Jesteś tutaj
--------------------
Odbywamy podróż w czasie i opisujemy w paru wesołych słowach jak wyglądał nasz pierwszy wyjazd poza granicę kraju..
Nieważne czy było to 100 czy 5 lat temu ..czy wyjechaliśmy z rodzicami czy samodzielnie , czy było to NRD czy Taj..
No trip no life
ja juz wspomniałam w Odliczance, że to była Costa Brava - Jezusieeee, tłukiliśmy się tam dwa dni i dwie noce autokarem!!! ; człek był młody to i "przezył" to bez "pierdnięcia" , ale obecnie juz bym sie nie wybrała w taką podróż autokarem (chyba, że własnym samochodem- jadąc kilka dni z przystankami na noclegi i zwiedzanko po drodze , to tak! );
Potem (w kolejnych latach) też mieliśmy kilka różnych przygód....
W końcówce lat 90-tych ..... jechalismy do Słowenii i Włoch z dzieciakami...w pełnym obciążeniu (bagażnik+ klamoty na dachu!) - nie- nie tylko eleganckie walizeczki jak dzis, tylko: namiot(wielki rodzinny z 2 "sypialniami+przedsionek), leżaki, sładane stoliki, kuchenka, torba weków *biggrin*, milion klamotów plazowo-wczasowych dla dzieci, itd... ten kto tak podrózował ponad 20 lat temu, wie jak to wyglądało...;
W Słowenii wpakowalismy się w "jazdę w jedną stronę" - jechalismy jakimś cholernym zboczem, pod górę, wąską serpentyną, z jednej strony pionowa skała, z drugiej przepaść (bez barierki) za nami sznur samochodów, przed nami też, tylko że nasz ówczesny samochód to jakaś padaczka była (nie, nie że stary, wręcz przeciwnie - był nówka z salonu Panie! ), tylko, że kM miał za mało jak na "taki cieżar" i.... stopień nachylenia tego zbocza był tak duzy i stromy, że nie moglismy tam wjechać... ani zawrócić....; Małz miał pot na czole ze strachu, silnik wył jakby miał to byc jego ostatni odgłos... dokazujące dzieciaki- zamilkły i zaczeły płakać; ja w panice! w końcu wysiadłam jakoś od strony skały, zabrałam dzieciaki, ..... oj, niewesoło było; małz jakoś się tam w końcu wtoczył pod tą górę ( było tam przejście graniczne Austria-Słownenia) , ale na górze jak juz tam wjechalismy - celnicy widząc nas, nasze miny, przerazone dzieciaki, tylko się uśmiechali patrzac na te nasze toboły na dachu i tego samochodzinę, że machnęłi ręką i nawet paszportów nie chcieli , ale to nie koniec "przygody" ... potem trzeba było zjechac z tej góry i...... starliśmy klocki hamulcowe aż do metalu *biggrin*; do dziś pamiętam ten smród spalenizny! a potem było już miło i przyjemnie... , poza szukaniem warsztatu i wymianą klocków (a jechaliśmy ze znajomymi, oni też z dwójką dzieci w drugim samochodzie- i mieli identyczną przygodę!
po trzech tygodniach w drodze powrotnej ominęliśmy oczywiście to przejscie szerokim łukiem, i wracaliśmy jakoś zupełnie inaczej, ale za to pogubiliśmy się ze znajomymi na trasie (to były czasy przed telefonią komórkową! nie było tez GPS-ów, klimy w samochodzie, ani EURO w całej Europie - mieliśmy ze sobą chyba z 5 róznych walut (to był taki Euro-trip p/ Słowację, Austrię, Słowenię, decelowo do Włoch, potem p/ Chprwację i na Węgry a stamtąd już do domu....)
gdzieś na trasie z moimi (wtedy jeszcze) chłopaczkami
z młodszą latoroślą w San Marino
Piea
Też mi się zebrało na wspomnienia.
Ja w moją pierwszą "dorosłą" podróż pojechałam do Włoch. Autokarem. Byłam wtedy w Lido di Volano, w San Marino i w Rzymie. Pamiętam, że byliśmy też w Mirabilandii, parku rozrywki niedaleko Ravenny. Jak podjechaliśmy do wejścia usłyszałam krzyki. Okazało się, że takie odgłosy wydają ludzie jadący właśnie kolejką górską Katun. Nie wiem jak to się stało, że dałam się namówić, żeby na to ustrojstwo wleźć, od wczesnego dzieciństwa nie lubiłam wesołych miasteczek. Pamiętam, że jak to ruszyło powtarzałam sobie w myślach "to TYLKO 2 minuty, to tylko 2 minuty"... Nigdy więcej !!!
W drodze powrotnej , w Czechach, skradziono mi torebkę, w której były 3 paszporty ( mój i moich dwóch kuzynek), telefon, pieniądze, klucze od mieszkania, aparat ( ze zdjęciami z audiencji u naszego papieża), ech...działo się... Nie ma to jak dobrze zacząć
Moja pierwsza daleka podróż to była Hiszpania, Costa Brava samochodem w 1998. Dla rodziców była na tyle ważna wycieczka, że ominęłam pierwszy dzień 1 klasy szkoły podstawowej... I potem musiałam siedzieć w ostatniej ławce z CHŁOPAKIEM.
...taaa, moje pierwsze zagraniczne wojaże to "wyprawy handlowo-zarobkowe" do RFN (początek lat osiemdziesiatych) ; )))
z całego "szoku porównawczego" najbardziej pamiętam kobietę zamiatającą chodnik przed domem...zmiatała kwiaty które spadły z okolicznych drzew...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
To było jeszcze w podstawówce , pojechałam z rodzicami do znajomych do Czechosłowacji. Z tego wyjazdu najbardziej w pamięci utwkiły mi obrazki ze sklepu z supermarketu. Powalił mnie wybór na pólkach, było tego wszystkiego dużo wiecej niz u nas.. towary były bardziej kolorowe, przyciągające wzrok, kuszące.. Oranżady były w tylu różnych kolorach i takie smaczne, ten smak pamietam do dziś he he .
Z Pragi też nie zabytki a " Bila labud was wola": najbardziej pamietam
No trip no life
Po maturze, a przed studiami- Paryż. Polska juz była wtedy po przełomie. Do Francji nie trzeba było wiz, ale do Niemiec tranzytową owszem. Teoretycznie była to wycieczka zorganizowana, ale z całego autobusu wróciło parę osób, pozostali zostali. Zorganizowanie poległało na tym, że zakwaterowano nas na polu campingowym na obrzeżach. Rano pilot do tych, którzy jeszcze zostali rzucił hasło: kto chce zwiedzać? Zgłosiłam się ja i jeszcze jedna osoba. Pozostali przyjechali tam szukać pracy. Najważniejsze miejsca zobaczyłam. Po dwóch dniach z koleżanką(ta, która równiez przyjechała zwiedzać) juz poruszałyśmy sie swobodnie metrem i koleją podmiejską i zwiedzałyśmy same. Luwr w dniu darmowego wejścia oczywiście. Wszystko było dla mnie piekielnie drogie, ale kupiłam sobie w jakiejść arabskiej dzielnicy sweterek i perfumy. 3 lata pózniej znów pojechałam do Paryża, a potem wiele razy tam byłam, ale jednak tę 1 podróż wspominam bardzo miło.
Fajne takie wspomnienia pierwszych podróży. Czytałem pewne forum o Chorwacji - tam dopiero mieli podróże - niektóre relacje sięgają lat 70tych!
U mnie było dosyć późno, nielicząc jakiegoś drobnego wypadu na Słowację, to pierwsza większa podróż za granicę to tak jak jednej przedmówczyń - Hiszpania / Costa Brava. 2 dni podróży autokarem, przystanek we Włoszech na zwiedzanie Werony i w końcu pierwsze spojrzenie na Morze Śródziemne w Lloret de Mar! A to wszystko kilka dni po zamachach 11 września 2001, więc nikt nie wiedział do jakiego świata wrócimy...
Wszystko zależy od wieku piszących. Wyjazdy do byłej Jugosławii (częścią jej była Chorwacja) były może mniej popularne niż do Bułgarii, ale jednak były. Sporo osób w latach 60, 70 odwiedziło też dawne republiki radzieckie: Uzbekistan, Gruzję, Armenię. Tak a propos podróży w PRL to pamiętam pierwszą podróż samolotem z mojego miasta na lotnisko wojskowe w Koszalinie. 1986 rok. LOT wprowadził takie liczne połączenia w okresie wakacyjnym. Dowozili na lotnisko z centrum miasta i potem z lotniska docelowego do centrum miasta(pamietam, że było to bardzo daleko od Koszalina). Potem juz samodzielnie z mamą, jej koleżanką z synem jechaliśmy do Kołobrzegu. Teraz nadal nie ma takiego połączenia mojego miasta z prawie-morzem.
Moją pierwszą podróżą za granicę był wyjazd do Wiednia w 1989 roku. To była typowa wycieczka tamtych czasów, czyli wyłącznie w celach handlowych. Tam wiozło się papierosy kupione w Pewexie, a przywoziło magnetofony (jamniki). Nie wiele wtedy się zwiedzało.