Z góry Krzyżowej idziemy w stronę Zamku, gdzie warto wspiąć się na kolejne niewielkie wzniesienie - Górę Zamkową, na której znajdują się malownicze ruiny niegdyś monumentalnej budowli, która powstała w 2 połowie XIV wieku, a więc w czasach panowania Króla Kazimierza Wielkiego; zamek ten wzniesiono na wysokości przeprawy przez Wisłę, tzw. Przewozu Woyszyńskiego– nie wiadomo jednak dokładnie jakie było przeznaczenie tego zamku, ale przypisuje mu się funkcje więzienia, latarni rzecznej, siedziby straży celnej, a nawet skarbca.
Najprawdopodobniej rola tego niewielkiego zamku polegała na strzeżeniu przeprawy „woyszyńskiej” ,na Wiśle oraz na poborze ceł.
W 1509 roku król Zygmunt Stary nadał prawa do zamku rodowi Firlejów; w tym czasie Mikołaj Firley przebudowuje zamek nadając mu styl włoskiego renesansu; zamek nie ma jednak szczęścia, bo za długo nie udaje mu się przetrwać, jest napadany, palony i niszczony; 45 lat później w czasie Potopu zamek zostaje napadnięty i częściowo spalony przez szwedzkich wandali, a 2 lata później niszczą to co pozostało - oddziały księcia Rakoczego.
Niestety coś się tu dziś dzieje… trwają jakieś drobne prace budowlane i w zasadzie jest zamknięte, udaje się tylko cyknąć kilka fotek „przez bramę” , więc nie połazimy sobie po tych ruinkach dokładniej, a dodatkowo, jakaś ekipa coś filmuje (kręcą akurat wywiad z jakimś miejscowym włodarzem), więc utrudnili turystom szwędaczkę po ruinach.
tu murują..., obok coś kręcą!... a w tym wszystkim szwędają się turyści!
Z Zamku kierujemy nasze kroki do pobliskiej Wieży, nazywanej potocznie "Basztą" bądź "Wieżą Łokietka", którą wybudowano na przełomie XIII i XIV wieku jako rodzaj obronnego stołpu, a którą wykorzystywano również jako śródlądową latarnię „morską” – ułatwiającą dzięki palonemu na jej szczycie ognisku – nocną nawigację po Wiśle; niestety i tutaj nie możemy na nią wejść, bo jest akurat zamknięta dla odwiedzających, wrrr....
za to na widoki ze wzgórza zamkowego możemy sobie popatrzeć
Nel, wrzuciłam wszystko jeszcze raz od początku..... strasznie się narobiłam! , mam nadzieję, że teraz fotki "wróciły"
to jadę dalej....
800 lat Wietrznej Góry
schodzimy na dól i korzystamy z okazji że kościół Fary jest otwarty ( co nie jest tu oczywiste zawsze i o każdej godzinie) , więc wchodzimy popatrzeć na piękne zabytki sakralne w środku i popodziwiac słynne organy...
Znany wszystkim kazimierski kościół Farny – to świątynia pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja ; Ufundowany został przez króla Kaziemierza Wielkiego ok. 1325 roku i rozbudowany prawie 300 lat później w pięknym stylu renesansowym.
niesamowicie bogato zdobiona stalla
no i organy! -
to prawdopodobnie najstarszy tego typu instrument w Polsce! Organy te datowane są na początek XVII w., a szafa organowa pochodzi z 1620 r.
a pod kościołem taka fajna furka.... szykuje się młoda parka do żeniaczki !
a my tymczasem szukamy jakiegoś lokum na kawkę... piffko ... te sprawy! , ale o tym co było dalej- będzie jutro.... Dobranoc!
taa... górne widoki na dachy Kazimierza, zwłaszcza w tak słoneczny dzień - powodują nieustający zachwyt.... można tak siedzieć i patrzeć bez końca..
stara rycina przedstawiająca ów zamek, nie pozostawia złudzeń co do widoków :
a my wracamy na rynek, i zastanawiamy się co robić dalej? , ale najpierw szukamy jakiejś miejscówki na kawociastko
nie ma z tym problemu.. wolnych stolików wszędzie wokół mnóstwo;
mimo, ze to czasy jeszcze "przed zarazą" , to już we wrześniu, w dodatku poza weekendem - nawet w Kazimierzu tłumów nie ma
bez problemu znajdujemy wolny stolik z widokiem na Rynek i zasiadamy na kawencję...
po konsumpcji - korzystając z przepięknej pogody idziemy na spacer nad Wisłę...
łazimy po bulwarze nadwiślańskim w tę i we wtę
mnóstwo tu różnych łódek wycieczkowych, łódek -knajpek, a nawet jest "pensjonacik" na wodzie , ale posezonowa pustka poza weekendem - trzyma je na nabrzeżu w oczekiwaniu na chętnych .... a tłumów- jak widać nie ma , dla nas - to na całe szczęście, ale dla właścicieli łódek - całkiem na odwrót!
jest i łódź Wikingów
i nawet jakiś piracki przybytek - wszystkie puste czekają cierpliwie....
połaziliśmy tu z godzinkę.... poopalaliśmy się nawet na ławeczce jesiennym słonkiem... i poszliśmy odwiedzić unikatowe kazimierskie Spichlerze...
szczególnie "urodziwy" jest Spichlerz „Ulanowskich" z 1594 roku! , który należy do unikatowego zespołu dwóch spichlerzy, charakteryzujących się dekoracyjnymi szczytami wywodzącymi się nieco z manieryzmu; dość cenny to element w układzie przestrzennym Kazimierza Dolnego.
w Spichlerzu Ulanowskich mieści się siedziba małego Muzeum Przyrodniczego
zaglądamy tam przez drzwi... z pewnością ciekawe miejsce warte odwiedzenia, ale .... eee.... szkoda czasu, taka ładna pogoda - wolimy połazić....
Drugi ze Spichlerzy jest nieco młodszy; pochodzi z 1615 roku; to Spichlerz tzw. „Feiersteina” ; ten był zamknięty i schowany za płotkiem i niedostępny..., więc nawet nie wiem, czy coś w nim jest? jakas wystawa? galeria? czy jest pusty i zamknięty na stałe?
tynki trochę już niszczeją.... szkoda, bo jak nic z tym nie zrobią, to wkrótce posypią się te piekne, renesansowe attyki....
oczywiście poza tymi wyżej pokazanymi Spichlerzami, ktore są najbardziej znane w Kazimierzu , istnieje tu całkiem sporo innych Spichlerzy, w które Kazimierz Dolny całkiem obficie "obrósł" , np. Spochlerz pod Żurawiem, Spichlerz Krol Kazimierz, Pod Wianuszkami, Bliźniak, Pielanka, Kobiałki, czy jeszcze kilka innych; niektóre z nich są jednak w stanie opłakanej ruiny....
po nadwiślańsko - spichlerzowych atrakcjach namawiam małża na leśną wędrówkę...
opuszczamy więc bulwar kazimierski i zmierzamy w odwrotnym kierunku...
widoczny stąd wiatrak-koźlak w pobliskim Mięćmierzu
jak ktoś ma już dosyć Rynku i kazimierskich "oczywistości" to można poszwędać się tu w nieco mniej „popularnych” miejscach, które nie dla wszystkich odwiedzających Kazimierz, są takie oczywiste: może nie wszyscy z Was trafili będąc tutaj np. do urokliwej „Kuncewiczówki” ? ukrytej w lesie.... ; a jest to bardzo piękny, drewniany dom w typie przedwojennej willi, będącej kiedyś domem pisarzy Marii i Jerzego Kuncewiczów (któż nie zna jej „Cudzoziemki”?) ;
dom stoi sobie nieco oddalony od centrum Kazimierza na niewielkim wzgórzu, schowany w leśnej arkadii; można tu dotrzeć piszo przez tzw Wąwóz hrabiego Juliusza Małachowskiego, (choć słowo "wąwóz" to w tym przypadku mało trafiona nazwa, ot zwykły leśny dukt jakich pełno w lesie) , mozna też podjechać nieco autkiem ale dotarcie tu nie jest trudne, my podjeżdżamy tam autkiem, droga jest dobrze oznaczona, ale na samą posesję i tak nie wjedziemy (dostępna jest tylko dla pracowników mieszczącego się tu obecnie Domu Pracy Twórczej). Trzeba więc zostawić samochód i odbyć krótki spacerek pod górę.
kazimierski dom Kuncewiczów był ich letnią "daczą", bo na stałe ta para pisarzy mieszkała w Warszawie. Tuż po wybuchu wojny, Kuncewiczowie wyemigrowali i do 1940 roku mieszkali we Francji, potem w Anglii, aż w połowie lat 50-tych XX w. przenieśli się znacznie dalej, bo do USA; a tymczasem, ich kazimierska siedziba w latach wojny znajdowała się w rękach niemieckich okupantów, pod koniec której w czasie forsowania Wisły, została zarekwirowana przez naszą "przyjacielską" Armię Czerwoną , a potem aż do lat 60-tych , służyła rodzinom
SB-ków jako ośrodek kolonijny dla ich dzieci.
Kuncewiczowie wrócili w końcu do Kazimierza po trwającej ponad 20 lat emigracji, ale ich „Willa pod Wiewiórką” nie była już ich stałą siedzibą ; spędzali tu wprawdzie część roku, prowadząc intensywne życie towarzyskie w gronie wybitnych osobistości, ale zimą wracali za granicę, głownie do Rzymu; po śmierci Jerzego Kuncewicza, w 1984 r. - Maria przeniosła się do Kazimierza juz na stałe, gdzie mieszkała samotnie pięć lat, aż do swojej śmierci w lipcu 1989 roku
w środku mieści się niewielka ekspozycja muzealna, gdzie zachowano autentyczny wystrój domu; za niewielką opłatą można "wsadzić nos na chwilkę" i obejrzeć wnętrza Kuncewiczówki i pamiątki po pisarzach...
z Kuncewiczówki jest blisko do ukrytego w lesie starego, żydowskiego cmentarza, bowiem ta społeczność - jak wszędzie przed wojną- licznie zamieszkiwała Kaziemierz i była z nim trwale związana
niewielki leśny kirkut z zebranymi z lasu macewami a cżąść z nich została umieszczona na symbolicznej "ścianie płaczu", macewy te pochodzą głównie ze zdewastowanego zabytkowego cmentarza zydowskigo z 1850 roku z kazimierskiej Czerniawy
i wracamy do naszej bazy , mamy piwko, kiełbaski i grilla na terenie posesji naszych gospodarzy....
ale "nasz" grill jest już niestety zajęty przez innych gości pensjonatu , więc zadowalamy się piwkiem w ogrodzie, drzemiemy nawet trochę... i późnym popołudniem wyruszamy na spacer i kolację.... czy odwrotnie?
Z góry Krzyżowej idziemy w stronę Zamku, gdzie warto wspiąć się na kolejne niewielkie wzniesienie - Górę Zamkową, na której znajdują się malownicze ruiny niegdyś monumentalnej budowli, która powstała w 2 połowie XIV wieku, a więc w czasach panowania Króla Kazimierza Wielkiego; zamek ten wzniesiono na wysokości przeprawy przez Wisłę, tzw. Przewozu Woyszyńskiego– nie wiadomo jednak dokładnie jakie było przeznaczenie tego zamku, ale przypisuje mu się funkcje więzienia, latarni rzecznej, siedziby straży celnej, a nawet skarbca.
Najprawdopodobniej rola tego niewielkiego zamku polegała na strzeżeniu przeprawy „woyszyńskiej” ,na Wiśle oraz na poborze ceł.
W 1509 roku król Zygmunt Stary nadał prawa do zamku rodowi Firlejów; w tym czasie Mikołaj Firley przebudowuje zamek nadając mu styl włoskiego renesansu; zamek nie ma jednak szczęścia, bo za długo nie udaje mu się przetrwać, jest napadany, palony i niszczony; 45 lat później w czasie Potopu zamek zostaje napadnięty i częściowo spalony przez szwedzkich wandali, a 2 lata później niszczą to co pozostało - oddziały księcia Rakoczego.
Niestety coś się tu dziś dzieje… trwają jakieś drobne prace budowlane i w zasadzie jest zamknięte, udaje się tylko cyknąć kilka fotek „przez bramę” , więc nie połazimy sobie po tych ruinkach dokładniej, a dodatkowo, jakaś ekipa coś filmuje (kręcą akurat wywiad z jakimś miejscowym włodarzem), więc utrudnili turystom szwędaczkę po ruinach.
tu murują..., obok coś kręcą!... a w tym wszystkim szwędają się turyści!
Z Zamku kierujemy nasze kroki do pobliskiej Wieży, nazywanej potocznie "Basztą" bądź "Wieżą Łokietka", którą wybudowano na przełomie XIII i XIV wieku jako rodzaj obronnego stołpu, a którą wykorzystywano również jako śródlądową latarnię „morską” – ułatwiającą dzięki palonemu na jej szczycie ognisku – nocną nawigację po Wiśle; niestety i tutaj nie możemy na nią wejść, bo jest akurat zamknięta dla odwiedzających, wrrr....
za to na widoki ze wzgórza zamkowego możemy sobie popatrzeć
do woli....
wyzoomowany widok Wisły po drugiej stronie zamku
i schodzimy na dół.....
Piea
Piea, ja niestety nie widzę fotek. Może udostępnij album jeszcze raz ?
No trip no life
może Google coś miesza?
skoro nie widać... to chyba dam sobie z tym spokój! ... spróbuję po południu dorzucic tu porcję zdjęć, zobaczymy?
Piea
Spróbuj Piea ,wrzuc jedno zdjecie z tego albimu ,zobaczymy
Kawki widać więc mam nadzieję,że i tu się zdjęcia pokażą
No trip no life
Z pierwszej strony wszystkie fotki widze
No trip no life
Nel, wrzuciłam wszystko jeszcze raz od początku..... strasznie się narobiłam! , mam nadzieję, że teraz fotki "wróciły"
to jadę dalej....
800 lat Wietrznej Góry
schodzimy na dól i korzystamy z okazji że kościół Fary jest otwarty ( co nie jest tu oczywiste zawsze i o każdej godzinie) , więc wchodzimy popatrzeć na piękne zabytki sakralne w środku i popodziwiac słynne organy...
Znany wszystkim kazimierski kościół Farny – to świątynia pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja ; Ufundowany został przez króla Kaziemierza Wielkiego ok. 1325 roku i rozbudowany prawie 300 lat później w pięknym stylu renesansowym.
niesamowicie bogato zdobiona stalla
no i organy! -
to prawdopodobnie najstarszy tego typu instrument w Polsce! Organy te datowane są na początek XVII w., a szafa organowa pochodzi z 1620 r.
a pod kościołem taka fajna furka.... szykuje się młoda parka do żeniaczki !
a my tymczasem szukamy jakiegoś lokum na kawkę... piffko ... te sprawy! , ale o tym co było dalej- będzie jutro.... Dobranoc!
Piea
Smutny los tego zamku.. Szwedzi, potem Rakoczy *diablo*, niemniej bardzo urokliwe są te ruinki
Za to widok z góry fantastyczny
No trip no life
taa... górne widoki na dachy Kazimierza, zwłaszcza w tak słoneczny dzień - powodują nieustający zachwyt.... można tak siedzieć i patrzeć bez końca..
stara rycina przedstawiająca ów zamek, nie pozostawia złudzeń co do widoków :
a my wracamy na rynek, i zastanawiamy się co robić dalej? , ale najpierw szukamy jakiejś miejscówki na kawociastko
nie ma z tym problemu.. wolnych stolików wszędzie wokół mnóstwo;
mimo, ze to czasy jeszcze "przed zarazą" , to już we wrześniu, w dodatku poza weekendem - nawet w Kazimierzu tłumów nie ma
bez problemu znajdujemy wolny stolik z widokiem na Rynek i zasiadamy na kawencję...
po konsumpcji - korzystając z przepięknej pogody idziemy na spacer nad Wisłę...
łazimy po bulwarze nadwiślańskim w tę i we wtę
mnóstwo tu różnych łódek wycieczkowych, łódek -knajpek, a nawet jest "pensjonacik" na wodzie , ale posezonowa pustka poza weekendem - trzyma je na nabrzeżu w oczekiwaniu na chętnych .... a tłumów- jak widać nie ma , dla nas - to na całe szczęście, ale dla właścicieli łódek - całkiem na odwrót!
jest i łódź Wikingów
i nawet jakiś piracki przybytek - wszystkie puste czekają cierpliwie....
połaziliśmy tu z godzinkę.... poopalaliśmy się nawet na ławeczce jesiennym słonkiem... i poszliśmy odwiedzić unikatowe kazimierskie Spichlerze...
szczególnie "urodziwy" jest Spichlerz „Ulanowskich" z 1594 roku! , który należy do unikatowego zespołu dwóch spichlerzy, charakteryzujących się dekoracyjnymi szczytami wywodzącymi się nieco z manieryzmu; dość cenny to element w układzie przestrzennym Kazimierza Dolnego.
w Spichlerzu Ulanowskich mieści się siedziba małego Muzeum Przyrodniczego
zaglądamy tam przez drzwi... z pewnością ciekawe miejsce warte odwiedzenia, ale .... eee.... szkoda czasu, taka ładna pogoda - wolimy połazić....
Drugi ze Spichlerzy jest nieco młodszy; pochodzi z 1615 roku; to Spichlerz tzw. „Feiersteina” ; ten był zamknięty i schowany za płotkiem i niedostępny..., więc nawet nie wiem, czy coś w nim jest? jakas wystawa? galeria? czy jest pusty i zamknięty na stałe?
tynki trochę już niszczeją.... szkoda, bo jak nic z tym nie zrobią, to wkrótce posypią się te piekne, renesansowe attyki....
oczywiście poza tymi wyżej pokazanymi Spichlerzami, ktore są najbardziej znane w Kazimierzu , istnieje tu całkiem sporo innych Spichlerzy, w które Kazimierz Dolny całkiem obficie "obrósł" , np. Spochlerz pod Żurawiem, Spichlerz Krol Kazimierz, Pod Wianuszkami, Bliźniak, Pielanka, Kobiałki, czy jeszcze kilka innych; niektóre z nich są jednak w stanie opłakanej ruiny....
Piea
Piea, nie uwierzysz ale ja parę dni temu siedziałam dokładnie przy tym okrągłym stoliku i szamałam szarlkotkę z lodami he he
No trip no life
po nadwiślańsko - spichlerzowych atrakcjach namawiam małża na leśną wędrówkę...
opuszczamy więc bulwar kazimierski i zmierzamy w odwrotnym kierunku...
widoczny stąd wiatrak-koźlak w pobliskim Mięćmierzu
jak ktoś ma już dosyć Rynku i kazimierskich "oczywistości" to można poszwędać się tu w nieco mniej „popularnych” miejscach, które nie dla wszystkich odwiedzających Kazimierz, są takie oczywiste: może nie wszyscy z Was trafili będąc tutaj np. do urokliwej „Kuncewiczówki” ? ukrytej w lesie.... ; a jest to bardzo piękny, drewniany dom w typie przedwojennej willi, będącej kiedyś domem pisarzy Marii i Jerzego Kuncewiczów (któż nie zna jej „Cudzoziemki”?) ;
dom stoi sobie nieco oddalony od centrum Kazimierza na niewielkim wzgórzu, schowany w leśnej arkadii; można tu dotrzeć piszo przez tzw Wąwóz hrabiego Juliusza Małachowskiego, (choć słowo "wąwóz" to w tym przypadku mało trafiona nazwa, ot zwykły leśny dukt jakich pełno w lesie) , mozna też podjechać nieco autkiem ale dotarcie tu nie jest trudne, my podjeżdżamy tam autkiem, droga jest dobrze oznaczona, ale na samą posesję i tak nie wjedziemy (dostępna jest tylko dla pracowników mieszczącego się tu obecnie Domu Pracy Twórczej). Trzeba więc zostawić samochód i odbyć krótki spacerek pod górę.
kazimierski dom Kuncewiczów był ich letnią "daczą", bo na stałe ta para pisarzy mieszkała w Warszawie. Tuż po wybuchu wojny, Kuncewiczowie wyemigrowali i do 1940 roku mieszkali we Francji, potem w Anglii, aż w połowie lat 50-tych XX w. przenieśli się znacznie dalej, bo do USA; a tymczasem, ich kazimierska siedziba w latach wojny znajdowała się w rękach niemieckich okupantów, pod koniec której w czasie forsowania Wisły, została zarekwirowana przez naszą "przyjacielską" Armię Czerwoną , a potem aż do lat 60-tych , służyła rodzinom
SB-ków jako ośrodek kolonijny dla ich dzieci.
Kuncewiczowie wrócili w końcu do Kazimierza po trwającej ponad 20 lat emigracji, ale ich „Willa pod Wiewiórką” nie była już ich stałą siedzibą ; spędzali tu wprawdzie część roku, prowadząc intensywne życie towarzyskie w gronie wybitnych osobistości, ale zimą wracali za granicę, głownie do Rzymu; po śmierci Jerzego Kuncewicza, w 1984 r. - Maria przeniosła się do Kazimierza juz na stałe, gdzie mieszkała samotnie pięć lat, aż do swojej śmierci w lipcu 1989 roku
w środku mieści się niewielka ekspozycja muzealna, gdzie zachowano autentyczny wystrój domu; za niewielką opłatą można "wsadzić nos na chwilkę" i obejrzeć wnętrza Kuncewiczówki i pamiątki po pisarzach...
z Kuncewiczówki jest blisko do ukrytego w lesie starego, żydowskiego cmentarza, bowiem ta społeczność - jak wszędzie przed wojną- licznie zamieszkiwała Kaziemierz i była z nim trwale związana
niewielki leśny kirkut z zebranymi z lasu macewami a cżąść z nich została umieszczona na symbolicznej "ścianie płaczu", macewy te pochodzą głównie ze zdewastowanego zabytkowego cmentarza zydowskigo z 1850 roku z kazimierskiej Czerniawy
i wracamy do naszej bazy , mamy piwko, kiełbaski i grilla na terenie posesji naszych gospodarzy....
ale "nasz" grill jest już niestety zajęty przez innych gości pensjonatu , więc zadowalamy się piwkiem w ogrodzie, drzemiemy nawet trochę... i późnym popołudniem wyruszamy na spacer i kolację.... czy odwrotnie?
cdn...
Piea