Dziś chciałabym wspomnieć krótko o czymś niezwykle istotnym na Cyprze – a mianowicie o królujących tu absolutnie wszędzie kotach!
Dla mnie Cypr pozostanie przede wszystkim wyspą Kotów! – a dopiero dużo później - Afrodyty
My jako miłośnicy czworonogów domowych ( i psów i kotów) byliśmy wprost urzeczeni tymi kocurami , bowiem nigdzie jeszcze nie wdzieliśmy tak pięknych, zadbanych, zdrowych, odżywionych i po prostu ślicznych kotów- które nie są przecież pielęgnowane ani "pucowane" przez zakochanych w nich właścicieli - tylko są to istoty bezdomne, bezpańskie, uliczne i po prostu niczyje!!!!
nie wiem jakim cudem one wyglądają - jak wyglądają, ale jak na bezpańsko-niczyje sa wprost przepięknie, istne kocie królewicze!
Poza ich ogromną liczbą i urodą uderza fakt, że mnóstwo ich jest przynajmniej z wyglądu podobnych do kotów rasowych ; z pewnością są to jakieś mieszanki genów, ale odmian maine-coonopodobnych i innych norweskich długowłosych sierściuchów spotkaliśmy tu naprawdę mnóstwo ; grasują tu po ulicach całe kocie bandy, tyle że wszystkie wyglądają jak wypielęgnowane kanapowce koty na Cyprze są wprost uwielbiane przez mieszkańców, są wręcz kochane i masowo dokarmiane przez Cypryjczyków i turystów; nikt ich tu nie przepędza, nie przegania, a nawet personel hotelowy toleruje ich liczną obecność nawet w eleganckich hotelowych foyer, gdzie koty wylegują się na kanapach i fotelach dla gości
he he... kot z zaciekawieniem wącha piwko, które Małż zakupił - może te cypryjskie pijają piwo?
A skąd się w ogóle wzięły te koty na Cyprze w tak gigantycznej ilości? – bo doprawdy są wszędzie.....
to ponoć Św. Helena (matka rzymskiego cesarza Konstantyna) sprowadziła koty na Cypr, w głownym celu - aby wytępiły plagi jadowitych węży, które nękały wówczas mieszkańców; dziś węży na Cyprze już nie ma (choć żmije są), ale koty pozostały, przez wieki rozmnożyły się licznie i jak widać - mają się świetnie
he he.... to może już ich starczy! - bo mi się tu za chwilę zrobi cała kocia galeria tych cudnych cypryjskich włóczęgów !
a my tymczasem dalej spacerkiem po promenadzie.....
jest jeszcze dość wcześnie ... do kolacji mamy kilka ładnych godzin... , ale wracamy już sobie niespiesznie do hotelu.... po tych mozaikach i morskiej wycieczce, jedzonku, piwku jednym, drugim , entym... poczuliśmy się nieco znurzeni i zachciało nam się drzemki... no to wracamy.... w końcu urlop ma swoje prawa i na lenistwo też czas być musi ! - wracamy więc sobie.... napawamy się chwilą, ciepełkiem , nigdzie się nie spieszymy.... aż tu nagle- no nie wierzę!!! - spotykamy naszych daaaawno nie widzianych sąsiadów! - dosłownie na nich wpadamy! (to zaprzyjaźnione małżeństwo jeszcze z czasów kiedy mieszkaliśmy w bloku w mieście- zanim zbudowaliśmy dom) ; po naszej wyprowadzce dzwoniliśmy do siebie wielokrotnie ... ale nigdy jakoś nie było za bardzo czasu, żeby sie umówic i spotkać... i minęło już kilka ładnych lat... musieliśmy się spotkać aż na Cyprze, żeby "odnowić kontakty" - ależ było nasze i ich zdziwienie, radość i Powitanie!
Okazało się że oni również wpadli na pomysł wykorzystania takich cen o tej porze roku i przylecieli tu z TUI ( no że też się nie zgadaliśmy wcześniej...!)
Mało tego - mieszkali w hotelu kilka przecznic po sąsiedzku od naszej "Veroniki"; ten ich hotel był taki wypaśny, znacznie lepszy i droższy; no i był bliżej "po drodze" niż nasz, więc na chwilę tam do nich zaglądamy...
i ścieżką na plażę z ich hotelowego ogródka ...
znajdujemy wolny stolik na trawie przy jednym z hotelowych barów nad brzegiem morza i .... rzecz jasna- koniec z naszych planów o drzemce! ... całe przemiłe popołudnie spędzamy z naszymi dawno nie widzianymi sąsiadami na rozmowach przy
tak nam sie spodobała wycieczka jeepami z cypryjskim biurem, że namawiamy naszych wczoraj spotkanych sąsiadów na jakąś wycieczkę po bezdrożach...; kupujemy kolejną eskapadę u znajomej juz Pańci; jest nam wszystko jedno gdzie? - byle tymi jeepami - lubimy taką "trzęsiawkę", Pańcia w biurze proponuje nam więc taki jeep-trip w góry Troodos; bierzemy w ciemno - za cenę nieco wyżsżą niż Akamas, ale też promocyjną i bardzo konkurencyjną dla Itaki....
Umówiony na wycieczke ranek jest piękny, zapowiada się kolejny, słoneczny dzień....
ale ujechaliśmy kawałek za Pafos- i nadciągają chmury....*shok*; co jest z tą pogodą? gdzie jest to słonko, które tak ładnie świeciło godzinkę temu?
i śmigamy w te cypryjskie góry....
droga jak dotąd jest "cywilizowana" choć mocno kręta...
pierwszy stop mamy na moście przy tamie rzecznej
w Finikas , na rozlewisku rzeki Xeropotamos mieści się Zapora Asprokremmos - jest drugą co do wielkości zaporą tego typu na Cyprze.;
zbudowana na wysokości około 100 m npm i mimo niewielkich opadów średnio-rocznych - zdarzyło się, że ta tama kilkakrotnie się przelała
samej tamy z tego mostu nie widać, bo tak naprawdę musielibyśmy podjechać od drugiej strony.... więc to tylko widoczki - w stronę tamy
jedziemy dalej, pogoda jakaś niewyraźna... wciąż się chmurzy, choć jest cieplutko i nie pada na szczęscie....
pod nami malownicze koryto rzeki Xeros Potamos
w końcu nawet zaczyna przebłyskiwać słoneczko.... będzie dobrze
kolejny stop i to taki ciut dłuższy mamy w pięknym miejscu - w leśnej arkadii na górzystym już terenie Rezerwatu Przyrody "Paphos Farhan Forest" -gdzie znajduje się "ukryty" przed światem stary kamienny most z czasów weneckich ...
ten stary zabytkowy most - zwany mostem Roudias jest największym średniowiecznym mostem zbudowanmy na wyspie; jest świadectwem panowania tutaj Wenecjan w latach 1489 – 1571;
my tymczasem łazimy brzegiem bystrej górskiej rzeczki wdychając przyjemne leśne powietrze
nasze wycieczkowe trzy jeepy
Roudias Bridge
i na mosteczku...
dla tych którzy mają czas i ochotę - mozna jeszcze zejśś szlakiem na dół na drugą stronę rzeki, bo w tym lesie kryją się jeszcze 2 czy 3 inne takie weneckie mosty ; pytamy kierowców ile mamy czasu i zdązymy tam dojść i wrócić? - niestety nie zdążymy.... , no szkoda... nie można mieć wszystkiego....
te leśne tereny tutaj zamieszkuje niejaki chrząszcz zwany Propomacrus Cypriacus
czyli: pośród tego gąszcza- można spotkać chrząszcza
nadciaga coraz więcej ludków.... ale my opuszczamy już to urokliwe miejsce....
pakujemy się do naszego smoczka i dalej w drogę....
kolejny stop w czasie naszej wyprawy to niewielka, rodzinna winnica schowana w górskiej wiosce Praiori - których w górach Troodos znajdzie się naprawdę sporo....
jest prawie zima, więc ogołocona z owocu winorośl nie syci już oczu soczystą zielenią ani dorodnymi gronami.... ; są odmiany póxniejsze, ale właściciel tej akurat winniczki "specjalizuje" się w jakiejś wcześniejszej odmianie, nie pamiętam już dokładnej nazwy szczepu, ale z tego co kojarzę to na pewno był to jakiś lokalny szczep cypryjski i kolejny wyrafinowany - "francuski"!
w środku rzecz jasna jak to w takich miejscach- najpierw prezentacja przydomowej fabryczki, opowieści córki własciciela o historii rodziny i co i jak tu powstaje..... winniczka nazywa się Nelion Vinnery , produkuje się tu głównie wina słodkie z odmian dojrzewających w cypryjskim słońcu i w dużej mierze z lokalnych szczepów, choć również z tych międzynarodowych;
sorrki , wiem, fotka- padaczka, bo mocno poruszona ale innego zdjęcia nie mam a chciałam pokazać wielkość, że to raczej mała domowa faktoria... 2 tysiące butelek rocznie... i wszystko trafia do lokalnych knajpek i sklepów
można się tu nieco podszkolić w temacie enologii
potem przechodzimy do konkretów i degustujemy różne winka .... a potem chętni zakupują co i ile trzeba... a wnuk gospodarza prowadzi degustację....
część handlowa pełna wina, oliwy, miodów i innych tego typu łakoci produkowanych w tych górskich wioseczkach....
osobiście uwielbiam oliwę z tymi wszystkimi przyprawami, gałązkami, listeczkami.... oprócz tego że z reguły wspaniale smakuje, ślicznie też wygląda, no i jest potem zdobyczna buteleczka na piasek plażowy z kolejnej podróży....
powiem Wam, że w tej górskiej wiosce jest dośc chłodno ; a nie jesteśmy przecież na jakiejś zawrotnej wysokości, ale odczuwa się tu zupełnie inny klimat jak na wybrzeżu; jest naprawdę rześko; gospodarze nawet rozpalili w kominku....
i żegnamy się z tym uroczym miejscem i sympatycznymi właścicielami
Piea, nadrobiłam zaległości w czytaniu i oglądaniu
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Nel, Ala - dzięki dziewczynki za odzew, bo głucho tu strasznie na tym moim Cyprze ! już sama nie wiem: czy pisać dalej? czy nie pisać?
Piea
...heee, Piea "pisać ,pisać" !!! ; )
wiesz jak jest na "tripku" czytają niemal wszyscy,"wpisują się"...nieliczni ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Piea, PISAĆ!!!
Biegam za Tobą po Cyprze, a jakże!
Swietnie zobie zorganizowaliście ten krótki pobyt. Mnie się nie udało zobaczyć aż tyle, ale Pafos lubie bardzo i na pewno tam wrócę.
ojejej, jaki odzew! dziękuję Wam Kochani, że podróżujecie tu ze mną po Cyprze! - no to skoro PISAĆ - to będzie dalej pisane ...
Piea
No trip no life
Dziś chciałabym wspomnieć krótko o czymś niezwykle istotnym na Cyprze – a mianowicie o królujących tu absolutnie wszędzie kotach!
Dla mnie Cypr pozostanie przede wszystkim wyspą Kotów! – a dopiero dużo później - Afrodyty
My jako miłośnicy czworonogów domowych ( i psów i kotów) byliśmy wprost urzeczeni tymi kocurami , bowiem nigdzie jeszcze nie wdzieliśmy tak pięknych, zadbanych, zdrowych, odżywionych i po prostu ślicznych kotów- które nie są przecież pielęgnowane ani "pucowane" przez zakochanych w nich właścicieli - tylko są to istoty bezdomne, bezpańskie, uliczne i po prostu niczyje!!!!
nie wiem jakim cudem one wyglądają - jak wyglądają, ale jak na bezpańsko-niczyje sa wprost przepięknie, istne kocie królewicze!
Poza ich ogromną liczbą i urodą uderza fakt, że mnóstwo ich jest przynajmniej z wyglądu podobnych do kotów rasowych ; z pewnością są to jakieś mieszanki genów, ale odmian maine-coonopodobnych i innych norweskich długowłosych sierściuchów spotkaliśmy tu naprawdę mnóstwo ; grasują tu po ulicach całe kocie bandy, tyle że wszystkie wyglądają jak wypielęgnowane kanapowce koty na Cyprze są wprost uwielbiane przez mieszkańców, są wręcz kochane i masowo dokarmiane przez Cypryjczyków i turystów; nikt ich tu nie przepędza, nie przegania, a nawet personel hotelowy toleruje ich liczną obecność nawet w eleganckich hotelowych foyer, gdzie koty wylegują się na kanapach i fotelach dla gości
he he... kot z zaciekawieniem wącha piwko, które Małż zakupił - może te cypryjskie pijają piwo?
A skąd się w ogóle wzięły te koty na Cyprze w tak gigantycznej ilości? – bo doprawdy są wszędzie.....
to ponoć Św. Helena (matka rzymskiego cesarza Konstantyna) sprowadziła koty na Cypr, w głownym celu - aby wytępiły plagi jadowitych węży, które nękały wówczas mieszkańców; dziś węży na Cyprze już nie ma (choć żmije są), ale koty pozostały, przez wieki rozmnożyły się licznie i jak widać - mają się świetnie
he he.... to może już ich starczy! - bo mi się tu za chwilę zrobi cała kocia galeria tych cudnych cypryjskich włóczęgów !
a my tymczasem dalej spacerkiem po promenadzie.....
jest jeszcze dość wcześnie ... do kolacji mamy kilka ładnych godzin... , ale wracamy już sobie niespiesznie do hotelu.... po tych mozaikach i morskiej wycieczce, jedzonku, piwku jednym, drugim , entym... poczuliśmy się nieco znurzeni i zachciało nam się drzemki... no to wracamy.... w końcu urlop ma swoje prawa i na lenistwo też czas być musi ! - wracamy więc sobie.... napawamy się chwilą, ciepełkiem , nigdzie się nie spieszymy.... aż tu nagle- no nie wierzę!!! - spotykamy naszych daaaawno nie widzianych sąsiadów! - dosłownie na nich wpadamy! (to zaprzyjaźnione małżeństwo jeszcze z czasów kiedy mieszkaliśmy w bloku w mieście- zanim zbudowaliśmy dom) ; po naszej wyprowadzce dzwoniliśmy do siebie wielokrotnie ... ale nigdy jakoś nie było za bardzo czasu, żeby sie umówic i spotkać... i minęło już kilka ładnych lat... musieliśmy się spotkać aż na Cyprze, żeby "odnowić kontakty" - ależ było nasze i ich zdziwienie, radość i Powitanie!
Okazało się że oni również wpadli na pomysł wykorzystania takich cen o tej porze roku i przylecieli tu z TUI ( no że też się nie zgadaliśmy wcześniej...!)
Mało tego - mieszkali w hotelu kilka przecznic po sąsiedzku od naszej "Veroniki"; ten ich hotel był taki wypaśny, znacznie lepszy i droższy; no i był bliżej "po drodze" niż nasz, więc na chwilę tam do nich zaglądamy...
i ścieżką na plażę z ich hotelowego ogródka ...
znajdujemy wolny stolik na trawie przy jednym z hotelowych barów nad brzegiem morza i .... rzecz jasna- koniec z naszych planów o drzemce! ... całe przemiłe popołudnie spędzamy z naszymi dawno nie widzianymi sąsiadami na rozmowach przy
Piea
no to lecim dalej z tym Cyprem....
tak nam sie spodobała wycieczka jeepami z cypryjskim biurem, że namawiamy naszych wczoraj spotkanych sąsiadów na jakąś wycieczkę po bezdrożach...; kupujemy kolejną eskapadę u znajomej juz Pańci; jest nam wszystko jedno gdzie? - byle tymi jeepami - lubimy taką "trzęsiawkę", Pańcia w biurze proponuje nam więc taki jeep-trip w góry Troodos; bierzemy w ciemno - za cenę nieco wyżsżą niż Akamas, ale też promocyjną i bardzo konkurencyjną dla Itaki....
Umówiony na wycieczke ranek jest piękny, zapowiada się kolejny, słoneczny dzień....
ale ujechaliśmy kawałek za Pafos- i nadciągają chmury....*shok*; co jest z tą pogodą? gdzie jest to słonko, które tak ładnie świeciło godzinkę temu?
i śmigamy w te cypryjskie góry....
droga jak dotąd jest "cywilizowana" choć mocno kręta...
pierwszy stop mamy na moście przy tamie rzecznej
w Finikas , na rozlewisku rzeki Xeropotamos mieści się Zapora Asprokremmos - jest drugą co do wielkości zaporą tego typu na Cyprze.;
zbudowana na wysokości około 100 m npm i mimo niewielkich opadów średnio-rocznych - zdarzyło się, że ta tama kilkakrotnie się przelała
samej tamy z tego mostu nie widać, bo tak naprawdę musielibyśmy podjechać od drugiej strony.... więc to tylko widoczki - w stronę tamy
Piea
jedziemy dalej, pogoda jakaś niewyraźna... wciąż się chmurzy, choć jest cieplutko i nie pada na szczęscie....
pod nami malownicze koryto rzeki Xeros Potamos
w końcu nawet zaczyna przebłyskiwać słoneczko.... będzie dobrze
kolejny stop i to taki ciut dłuższy mamy w pięknym miejscu - w leśnej arkadii na górzystym już terenie Rezerwatu Przyrody "Paphos Farhan Forest" -gdzie znajduje się "ukryty" przed światem stary kamienny most z czasów weneckich ...
ten stary zabytkowy most - zwany mostem Roudias jest największym średniowiecznym mostem zbudowanmy na wyspie; jest świadectwem panowania tutaj Wenecjan w latach 1489 – 1571;
my tymczasem łazimy brzegiem bystrej górskiej rzeczki wdychając przyjemne leśne powietrze
nasze wycieczkowe trzy jeepy
Roudias Bridge
i na mosteczku...
dla tych którzy mają czas i ochotę - mozna jeszcze zejśś szlakiem na dół na drugą stronę rzeki, bo w tym lesie kryją się jeszcze 2 czy 3 inne takie weneckie mosty ; pytamy kierowców ile mamy czasu i zdązymy tam dojść i wrócić? - niestety nie zdążymy.... , no szkoda... nie można mieć wszystkiego....
te leśne tereny tutaj zamieszkuje niejaki chrząszcz zwany Propomacrus Cypriacus
czyli: pośród tego gąszcza- można spotkać chrząszcza
nadciaga coraz więcej ludków.... ale my opuszczamy już to urokliwe miejsce....
pakujemy się do naszego smoczka i dalej w drogę....
cdn...
Piea
kolejny stop w czasie naszej wyprawy to niewielka, rodzinna winnica schowana w górskiej wiosce Praiori - których w górach Troodos znajdzie się naprawdę sporo....
jest prawie zima, więc ogołocona z owocu winorośl nie syci już oczu soczystą zielenią ani dorodnymi gronami.... ; są odmiany póxniejsze, ale właściciel tej akurat winniczki "specjalizuje" się w jakiejś wcześniejszej odmianie, nie pamiętam już dokładnej nazwy szczepu, ale z tego co kojarzę to na pewno był to jakiś lokalny szczep cypryjski i kolejny wyrafinowany - "francuski"!
w środku rzecz jasna jak to w takich miejscach- najpierw prezentacja przydomowej fabryczki, opowieści córki własciciela o historii rodziny i co i jak tu powstaje..... winniczka nazywa się Nelion Vinnery , produkuje się tu głównie wina słodkie z odmian dojrzewających w cypryjskim słońcu i w dużej mierze z lokalnych szczepów, choć również z tych międzynarodowych;
sorrki , wiem, fotka- padaczka, bo mocno poruszona ale innego zdjęcia nie mam a chciałam pokazać wielkość, że to raczej mała domowa faktoria... 2 tysiące butelek rocznie... i wszystko trafia do lokalnych knajpek i sklepów
można się tu nieco podszkolić w temacie enologii
potem przechodzimy do konkretów i degustujemy różne winka .... a potem chętni zakupują co i ile trzeba... a wnuk gospodarza prowadzi degustację....
część handlowa pełna wina, oliwy, miodów i innych tego typu łakoci produkowanych w tych górskich wioseczkach....
osobiście uwielbiam oliwę z tymi wszystkimi przyprawami, gałązkami, listeczkami.... oprócz tego że z reguły wspaniale smakuje, ślicznie też wygląda, no i jest potem zdobyczna buteleczka na piasek plażowy z kolejnej podróży....
powiem Wam, że w tej górskiej wiosce jest dośc chłodno ; a nie jesteśmy przecież na jakiejś zawrotnej wysokości, ale odczuwa się tu zupełnie inny klimat jak na wybrzeżu; jest naprawdę rześko; gospodarze nawet rozpalili w kominku....
i żegnamy się z tym uroczym miejscem i sympatycznymi właścicielami
i dalej w jeepy i w drogę....
Piea