--------------------

____________________

 

 

 



Grenlandia - spotkanie z Arktyką (Ilulissat)

13 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 1 dzień 21 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020
Grenlandia - spotkanie z Arktyką (Ilulissat)

Ilulissat to miasto w zachodniej części Grenlandii w gminie Quaasuitsup. Leży nad zatoką Queqertatsuup Tunua (Disko Bugt). Osadę założył duński kupiec Jacob Sørensen Severin (1691-1753), którego firma miała w latach 1733-1749 monopol na handel z Grenlandią, przyznany przez króla Chrystiana VI (1699-1746). Od imienia Severina pochodzi duńska nazwa miasteczka, czyli Jacobshavn. Obecna nazwa Ilulissat oznacza w języku grenlandzkim góry lodowe. Miasto zostało założone w odległości ok. 2 km od Sermermiut - ówcześnie największej osady na wyspie, liczącej 250 mieszkańców. Z czasem Sermermiut zostało opuszczone, a jego mieszkańcy przenieśli się do Jacobshavn. Obecnie Ilulissat liczy ok. 4.600 mieszkańców i jest trzecim co do wielkości miastem Grenlandii, a także ważnym portem i ośrodkiem turystycznym. Ważną dziedziną gospodarki jest też przetwórstwo ryb i krewetek. W maju 2008 roku miasto było miejscem Arctic Ocean Conference. To spotkanie przedstawicieli Kanady, Danii, Norwegii, Rosji i USA odbyło się w celu omówienia kluczowych kwestii dotyczących roszczeń terytorialnych w Arktyce i zmian klimatycznych. Konferencja zaowocowała uchwaleniem tzw. Deklaracji z Ilulissat, wytyczającej ramy praw do szelfu kontynentalnego, ochrony środowiska morskiego, wolności żeglugi, badań naukowych i innego wykorzystania wód morskich.

Po naszym przylocie do Ilulissat z lotniska odebrał nas bezpłatny hotelowy shuttle-bus i po kilkuminutowej podróży byliśmy już w hotelu. Ponieważ hotel znajdował się na obrzeżach miasta, w odległości ok. 1,5 km od jego centrum, oferował on bezpłatny transport do miasta i z miasta co godzinę od rana do wieczora, Podobny serwis zapewniają też i inne hotele np. Hotel Avannaa i Hotel Icefjord. Hotel Arctic, w którym mieszkaliśmy jest dość drogi (dwuosobowy pokój ze śniadaniem kosztuje ok. 1.000 PLN), ale po zakupie biletów lotniczych okazało się, że wszystkie tańsze opcje były już zajęte, choć rezerwacji dokonywaliśmy w październiku (a więc z ponad półrocznym wyprzedzeniem). Plusem były rzeczywiście wygodne pokoje i świetne obfite śniadania. Hotel Arctic reklamuje się jako położony najdalej na północ 4-gwiazdkowy hotel na świecie. Jest pięknie położony na wzniesieniu nad brzegiem Lodowego Fiordu. Z pokojów i sali restauracyjnej, w której serwowane są śniadania roztacza się piękny widok na okolicę. Ilulissat ma kilka restauracji. Dwie nich, zlokalizowane są w hotelu Arctic i oferują wyjątkowo dobre jedzenie, ponieważ kuchnia jest prowadzona przez Inuunnguaqa Hegelunda, który trzykrotnie został nagrodzony jako najlepszy szef kuchni w kraju. Jedzenie tutaj jest po prostu doskonałe, a serwowane jest wraz z niesamowitym widokiem. Hotel jest idealnie położony, dzięki czemu można podziwiać widok na samo miasto, a także na ujście Lodowego Fiordu. Również Hotel Hvide Falk oferuje turystom ciekawy bufet z grenlandzkimi specjałami.

 

 

 

 

 

 

Flagi Danii i Grenlandii powiewające na masztach obok naszego hotelu. Flaga Grenlandii została zaprojektowana przez Thue Christiansena, grenlandzkiego artystę, nauczyciela i polityka, Ministra Kultury i Edukacji Grenlandii w latach 1979-1983. Flaga składa się z dwóch pasów: białego na górze i czerwonego na dole, oraz dużej tarczy. Biały pasek symbilizuje lodowce i pokrywę śnieżną, natomiast czerwony - ocean; czerwone półkole - fiordy, a białe - górę lodową i zbity lód. Pomysł Christiansena wygrał z pomysłem zielono-białego nordyckiego krzyża. Nazwa flagi w języku grenlandzkim to Erfalasorput, co oznacza "naszą flagę", ale określenie Aappalaartoq (czerwony) jest także używane jako nazwa flagi grenlandzkiej i duńskiej (Dannebrog). Dziś mieszkańcy Grenlandii uznają zarówno Erfalasorput, jak i Dannebrog. Obecna flaga Grenlandii została uznana oficjalnie w 1985 roku.

 

 

Obok tradycyjnych pokoi hotelowych można też wynająć tzw. "igloo rooms", widoczne na zdjęciu. Są one położone na samym skraju urwistego skalnego wzniesienia nad brzegiem Lodowego Fiordu. Przed każdym z takich domków jest taras ze stolikiem i miejscem do grillowania.

 

 

Ilulissat to w porównaniu z Kangerlussuaq prawdziwa metropolia. Ma 4.600 mieszkańców, szpital, szkoły, trzy supermarkety, kilka kawiarni, restauracji oraz firm turystycznych, cztery hotele. Ilulissat jest centrum ruchu turystycznego Grenlandii, a to za sprawą najsłynniejszego lodowca i fiordu lodowego świata, które opiszę w dalszych częściach relacji. W centrum miasta przy ulicy Kussangajaannquaq znajdziemy kilka biur turystycznych, sklepów z odzieżą i pamiątkami, kawiarnię i restaurację Inuit Café, bar i restaurację Naleraq i sklep ze sprzętem AGD i RTV. Warto wstąpić też do Café Hong Kong, gdzie serwują kilka dań kuchni orientalnej po przystępnych (jak na Grenlandię) cenach. Ciekawe, że przybysze z Azji stanowią najliczniejszą grupę cudzoziemców osiedlających się obecnie na Grenlandii. Statystyki wykazują stały spadek ludności duńskiej mieszkającej na wyspie. Jednocześnie wzrasta ilość cudzoziemców osiedlających się na Grenlandii. Obecnie mieszka tu 970 cudzoziemców, m.in. 215 Filipińczyków, 156 Tajów, 127 Islandczyków, 74 Szwedów, 61 Norwegów, 44 Niemców, 40 Polaków, 36 Chińczyków, 30 Amerykanów, 13 Finów, 13 Francuzów, 13 Brytyjczyków, 10 Bułgarów, 9 Hiszpanów, 7 Rosjan, 7 Włochów, 6 Holendrów, 5 Litwinów, 4 Czechów, 3 Słowaków, 3 Rumunów, 2 Szwajcarów, 2 Austriaków, 2 Węgrów, 2 Marokańczyków, 1 Belg i 1 Irańczyk. W zabudowie Ilulissat dominują niewielkie kolorowe drewniane domki w stylu norweskim, zaś wielopiętrowe bloki można policzyć na palcach obu rąk. Wygląda to całkiem ładnie, ale jest dość dziwne, bo na Grenlandii nie ma w ogóle drzewa, za to od groma kamienia. Choć tradycyjne zimowe domy Inuitów były zbudowane z kamienia uszczelnionego ziemią i mchem, to teraz - przy hojnym wsparciu Danii - można sobie pozwolić na importowanie drewna.

Warto wspomnieć, że Duńczycy skolonizowali jedynie zachód i południe Grenlandii, natomiast północ i wschód jeszcze długo pozostawały najpierw obszarami nieznanymi, a później spornymi, do których prawa rościła sobie Anglia (za sprawą wypraw Hudsona, Frobishera i Franklina), Stany Zjednoczone (w związku z wyprawami Peary'ego) i Norwegia (wyprawy Nansena, w tym pierwsze przejście lądolodu i działalność norweskich wielorybników i traperów). Dopiero w 1933 roku międzynarodowy trybunał w Hadze uznał niepodzielność Grenlandii, przyznając ją Danii. Mało znany jest fakt, że w czasie II wojny światowej na wschodzie Grenlandii doszło do kilku potyczek między Niemcami i duńskimi patrolami zaprzęgowymi. Po wojnie, pod nazwą Siriuspatruljen, specjalny oddział duńskiej armii rozpoczął regularną kontrolę północno-wschodniego wybrzeża. Po wojnie rząd Danii zadecydował o przemianie Grenlandii w nowoczesny kraj przemysłowy. W 1953 roku uznano ją za integralną część Danii kładąc kres pojęciu kolonii. Grenlandię włączono do Danii, a jej mieszkańcy stali się pełnoprawnymi obywatelami duńskimi. Konsekwencją tego było przyznanie im wszelkich praw i zabezpieczeń obowiązujących w Danii. Paradoksalnie, koniec kolonializmu oznaczał dla Grenlandii jeszcze większą zależność od Danii, niż kiedykolwiek wcześniej. Duńska obsada w administracji i edukacji wprowadziła duńskie wzorce. Modernizacja kraju wymagała przesiedlenia ludności z małych osiedli do większych miast, w których zaczęły powstawać przetwórnie rybne i inne zakłady. Myśliwi wychowani w ziemiankach trafiali do domków i wielopiętrowych bloków.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ilulissat posiada port morski, obsługiwany przez Arctic Umiaq Line. Dwa razy w tygodniu przybija tu prom, zapewniający połączenie z położonymi dalej na południe miejscowościami Grenlandii. Zachodnie wybrzeże Grenlandii opływa ciepły Prąd Zachodniogrenlandzki, dzięki któremu wszystkie porty do wysokości Sisimiut (a więc położone ok. 250 km na południe od Ilulissat), są wolne od lodu przez cały rok. Tętniący życiem port Ilulissat jest prawdziwym sercem miasta. Obsługuje on także jednostki rybackie i statki wycieczkowe. W miesiącach wolnych od lodu (z reguły od kwietnia do grudnia) kursuje tu statek pasażerski linii Arctic Umiaq Line - "Sarfaq Ittuk". Zawija on do wszystkich portów na trasie Qaqrtoq-Ilulissat i pływa raz w tygodniu. Bilety można zamówić przez internet, zalecane jest zamówienie ich wcześniej, gdyż trasa cieszy się sporym powodzeniem nie tylko wśród turystów ale i Grenlandczyków. Duża część transportu w zatoce Disko również odbywa się latem drogą morską. Operatorem jest firma Diskoline, tu również można zamówić bilety przez internet. Gdy byliśmy w Ilulissat w końcu maja port powoli odmarzał. Część, do której wpływają większe jednostki była już wolna od lodu, natomiast mniejsze łodzie były jeszcze uwięzione w jego okowach.

 

 

Kościół Syjonu (Zions Kirke) w Ilulissat to jeden z najbardziej wysuniętych na północ kościołów na świecie. Został zbudowany w latach 1779-1782 i odrestaurowany w 1907 roku. Znajduje się nad zatoką Disko w pobliżu Lodowego Fiordu. Aby pokryć koszty budowy kościoła, mieszkańcy zgromadzili w latach 1777-1779 kilkadziesiąt wielorybów i ponad 200 baryłek oleju wielorybiego. Ponad sto lat później część kościoła przekształcono w szpital. W 1929 roku budynek kościoła został przeniesiony w głąb lądu i rozbudowany. Niestety, nie udało nam się zobaczyć wnętrza, gdyż kościół jest otwierany tylko na nabożeństwa. Bryła świątyni ładnie komponuje się z pejzażem zatoki Disko. Ten brązowy drewniany kościół z ogromnymi górami lodowymi w tle jest jednym z najczęściej fotografowanych kościołów Grenlandii. Kościół Syjonu jest świątynią luterańską, należącą do grenlandzkiej diecezji Duńskiego Kościoła Państwowego (Dansk Folkekirke). Wyznanie to dominuje na Grenlandii. Obecność innych religii i wyznań ma charakter śladowy (np. społeczność katolików liczy nieco ponad 130 osób). Protestanccy misjonarze kładli duży nacisk na naukę czytania i pisania, oczywiście w języku miejscowym. Pierwszą książkę po grenlandzku - katechizm Lutra wydano w 1742 roku. 16 lat później pojawiło się tłumaczenie Nowego Testamentu. W 1861 roku zaczęto wydawać czasopismo "Atuagagdliutit" ("Coś do czytania"). Niemiecki misjonarz Samuel Kleinschmidt (1814-1886) usystematyzował alfabet i ortografię grenlandzką, która obowiązywała do 1973 roku, kiedy to zmieniono ją, pozbywając się niestandardowych znaków alfabetu łacińskiego.

 

 

 

 

Szpital miejski (Ilulissat Napparsimaviat). Służba zdrowia jest bezpłatna, łącznie z dentystyczną. Problem jest jedynie z jej dostępnością, zwłaszcza w bardziej izolowanych osiedlach. W większości miast gminnych powstały szpitale, w osiedlach można skorzystać z pomocy pielęgniarek. Raz na jakiś czas do osiedli przyjeżdża lekarz, dużo rzadziej dentysta. Transport pacjenta do szpitala opłaca państwo na podstawie skierowania lekarza. Nigdy z góry nie wiadomo ile będzie trwał pobyt w szpitalu, zwykle w ustalonym odgórnie terminie pacjent dostaje po prostu bilet w jedną stronę. Grenlandzki system opiekuńczy bazuje na systemie duńskim. Państwo płaci zasiłki dla bezrobotnych i zasiłki chorobowe, dopłaca rodzicom na każde dziecko do lat 18, a każdy obywatel ma prawo do emerytury od 60 roku życia. Wielu emerytów mieszka w domach starców, istnieją też placówki dla niesprawnych fizycznie i umysłowo. Na Grenlandii nie ma prywatnej własności gruntu (ziemia jest wspólna), można go jedynie bezpłatnie wydzierżawić. Domy i mieszkania są w większości zakładowe lub komunalne. Służbowe samochody, służbowe podróże (także do Danii, np. na szkolenia), bezpłatna służba zdrowia itd. przyzwyczaiły Grenlandczyków do państwowej opieki i względnego dobrobytu. Z drugiej strony, brak wykształcenia, degeneracja tradycyjnych ról w rodzinie, bezrobocie (formalnie 9,3% plus ukryte w postaci sztucznych etatów) i brak perspektyw są przyczyną frustracji, alkoholizmu i stagnacji w rozwoju. Fachowców trzeba sprowadzać z zagranicy. Stale potrzebni są zwłaszcza lekarze, pielęgniarki i nauczyciele.

 

W Ilulissat są trzy supermarkety - Ilulissat Center Marked, Pisiffik Ilulissat, a także Spar. Pisiffik Ilulissat (widoczny na drugim zdjęciu) należy do sieci Pisiffik - największej korporacji handlowej na Grenlandii, której udziałowcami są norweska Norges Gruppen, duńska firma KFI i państwowa spółka grenlandzka. Firma powstała w 1993 roku i obecnie prowadzi ok. 40 supermarketów na Grenlandii. W Ilulissat jest także wiele sklepów, w których można zobaczyć i kupić grenlandzkie pamiątki i wyroby rzemieślnicze, a ich wybór jest ogromny w porównaniu do innych miast.

 

 

 

Siedziba grenlandzkiej firmy turystycznej World of Greenland w Ilulissat. Firma organizuje wycieczki piesze, rejsy statkiem i loty widokowe helikopterem i awionetką. Prowadzi ona również hostel w Ilulissat oraz ośrodek Glacier Lodge Eqi, położony przy lodowcu Eqi ok. 70 km na północ od Ilulissat. W siedzibie firmy znajduje się także nieźle zaopatrzony sklep z książkami i wszelkiego rodzaju pamiątkami z Grenlandii.

 

 

Główne ulice Ilulissat noszą trudne do wymówienia nazwy Mittarfimmut Aqqutaa, Kussangajaannquaq, Nuisariannguaq, Alanggukasik, czy Qoorunnguaq. Choć pomiędzy miejscowościami nie ma dróg, a na całej Grenlandii jest jedynie ok. 150 km dróg utwardzonych - głównie w miastach i ich najbliższych okolicach, to w Ilulissat (gdzie dróg tych jest zaledwie kilkanaście kilometrów) jest całkiem sporo samochodów. Obecnie planowane jest wybudowanie 170 km drogi, łączącej Kangerlussuaq i Sisimiut. Grenlandzkie tablice rejestracyjne są oznaczone literami GR lub GL.


 

 

 

Życie na dalekiej północy wiąże się z problemami okresowego braku naturalnego rytmu dobowego, co jest szczególnie uciążliwe podczas nocy polarnej. "Ludzie północy cierpią na depresję zimową. Objawia się ona zmęczeniem i brakiem aktywności. Człowiek potrzebuje więcej snu i chętniej sięga po słodycze. Słabnie życie towarzyskie, rośnie za to liczba konfliktów. Kobiety cierpią dwa razy częściej niż mężczyźni". Tyle cytat z prasy. Można się jedynie nie zgodzić z twierdzeniem o słabnącym zimą życiu towarzyskim, bowiem zima to od wieków czas wzajemnych odwiedzin i wspólnych biesiad. Z kolei z racji tego, że Ilulissat jest położone nieco powyżej 69. równoleżnika, od ostatniego tygodnia maja do połowy lipca trwa tu dzień polarny. Widać, że mieszkańcy cieszą się dniem, bo nawet o północy jest sporo ludzi na ulicach, nie wyłączając dzieci. W latach 60. XX wieku dziesięcioletnie dzieci praktycznie przymusowo wysyłano na rok do Danii, gdzie mieszkały u duńskich rodzin, uczęszczały do tamtejszych szkół i uczyły się języka. Choć program przygotowany był bardzo dobrze i grenlandzkim dzieciom zazwyczaj niczego w Danii nie brakowało, okres rozłąki był bardzo trudny dla kochających swoje dzieci Grenlandczyków. Dziś dzieci uczą się w szkołach zarówno duńskiego, jak i grenlandzkiego.


 

 

 

Pomnik Jørgena Brønlunda (1877-1907), grenlandzkiego badacza Arktyki, nauczyciela i katechety. Pochodził z Ilulissat i był Inuitą. W dzieciństwie przyjaźnił się z Knudem Rasmussenem (1879-1933), przyszłym polarnikiem i etnografem, również pochodzącym z Ilulissat. Zginął w czasie wyprawy w północnej części Grenlandii, w szczelinie lodowca fiordu, który dziś nosi jego imię.

 

Café Iluliaq w centrum miasta. Można tu zjeść np. hamburgery z wołu piżmowego, potrawy z ryb, różnego rodzaju ciastka, a także napić się kawy, herbaty, smacznego (choć drogiego) grenlandzkiego lub duńskiego piwa, bądź czegoś mocniejszego. Można też skosztować "kawy po grenlandzku" (kalaallit kaffiat). Co kryje się pod tą nazwą? Wysokoprocentowe morskie dno (whisky i Kahlua), ciemny ocean (kawa) i lód morski (bita śmietana), a ponad tym wszystkim - światło zorzy polarnej w postaci płonącego Grand Marnier. Trunek wymyślono w Hotelu Grønland, obecnie zwanym Hotel Hans Egede w Nuuk.

 

Ważnym punktem miasta jest boisko piłkarskie. W maleńkim Ilulissat są trzy drużyny piłkarskie. Piłka nożna jest bardzo popularnym sportem na Grenlandii. Choć nie ma regularnych rozgrywek ligowych, to corocznie w jednej z miejscowości odbywają się mistrzostwa kraju. W 2018 roku mistrzem Grenlandii była drużyna Inuit Timersoqatigiiffiat-79 z Nuuk. W 1971 roku założony został Grenlandzki Związek Piłki Nożnej (Kalaallit Nunaanni Isikkamik Arsaattartut Kattuffiat), a pierwszy międzynarodowy mecz rozegrany został w 1980 roku (przegrana 0:6 z Wyspami Owczymi). Związek zrzesza ponad 70 klubów. W 2009 roku do użytku oddane zostało pierwsze na Grenlandii boisko ze sztuczną trawą. Grenlandczycy lubią również ogladać piłke nożną w telewizji, a największą popularnością cieszy się liga angielska. Grenlandzka odmiana piłki nożnej do dziś rozgrywana jest na przerwach w szkołach, czy też podczas spotkań rodzinnych. Gra ta nie ma ściśle określonych reguł i jest mieszanką rugby i piłki nożnej, przy czym piłkę należy raczej kopać niż trzymać w rękach. W przeszłości do gry używano piłki zrobionej z foczej skóry i wypchanej szmatami. Sport na Grenlandii uprawiany był od dawna, przy czym dyscypliny jakie tu rozgrywano znacznie różniły się od tych europejskich. Naturalnymi dyscyplinami były np. wyścigi psich zaprzęgów, konkurencje kajakowe, czy strzelanie do celu. Obecnie uprawia się większość dyscyplin znanych na całym świecie.

 

 

 

Latem 2007 roku kilka kilometrów na północ od miasta zaobserwowano niedźwiedzia polarnego. Było to ważne wydarzenie, ponieważ pojawił się on na tym obszarze po raz pierwszy od 20 lat. Uznano, że niedźwiedź stanowi zagrożenie dla ludzi i - w konsekwencji - nieszczęsne zwierzę zastrzelono.

 

 

Kościół Naalakatta Illua przy Mathias Storch' ip Aqq. - drugi z kościołów w Ilulissat. Grenlandia jest krajem luterańskim. Diecezja grenlandzka posiada własną kadrę duchowną z biskupką Sofie Petersen na czele. Mimo tradycyjnego przywiązania Grenlandczyków do kościoła, widać systematyczne odchodzenie od wiary i praktyk religijnych, typowe dla innych krajów nordyckich. Duży odsetek duchownych stanowią kobiety. Prawie każda miejscowość ma własny kościół, który w małych osadach służy jednocześnie za szkołę i bibliotekę. Co ciekawe, kościelni katecheci byli pierwszymi autochtonicznymi pracownikami etatowymi.

 

 

W mieście znajduje się niewielki, stary i nieużywany już cmentarz, widoczny na pierwszym zdjęciu. Nowy cmentarz położony jest przy drodze na lotnisko ok. 2 km za miastem.

 

 

 

 

Widok lotniska w Ilulissat (Mittarfik Ilulissat) z jednego z okolicznych wzgórz.

 

 

Budynek plebanii, na której urodził się i wychował Knud Johan Victor Rasmussen (1879-1933) - polarnik i antropolog, który badał Arktykę podczas licznych ekspedycji i przyczynił się do rozbudzenia samoświadomości Inuitów. Zyskał on przydomek "ojca eskimologii" - gałęzi nauki, badającej języki, historię, kulturę i etnologię ludów Arktyki, zamieszkujących Grenlandię, północną Kanadę, Alaskę i Aleuty. Jego ojcem był duński misjonarz, a matka była z pochodzenia Inuitką. W budynku znajduje się obecnie muzeum, które prezentuje liczne eksponaty dotyczące kultury i historii Inuitów oraz życia Rasmussena. Dzieciństwo i młodość spędził on na Grenlandii. Kształcił się w Lynge w Danii, a w latach 1898-1900 próbował kariery jako aktor i śpiewak operowy. W latach 1902-1904 uczestniczył wraz z Jørgenem Brønlundem (1877-1907), Haraldem Viggo Moltkem (1871-1960) i Ludvigiem Mylius-Erichsenem (1872-1907) w wyprawie badającej kulturę Inuitów. Później uczestniczył w siedmiu arktycznych ekspedycjach. Był pierwszym Europejczykiem, który pokonał tzw. Przejście Północno-Zachodnie (z Atlantyku na Pacyfik), podróżując psim zaprzęgiem.

 

 

 

Kajak to jeden z wielu wynalazków Inuitów. To także jedno z kilku słów które zapożyczone zostało z języka Inuitów do większości języków świata (po grenlandzku to po prostu "qajaq"). Kajaki budowane były przez Inuitów od wieków i służyły do polowania i transportu. Był to środek transportu przeznaczony wyłącznie dla mężczyzn, kobiety przemieszczały się dużo większą łodzią zwaną "umiaq". Prawdziwy grenlandzki kajak zrobiony jest bez użycia metalu tj. śrub, gwoździ itp. Ramę kajaka budowano z kości wieloryba i drewna, które dryfowało morzem. Rama pokrywana była skórami - głównie fok.

 

 

W muzeum prezentowane są różne artefakty Inuitów, stroje i wyroby rzemieślnicze. Warto przybliżyć w skrócie historię i kulturę ludzi zamieszujących Grenlandię. Ludzie paleoeskimoskiej kultury Saqqaq osiedlili się w rejonie Ilulissat ok. 4.400 lat temu. Mieszkali wokół Lodowego Fiordu Kangia przez 1.500 lat, a nieco dłużej w innych miejscach, zanim zniknęli. Potem nastąpiła luka w osadnictwie ludzi w zachodniej części Grenlandii, aż do przybycia ludzi kultury Dorset ok. 2.800 lat temu. Po 700 latach osadnictwa kultura Dorset z kolei zniknęła, a region zatoki Disko był niezamieszkany przez tysiąc lat, aż do chwili, gdy ludzie kultury Thule osiedlili się w Sermermiut i Qajaa 800 lat temu. Podstawą życia ludzi, którzy osiedlili się w Sermermiut i Qajaa było myśliwstwo i rybołówstwo, a duże osady i gęsty układ mniejszych osiedli wskazują, że zasoby dostępne wokół Lodowego Fiordu były zarówno bogate, jak i stabilne. Bardzo ważnym zasobem było także dryfujące drewno, dostarczane przez prądy morskie z brzegów Kanady i Syberii. Było ono wykorzystywane do wyrobu kajaków, namiotów, sań, łuków i lanc. Ludzie kultury Thule przybyli na wyspę ok. roku 1100 n.e. Budowali zimowe domy z kamienia i torfu, z konstrukcją dachową z drewna lub żeber wieloryba. Latem mieszkali w namiotach. Wykorzystywali te same zwierzęta, co poprzednie kultury, lecz polowali też na wieloryby i łowili ryby za pomocą wędek oraz sieci wykonanych z fiszbin. Byli znacznie bardziej mobilni od poprzedników dzięki używaniu udoskonalonych kajaków, psich zaprzęgów i wielkich łodzi ze skór - umiaq. Inuici uzyskali wówczas żelazo - częściowo od Normanów, a częściowo z meteorytów znajdowanych na obszarze na południe od Thule. Inuici wierzyli, że świat został podzielony na dwie części - świat widzialny, dostępny dla każdego, i świat niewidzialny, który mogli zobaczyć tylko ludzie posiadający wewnętrzne oko. Szamani, zwani "angakkoqami", mogli wykorzystać swoje wewnętrzne oko, aby zobaczyć to, co było ukryte. Najbardziej utalentowani angakkoqowie mogli podróżować w niewidzialnym świecie. Oba światy były ze sobą powiązane, a życie w innym świecie ograniczało świat widzialny, objawiający się ruchami ciał niebieskich i zmianami pór roku. Wiele spotkań z Inuitami miało miejsce w okresie masowych europejskich polowań na wieloryby od ok. 1650 roku. Ten niebezpieczny, ale i dochodowy interes przyczynić się mógł do prawie całkowitego zniknięcia wielorybów, gdyż rocznie zabijano ich ok. 1.000. Wielorybi tłuszcz palił się w lampach oświetlających miasta Europy, a fiszbiny usztywniały gorsety. Owocem kontaktów Inuitów z holenderskimi i angielskimi wielorybnikami jest m. in. grenlandzka polka, która stała się tańcem narodowym. W 1721 roku norweski pastor Hans Poulsen Egede (1686-1758) zorganizował wyprawę misyjno-handlową na Grenlandię. Chciał odnaleźć potomków skandynawskich osadników, którzy przez brak kontaktów z Europą mogli wrócić do pogaństwa, a w najlepszym razie pozostali przy katolicyzmie. Celem wyprawy było więc ich nawrócenie na luteranizm i budowa stacji handlowej. Na miejscu okazało się, że po Normanach pozostały jedynie ruiny farm. Zamiast więc otoczyć opieką duchową pobratymców, Egede rozpoczął akcję misyjną wśród Inuitów. Choć rezultaty jego pracy misjonarskiej były niezbyt imponujące, to Egede w swoim słynnym dziele "Det gamle Grønlands nye Perlustration" barwnie opisuje Grenlandię i jej mieszkańców, ze zgrozą wspominając o ich swobodzie seksualnej oraz trwających dniami i nocami imprezach, podczas których jedzono, śpiewano i tańczono, praktykowano zapasy i swobodny seks. Sprzeciwia się nekromancji praktykowanej przez angakkoqów. Warto przy tej okazji wspomnieć, że ostatni poganin mieszkający w okolicach Thule został ochrzczony dopiero w 1926 roku. Z relacji europejskich XIX-wiecznych urzędników i podróżników dowiadujemy się jak postrzegali oni ówczesnych Grenlandczyków. Wspominają o braku czystości i higieny ("jedzą z misek po psach uprzednio ich nie myjąc, jedzą wszy, które po nich chodzą"), o tatuażach pokrywających twarze i nogi kobiet, o amuletach (dziobach i kłach) noszonych na szyjach jako ochrona przed złem. Ówcześni Europejczycy byli zdumieni pokojowym nastawieniem i serdecznością miejscowej ludności. Pastor C. E. Janssen wspomina w swych zapiskach z lat 1844-1849: "Grenlandczycy nie znają nienawiści, zawiści, prześladowań, walki. Nie usłyszysz wśród nich o morderstwach, przemocy, rabunkach. Nie zamykają domów ani szaf... Muszą pomagać innym, by dostać pomoc dla siebie". Pisze też o pełnych kościołach, które pustoszeją tylko wtedy, gdy w okolicy pojawia się wieloryb.

 

 

 

 

 

Co kazało Inuitom pędzić żywot w trudnych warunkach dalekiej północy? Raczej nie był to świadomy wybór, lecz skutek konfliktów z innymi plemionami, które zajmowały lepsze tereny na południu. Aby przetrwać, Inuici musieli przyjąć twarde warunki stawiane przez przyrodę. W ten sposób powstała jedyna w swoim rodzaju kultura techniczna i społeczna. Dwa inuickie wynalazki przyjęły się powszechnie w świecie: kajak i harpun, a słowo anorak również zrobiło światową karierę. Na morzu Inuici polowali z kajaków, a do transportu służyły im większe łodzie tzw. "umiaq", w których wiosłowały kobiety. Łodzi tych używano też podczas wypraw na wieloryby. Myśliwi zbliżali się do wieloryba i rzucali harpuny z linkami z nadmuchanymi skórami fok. Zanim zwierzę zostało uśmiercone, łowcy, ubrani w specjalne kostiumy, wskakiwali na jego grzbiet i włóczniami lub nożami dobijali je. W Muzeum Narodowym w Kopenhadze znajduje się egzemplarz takiego stroju. Otulał on ciało, pozwalając na nadmuchanie powietrzem, co czyniło łowcę niezatapialnym, a równocześnie izolowało go od zimnej wody. Sezonowe migracje zwierzyny wymuszały koczowniczy tryb życia Inuitów, a jej rozproszenie na wielkich obszarach nie sprzyjało tworzeniu większych grup ludzkich. Populacja Inuitów nigdy zresztą nie była liczna. W czasie podróży za schronienie mogła służyć łódź odwrócona dnem do góry, a zimą, ale tylko na północy - śnieżne domki (znane u nas jako igloo, co tak naprawdę oznacza po prostu dom). Życie w trudnych warunkach Arktyki, całkowicie zależne od występowania zwierzyny, zawsze aż do czasów współczesnych balansowało na krawędzi przetrwania. Kolejne migracje trafiały na wyspę w różnych okresach klimatycznych i ze znajomością różnych technik łowieckich. Oba fakty decydowały o tym, jak długo ludzie ci byli w stanie przetrwać. Jedne kultury znały kajaki, inne nie. Podobnie było z używaniem psich zaprzęgów, harpunów i łuków.

 

 

Do dobrego tonu należy używanie słowa "Inuita" w miejsce negatywnie kojarzonego "Eskimos". Jedzący surowe (w domyśle mięso) - takim mianem mieli określać swych sąsiadów z północy Indianie z plemienia Kri. Dokładniejsze przebadanie języków algonkińskiej grupy językowej sugeruje również inne wyjaśnienie - mówiący obcym językiem. Określenie "surojady" (askipok) było stosowane odnośnie Eskimosów przez Indian Odżibwejów. Pierwszymi Europejczykami, którzy rozpowszechnili termin "Eskimos" byli władający wówczas Kanadą Francuzi. Sami Eskimosi (pozostańmy na chwilę przy tej nazwie) określali się najczęściej po prostu jako "ludzie" - dokładnie takie znaczenie ma w grenlandzkim słowo "Inuit", które dziś używane jest tylko w ogólnym znaczeniu. Grenlandczyk to "Kalalek", Grenlandczycy - "Kalaallit", stąd nazwa kraju Kalaallit Nunaat, czyli Ziemia Grenlandczyków i język kalaallisut. Co ciekawe, najbliższym językowi grenlandzkiemu dialektem jest "inupiatun", używany na Alasce, a nie "inuktikut" z sąsiedniej Kanady, co ma związek z tym, że przodkowie Grenlandczyków (ludzie kultury Thule) przybyli właśnie z Alaski.

 

 

 

Obok muzeum Knuda Rasmussena można też obejrzeć rekonstrukcję zimowego domu grenlandzkiego z początków XX wieku, wykonanego z kamieni obłożonych darnią.

 

 

Oprócz Muzeum Knuda Rassmussena w lulissat jest jeszcze Muzeum Sztuki Inuitów, eksponujące wiele artefaktów - głównie obrazów - autorów z Grenlandii, Wysp Owczych i Danii, z których najbardziej znany jest Emanuel Aage Petersen (1894-1948). Dzisiejsi Grenlandczycy są potomkami koczowniczych grup łowieckich Inuitów i Europejczyków, głównie Duńczyków. Przez ponad trzysta lat kontaktów z białymi krew miejscowa wymieszała się z europejską do tego stopnia, że dziś po samym wyglądzie trudno nieraz rozpoznać rodowitego Grenlandczyka. Mieszane związki były powszechne od chwili przybycia białych, tak więc wpływ cech europejskich obecny jest w każdej możliwej proporcji. Podobnie jak dawniej, Grenlandki chętnie wchodzą w przelotne związki z Europejczykami. Grenlandczykiem może więc być wysoki blondyn o niebieskich oczach lub typ południowoeuropejski. Typowo eskimoskie cechy wyglądu - czyli krępą budowę ciała, szeroką twarz z mało wydatnym nosem, skośne oczy i czarne proste włosy - można spotkać najczęściej na najmniej wymieszanym wschodnim wybrzeżu i dalekiej północy. Co charakterystyczne, u grenlandzkich kobiet brak jest wyraźnie zaznaczonej linii bioder. Najbardziej zaludniony jest zachód i południe Grenlandii. Wschodnie wybrzeże z 3,5 tys. mieszkańców jest prawie bezludne, podobnie jak północ, gdzie - nie licząc amerykańskiej bazy wojskowej Thule - żyje jedynie grupa ok. 800 Inuitów polarnych. Wszystkie te regiony różnią się od siebie dialektem i tradycją, która na skolonizowanym najpierw zachodnim wybrzeżu zanikła najwcześniej. Zachodni dialekt jest obok duńskiego językiem urzędowym, nauczanym we wszystkich szkołach. W latach 50. XX wieku na Grenlandii rozpowszechnił się nordycki styl życia. Sterowana pierwotnie z Danii modernizacja kraju sprawiła, że gdziekolwiek się nie znajdziemy - w urzędzie, szkole, barze czy warsztacie, wszystko wydaje się być mniej lub bardziej wierną kopią duńskich odpowiedników. Grenlandczycy mieszkają w domach i mieszkaniach umeblowanych wedle standardu kojarzącego się u nas z Ikeą. Język obfituje w duńskie zapożyczenia, a skromny program lokalnej grenlandzkiej telewizji jest dopełniany programem duńskim. Najpopularniejsze imiona na Grenlandii to w kolejności Hans, Jens, Karl i Peter oraz Ane, Marie, Karen i Johanne - wszystkie pochodzenia duńskiego. Tylko niektóre mają lokalne odpowiedniki, jak Pitaq (Piotr) czy Tumassi (Tomasz), a do pozostałych dodaje się nieraz na końcu "i", co tworzy bardziej naturalne dla grenlandzkiej mowy brzmienie - Hansi, Jensi, itd. Najwięcej imion tradycyjnych zachowało się na północy, w rejonie Qaanaaq (Pipaluk, Niviaq, Aqqalu, Nuka, Nukannguaq, Nukappiaraq, Paneeraq). Nazwiska są prawie wyłącznie duńskie.

 

 

 

Nawet sposób ekspresji i temperament przypomina, że mimo fizycznej bliskości Ameryki, kulturowo bliżej stąd do krajów nordyckich. Wydaje się jednak, że Grenlandczycy są generalnie bardziej otwarci i gościnni niż Duńczycy. Za to równie chętnie jak oni wypiją kolejny kubek kawy i zagryzą słodkim ciastem, czego synonimem są grenlandzkie przyjęcia zwane "kafemik". Co więc odróżnia rodowitych Grenlandczyków od kilkutysięcznej grupy Duńczyków mieszkającej na wyspie? Przede wszystkim język. Jest tak zawiły gramatycznie, że mało który cudzoziemiec jest w stanie nauczyć się go biegle. Zresztą mieszkającym na Grenlandii Duńczykom nie jest on zbytnio potrzebny, bo duński, obok zachodniogrenlandzkiego, pozostaje nadal językiem urzędowym. Wszystkie napisy i gazety są dwujęzyczne, a każdy młody Grenlandczyk uczy się duńskiego w szkole. Polityka władz ewoluowała w tej kwestii kilkakrotnie. Pomysł całkowitej danizacji z lat powojennych został porzucony na rzecz odrzucenia językowego jarzma z czasów kolonii, co z kolei w wymiarze językowym skazywało Grenlandczyków na odcięcie od edukacji. Jest więc i tak, że w stolicy mieszkają trzydziestolatkowie nie znający dobrze własnego języka, a w małych osadach starsza i młodsza generacja słabo radzi sobie z duńskim. Dziś władze stawiają na złoty środek. Drugą cechą narodową Grenlandczyków jest ich kuchnia, a ściśle rzecz biorąc - zamiłowanie do lokalnych specjałów, jakimi są potrawy z foki czy wieloryba oraz sposób ich spożywania - na surowo. Ceniony jest mattak - skóra wieloryba z warstwą tłuszczu i zupa z foki z cebulą i ryżem lub ziemniakami. Na północy i wschodzie nadal okazjonalnie spożywa się małe ptaszki (traczyki), które fermentowały kilka miesięcy w foczym tłuszczu zaszyte w worku ze skóry foki (giviak). Surowe mięso budzi zazwyczaj odrazę mieszkańców Zachodu, dlatego zagraniczni amatorzy surowizny mogą wzbudzić zdumienie miejscowych. Co ciekawe, chcąc kupić miejscowe produkty w sklepie, spotkamy się z zaporą cenową. Drogie jest nie tylko mięso focze czy wielorybie, ale też krewetki - główny produkt eksportowy Grenlandii. W efekcie, albo samemu się poluje, albo ma się kontakty z myśliwym, albo jest się skazanym na zakupy w sklepie, gdzie dominują produkty importowane z Danii. Zauważalną po bliższym poznaniu cechą mentalności Grenlandczyków jest ich luźne podejście do przyszłości i pieniądza - co ma być, to będzie. Grenlandzkie słowo kluczowe to "immaqa", czyli "być może". Gromadzenie dóbr było nieznane wśród koczowników. Chętnie dzielono się żywnością, tak że niezwykle rzadko zdarzały się sytuacje, że ktoś cierpiał głód, podczas gdy inny się objadał. Stąd być może tak popularne dziś przyjęcia "kaffemik", na które zaprasza się niekoniecznie tylko znajomych. Warunki życia przyczyniły się do wytworzenia swoistej kultury. Podobnej darmo szukać gdzie indziej na świecie. Konflikty były zazwyczaj rozwiązywane pokojowo, najczęściej za pomocą satyry - spór rozstrzygała społeczność na podstawie inwencji zmagających się stron. Pojęcie własności było mocno ograniczone, zarówno w kwestii przedmiotów, jak i osób najbliższych. Ścisły podział ról w rodzinie: mężczyzna - myśliwy, dostawca pożywienia i kobieta - szwaczka i kucharka, wymuszał bezwzględną współzależność obojga. Dzieci były zawsze wielką radością Grenlandczyków, bez względu na to, kto jest ich fizycznym rodzicem. Seks traktowano dość luźno i nie ograniczano się w tej materii do małżeństwa, jednak każdy "skok w bok" wiązać się musiał z aprobatą męża. W stosownych przypadkach albo dla zabawy praktykowano okresową wymianę żon. Postępowanie takie mogło być również nakazane przez szamana jako środek przeciwko kiepskim łowom. Religia Inuitów nie była ujęta w sztywne ramy. Czczono dusze zmarłych przodków i wierzono w rozmaite dobre i złe moce rządzące światem. Imiona zamieszkiwały kolejne ciała. Nadając imię dziecku starano się odgadnąć imię którego przodka mogło się w nie wcielić. Największymi potęgami były "Sila" rządząca pogodą i "Nerrivik" - spoczywająca na dnie oceanu kobieta rozdzielająca zwierzynę łowną. Poważaniem cieszyli się szamani (angakkoqowie), którzy wprowadzając się w trans nawiązywali kontakt ze światem pozazmysłowym. Jedynym znanym instrumentem muzycznym był bębenek, używany przez angakkoqów i do akompaniamentu przy prostych piosenkach. Znane były dyscypliny sportowe - rodzaj piłki nożnej, zapasy i rodzaj trampoliny, czyli podrzucanie na elastycznej skórze. Letnie widowiska, w których występowali przeciwnicy obrzucając się wcześniej ułożonymi prześmiewczymi frazami, służyły rozładowaniu napięć. Wraz z pojawieniem się u wybrzeży Grenlandii europejskich marynarzy, a potem duńskich kolonizatorów, stopniowo Inuici przejmowali zdobycze cywilizacji europejskiej, prowadząc jednak nadal tradycyjny łowiecki styl życia. Broń palna, metalowe garnki, stalowe noże i zapałki musiały być przyjęte z wielkim zadowoleniem i bardzo szybko stały się niezastąpionym towarem, za który płacono każdą ilością futer. Od wielorybników - o czym wspomniałem już wcześniej - przejęto polkę, która stała się tańcem narodowym Grenlandii. Gdy południowe i zachodnie wybrzeże Grenlandii było już dawno skolonizowane przez Duńczyków, na północy i wschodzie nadal żyły niewielkie społeczności kultywujące tradycyjny styl życia i wierzenia. W 1818 roku nastąpiło pierwsze spotkanie Inuitów polarnych z wyprawą Johna Rossa (1777-1856). Później Robert Edwin Peary (1856-1920) korzystał z ich wsparcia podczas wypraw, z których ostatnia w 1909 roku dotarła do bieguna północnego. Towarzyszący Pearemu Inuici zupełnie nie rozumieli wysiłków, których celem był abstrakcyjny punkt na zamarzniętym morzu. Przy okazji pobytu w inuickich osiedlach, zarówno Peary jak i jego czarny współtowarzysz wypraw Matthew Alexander Henson (1866-1955) pozostawili po sobie potomków, którzy do dziś noszą ich nazwiska. Tuż przed Pearym, w 1862 roku na Grenlandię dotarła ostatnia faza migracji inuickiej. Piętnastoosobowa grupa z Kanady pod wodzą angakkoqa Qillaq po kilku latach wędrówki osiedliła się wśród mieszkańców rejonu Thule. Kajaki i łuki, które ze sobą przynieśli, a które to wynalazki zostały zapomniane w północnej Grenlandii, szybko przyczyniły się do zwiększenia efektywności łowów. Dzisiaj z polowań (na foki, wieloryby, narwale, niedźwiedzie polarne, renifery i woły piżmowe) utrzymuje się zaledwie ok. 3 tys. osób z 57-tysięcznej populacji Grenlandii. Tylko zawodowi myśliwi mogą polować na zwierzęta chronione, a każdy odstrzał musi być zgłoszony do odpowiednich organów. Dla wielu pozostałych mieszkańców polowanie jest cenioną formą rozrywki i sposobem uzupełnienia diety. Utrzymanie rodziny z polowań nie jest łatwym zajęciem, wymaga nieraz długich i dalekich podróży. Zdecydowana większość Grenlandczyków pracuje na etatach. Najwięcej - 44% wszystkich zatrudnionych - w administracji publicznej. Spora grupa pracuje w rybołówstwie i przetwórstwie rybnym. W przeszłości preferencyjnymi zarobkami starano się ściągnąć z Danii na Grenlandię wykwalifikowaną siłę roboczą, która miała przyspieszyć modernizację kraju. Wywołało to zrozumiałą niechęć miejscowych wobec Duńczyków. Dzisiaj pierwszeństwo przy zatrudnieniu mają obywatele Grenlandii. Niestety, poziom wykształcenia Grenlandczyków jest dość niski, co sprawia, że większość specjalistycznej kadry nadal pozostaje duńska. Grenlandzka policja jest zarządzana z Danii, a system więzienny bardziej przypomina pomoc socjalną. Skazani są osadzani w półotwartych domach, w których muszą stawiać się jedynie na noc. W ciągu dnia mogą normalnie pracować. Tylko w przypadku stwierdzenia choroby psychicznej skazany jest wysyłany do specjalnego ośrodka w Danii. Tak więc, karą za morderstwo jest w praktyce przeprowadzka do innej miejscowości, gdzie delikwent dostaje zakwaterowanie i pracę. Typowe przestępstwa to przemoc rodzinna i sąsiedzka, dokonywana zwykle po pijanemu. Świat się unifikuje i coraz bardziej przypomina globalną wioskę. Nie wyłączając Grenlandii, która zasilona duńskimi dotacjami, w aspekcie ludzkim przypomina dziś bardziej współczesną Skandynawię, niż dawną krainę koczujących łowców fok.

 

 

 

 

Mam nadzieję, że nie zanudziłem Was tymi informacjami, które znalazłem w internecie na różnych stronach poświęconych Grenlandii.

Dziękuję za uwagę.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 12 godzin 45 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

WOW ,Ilulissat !!! Yahoo

Z przyjemnością po południu zagłebię się w tą wspaniałą  lekturę i porównam ze swoimi wrażeniami .

No trip no life

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 12 godzin 45 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ależ mnóstwo ciekawych informacji tu przekazałeś i o miasteczku ale przede wszystkim o mieszkańcach tych obecnych i poprzednich.

Nie miałam tej wiedzy.. 

Ile czasu spędziliscie w miasteczku ? 

No trip no life

Piea
Obrazek użytkownika Piea
Offline
Ostatnio: 21 godzin 23 minuty temu
Rejestracja: 19 wrz 2017

fantastyczny, kompletnie nie znany mi świat! może kiedyś los zechce, żebym i ja tam dotarła....? kto to wie?

Piea

achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 1 dzień 21 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020

Nel, w Ilulissat spędziliśmy tydzień. Najbardziej żałuję, że rejsy do lodowca Eqi, gdzie można obserwować cielenie się lodowca zaczynały się od 1 czerwca, a my musieliśmy wracać do Europy 2 albo 3 dni wcześniej. Pozdrawiam. Biggrin

achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 1 dzień 21 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020

Piea, to był mój pierwszy i jak dotąd jedyny wyjazd na daleką północ. Szkoda, że to tak drogi kierunek, ale przynajmniej raz w życiu warto tam dotrzeć. Serdecznie pozdrawiam. Biggrin

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 12 godzin 45 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

achernar51swiat :

Piea, to był mój pierwszy i jak dotąd jedyny wyjazd na daleką północ. Szkoda, że to tak drogi kierunek, ale przynajmniej raz w życiu warto tam dotrzeć. Serdecznie pozdrawiam. Biggrin

Zgadzam sie w 100%  Yes 3 , choc dla tych co nie lubią zimnych kierunków  to nie musi byc must see

No trip no life

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 1 tydzień 2 dni temu
Rejestracja: 13 cze 2015

Bardzo ciekawy i wyczerpujacy opis.Jak ktos z nas sie tam wybierze to ma niezla kopalnie wiedzy o tym miejscu.Miasteczko oczywiscie w typowym stylu nordycko-skandynawskim.Ale tam chyba nikt nie podrozuje,zeby miasteczko ogladac,a dla tych niesamowitych widokow zaczynajacych sie za granicami miasta.

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 1 dzień 21 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020

Huragan, jest dokładnie tak jak piszesz. Gdyż aby zobaczyć takie miasteczko nie trzeba lecieć aż na Grenlandię. Co innego jego otoczenie... Pozdrawiam. Biggrin

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 12 godzin 45 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

achernar51swiat :

Nel, w Ilulissat spędziliśmy tydzień. Najbardziej żałuję, że rejsy do lodowca Eqi, gdzie można obserwować cielenie się lodowca zaczynały się od 1 czerwca, a my musieliśmy wracać do Europy 2 albo 3 dni wcześniej. Pozdrawiam. Biggrin

Achernar , masz powód by tam wrócić jeszcze kiedyś po 1 czerwca i zobaczyć cielenie się lodowca. Ja byłam w sierpniu ,rzeczywiście trochę się cielił i falka na wodzie się zrobiła.

Za mną jeszcze chodzi wschodnia Grenlandia..

Ach , super było powspominać z tobą tą lodową krainę Yes 3 może i ja się  kiedyś zmobilizuję i pokażę co widziałam 

No trip no life

achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 1 dzień 21 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020

Dzięki Nel, że się podobało. Myślę, że jeśli uda mi się kiedyś wrócić na daleką Północ, to chciałbym to jednak zrobić raczej późną jesienią, aby "zapolować" na zorzę polarną... Spróbuj pokazać swoją podróż na Grenlandię. Z przyjemnością obejrzę. Pozdrawiam. Biggrin  

Strony

Wyszukaj w trip4cheap