Na wszelki wypadek, co by wszyscy widzieli, a nie tylko wybrani przeedytowałam pierwszy post wklejając wszystkie zdjęcia na nowo. ufff. trochę z tym roboty Ale w gratisie dodałam trzy czy cztery nowe, żeby nie było, że tylko odtwórczo
Może uda mi się nawet coś jeszcze napisać i pociągnąć temat
Po trudach związanych z próbą wklejenia zdjęć, czas ruszać pwoli ze szczegółami samego wyjazdu. Pewnie trochę to zajmie, bo życie nie zwalnia Ale może, małymi kroczkami, się uda.
Wyjazd, już zgodnie z tradycją, rozpoczęliśmy koło 2-3 w nocy. Tak zawsze staramy się ruszyć, aby koło 8-9 być na granicy polsko-niemieckiej. Tuż przed granicą dłuższy postój, spokojne zjedzenie śniadania, wybieganie się, aby można było ruszyć w dalszą drogę.
I tym razem nie było inaczej. Plan był taki, aby jak najwięszką część Niemiec przejechać tego pierwszego dnia. Udało nam się dojechać nad Mozelę. Pierwszą noc spędziliśmy na kempingu znajdującym się pośrodku rzeki, na takim jakby półwyspie. I miejsce nazywało się Ferieninsel Winningen.
Urokliwe położenie, całkiem w porządku warunki. Jak na jedną noc - w pełni nas urządzało. Dla nas to był tylko przystanek na trasie, a nie miejsce docelowe.
Następnego ranka spakowaliśmy to, co ze sobą przywieźliśmyi ruszyliśmy w dalszą drogę. Choć większość naszego wakacyjnego objazdu spędziliśmy we Francji, to dojeżdżając do niej, udało nam się zahaczyć jeszcze o dwa kraje.
Najpierw dojechaliśmy do Luksemburga. Zawsze go pomijaliśmy. A bo taki mały kraj, a co tam oglądać. No i się okazało, że można go zwiedzać. Ba! Oglądaliśmy tam jedne z najciekawszych zamków podczas tego wyjazdu. A że właśnie na zwiedzali zamków i twierdz byliśmy głównie nastawieni, to nasz pobyt w Luksemburgu świetnie się w ten plan wpasowywał.
Zaczęliśmy od stolicy kraju. Dojazd dm centrum był długi, po szerokich ulicach, gdzie każdy miał swoje miejsce - samochody, piesi, rowerzyści, transport publiczny. Każdy się mieścił. Stwierdziliśmy, że jest to fajnie przemyślane miejsce do mieszkania (choć w praktyce nie sprawdzaliśmy). Znalezienie miejsca parkingowego w remontowanym centrum prawie graniczyło z cudem, ale w końcu się udało. W samej stolicy spędziliśmy może z dwie godziny, ale nie czuliśmy potrzeby, żeby zostawać tu dłużej. Może i dużo nas ominęło, ale miasto samo w sobie turystycznie nas nie skradło. Może nie trafiliśmy tam, gdzie trafić warto było? Może i nie. Znaczy nie w stolicy, ale w następnym miejscu już na pewno tak.
Pospacerowaliśmy po starym mieście, widzieliśmy katedrę Notre Dame, widzieliśmy Pałac Wielkich Książąt, przeszliśmy się dolnym poziomem Mostu Adolfa. No, gorąco było i spieszyło nam się do ucieczki z dużego (bądź co bądź na te warunki) miasta.
Ja tez potwierdzam,ze widac wszytskie twoje fotki.Widze,ze odwiedzilas kilka fajnych i ciekawych historycznie miejsc jak Omaha Beach o ile sie nie myle.
—
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Widzę dużo zdjęć
basia35
Na wszelki wypadek, co by wszyscy widzieli, a nie tylko wybrani przeedytowałam pierwszy post wklejając wszystkie zdjęcia na nowo. ufff. trochę z tym roboty Ale w gratisie dodałam trzy czy cztery nowe, żeby nie było, że tylko odtwórczo
Może uda mi się nawet coś jeszcze napisać i pociągnąć temat
Po trudach związanych z próbą wklejenia zdjęć, czas ruszać pwoli ze szczegółami samego wyjazdu. Pewnie trochę to zajmie, bo życie nie zwalnia Ale może, małymi kroczkami, się uda.
Wyjazd, już zgodnie z tradycją, rozpoczęliśmy koło 2-3 w nocy. Tak zawsze staramy się ruszyć, aby koło 8-9 być na granicy polsko-niemieckiej. Tuż przed granicą dłuższy postój, spokojne zjedzenie śniadania, wybieganie się, aby można było ruszyć w dalszą drogę.
I tym razem nie było inaczej. Plan był taki, aby jak najwięszką część Niemiec przejechać tego pierwszego dnia. Udało nam się dojechać nad Mozelę. Pierwszą noc spędziliśmy na kempingu znajdującym się pośrodku rzeki, na takim jakby półwyspie. I miejsce nazywało się Ferieninsel Winningen.
Urokliwe położenie, całkiem w porządku warunki. Jak na jedną noc - w pełni nas urządzało. Dla nas to był tylko przystanek na trasie, a nie miejsce docelowe.
I na koniec, most autostradowy tuż obok campingu:
Joasiamac, teraz w pełni moge podziwiać twoją relację, wszystkie fotki widać !!! Czy wklejałaś teraz metodą Oldiego ?
Super wyprawa , piękne zdjęcia Czekam na CD
No trip no life
tak, tak. wrzucone metodą Oldiego. Mam nadzieję, że tym razem nie znikną
Następnego ranka spakowaliśmy to, co ze sobą przywieźliśmyi ruszyliśmy w dalszą drogę. Choć większość naszego wakacyjnego objazdu spędziliśmy we Francji, to dojeżdżając do niej, udało nam się zahaczyć jeszcze o dwa kraje.
Najpierw dojechaliśmy do Luksemburga. Zawsze go pomijaliśmy. A bo taki mały kraj, a co tam oglądać. No i się okazało, że można go zwiedzać. Ba! Oglądaliśmy tam jedne z najciekawszych zamków podczas tego wyjazdu. A że właśnie na zwiedzali zamków i twierdz byliśmy głównie nastawieni, to nasz pobyt w Luksemburgu świetnie się w ten plan wpasowywał.
Zaczęliśmy od stolicy kraju. Dojazd dm centrum był długi, po szerokich ulicach, gdzie każdy miał swoje miejsce - samochody, piesi, rowerzyści, transport publiczny. Każdy się mieścił. Stwierdziliśmy, że jest to fajnie przemyślane miejsce do mieszkania (choć w praktyce nie sprawdzaliśmy). Znalezienie miejsca parkingowego w remontowanym centrum prawie graniczyło z cudem, ale w końcu się udało. W samej stolicy spędziliśmy może z dwie godziny, ale nie czuliśmy potrzeby, żeby zostawać tu dłużej. Może i dużo nas ominęło, ale miasto samo w sobie turystycznie nas nie skradło. Może nie trafiliśmy tam, gdzie trafić warto było? Może i nie. Znaczy nie w stolicy, ale w następnym miejscu już na pewno tak.
Pospacerowaliśmy po starym mieście, widzieliśmy katedrę Notre Dame, widzieliśmy Pałac Wielkich Książąt, przeszliśmy się dolnym poziomem Mostu Adolfa. No, gorąco było i spieszyło nam się do ucieczki z dużego (bądź co bądź na te warunki) miasta.
Ja tez potwierdzam,ze widac wszytskie twoje fotki.Widze,ze odwiedzilas kilka fajnych i ciekawych historycznie miejsc jak Omaha Beach o ile sie nie myle.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Luxemburg mi zupełnie nie znany..jakoś nigdy nie był po drodze . A pewnie warto zahaczyć
No trip no life
Huragan - tak, to Omaha Beach. Historię trzeba dzieciom przemycać w nienachalny, acz interesujący sposób
Nel - nam też dotychczas był nie po drodze. Spróbuję jutro wstawić kolejne opisy tego, co udało nam się w tym maleńkim kraju zobaczyć.
Ja też widzę zdjęcia i zapisuję się na listę wycieczki. W Luksemburgu też nie byłam.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!