Nel, skocznia tylko dla skoczków. Między progiem zeskokiem nie ma dużej wysokości. Ale już zjechanie stromym zjazdem do progu wymaga nie lada odwagi. Wszak to prawdziwa skocznia na której odbywają się międzynarodowe zawody.
Następnie jedziemy do centrum Wisły. Wcześniej w Wiśle tylko ja byłam: raz po podstawówce (z rodzicami na wczasach) i dwa razy na firmowym wyjeździe w wiślanym Gołębiewskim, z czego tylko raz udało się wieczorkiem wybrać na godzinny spacer po „oscypki” do centrum, więc tak naprawdę się nie liczy.
Parkujemy i przez park idziemy na „deptak”.
W Wiśle jest dużo miśków.
Na deptaku można kupić na straganach kupić różne różne pamiątki i miejscowe piwka. Nam wpadły w oko „regionalne” breloczki (jak wiadomo po ciupagę jedzie się nad morze ) . kupiłam dla przyjaciółki.
Wiśle-Centrum znajdują się skocznie narciarskie K-9, K-19, K-37. Na co dzień na tych obiektach trenują zawodnicy lokalnego klubu WSS Wisła. To właśnie tutaj swój słynny pierwszy skok oddał Adam Małysz. Miał wtedy tylko sześć lat i skakał w za dużych butach, z których wypadł podczas swojego skoku, lądując w samych skarpetkach.
Dla porównania skocznia Wisła Malinka ma punkt konstrukcyjny (K): 120 m
Widzę, ze dokładnie zwiedzacie i napis Wam nie umknął. Brawo Radek i Piea.
Jedziemy do Ustronia, bo podobno warto. Pewnie, że wszystko warto zobaczyć choć nas nie zachwyciło. Już na wjeździe poznaję „staw z kajakami” który zapamiętałam z pobytu z przed laty, miejsce się to prawie nie zmieniło. Zdjęcia niestety nie mam. Parkujemy w „centrum” na płatnym parkingu. Idziemy się przejść.
Bulwary nad Wisłą. Widać tu sporo osób spacerujących, ale tłoku nie ma.
Szukamy jakiejś knajpki na jedzenie,. Wymyśliliśmy sobie naleśniki, bo wieczorkiem planujemy grilla.. I udało się, nawet można było usiąść na zewnątrz, gdzie nie ma ludzi.
Po naleśnikach jeszcze trochę się kręcimy i pora w drogę powrotną. Zakupy jak zwykle w Żywcu i grill.
To już ostatni dzień naszego urlopu (niedziela). Zbieramy się. Pakujemy wszystko do auta i oddajemy klucze. Zostaje tylko rower na przechowanie bo w planach mamy jeszcze wycieczkę na Kocierz. Co to jest Kocież zapytacie? J nie wiedziałam. Kocierz (884 m), Wielka Góra lub Szeroka – szczyt w głównym grzbiecie Beskidu Małego. Odwiedzenie tej górki poleciła nam Bogna, koleżanka którą poznaliśmy z Mężem na pierwszym pobycie w Tajlandii. Na co dzień mieszka w Oświęcimiu (z Żywca to blisko) . Przez te parę lat jesteśmy w kontakcie, ale się nie spotkaliśmy na żywo. Zgadaliśmy się w trakcie naszego pobytu, że się spotkamy właśnie w knajpie koło tej górki (akurat miała tam kogoś odebrać), ale plany jak to plany , jakieś kłopoty rodzinne i nie mogła przyjechać. Mimo to pojechaliśmy tam, aby pospacerować i popodziwiać widoki (miały być piękne).
Najpierw mieliśmy kłopot dojechać bo jakoś „mapa” nie bardzo mogła znaleźć miejsca , z której na szczyt można wyruszyć, albo brakowało Internetu. Ale jakoś się udało. Pogoda też dopisała więc idziemy. Już od parkingu widać blotko, więc jeszcze jeden raz ryzykuję założenie butów górskich.
Nel z tym spotkaniem były przyczyny obiektywne. Jak na początku pobytu wysłałam pozdrowienia (późny wieczór) to Bogna akurat wróciła do Oświęcimia z okolic Żywca gdzie ma chatę (o czym nie pamiętałam) , umówiliśmy się na sobotę, na Kocierzu, ale sprawy rodzinne (zdrowie jej mamy) stanęły na przeszkodzie, więc my zmieniliśmy plany wycieczkowe , a spotkanie… o tym później.
Idziemy dalej na szczyt.
Szczyt niepozorny widoki słabe ale sceneria całkiem ładna.
W drodze na szczyt Mąż znalazł grzybki więc wracając rozglądamy się baczniej. A Krówą grzybobrania zostala Basia.
Zabieramy jeszcze z naszego lokum po rower i jedziemy do Oświęcimia spotkać się z Bogną , to „prawie po drodze”. Jadąc wspominamy jeszcze znane widoczki,
Po drodze do Oświęcimia mijamy Zaporę Porąbka
Do Bogny wpadamy tylko na herbatko – kawkę. Wspominamy wspólną wyprawę i dowiadujemy się że na wiosnę zarezerwowała już pobyt w Czerniawie (może się spotkamy???). Zgadujemy się też, że jej dom jest obok liceum do którego chodziła moja mama.
Robimy pamiątkowe zdjęcie.
Wracamy przez Chełmek (który jest obok Oświęcimia) aby odwiedzić grób moich dziadków .
oooo, też bym chciała wjechać na słynną skocznię...ale w życiu nie odważyłabym się na jakiś skok. Umarłabym ze strachu...
No trip no life
Nel, skocznia tylko dla skoczków. Między progiem zeskokiem nie ma dużej wysokości. Ale już zjechanie stromym zjazdem do progu wymaga nie lada odwagi. Wszak to prawdziwa skocznia na której odbywają się międzynarodowe zawody.
Następnie jedziemy do centrum Wisły. Wcześniej w Wiśle tylko ja byłam: raz po podstawówce (z rodzicami na wczasach) i dwa razy na firmowym wyjeździe w wiślanym Gołębiewskim, z czego tylko raz udało się wieczorkiem wybrać na godzinny spacer po „oscypki” do centrum, więc tak naprawdę się nie liczy.
Parkujemy i przez park idziemy na „deptak”.
W Wiśle jest dużo miśków.
Na deptaku można kupić na straganach kupić różne różne pamiątki i miejscowe piwka. Nam wpadły w oko „regionalne” breloczki (jak wiadomo po ciupagę jedzie się nad morze ) . kupiłam dla przyjaciółki.
Wiśle-Centrum znajdują się skocznie narciarskie K-9, K-19, K-37. Na co dzień na tych obiektach trenują zawodnicy lokalnego klubu WSS Wisła. To właśnie tutaj swój słynny pierwszy skok oddał Adam Małysz. Miał wtedy tylko sześć lat i skakał w za dużych butach, z których wypadł podczas swojego skoku, lądując w samych skarpetkach.
Dla porównania skocznia Wisła Malinka ma punkt konstrukcyjny (K): 120 m
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Powoli wracamy do . Do auta.
Jeszcze rzut oka na najbardziej znane przeze mnie miejsce w Wiśle – Hotel Gołębiewski.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
...Asia_A a mnie "znokautowała" nazwa monopolowego : ))))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Nokaut! he he... dobre!
Piea
Widzę, ze dokładnie zwiedzacie i napis Wam nie umknął. Brawo Radek i Piea.
Jedziemy do Ustronia, bo podobno warto. Pewnie, że wszystko warto zobaczyć choć nas nie zachwyciło. Już na wjeździe poznaję „staw z kajakami” który zapamiętałam z pobytu z przed laty, miejsce się to prawie nie zmieniło. Zdjęcia niestety nie mam. Parkujemy w „centrum” na płatnym parkingu. Idziemy się przejść.
Bulwary nad Wisłą. Widać tu sporo osób spacerujących, ale tłoku nie ma.
Szukamy jakiejś knajpki na jedzenie,. Wymyśliliśmy sobie naleśniki, bo wieczorkiem planujemy grilla.. I udało się, nawet można było usiąść na zewnątrz, gdzie nie ma ludzi.
Po naleśnikach jeszcze trochę się kręcimy i pora w drogę powrotną. Zakupy jak zwykle w Żywcu i grill.
Tym razem wieczór dużo chłodniejszy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
To już ostatni dzień naszego urlopu (niedziela). Zbieramy się. Pakujemy wszystko do auta i oddajemy klucze. Zostaje tylko rower na przechowanie bo w planach mamy jeszcze wycieczkę na Kocierz. Co to jest Kocież zapytacie? J nie wiedziałam. Kocierz (884 m), Wielka Góra lub Szeroka – szczyt w głównym grzbiecie Beskidu Małego. Odwiedzenie tej górki poleciła nam Bogna, koleżanka którą poznaliśmy z Mężem na pierwszym pobycie w Tajlandii. Na co dzień mieszka w Oświęcimiu (z Żywca to blisko) . Przez te parę lat jesteśmy w kontakcie, ale się nie spotkaliśmy na żywo. Zgadaliśmy się w trakcie naszego pobytu, że się spotkamy właśnie w knajpie koło tej górki (akurat miała tam kogoś odebrać), ale plany jak to plany , jakieś kłopoty rodzinne i nie mogła przyjechać. Mimo to pojechaliśmy tam, aby pospacerować i popodziwiać widoki (miały być piękne).
Najpierw mieliśmy kłopot dojechać bo jakoś „mapa” nie bardzo mogła znaleźć miejsca , z której na szczyt można wyruszyć, albo brakowało Internetu. Ale jakoś się udało. Pogoda też dopisała więc idziemy. Już od parkingu widać blotko, więc jeszcze jeden raz ryzykuję założenie butów górskich.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Faktycznie mega błotko..
Tak to jest z większością znajomych poznanych na wyjazdach..jakoś tez znajomości po powrocie do kraju wcześniej czy pózniej ucinają się
No trip no life
Nel z tym spotkaniem były przyczyny obiektywne. Jak na początku pobytu wysłałam pozdrowienia (późny wieczór) to Bogna akurat wróciła do Oświęcimia z okolic Żywca gdzie ma chatę (o czym nie pamiętałam) , umówiliśmy się na sobotę, na Kocierzu, ale sprawy rodzinne (zdrowie jej mamy) stanęły na przeszkodzie, więc my zmieniliśmy plany wycieczkowe , a spotkanie… o tym później.
Idziemy dalej na szczyt.
Szczyt niepozorny widoki słabe ale sceneria całkiem ładna.
W drodze na szczyt Mąż znalazł grzybki więc wracając rozglądamy się baczniej. A Krówą grzybobrania zostala Basia.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
No i niestety już wracamy.
Zabieramy jeszcze z naszego lokum po rower i jedziemy do Oświęcimia spotkać się z Bogną , to „prawie po drodze”. Jadąc wspominamy jeszcze znane widoczki,
Po drodze do Oświęcimia mijamy Zaporę Porąbka
Do Bogny wpadamy tylko na herbatko – kawkę. Wspominamy wspólną wyprawę i dowiadujemy się że na wiosnę zarezerwowała już pobyt w Czerniawie (może się spotkamy???). Zgadujemy się też, że jej dom jest obok liceum do którego chodziła moja mama.
Robimy pamiątkowe zdjęcie.
Wracamy przez Chełmek (który jest obok Oświęcimia) aby odwiedzić grób moich dziadków .
Z Chełmka już do Wrocławia.
Dziękuję za wspólne podróżowanie.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!