Radek, Ala ja tu widoki pokazuję, a wy o naleśnikach. Ale macie racje, gdy będziecie w Bielsu warto wystąpić na te pyszności. Ale ostrzegam są mega słodkie.
Wracamy do naszego domku i każdy ma możliwość relaksu według swoich upodobań. Mąż udaje się na rowerek, Basia na leżaczek z książką. Ja robię parę fotek. Sprawdzam jak moje poduszki wpisują się w tutejszy klimat. A potem poddaję się relaksowi na drutach (w dalszej części relacji pokażę efekt relaksu).
Dzień kończymy wypróbowując tutejsze urządzenie do grillowania. Kiełbaski i mięsko były wyborne.
Wieczorem ustaliliśmy, że udamy się do Szczyrku i dalej „kanapą” na Skrzyczne. To ruszamy!
Szczyrk wydaje nam się miejscem obowiązkowym do zobaczenia. Na oko to turystyczna wioska zlokalizowana wzdłuż drogi. Ruch tu największy jest pewnikiem w zimie. Nie ma kłopotu z zaparkowaniem samochodu wzdłuż drogi, niedaleko od stacji kolejki.
Kolejki nie ma, wsiadamy na 4 osobową kanapę i jedziemy.
I dojeżdżamy do stacji przesiadkowej. Na tej wysokości już trochę chłodniej. Zakładamy bluzy.
Nel, jesienne kolorki ledwo się zaczynały. Tutaj widać skupisko jarzębin które dodawały kolorów. W niższych partiach gór dominowały buki.
Kontynuujemy wycieczkę. teraz widoczki z drugiego etapu podróży „kanapą”.
Szybko zleciało, docieramy na szczyt.
Idziemy na wieże podziwiać widoki. Wstępuję po drodze do schroniska tylko na siku. I aż mnie zatkało. W starym stylowym schronisku takie widoczki. Czysto i nowocześnie. Aby zrobiła zdjęcie wyszłam Basię – bo nie zabrałam komórki.
To teraz widoczki, Pogoda byla fajna, jednak widoczność gorsza niż poprzedniego dnia.
Czapka założona tylko do zdjęcia. Idealnie wpasowała się w kolor nieba, prawda?
Po przerwie na widoki trzeba zacząć schodzenie. Trasa w dół okazała się mocno wymagająca. Prawie cały czas mocno w dół po ścieżkach pełnych ruchomych kamieni. Dla nie było to wyzwanie. Zdjęcia tego nie oddają, zresztą w najtrudniejszych miejscach nie w głowie było mi fotografowanie. Chyba łatwiej było by wejść , choć dla pokonania stromych podejść trzeba posiadać trochę kondycji. Chodzeni po górach nie jest proste.
Górka jest znana i spotykaliśmy licznych piechurów i rowerzystów ale tłumów nie było.
Grzyby są!
Skrzyczne to górka narciarzy, przecinamy więc nartostrady.
Jesteśmy coraz niżej, ale widoczki są! Krótkimi chwilami ścieżka nawet trochę łatwiejsza. Mąż wypatruje grzybkó nie schodząć ze szlaku, więc my trochę też.
Asiu, doczytałam w końcu Twoje opowieści z Żywca... no i pięknie jest! , choć wrzesniowy las nie jest jeszcze tak kolorowy jak październikowy; schodzenie w dół, szczególnie jak jest stromo to nie lada wyzwanie! o czym mieliśmy okazje się przekonać wielokrotnie, a ostatnio kilka dni temu , co się niewesoło skończyło dla mojego Małża, ale o szczegółach będzie w Relacji z Pienin;
widokowo miodzio i juz sam fakt przebywania na łonie natury i aktywne spedzanie czasu to samo w sobie jest już niesamowitą atrakcją! ; powiem Ci, że ja uwielbiam te wsztystkie kolejki wagonikowe i wyciągi saneczkowe , nie wiem na czym polega ich urok, ale mogłabym jeździć takimi ustrojstwami całe dnie! no uwielbiam!
(W Bielsku byłam i staróweczkę podziwiałam, ale na nalesniki już się nie załapałam , trzeba będzie więc kiedyś nadrobić!
PS, ależ Ty masz zacięcie do tych sówek! no nawet na urlopie! podziwiam Kochana, bo ja na urlopy nie zabieram sztalugi i farb
...no faktycznie "pankejksy" wyglądają baaardzo zachęcająco !!! ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Tez nigdy nie byłam w Bielsku, na pewno wstąpię na naleśniki jak uda mi sie tam zawitać
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Radek, Ala ja tu widoki pokazuję, a wy o naleśnikach. Ale macie racje, gdy będziecie w Bielsu warto wystąpić na te pyszności. Ale ostrzegam są mega słodkie.
Wracamy do naszego domku i każdy ma możliwość relaksu według swoich upodobań. Mąż udaje się na rowerek, Basia na leżaczek z książką. Ja robię parę fotek. Sprawdzam jak moje poduszki wpisują się w tutejszy klimat. A potem poddaję się relaksowi na drutach (w dalszej części relacji pokażę efekt relaksu).
Dzień kończymy wypróbowując tutejsze urządzenie do grillowania. Kiełbaski i mięsko były wyborne.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następny ranek zapowiada całkiem fajniy dzień.
Wieczorem ustaliliśmy, że udamy się do Szczyrku i dalej „kanapą” na Skrzyczne. To ruszamy!
Szczyrk wydaje nam się miejscem obowiązkowym do zobaczenia. Na oko to turystyczna wioska zlokalizowana wzdłuż drogi. Ruch tu największy jest pewnikiem w zimie. Nie ma kłopotu z zaparkowaniem samochodu wzdłuż drogi, niedaleko od stacji kolejki.
Kolejki nie ma, wsiadamy na 4 osobową kanapę i jedziemy.
I dojeżdżamy do stacji przesiadkowej. Na tej wysokości już trochę chłodniej. Zakładamy bluzy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Już widać pierwsze barwy jesieni..
No trip no life
Nel, jesienne kolorki ledwo się zaczynały. Tutaj widać skupisko jarzębin które dodawały kolorów. W niższych partiach gór dominowały buki.
Kontynuujemy wycieczkę. teraz widoczki z drugiego etapu podróży „kanapą”.
Szybko zleciało, docieramy na szczyt.
Idziemy na wieże podziwiać widoki. Wstępuję po drodze do schroniska tylko na siku. I aż mnie zatkało. W starym stylowym schronisku takie widoczki. Czysto i nowocześnie. Aby zrobiła zdjęcie wyszłam Basię – bo nie zabrałam komórki.
To teraz widoczki, Pogoda byla fajna, jednak widoczność gorsza niż poprzedniego dnia.
Czapka założona tylko do zdjęcia. Idealnie wpasowała się w kolor nieba, prawda?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Po przerwie na widoki trzeba zacząć schodzenie. Trasa w dół okazała się mocno wymagająca. Prawie cały czas mocno w dół po ścieżkach pełnych ruchomych kamieni. Dla nie było to wyzwanie. Zdjęcia tego nie oddają, zresztą w najtrudniejszych miejscach nie w głowie było mi fotografowanie. Chyba łatwiej było by wejść , choć dla pokonania stromych podejść trzeba posiadać trochę kondycji. Chodzeni po górach nie jest proste.
Górka jest znana i spotykaliśmy licznych piechurów i rowerzystów ale tłumów nie było.
Grzyby są!
Skrzyczne to górka narciarzy, przecinamy więc nartostrady.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Jesteśmy coraz niżej, ale widoczki są! Krótkimi chwilami ścieżka nawet trochę łatwiejsza. Mąż wypatruje grzybkó nie schodząć ze szlaku, więc my trochę też.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
I zaczynają się pierwse grzybki. Wchodzimy parę metrów w las, w miejscu gdzie zostal wypatrzont pierwszy okaz.
Jak są trujące to i prawdziwe też muszą być
Ale najwięcej znaleźliśmy na brzegu lasu, przy drodze, gdzie po drugiej stronie były już zabudowania.
Grzybów uzbieralliśmy spory woreczek. Wszystkie suche i zdrowe. Suszyliśmy w piekarniku.
I tak dsoszliśmy do Szczyrku.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asiu, doczytałam w końcu Twoje opowieści z Żywca... no i pięknie jest! , choć wrzesniowy las nie jest jeszcze tak kolorowy jak październikowy; schodzenie w dół, szczególnie jak jest stromo to nie lada wyzwanie! o czym mieliśmy okazje się przekonać wielokrotnie, a ostatnio kilka dni temu , co się niewesoło skończyło dla mojego Małża, ale o szczegółach będzie w Relacji z Pienin;
widokowo miodzio i juz sam fakt przebywania na łonie natury i aktywne spedzanie czasu to samo w sobie jest już niesamowitą atrakcją! ; powiem Ci, że ja uwielbiam te wsztystkie kolejki wagonikowe i wyciągi saneczkowe , nie wiem na czym polega ich urok, ale mogłabym jeździć takimi ustrojstwami całe dnie! no uwielbiam!
(W Bielsku byłam i staróweczkę podziwiałam, ale na nalesniki już się nie załapałam , trzeba będzie więc kiedyś nadrobić!
PS, ależ Ty masz zacięcie do tych sówek! no nawet na urlopie! podziwiam Kochana, bo ja na urlopy nie zabieram sztalugi i farb
Super!
Piea