--------------------

____________________

 

 

 



Spacer z Lwami - Wycieczka od Rainbow - Relacja

50 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
mabro
Obrazek użytkownika mabro
Online
Ostatnio: 2 minuty 47 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Gienek GoodGoodGood

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 15 godzin 58 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Gienek jedziemy dalej ?

No trip no life

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 1 dzień temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Dużo obowiązków brak czasu

Dzień szósty.

Kolejnego dnia wczesnym porankiem ruszyliśmy w drogę do południowego Senegalu. Mieliśmy znów wjechać do Gamibii, przepłynąć promem przez rzekę i wjechać do południowego Senegalu. W Gambii mieliśmy odwiedzić szkołę która jest sponsorowana przez Rainbow. Pierwszym przystaniem była granica Senegalsko Gambijska.

Odprawy paszportowe pomiędzy Gambią a Senegalem są znacznie uproszczone. Po stronie Senegalskiej należy podejść do okienka, pokazać paszport. Tam pracownicy straży granicznej skanują paszporty i nasze odciski palców. Po stronie Gambijskiej, nasz miejscowy przewodnik pozbierał wszystkie paszporty a potem wrócił z Gambijskimi pieczątkami w paszporcie. Oczywiście przez cały czas byliśmy oblegani przez miejscowe panie z koszami orzeszków i owoców na głowie. W dość nachalny sposób starały nam się coś sprzedać.

.

.

Po przekroczeniu granicy ruszyliśmy w kierunku miejscowej szkoły. Podobno do niedawna w tej szkole nie było prądu. Jak byliśmy to instalacja elektryczna nadal była niedokończona a w salach lekcyjnych nie dało się zapalić światła

.

.

Cała szkoła to murowane podłużne budynki postawione w kształcie litery L. Budynki są kryte krzywą, używaną falistą blachą. W salach lekcyjnych nie ma sufitów. Wchodząc do środka widać od razu dach.

.

.

Przed nami była przeprawa przez rzekę Gambia. Dostać się na promy które obsługują ruch przez rzekę to nie takie proste. Gambia to skorumpowany kraj. Cięgle ktoś wpycha się poza kolejnością. W końcu i nam udało się wjechać na prom.

.

.

Na promie musieliśmy wysiąść z naszego busa i zająć miejsca wśród miejscowej ludności. Z promu rozciągał się widok na brzeg. Wkrótce mieliśmy od niego odbić i za 45minut dopłynąć do przeciwległego brzegu.

.

.

W czasie rejsu na pokładzie promu kręcili się miejscowi sprzedawcy. Można było kupić picie, miejscowe lody w postaci zamrożonego w torebkach foliowych soku, orzeszki, zegarki i wiele innych rzeczy. Na przeciwległym brzegu wsiedliśmy do naszego busa i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wyjeżdżając z promu mijaliśmy tłumy łudzi oczekujących aż prom będzie pusty będą mogli na niego wsiąść.

.

.

Ten dzień składał się głównie z jazdy. Przekroczyliśmy południową granicę Gambijsko Senegalską i prawie cały południowy Senegal.Po drodze krótka przerwa na bush toilet i

.

.

zatrzymaliśmy się niedaleko granicy z Gwineą Bissau. Drogę którą przebyliśmy tego dnia można zobaczyć pod poniższym linkiem. Zakwaterowaliśmy się w hotelu La Marsu.

.

Droga do południowego Senegalu - KLIK

CDN...

Podróżnik

mabro
Obrazek użytkownika mabro
Online
Ostatnio: 2 minuty 47 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Ta przeprawa przez rzekę Gambia przypomina mi trochę przeprawę promową w Mombasie Biggrin

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 1 dzień temu
Rejestracja: 06 mar 2014

mabro :

Ta przeprawa przez rzekę Gambia przypomina mi trochę przeprawę promową w Mombasie Biggrin

W Mombasie jak ludzie wysiadają z promu to wygląda jak wędrówka ludów. W porównaniu z tym wysiadka ludzi w Bandżul, to mała wycieczka.

Podróżnik

wiktor
Obrazek użytkownika wiktor
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 mar 2016

Przeprawa- niezłe kino Pleasantry

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 1 dzień temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Dzień siódmy.

Tego dnia czekał nas rejs po rozlewiskach rzeki Casamance położonej nieopodal miejscowości Cap Skirring. Rozlewiska rozciągają się na przestrzeni wielu kielometrów. Gdy poprzedniego dnia jechaliśmy z północnego Senegalu to przez kilka ostatnich godzin jazdy, za oknami naszego busa, rozciągał się super widok na niekończące bagniska. Ten bogaty ekosystem w regionach nie zagospodarowanych przez człowieka był porośnięty namorzynami, a tam gdzie człowiek postanowił wykorzystać żyzną ziemię do swoich ceków, rozpościerały się aż po horyzont regularne kwadraty. Przypuszczam, że to rodzaj jakichś upraw. Ciekawe co uprawia się na takich rozlewiskach, gdzie pewnie woda jest słona.

Rozlewiska rzeki Casamance, to też raj dla wędkarzy. Powstały nawet całe osiedla domków, które są wynajmowane dla miłośników łowienia ryb.

Z samego rana, zaraz po śniadaniu ruszyliśmy łódką na podziwianie widoków jakie rozpościerają się po obu brzegach rzeki

.

.

Obydwa brzegi rzeki porośnięte były gęstymi namorzynami. Na łodygach roślinek kiściami wiszą ostrygi.

.

.

W przerwach pomiędzy namorzynowymi zaroślami stoją domki do wynajęcia o których pisałem powyżej.

.

.

.

.

Celem naszej podróży łodzią była wyspa fetyszystów. Pomimo iż większość mieszkańców wyspy to chrześcijanie, nie przeszkadza to im składać ofiary dawnym bogom czarnej Afryki.

Na wyspie, po raz kolejny podczas tej wycieczki, można było spróbować swoich sił w wspinaczce na palmę. Pomimo zapewnień naszego przewodnika, że na palmę najlepiej jest wspinać się na boso, to przekonałem się „na własnych stopach”, że to nieprawa. Po dwóch wspinaczkowych krokach, ból stóp zniechęcił mnie do dalszej wspinaczki. Palmy mają bardzo ostrą korę która rani stopy.

.

.

W niektórych miejscach z ziemi wyrastały jakieś takie dziwne roślinki. Czy może ktoś wie co to takiego? Nasz przewodnik, zarówno lokalny jak i ten z Rainbow nie wiedział co to takiego.

.

.

Podczas spaceru wstąpiliśmy do szkoły, dla lokalnych dzieci.

.

.

Oczywiście odwiedziliśmy też miejsce gdzie lokalni chrześcijanie

.

.

składają ofiary dla różnych afrykańskich bóstw.

Afrykańskim zwyczajem, bogom składa się w ofierze to, co ludziom w ich doczesnym życiu nie przyda się do niczego, czyli rogi krów, pobite szklane butelki i inne odpadki. Lol

.

.

Na brzegu wyspy, znajduje się miejsce dla turystów, gdzie można kupić pamiątki i popodziwiać zadbane palmy wyrastające tuż nad rzeką.

.

.

.

.

.

Na koniec zostaliśmy poczęstowani ostrygami. Podczas degustacji mogliśmy podziwiać występ lokalnych Pań.

Podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy na stały ląd na zakupy do miejscowości Cap Skiring. W centrum miasta dostaliśmy czas wolny na zakupy i lunch.

.

.

Do hotelu wróciliśmy wczesnym popołudniem. Do wieczora opalaliśmy się, spacerowaliśmy po plaży i pływaliśmy w basenie.

Hotel La Marsu w którym mieszkaliśmy podczas pobytu w Cap Skiring, był chyba najlepszym hotelem podczas naszego całego pobytu na wycieczce jak i pobycie stacjonarnym. Szkoda tylko, że obsługa mówiła dość słabo po angielsku, lecz przy odrobinie dobrej woli po obu stronach, dało się dogadać.

.

Późnym wieczorem udaliśmy się do restauracji gdzie „do kotleta” przygrywała lokalna orkiestra. Tam spotkaliśmy grupę z Rainbow będącą na objexdzie "Polinezja Atlantyku" Wszyscy doskonale bawili się do późnych godzin nocnych.

.

.

CDN...

Podróżnik

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 15 godzin 58 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Fajna muza Good

No trip no life

Dana_N
Obrazek użytkownika Dana_N
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 21 godzin temu
Rejestracja: 07 paź 2013

[quote=Gienek]

.

W niektórych miejscach z ziemi wyrastały jakieś takie dziwne roślinki. Czy może ktoś wie co to takiego? Nasz przewodnik, zarówno lokalny jak i ten z Rainbow nie wiedział co to takiego.

.

.

To jest Amorphophallus aphyllus (Hook.) Hutch. roślina z rodziny obrazkowatych, do której należą 174 gatunki. Najbardziej znana jest Amorphophallus titanum, pewnie kojarzycie, bo nie dośc, że wielka, to jeszcze okropnie śmierdzi, coś jak zgniłe mięso.

W Senegalu, w czasie niedoboru żywności, roślina ze zdjęcia  ( ta nie śmierdzi :D) bywa pożywieniem, ale trzeba ją odpowiednio przygotować. Najpierw się ją suszy, a później długo gotuje, żeby wypłukać szczawiany wapnia, które dają gorzki smak. Polska nazwa "dziwidło" Smile

 "

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 1 dzień temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Dana_N :

To jest Amorphophallus aphyllus (Hook.) Hutch.

Dzięki za informację. Ciekawiło mnie co to za śmieszne żyjątko.

Dzień ósmy.

Przez cały dzień jechaliśmy do Gambii. Wieczorem ci co wybrali jedynie objazd, mieli wrócić do kraju, a reszta miała zostać rozwieziona po swoich hotelach i zostać na kolejny tydzień pobytu stacjonarnego.

Drogę którą przebyliśmy tego dnia można zobaczyć pod poniższym linkiem.

  .

Droga z Cap Skirring do Banjul

.

Dzień dziewiąty i dziesiąty.

Upłynął na plażowaniu i zwiedzaniu najbliższych okolic Banjul.

.

Dzień 11

W tym dniu mieliśmy zaplanowany wyjazd do Bijilo National Park i Kachikally Crocodile Pool. Z samego rana ruszyliśmy w poszukiwaniu taksówki. Zbyt długo nie musieliśmy szukać. Jak tylko wyszliśmy na główną ulicę, zostaliśmy zaczepieni przez taksówkarza, wynegocjowaliśmy cenę naszej podróży na 1000 dalasi i ruszyliśmy w drogę. Co mnie najbardziej zdziwiło, to to, że taksówkarz nie miał pojęcia gdzie jest Bijilo National Park i Kachikally Crocodile Pool. Gdy zauważyłem na gps, że taksówkarz minął Bijilo National Park i jedzie sobie dalej, to zapytałem go czy nie powinniśmy zawrócić bo minęliśmy właśnie pierwszy cel naszej podróży. Kierowca trochę zmieszał się i zaczął pytać przechodniów o park małp. W końcu zawrócił i dowiózł nas do celu. Ruszyliśmy na spotkanie małpkom.

.

.

.

.

.

.

 Po spotkaniu z małpkami ruszyliśmy do krokodyli. Tu znów nasz kierowca nie znał drogi i pytał przechodniów jak dojechać. Park z krokodylami był bardzo fajny. Można było podejść do dość sporego krokodyla a nawet go dotknąć.

.

.

.

Na terenie parku rosło olbrzymie drzewo kapokowe. Lokalny przewodnik z parku twierdził, że drzewa kapokowe dożywają 1000 lat a to podobno miało 500 lat.

.

.

Do hotelu Laico Atlantic powróciliśmy wczesnym popołudniem.

CDN...

Podróżnik

Strony

Wyszukaj w trip4cheap