcale nie jest standardem na tej wycieczce, bo to była inwencja naszej Joli przewodniczki; troche lazurków...
Piea