przed nami godzinny, może 1,5 godzinny trekking po Wąwozie Avakas, popatrzcie sami:
Wąwóz Avakas to przykład fenomenalnego dzieła natury w wapieniu i miejsce życia mnóstwa gatunków płazów i innych pomniejszych żyjątek; mieliśmy szczęście spotkać tutaj piękną, endemiczną dużą jaszczurkę zamieszkującą Cypr- lokalnego - harduna, który łuskowatym pancerzem przypomina małego dinozaura i jest naprawdę niezwykle piękn w kategorii jaszczurzej urody
tutaj w okolicy Avakas i w górach Troodos można podobno spotkać niezwykle pięknego muflona , ale niestety nadzieja na spotkanie z cypryjskim muflonem jest wydarzeniem niezwykle rzadkim, nam również nie udało się spotkać tej wspaniałej dzikiej kozy zamieszkującej podobno Cypr od czasów neolitu, ponieważ odkąd archeolodzy odkryli w okolicach Choirokoitia (prastara neolityczna osada) kości dzikich owiec, uważa się, że przybyły tu one wraz z osadnikami z epoki neolitu i później zdziczały do dziś żyjąc na wolności w cypryjskich lasach i górach;
my spotykamy tu tylko zwykłe kozy, muflona sie nie udłąo zobaczyć...
i dochodzimy w końcu do najładniejszego odcinka Avakas: do wąskiej szczelinowej gardzieli
hi hi... ja cykam fotkę Małżowi, a Małż mnie
rosną tu rzadkie drzewa karobowe- wykorzystywane na Cyprze do wielu celów
rośnie tu ciekawa roślinka - URGINIA MORSKA - która wiosną zakwita pięknym białym,wysokim kwiatostanem; teraz zimą nie kwitnie niestety i wygląda jak zwykła roślina cebulkowa
kwitnąca urginia ( zdjęcie z sieci)
i powoli opuszczamy ten piekny, uroczy wąwóz zmierzając dalej....
no to jedziemy dalej... po drodze zatrzymujemy się na mijanych plantacjach bananowcówl to ani dla nas ani dla wiekszości z was nic nowego- każdy gdzieś kiedys widział...., ale na Cyprze uprawia się banany na dość szeroką skalę; w zasadzie to bananki, bo lokalna odmiana to malutkie - jak little fingers owocki;
Ciekawostką jest, że prawie cała produkcja tych bananków jest skierowana wyłącznie na rynek lokalny, bowiem uprawiany tu gatunek (owoce małe i cienkie, podobne rozmiarem do tych azjatyckich czy maderyjskich) ponoć nie spełnia norm narzuconych przez Unię Europejską! - i tutejsze (zresztą bardzo smaczne) bananki zostały sklasyfikowane przez unijne mądrale jako druga, ta gorsza kategoria, bo są podobno za małe i za krótkie ale dla mnie - smakowo są o wiele słodsze i bardziej smaczne niż te nasze ”marketowe - papierowe”, spełniające wymogi tych durnych eurourzędasów
stąd kierujemy się do pięknego widokowo miejsca..... do nadmorskich malowniczych wapiennych skałek morskich zwanych po prostu Sea Caves, gdzie przy malowniczej plaży z wysokim klifowym brzegiem matka Natura utworzyła takie skalne cuda
dwa psiunki do aportu!
nieco dalej- nad skałkami znajduje się osiedle/ lub pensjonaty pod wynajem- no Ci tutaj to mają widoki! - ale moim zdaniem budowanie czegokolwiek w takim miejscu- troche mija się z celem... ktoś kiedys wydał tu nierozważną decyzję i zezwolił na budowę.... no cóz... szkoda tak pięknego miejsca .... , choć mieszkańcy tych domów - mają na co popatrzeć z okien własnego mieszkania...
mamy tu troszkę wolnego czasu, więc idziemy na drugą strone zatoczki....
i dalej w drogę.... przez park Narodowy Akamas
jedziemy teraz do malutkiej miescinki, której nazwy juz nawet nie pamieta dla chetnych jest tu przerwa na lunch- ale jest kilka knajpek do wyboru, więc nie jest to miejsce "umówione" wcześniej - tylko kazdy idzie sobie gdzie chce...
Koty na Cyprze to osobny, bardzo obszerny temat - w zasadzie sa wszędzie... i bedą nam tu często towarzyszyć...
jedna z knajpek nad morzem....
i kolejna....
i jeszcze jedna...
wzedzie sporo osób.... no przyjemnie tak jeść nieomalże na plaży...
a w tej knajpce na drzewie suszy się w słoneczku słoninka
w oczekiwaniu na zamówiony obiadek.... mamy pod stołem towarzyszy - przepiękne cypryjskie kocury...
z widoczkiem z perspektywy knajpianego stolika
wspaniałe sierściuchy
wjeżdża nasza zamówiona rybka
a amatorów rybki coraz to więcej...; dosłownie łażą pod stolikami, ocierają się o nogi i żebrzą natarczywie...
po obiadku spacerek z widokiem ...
to właśnie tutaj rosło to moje zagadkowe "coś" ???
i po lunchu- jedziemy dalej- tym razem do górskiej wioski ( do znajomego godpodarza, jednego z naszych kierowców jeepów) - do wioski, której autentycznie nie ma na mapie...
i jesteśmy na miejscu-
domostwo gospodarzy
tutaj jeden z naszych kierowców - polewa nam "domowe specjały" z ciekawej butelki... - (z tyłu ten starszy Pan to właściciel domu )
popijamy tu domowe winko i lokalną wódeczkę, którą właściciel produkuje sam w piwniczce obok ; to domowa wersja zivaniji - winogronowej wódeczki
wcinamy też pyszne winogronka prosto z krzaczka ( tylko zostawcie coś na wódeczkę!!! )
wokół domu i w obejściu
gospodarz zaprasza nas do domu - mówi, że jego prawie 100 letnia matka nie dość, że wciąż żyje i cieszy się dobrym zdrowiem to jeszcze tka dywaniki na krośnie tkackim ! - chwalimy go, że ma dobre geny! - a on mówi, źże to nie żadne tam geny- tylko jego zivanjia!
nad łóżkiem gospodarzy wisi ślubny portret wnuczki właściciela- świeżo co poślubionej...
czego tu nie ma? - wiadomo....
a w kolejnej izbie dziarska babcia przy krośnie...
jeden z kierowców nas już woła... czas opuścić to miejsce
i opuszczamy wioskę i uroczych, przesympatycznych gospodarzy... i w karnawałowych nastrojach po kilku głębszych z dziadkowej piwniczki - gnamy dalej po bezdrożach Akamas....
nasz kierowca zatrzymuje się gdzieś po drodze i zrywa dla nas strąki drzewa karobowego (który na Cyprze nazywa się zwyczajowo - Chlebem św. Jana) - to taki słodszy zamiennik kakao; od wieków używany w basenie morza śródziemnego jako "cukier" - jeszcze zanim Europa poznała trzcinę cukrową przywleczoną zza oceanu...; karob ma też sporo innych cennych właściwości ...
dalej zmierzamy tzw trasą Aphrodite trail - do miejsca zwanego Łaźniami Afrodyty - ale to tylko szumna nazwa; a samo miejsce.... jakich wiele...
źródełko Afrodyty mieści się na terenie niewielkiego ogrodu botanicznego , ale raczej to taki bardziej park niż ogród botaniczny- do jakich przywykliśmy choćby z nazwy
widoczek na zatokę z Ogrodu
ot i całe żródełko
"Ogród" - czyli troche krzaczorów, drzew, jakies eukaliptusy nawet.... i tyle
ostatnie miejsce do którego dziś jedziemy - to małe rybackie miasteczko Latchi nad całkiem sporą zatoką Chrysochou ; najpierw widoczki z okolic Latchi beach
Porto Latchi - to malutka, urokliwa miescinka, taka w zasadzie wioska rybacka, ale z fajnym klimacikiem; w zatoce znajdziemy ładny tradycyjny port rybacki- jest niewielki, ale w takim klimatycznym, starym stylu - co wcale nie często można tu zobaczyc, bowiem większośc takich miejsc w nadmorskich miejscowościach Cypru - to raczej mariny z drogimi jachtami; a tutaj większość to stare derwniane kutry pełne sieci i innych potrzebnych rybakom akcesoriów, choć innych łódek i jachcików też nie brakuje
i wracamy juz do Pafos....
i widoczne już nasze miasteczko
i tak zakończylismy ten dzień; w sumie fajna wycieczka za niewielkie pieniądze- w zasadzie cały dzień błąkaliśmy się po Półwyspie Akamas; wytrzęsło nas w tych jeepach po tych szutrach i wertepach, ale fajnie było ; tego dnia zobaczyliśmy : plażę Lara Beach z miejscami lęgowymi żółwi morskich, byliśmy w wąwozie Avakas- miejsce które bardzo nam się podobało , w wiosce u cypryjskiej rodziny gdzie próbowalismy dziadkową wódeczkę , na plantacji bananów, przy grotach morskich Sea caves zwanych tu popularnie Blue Lagoon, w Źródełku Afrodyty, i w rybackim Porto Lachti - całodniowa wycieczka z przerwą na lunch - którą polecamy z małym lokalnym biurem
Witaj Asiu, tak... ta wycieczka akurat - to takie cypryjskie bezdroża, w sumie dość rzadko odwiedzane miejsca....; turyści wolą te bardziej popularne i znane; Pozdrowionka
Będąc w Paphos koniecznie trzeba odwiedzić Park Archeologiczny Kato ; bowiem Paphos posiada najciekawsze stanowiska archeologiczne na Cyprze, a cztery z nich znajdują się na liście Unesco; Mowa tu głównie o słynnych Mozaikach, które bezsprzecznie są jednym z największych skarbów Cypru; pod tym niewiele mówiącym hasłem kryje się tak naprawdę część ogromnego miasta z czasów rzymskich, gdzie zachowały się kompleksy budowlane a w nich owe fantastyczne mozaiki podłogowe; są one jednymi z najwspanialszych jakie się w ogóle zachowały w całym basenie Morza Śródziemnego.
Turyści mieszkający w hotelach Pafos– urodę tych wspaniałych rzymskich posadzek mozaikowych mogą podziwiać tu w ramach po prostu relaksującego spacerku
Idziemy więc na codzienny spacerek, i po dojściu do portu- od razu udajemy się w to ciekawe miejsce...
ja byłam tu po prostu zachwycona!!! - uwielbiam bowiem takie mozaiki, które gdziekolwiek bym nie podziwiała- zawsze mnie zachwycają!
Posadzkowe mozaiki mieszczą się tu w kilku przypadkowo odkrytych willach rzymskich na dość rozległym terenie Kato Paphos ; w tym miejscu na uwagę zasługuje fakt, że zostały one odkryte przez polską misję archeologiczną pod kierownictwem naszego najsłynniejszego egiptologa prof. Kazimierza Michałowskiego (ten sam, który brał udział w słynnym projekcie- pocięcia i przeniesienia wyżej świątyni Ramzesa II w Abu Simbel w Egipcie, ocalając ją przed zalaniem przez wody tworzonego jeziora Nassera) .
Polscy archeolodzy mają w ogóle spory wkład w odkrycia starożytnego świata w tym rejonie Cypru.
Najpiękniejsze mozaiki możemy podziwiać w Domu Dionizosa, które wspaniale się tu zachowały , ale równie urodziwe znajdziemy w Domach Tezeusza, Ajona, lub w kilku mniejszych i mniej znanych domach: Orfeusza czy w Domu Czterech Pór Roku;
Możemy popodziwiać tam naprawdę piękne mitologiczne sceny z Dionizosem – bogiem wina i wszelkiej uciechy, czy np. scenę walki Tezeusza z Minotaurem wykonaną z wielkim kunsztem i pietyzmem przy wspaniałym stanie ich zachowania.
przepiękna mozaika główna Pallacium Dionizosa
Na takie domy- Pallacia , mogli sobie pozwolić ówcześnie tylko najbogatsi, najznamienitsi dostojnicy rzymscy, którzy wybrali życie z dala od Rzymu i Cezara ;
wszystkiego Wam tu nie pokażę, bo Album ten chyba nigdy by się nie skończył od ilości tych wspaniałości ale rzućcie okiem na te najpiękniejsze....
mozaiki te - ich sposób wykonania - są doskonałym przykładem wysokiego kunsztu dawnych artystów antycznych, bo przecież trzeba było najpierw zaprojektować taki wzór w rysunku, ustalić kolorystykę, a w kolejnym etapie znaleźć odpowiednie kamyki , obrobic je starannie, dobrac do tego wszystkiego malutkie kawałeczki szkła i innych, często wartosciowych minerałów , a następnie to wszystko odpowiednio poukładać; dla mnie to wyraz niezwykłego kunsztu i precyzji wykonania; mozaikowe układanki w te przepiękne wzory robią wrażenie do dziś.... wyobrażam sobie jak musiały zachwycać ówczesnych?....
W pobliżu znajdziemy też mnóstwo ruin rzymskich w różnym, najczęściej niestety kiepskim stanie zachowania; a poza samymi mozaikami, które są głównym celem wycieczek do Kato Paphos, Park ten oferuje również inne ciekawe miejsca i obiekty: m.in ruiny bizantyjskiej Sarandy Kolones, czy Odeon , czyli teatr starożytny
na koniec idziemy jeszcze do niewielkiego Muzeum usytuowanego w jednym z budynków
wyeksponowano tu różne znaleziska, które znajdowały sie w tych rzymskich domach... głownie różne naczynia i inne starożytne skorupki...
to też obiekty już zgoła muzealne , aczkolwiek nie z czasów rzymskich....
widoczki na miasto z Parku Kato Pafos
Bylismy tu ponad 2 godziny... na szczęście przyszlismy tu wcześnie rano tuz po śniadanku, głownie po to aby uniknąć upału, co nas i tak nie ominęło, bo to był najgorętszy dzień z całego tygodnia, ale ok godz. 11 nadjechały tu autokary z wycieczkami z całego chyba Cypru! więc dobrze, że udało nam się w miarę luźno popodziwiac to miejsce, bo im później tu przyjdziemy - tym potem większe tłumy tu zastaniemy.... a zresztą i tak trochę już się umęczyliśmy tym łażeniem tutaj ... więc w miarę "zagęszczania" się Kato Pafos- my opuściliśmy to miejsce udając się do naszej ulubionej, nadmorskiej knajpki - Małż na zasłużone pifffko - a ja zdecydowanie bardziej na kawkę
a na promenadzie tuż przy naszej knajpce takie stworki:
biedny smoczek... właściciel zarabiał na nim- każąc mu pozować z turystami chetnymi na zdjęcia z nim....
nasyceni starożytnościami i pięknymi mozaikami ; posiedzieliśmy z godzinkę przy pifku i kawce, odpoczęlismy... i dalej szwędaliśmy się po okolicy....
no powiem Wam, że bardzo fajna taka zima !
łazimy po promenadzie, przy knajpie "Pelikan" - spotykamy żywą reklamę - piękne pelikany różowe (gatunek "baba" (Pelecanus onocrotalus) , które widać było, że są zaprzyjaźnione mocno z właścicielem- chodziły jak pieski..., no ale szkoda trochę takiego ich żywota - powinny być na wolności- choć ta jak widać nie jest jakoś mocno ograniczona, bo nie były uwiązane na żadnym sznurku, ale widać, że nie znają innego życia...
nie mieliśmy jakiegoś konkretnego planu na ten dzień.... ot taki leniwy lazy day.... ; przy piwku proponuję Małżowi, żebysmy podjechali do Grobowców Królewskich - (z mapy wynikało, że to blisko, dosłownie kilka przystanków autobusem, które kursują tu co kilka minut....); ale Małż nasycił się już na dziś kamieniami i starożytnościami i stwierdził, że dziś już mu się nie chce.... Ot Czort! - błąkaliśmy się więc w okolicach portu aż wpadł nam do głowy pomysł, żeby przepłynąć się jednym z wielu stateczków, które czekają tu na turystów ....; ale tych wcale nie ma za wielu....; gostek od pierwszej łódki mówi, że ma troje chętnych +my - to będzie 5 osób- a to za mało, żeby wypłynąć taką sporą wycieczkową łajbą....
to idziemy dalej.... widzimy że wraca z morza jakiś niewielki stateczek...a na nim dosłownie kilka dusz....
jak z pod ziemi- wyłania się przezd nami jakiś gostek ( z pewnością "naganiacz" ) i namawia nas na taki krótki rejsik - właśnie tym stateczkiem, który wypływa za pół godziny.... patrzymy na ceny (20E/osoba), no tanio nie jest jak za 1.5 godzinny rejsik w morze.... mówimy mu że pomyślimy i idziemy dalej..... ; siedzimy sobie na ławce , gapimy się, karmimy jakieś ptaszory....
za kilka minut macha do nas znajomy "naganiacz" - i proponuje nam pół ceny.... mówi , że odpływają za 10 minut.... ale widzi nasze wahanie.... wie, że jest "nie sezon" i tłumów nie ma- a na tym statku siedzi i czeka na wypłynięcie dosłownie garstka głów ; patrzy nam w oczy... czeka na decyzję...., pierwszy dzwonek ze statku, w końcu macha ręką i opyla nam to po 5 Ojro od sztuki - to taka posezonowa promocja last five minute ... no za 5 eurasków to płyniom!
zupełne pustki- jest nas tu garstka! cały statek nasz (aż się dziwię, że też im się to opłaca!)
przy okazji dowiadujemy się od kapitana, że to co właśnie mijamy i widzimy to pozostałości starożytnego falochronu jeszcze z czasów rzymskich
najpierw płyniemy blisko brzegu - to patrzymy sobie na widoczki z perspektywy wody...
a potem- dalej w morze....
nasza łajba ma takie szklane okna na dnie, przez które w sezonie można podziwiać żółwie (ale obecnie jest "nie-sezon na żółwie", więc tych nie będzie (ale pamiętamy te urocze stworki z "sezonu" na Zakyntosie )
w "zastępstwie" żółwii - podpływamy w miejsce, gdzie szklane dno statku ukazuje nam jakieś pozostałości zatopionego wraku
to fragmenty wraku statku "Wera K", który rozbił się tu przed laty o skały ...
mijamy jakis wrak po drodze...
i po 1,5 godziny, po bardzo sympatycznym rejsiku przy pęknej pogodzie i ciepłym wietrze - dopływamy z powrotem do Pafos
przed nami godzinny, może 1,5 godzinny trekking po Wąwozie Avakas, popatrzcie sami:
Wąwóz Avakas to przykład fenomenalnego dzieła natury w wapieniu i miejsce życia mnóstwa gatunków płazów i innych pomniejszych żyjątek; mieliśmy szczęście spotkać tutaj piękną, endemiczną dużą jaszczurkę zamieszkującą Cypr- lokalnego - harduna, który łuskowatym pancerzem przypomina małego dinozaura i jest naprawdę niezwykle piękn w kategorii jaszczurzej urody
tutaj w okolicy Avakas i w górach Troodos można podobno spotkać niezwykle pięknego muflona , ale niestety nadzieja na spotkanie z cypryjskim muflonem jest wydarzeniem niezwykle rzadkim, nam również nie udało się spotkać tej wspaniałej dzikiej kozy zamieszkującej podobno Cypr od czasów neolitu, ponieważ odkąd archeolodzy odkryli w okolicach Choirokoitia (prastara neolityczna osada) kości dzikich owiec, uważa się, że przybyły tu one wraz z osadnikami z epoki neolitu i później zdziczały do dziś żyjąc na wolności w cypryjskich lasach i górach;
my spotykamy tu tylko zwykłe kozy, muflona sie nie udłąo zobaczyć...
i dochodzimy w końcu do najładniejszego odcinka Avakas: do wąskiej szczelinowej gardzieli
hi hi... ja cykam fotkę Małżowi, a Małż mnie
rosną tu rzadkie drzewa karobowe- wykorzystywane na Cyprze do wielu celów
rośnie tu ciekawa roślinka - URGINIA MORSKA - która wiosną zakwita pięknym białym,wysokim kwiatostanem; teraz zimą nie kwitnie niestety i wygląda jak zwykła roślina cebulkowa
kwitnąca urginia ( zdjęcie z sieci)
i powoli opuszczamy ten piekny, uroczy wąwóz zmierzając dalej....
Piea
Hej Piea, ja tez z tobą zwiedzam.
Mój jedyny i bardzo krótki pobyt na wyspie był też w listopadzie, w jego pierwszym tygodniu. Było cieplutko , też bylismy w krótkim rękawku
No trip no life
Witaj Nelciu; ech Ty Obieżyswiecie jeden ! gdzie Ty nie byłaś?
Piea
no to jedziemy dalej... po drodze zatrzymujemy się na mijanych plantacjach bananowcówl to ani dla nas ani dla wiekszości z was nic nowego- każdy gdzieś kiedys widział...., ale na Cyprze uprawia się banany na dość szeroką skalę; w zasadzie to bananki, bo lokalna odmiana to malutkie - jak little fingers owocki;
Ciekawostką jest, że prawie cała produkcja tych bananków jest skierowana wyłącznie na rynek lokalny, bowiem uprawiany tu gatunek (owoce małe i cienkie, podobne rozmiarem do tych azjatyckich czy maderyjskich) ponoć nie spełnia norm narzuconych przez Unię Europejską! - i tutejsze (zresztą bardzo smaczne) bananki zostały sklasyfikowane przez unijne mądrale jako druga, ta gorsza kategoria, bo są podobno za małe i za krótkie ale dla mnie - smakowo są o wiele słodsze i bardziej smaczne niż te nasze ”marketowe - papierowe”, spełniające wymogi tych durnych eurourzędasów
stąd kierujemy się do pięknego widokowo miejsca..... do nadmorskich malowniczych wapiennych skałek morskich zwanych po prostu Sea Caves, gdzie przy malowniczej plaży z wysokim klifowym brzegiem matka Natura utworzyła takie skalne cuda
dwa psiunki do aportu!
nieco dalej- nad skałkami znajduje się osiedle/ lub pensjonaty pod wynajem- no Ci tutaj to mają widoki! - ale moim zdaniem budowanie czegokolwiek w takim miejscu- troche mija się z celem... ktoś kiedys wydał tu nierozważną decyzję i zezwolił na budowę.... no cóz... szkoda tak pięknego miejsca .... , choć mieszkańcy tych domów - mają na co popatrzeć z okien własnego mieszkania...
mamy tu troszkę wolnego czasu, więc idziemy na drugą strone zatoczki....
i dalej w drogę.... przez park Narodowy Akamas
jedziemy teraz do malutkiej miescinki, której nazwy juz nawet nie pamieta dla chetnych jest tu przerwa na lunch- ale jest kilka knajpek do wyboru, więc nie jest to miejsce "umówione" wcześniej - tylko kazdy idzie sobie gdzie chce...
Koty na Cyprze to osobny, bardzo obszerny temat - w zasadzie sa wszędzie... i bedą nam tu często towarzyszyć...
jedna z knajpek nad morzem....
i kolejna....
i jeszcze jedna...
wzedzie sporo osób.... no przyjemnie tak jeść nieomalże na plaży...
a w tej knajpce na drzewie suszy się w słoneczku słoninka
w oczekiwaniu na zamówiony obiadek.... mamy pod stołem towarzyszy - przepiękne cypryjskie kocury...
z widoczkiem z perspektywy knajpianego stolika
wspaniałe sierściuchy
wjeżdża nasza zamówiona rybka
a amatorów rybki coraz to więcej...; dosłownie łażą pod stolikami, ocierają się o nogi i żebrzą natarczywie...
po obiadku spacerek z widokiem ...
to właśnie tutaj rosło to moje zagadkowe "coś" ???
i po lunchu- jedziemy dalej- tym razem do górskiej wioski ( do znajomego godpodarza, jednego z naszych kierowców jeepów) - do wioski, której autentycznie nie ma na mapie...
i jesteśmy na miejscu-
domostwo gospodarzy
tutaj jeden z naszych kierowców - polewa nam "domowe specjały" z ciekawej butelki... - (z tyłu ten starszy Pan to właściciel domu )
popijamy tu domowe winko i lokalną wódeczkę, którą właściciel produkuje sam w piwniczce obok ; to domowa wersja zivaniji - winogronowej wódeczki
wcinamy też pyszne winogronka prosto z krzaczka ( tylko zostawcie coś na wódeczkę!!! )
wokół domu i w obejściu
gospodarz zaprasza nas do domu - mówi, że jego prawie 100 letnia matka nie dość, że wciąż żyje i cieszy się dobrym zdrowiem to jeszcze tka dywaniki na krośnie tkackim ! - chwalimy go, że ma dobre geny! - a on mówi, źże to nie żadne tam geny- tylko jego zivanjia!
nad łóżkiem gospodarzy wisi ślubny portret wnuczki właściciela- świeżo co poślubionej...
czego tu nie ma? - wiadomo....
a w kolejnej izbie dziarska babcia przy krośnie...
jeden z kierowców nas już woła... czas opuścić to miejsce
i opuszczamy wioskę i uroczych, przesympatycznych gospodarzy... i w karnawałowych nastrojach po kilku głębszych z dziadkowej piwniczki - gnamy dalej po bezdrożach Akamas....
nasz kierowca zatrzymuje się gdzieś po drodze i zrywa dla nas strąki drzewa karobowego (który na Cyprze nazywa się zwyczajowo - Chlebem św. Jana) - to taki słodszy zamiennik kakao; od wieków używany w basenie morza śródziemnego jako "cukier" - jeszcze zanim Europa poznała trzcinę cukrową przywleczoną zza oceanu...; karob ma też sporo innych cennych właściwości ...
informacyjnie:
CDN....
Piea
dalej zmierzamy tzw trasą Aphrodite trail - do miejsca zwanego Łaźniami Afrodyty - ale to tylko szumna nazwa; a samo miejsce.... jakich wiele...
źródełko Afrodyty mieści się na terenie niewielkiego ogrodu botanicznego , ale raczej to taki bardziej park niż ogród botaniczny- do jakich przywykliśmy choćby z nazwy
widoczek na zatokę z Ogrodu
ot i całe żródełko
"Ogród" - czyli troche krzaczorów, drzew, jakies eukaliptusy nawet.... i tyle
ostatnie miejsce do którego dziś jedziemy - to małe rybackie miasteczko Latchi nad całkiem sporą zatoką Chrysochou ; najpierw widoczki z okolic Latchi beach
Porto Latchi - to malutka, urokliwa miescinka, taka w zasadzie wioska rybacka, ale z fajnym klimacikiem; w zatoce znajdziemy ładny tradycyjny port rybacki- jest niewielki, ale w takim klimatycznym, starym stylu - co wcale nie często można tu zobaczyc, bowiem większośc takich miejsc w nadmorskich miejscowościach Cypru - to raczej mariny z drogimi jachtami; a tutaj większość to stare derwniane kutry pełne sieci i innych potrzebnych rybakom akcesoriów, choć innych łódek i jachcików też nie brakuje
i wracamy juz do Pafos....
i widoczne już nasze miasteczko
i tak zakończylismy ten dzień; w sumie fajna wycieczka za niewielkie pieniądze- w zasadzie cały dzień błąkaliśmy się po Półwyspie Akamas; wytrzęsło nas w tych jeepach po tych szutrach i wertepach, ale fajnie było ; tego dnia zobaczyliśmy : plażę Lara Beach z miejscami lęgowymi żółwi morskich, byliśmy w wąwozie Avakas- miejsce które bardzo nam się podobało , w wiosce u cypryjskiej rodziny gdzie próbowalismy dziadkową wódeczkę , na plantacji bananów, przy grotach morskich Sea caves zwanych tu popularnie Blue Lagoon, w Źródełku Afrodyty, i w rybackim Porto Lachti - całodniowa wycieczka z przerwą na lunch - którą polecamy z małym lokalnym biurem
i DOBRANOC
ciąg dalszy wkrótce....
Piea
Wycieczka faktycznie rewelacja. Piękne widoki i mało uczęszczane miejsca.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Witaj Asiu, tak... ta wycieczka akurat - to takie cypryjskie bezdroża, w sumie dość rzadko odwiedzane miejsca....; turyści wolą te bardziej popularne i znane; Pozdrowionka
Piea
no to czas na "kulturę wyższą" ;
Będąc w Paphos koniecznie trzeba odwiedzić Park Archeologiczny Kato ; bowiem Paphos posiada najciekawsze stanowiska archeologiczne na Cyprze, a cztery z nich znajdują się na liście Unesco;
Mowa tu głównie o słynnych Mozaikach, które bezsprzecznie są jednym z największych skarbów Cypru; pod tym niewiele mówiącym hasłem kryje się tak naprawdę część ogromnego miasta z czasów rzymskich, gdzie zachowały się kompleksy budowlane a w nich owe fantastyczne mozaiki podłogowe; są one jednymi z najwspanialszych jakie się w ogóle zachowały w całym basenie Morza Śródziemnego.
Turyści mieszkający w hotelach Pafos– urodę tych wspaniałych rzymskich posadzek mozaikowych mogą podziwiać tu w ramach po prostu relaksującego spacerku
Idziemy więc na codzienny spacerek, i po dojściu do portu- od razu udajemy się w to ciekawe miejsce...
ja byłam tu po prostu zachwycona!!! - uwielbiam bowiem takie mozaiki, które gdziekolwiek bym nie podziwiała- zawsze mnie zachwycają!
Posadzkowe mozaiki mieszczą się tu w kilku przypadkowo odkrytych willach rzymskich na dość rozległym terenie Kato Paphos ; w tym miejscu na uwagę zasługuje fakt, że zostały one odkryte przez polską misję archeologiczną pod kierownictwem naszego najsłynniejszego egiptologa prof. Kazimierza Michałowskiego (ten sam, który brał udział w słynnym projekcie- pocięcia i przeniesienia wyżej świątyni Ramzesa II w Abu Simbel w Egipcie, ocalając ją przed zalaniem przez wody tworzonego jeziora Nassera) .
Polscy archeolodzy mają w ogóle spory wkład w odkrycia starożytnego świata w tym rejonie Cypru.
Najpiękniejsze mozaiki możemy podziwiać w Domu Dionizosa, które wspaniale się tu zachowały , ale równie urodziwe znajdziemy w Domach Tezeusza, Ajona, lub w kilku mniejszych i mniej znanych domach: Orfeusza czy w Domu Czterech Pór Roku;
Możemy popodziwiać tam naprawdę piękne mitologiczne sceny z Dionizosem – bogiem wina i wszelkiej uciechy, czy np. scenę walki Tezeusza z Minotaurem wykonaną z wielkim kunsztem i pietyzmem przy wspaniałym stanie ich zachowania.
przepiękna mozaika główna Pallacium Dionizosa
Na takie domy- Pallacia , mogli sobie pozwolić ówcześnie tylko najbogatsi, najznamienitsi dostojnicy rzymscy, którzy wybrali życie z dala od Rzymu i Cezara ;
wszystkiego Wam tu nie pokażę, bo Album ten chyba nigdy by się nie skończył od ilości tych wspaniałości ale rzućcie okiem na te najpiękniejsze....
mozaiki te - ich sposób wykonania - są doskonałym przykładem wysokiego kunsztu dawnych artystów antycznych, bo przecież trzeba było najpierw zaprojektować taki wzór w rysunku, ustalić kolorystykę, a w kolejnym etapie znaleźć odpowiednie kamyki , obrobic je starannie, dobrac do tego wszystkiego malutkie kawałeczki szkła i innych, często wartosciowych minerałów , a następnie to wszystko odpowiednio poukładać; dla mnie to wyraz niezwykłego kunsztu i precyzji wykonania; mozaikowe układanki w te przepiękne wzory robią wrażenie do dziś.... wyobrażam sobie jak musiały zachwycać ówczesnych?....
W pobliżu znajdziemy też mnóstwo ruin rzymskich w różnym, najczęściej niestety kiepskim stanie zachowania; a poza samymi mozaikami, które są głównym celem wycieczek do Kato Paphos, Park ten oferuje również inne ciekawe miejsca i obiekty: m.in ruiny bizantyjskiej Sarandy Kolones, czy Odeon , czyli teatr starożytny
na koniec idziemy jeszcze do niewielkiego Muzeum usytuowanego w jednym z budynków
wyeksponowano tu różne znaleziska, które znajdowały sie w tych rzymskich domach... głownie różne naczynia i inne starożytne skorupki...
to też obiekty już zgoła muzealne , aczkolwiek nie z czasów rzymskich....
widoczki na miasto z Parku Kato Pafos
Bylismy tu ponad 2 godziny... na szczęście przyszlismy tu wcześnie rano tuz po śniadanku, głownie po to aby uniknąć upału, co nas i tak nie ominęło, bo to był najgorętszy dzień z całego tygodnia, ale ok godz. 11 nadjechały tu autokary z wycieczkami z całego chyba Cypru! więc dobrze, że udało nam się w miarę luźno popodziwiac to miejsce, bo im później tu przyjdziemy - tym potem większe tłumy tu zastaniemy.... a zresztą i tak trochę już się umęczyliśmy tym łażeniem tutaj ... więc w miarę "zagęszczania" się Kato Pafos- my opuściliśmy to miejsce udając się do naszej ulubionej, nadmorskiej knajpki - Małż na zasłużone pifffko - a ja zdecydowanie bardziej na kawkę
a na promenadzie tuż przy naszej knajpce takie stworki:
biedny smoczek... właściciel zarabiał na nim- każąc mu pozować z turystami chetnymi na zdjęcia z nim....
Piea
nasyceni starożytnościami i pięknymi mozaikami ; posiedzieliśmy z godzinkę przy pifku i kawce, odpoczęlismy... i dalej szwędaliśmy się po okolicy....
no powiem Wam, że bardzo fajna taka zima !
łazimy po promenadzie, przy knajpie "Pelikan" - spotykamy żywą reklamę - piękne pelikany różowe (gatunek "baba" (Pelecanus onocrotalus) , które widać było, że są zaprzyjaźnione mocno z właścicielem- chodziły jak pieski..., no ale szkoda trochę takiego ich żywota - powinny być na wolności- choć ta jak widać nie jest jakoś mocno ograniczona, bo nie były uwiązane na żadnym sznurku, ale widać, że nie znają innego życia...
nie mieliśmy jakiegoś konkretnego planu na ten dzień.... ot taki leniwy lazy day.... ; przy piwku proponuję Małżowi, żebysmy podjechali do Grobowców Królewskich - (z mapy wynikało, że to blisko, dosłownie kilka przystanków autobusem, które kursują tu co kilka minut....); ale Małż nasycił się już na dziś kamieniami i starożytnościami i stwierdził, że dziś już mu się nie chce.... Ot Czort! - błąkaliśmy się więc w okolicach portu aż wpadł nam do głowy pomysł, żeby przepłynąć się jednym z wielu stateczków, które czekają tu na turystów ....; ale tych wcale nie ma za wielu....; gostek od pierwszej łódki mówi, że ma troje chętnych +my - to będzie 5 osób- a to za mało, żeby wypłynąć taką sporą wycieczkową łajbą....
to idziemy dalej.... widzimy że wraca z morza jakiś niewielki stateczek...a na nim dosłownie kilka dusz....
jak z pod ziemi- wyłania się przezd nami jakiś gostek ( z pewnością "naganiacz" ) i namawia nas na taki krótki rejsik - właśnie tym stateczkiem, który wypływa za pół godziny.... patrzymy na ceny (20E/osoba), no tanio nie jest jak za 1.5 godzinny rejsik w morze.... mówimy mu że pomyślimy i idziemy dalej..... ; siedzimy sobie na ławce , gapimy się, karmimy jakieś ptaszory....
za kilka minut macha do nas znajomy "naganiacz" - i proponuje nam pół ceny.... mówi , że odpływają za 10 minut.... ale widzi nasze wahanie.... wie, że jest "nie sezon" i tłumów nie ma- a na tym statku siedzi i czeka na wypłynięcie dosłownie garstka głów ; patrzy nam w oczy... czeka na decyzję...., pierwszy dzwonek ze statku, w końcu macha ręką i opyla nam to po 5 Ojro od sztuki - to taka posezonowa promocja last five minute ... no za 5 eurasków to płyniom!
zupełne pustki- jest nas tu garstka! cały statek nasz (aż się dziwię, że też im się to opłaca!)
przy okazji dowiadujemy się od kapitana, że to co właśnie mijamy i widzimy to pozostałości starożytnego falochronu jeszcze z czasów rzymskich
najpierw płyniemy blisko brzegu - to patrzymy sobie na widoczki z perspektywy wody...
a potem- dalej w morze....
nasza łajba ma takie szklane okna na dnie, przez które w sezonie można podziwiać żółwie (ale obecnie jest "nie-sezon na żółwie", więc tych nie będzie (ale pamiętamy te urocze stworki z "sezonu" na Zakyntosie )
w "zastępstwie" żółwii - podpływamy w miejsce, gdzie szklane dno statku ukazuje nam jakieś pozostałości zatopionego wraku
to fragmenty wraku statku "Wera K", który rozbił się tu przed laty o skały ...
mijamy jakis wrak po drodze...
i po 1,5 godziny, po bardzo sympatycznym rejsiku przy pęknej pogodzie i ciepłym wietrze - dopływamy z powrotem do Pafos
Piea
Ach, ile bym dała za takie zimne piwko w Paphos i te wspaniałe widoki stworkowe i ten wspaniały luz blues...........
Wawóz super !! zupełnie nie znałam tej atrakcji.
Z rejsikiem sie wam udało .. popłyneliście za grosze
No trip no life