--------------------

____________________

 

 

 



Bali - dlaczego warto tam jechać ?

104 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013
Bali - dlaczego warto tam jechać ?

W końcu zabrałam się za kopiowanie relacji ze starego forum oraz uzupełniam ją fotkami. Może komuś się przyda......

Na forum wiele już napisano o Bali.

Na pewno będę się powtarzać, bo co można wymyślić nowego na temat tej małej indonezyjskiej wysepki?
Myślę jednak, że każdy z nas - opisujących tutaj swoje wrażenia z podróży - inaczej postrzega zwiedzany kraj.

Inne ma doświadczenia z jego mieszkańcami, inaczej patrzy na zabytki czy przyrodę, smakuje mu lokalna kuchnia bądź nie, podobają mu się plaże, a może jest nimi rozczarowany.

I bardzo dobrze, że mamy nawet skrajnie różne opinie na ten sam temat. Dzięki temu osoby czytające to forum mają szerszy obraz tego, czego można się spodziewać po kraju, który zamierzają odwiedzić.

Jestem pewna, że znając wszystkie plusy i minusy łatwiej można podjąć właściwą decyzję i nie doznać zawodu.

Ja osobiście bardzo lubię wyspy. Wiele z nich już zaliczyłam, a dwie, które szczególnie utkwiły w mej pamięci opisałam na forum pt:

Cejlon - dlaczego warto tam jechać ?
Madera - dlaczego warto tam jechać ?

Ale Bali jest INNA niż wszystkie inne wyspy.....

Jest tak różnorodna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
Zarówno ci, którzy preferują bierny odpoczynek w luksusowych hotelach otoczonych pięknymi ogrodami z basenami, stawami, rzeźbami, mostkami, lampionami, licznymi restauracjami z wykwintnym jedzeniem i takąż obsługą, a także bajecznymi spa z orientalnymi masażami i zabiegami upiększającymi ciało i duszę. Są tu również plaże i kąpiele morskie ( temat budzący nieco kontrowersji ) które jednym podobają się bardziej, innym mniej.
Jednak znacznie więcej możliwości mają tu osoby lubiące aktywnie spędzać urlop.
Począwszy od uczestniczenia w różnego rodzaju zajęciach sportowo - rekreacyjnych na terenie hotelu, poprzez grę w golfa, przejażdżkę konno lub na słoniach, rafting na górskich rzekach, treking po wulkanach sięgających 3 tysięcy metrów, wyprawy rowerami lub samochodami terenowymi, skończywszy na szerokiej ofercie sportów wodnych.

Fanów zwiedzania przyciąga tu unikalna architektura zarówno świątyń balijskich, jak i małych wiosek, a nawet pojedynczych domostw.
Zainteresowani kulturą i sztuką mają okazję poznać mistyczne obrzędy i rytuały, historię kraju wyrażaną w tańcu i muzyce oraz przepiękne oryginalne rękodzieło, a szczególnie rzeźby w drewnie i kamieniu, obrazy, wyroby jubilerskie czy meble.
Nieprzypadkowo bowiem już od dawna Bali nazywana była "wyspą artystów".

Dla mnie jednak największym atutem wyspy jest wspaniały klimat, bujna przyroda i różnorodność krajobrazów. Tak intensywnie zielonych lasów deszczowych nie widziałam nigdzie indziej. Podobnie jak idyllicznego widoku tarasów ryżowych opadających stromo ku płynącej na dnie wąwozu rzeki.
Niezapomniane wrażenie robią wyłaniające się pośród chmur ciemne szczyty wulkanów, czy wysokie klify opadające wprost do oceanu.
Wielkim atutem są sympatyczni, stale uśmiechnięci tubylcy odnoszący się z szacunkiem do turystów. Ich życie wcale nie jest lekkie, ale zdają sobie doskonale sprawę z tego, że właśnie dzięki rozwojowi turystyki Bali jest obecnie najbogatszą spośród 17 tysięcy wysp Indonezji.

To wszystko co napisałam wyżej to najkrótsza próba odpowiedzi na postawione pytanie - dlaczego warto przyjechać na Bali.

A teraz postaram się szerzej opisać swoje wrażenia z 2 tygodniowego pobytu na wyspie, mając nadzieję, że zainteresują one co poniektórych bywalców forum.

 

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 7 godzin 14 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku,

z przyjemnoscią popatrze na Bali twoimi oczami Smile  no i zobacze pewnie mnóstwo ciekawych miejsc, których nie zdążyłam zobaczyć..

No trip no life

lordowski (nieaktywny)
Obrazek użytkownika lordowski

Apisek.. będzie tylko Bali, czy też okolica innych wysepek.. zresztą czekam na super przewodnik po Bali... Good

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W tym krótkim wstępie zapomniałam napisać, że jest tu również cudowny klimat. W trakcie naszego 14 - dniowego pobytu nie spadła ani jedna kropla deszczu, choć nad najwyższymi górami wisiały nierzadko czarne chmury i wydawało się, że lada moment rozpęta się tropikalna ulewa. Nawet trochę żałuję, że coś takiego, ale krótkotrwałego nam się nie przydarzyło.


Nie odczuwaliśmy również uciążliwych upałów, choć można się ich było spodziewać, gdyż wyspa leży kilka stopni poniżej równika. Niestety to położenie w pobliżu równika miało i swoją stronę ujemną - dzień trwa tutaj zaledwie 12 godzin. Słońce wschodzi koło 6.30, co nie ma szczególnego znaczenia, bo wtedy jeszcze się śpi, ale zachód około 18.30, to trochę zbyt wcześnie.

Skąd się wziął pomysł, by urlop spędzić właśnie na Bali ?


Lubimy południowo - azjatyckie klimaty - to pierwszy i zasadniczy powód, a drugi to, że wyjechać możemy tylko na przełomie lipca i sierpnia, a w tym okresie nie wszędzie w tym rejonie jest szansa na dobrą pogodę. A na Bali to właśnie od czerwca do września jest pełnia sezonu. Oczywiście nikt nie może zagwarantować, że cały czas będzie słonecznie, szczególnie ostatnio, kiedy to anomalie pogodowe zdarzają się coraz częściej.
Zasadniczy kierunek wybrany, teraz trzeba się zdecydować gdzie będzie nasza główna baza wypadowa. Ponieważ chcemy tam spędzić dwa tygodnie, rozważam pobyt w dwóch różnych miejscowościach. Może by tak tydzień na zachodnim wybrzeżu w rejonie Jimbaranu lub Semiyaku, a drugi tydzień na wschodzie w miejscowości Sanur lub Nusa Dua?


W końcu rezygnujemy z tego pomysłu. Bali to w końcu niewielka wyspa, nawet z jednego punktu będzie można stosunkowo łatwo dotrzeć do najbardziej interesujących nas miejsc.
Jak się w praktyce okazało to - stosunkowo łatwo - nie było do końca prawdą ze względu na kiepskie drogi i panujący na nich niesamowity ruch.

Po głębszym rozeznaniu wszystkich za i przeciw decydujemy się na Nusa Duę. Wprawdzie wiele osób uważa tę miejscowość za sztuczny twór, nie mający nic wspólnego z prawdziwą balijską atmosferą, to jednak miejsce to ma również swoje plusy.
Po intensywnym zwiedzaniu oraz powolnym przepychaniu się przez liczne korki uliczne przyjemnie jest zanurzyć się w tej oazie ciszy i spokoju, spacerować nadmorskim bulwarkiem podziwiając eleganckie hotele tonące w rozległych ogrodach czy wylegiwać się na czystej, niezatłoczonej plaży nie będąc bez przerwy nagabywanym przez natrętnych handlarzy. A w każdej chwili, jak się ma ochotę poobserwować życie codzienne Balijczyków, zjeść coś w lokalnej knajpce zwanej warungiem, czy pobuszować po bazarku wystarczy przejść kilkaset metrów do pobliskiego miasteczka. I już można pełną piersią chłonąć tę balijską atmosferę zarówno w dobrym, jak i nieco gorszym znaczeniu.


Wybieramy hotel Westin polecany zarówno przez znajomych, którzy spędzili w nim urlop, jak i sugerując się opiniami na Trip Advisorze, na których - jak dotąd - nie zawiedliśmy się.


Teraz pozostaje kwestia miasta tranzytowego. Na Bali nie ma bezpośrednich lotów z Europy. Turyści najczęściej korzystają z połączeń przez Bangkok, Hongkong, Singapur lub Kuala Lumpur. Wybieramy stolicę Malezji - Kuala Lumpur, gdyż nie znamy tego miasta.

Pozostaje pytanie na jakiego zdecydować się organizatora? Ostatecznie pada na Tomasa Cooka, bo to optymalna wersja czasowa ( niestety nie cenowa ).
A więc wszystko dograne, wpłacamy zaliczkę i czekamy na wyjazd. Ja w tym czasie zbieram wszelkie możliwe informacje na temat Bali i przygotowuję własną wersję wycieczek. Nawiązuję także kontakt z poleconym kierowcą, który będzie nas woził po wyspie.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Przelot z Gdańska do Frankfurtu organizujemy we własnym zakresie dzień wcześniej.
Następnego dnia wylatujemy koło południa z Frankfurtu do Kuala Lumpur malezyjskimi liniami. Lot trwa blisko 12 godzin, samolot nabity do ostatniego miejsca.
Miałam cichą nadzieję, że uda nam się zająć cały środkowy rząd i w pozycji horyzontalnej przetrwać te 10 tysięcy kilometrów. Ale niestety nic z tego!!!


Ja - jak zwykle - wpadam tylko w krótkie drzemki z zazdrością patrząc na sąsiadów pogrążonych w głębokim śnie i głośno chrapiących. Serwis przeciętny, bez jakiś szczególnych ochów i achów.

W Kuala Lumpur lądujemy wczesnym rankiem. Lotnisko - podobnie zresztą jak w innych południowo - azjatyckich metropoliach robi wrażenie. Najnowszy terminal zbudowano na skraju tropikalnej dżungli. Tuż za przeszklonymi ścianami, widoki zapierające dech, wszędzie cisza, spokój, mało ludzi. Lotnisko jakby wymarłe. Może dlatego, że o tak wczesnej porze mało samolotów startuje i ląduje.

Sprawna odprawa, przy wyjściu czeka na nas przedstawiciel Tomasa Cooka, by zawieźć nas do hotelu.


Hotel Equatorial znajduje się na przedmieściach stolicy. Stoi na wzgórzu w malowniczym ogrodzie z fajnym basenem.
Choć jest jeszcze wcześnie dostajemy swój pokój, w którym spędzimy tylko jedną noc. Chyba za dużo gości to tu nie mają. Wszędzie pustki i w restauracji i na basenie i w lobby. Potem się okaże, że odbywała się tu jakaś konferencja i jak była przerwa w obradach to się roiło od skośnookich biznesmenów.

Po śniadaniu wyruszamy na zwiedzanie miasta. Dzień jest słoneczny, ale o dziwo nie czuje się jeszcze upału. Po drodze do centrum obserwujemy jak szybko rozwija się stolica ( a może i cała Malezja???). To jeden wielki plac budowy. Powstają nowe osiedla mieszkaniowe o oryginalnej, choć trochę pretensjonalnej ( jak dla mnie ) architekturze, ogromne zakłady produkcyjne ( pewno tania siła robocza ), wielopasmowe autostrady i wiadukty.
Niestety, wszystko to kosztem tropikalnej przyrody.....

Pierwsze kroki kierujemy oczywiście w rejon Petronas Towers - dwóch jeszcze do niedawna najwyższych budynków świata. I tu znów niespodzianka, wcale nie ma tłumu ludzi, hałasu, spalin, korków na drogach, ani nachalnych sprzedawców. Tego wszystkiego, co nas tak męczyło w Bangkoku.


Jest za to dużo przestrzeni, parków, stawów no i tej egzotycznej zieleni....
Architektura okolicznych budynków - głównie biurowców znanych korporacji, banków, hoteli, jak również ekskluzywnych apartamentowców - jest także zachwycająca.



Wchodzimy do środka Petronas. Wewnątrz kłębi się spory tłumek turystów, którzy przybyli tu znacznie wcześniej, by mieć szanse podziwiania z góry panoramy miasta Nam to niestety nie udaje się No, ale nie ma się co dziwić. Jest przecież szczyt sezonu turystycznego, wjazd na górę jest za free, a widoki z pewnością rewelacyjne. A zatem rada dla innych turystów: windy zaczynają kursować od godziny dziewiątej i trzeba być sporo wcześniej, aby się załapać.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Lordziu, tylko Bali....

Mariola

lordowski (nieaktywny)
Obrazek użytkownika lordowski

szkoda... choć wiem , że i tak mnie zauroczysz tym miejscem,...

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Po Kuala Lumpur najlepiej poruszać się szybką, czystą, klimatyzowaną kolejką tzw. monorailem, bardzo podobnym do tego, który jeździ po Bangkoku.

Wysiadamy przy Petaling Street w sercu chińskiej dzielnicy. Tu już zupełnie inna atmosfera - ruch, tłok, mnóstwo sklepów i kramów oferujących wszelaką tandetę, taką typową chińszczyznę. Budynki też dosyć zaniedbane. Ta dzielnica w niczym nie przypomina nowoczesnej, sterylnej okolicy Pertonas Towers.


Na trasie naszego spaceru po chińskiej dzielnicy trafiamy na typowo hinduską światynię. Czyżby Chinole byli tak ekspansywni, że rozprzestrzenili się na dawne tereny hinduskie?
Chyba coś w tym musi być, bo wkrótce docieramy właśnie do dzielnicy hinduskiej. Tu również tłoczno i gwarno, a do tego jeszcze smrodliwie (curry - nienawidzę!!!!).
Jest także stara dzielnica malezyjska z charakterystycznymi drewnianymi domkami oraz meczetami z górującymi nad nimi minaretami. Na szczęście nawet w tych biednych dzielnicach nie widać żebraków lub dzieci proszących o drobne suweniry.

W końcu zrobiło się naprawdę gorąco, niestety KL nie leży nad morzem, więc powietrze wzbogacone spalinami i zapachami z knajpek i bazarków - dosłownie stoi.
Chyba już mamy dość atmosfery wielkiej metropolii Wschodu.

Chcemy się dostać na wzgórze Robson gdzie znajduje się największa chińska świątynia Thean Hou. Niestety transport publiczny tam nie dociera, szukamy taxi. Teraz dopiero widzimy zakorkowane miasto, może to godziny szczytu?


W końcu trafia się zdezelowana Toyota z trudem wspinająca się na zielone wzgórze zwieńczone świątynią.
Jest okazała (świątynia, nie Toyota) i owszem, ja jednak nie jestem fanką świątyń chińskich, wydają mi się zbyt jarmarczne, z tą dominacją złota i czerwieni. A tu jeszcze dodatkowo występują takie " elementy zdobnicze" jak jaskrawo kolorowe smoki, postaci z chińskiego horoskopu, jakieś rzeźby i figurki. Stanowczo za dużo tego wszystkiego....

Zmęczeni tą kakofonią barw, przypadkiem trafiamy na tył świątyni. Znajduje się tam zacieniony park, w którym jest całkiem pustawo. Jest i stawek z mnóstwem małych żółwików - to coś dla mnie.


Starszy Chińczyk, widząc moje zainteresowanie, objaśnia,że mają taki rytuał iż w momencie narodzin dziecka wierzący Chińczycy kupują małego żółwia i przynoszą go do tego świętego miejsca w intencji pomyślności dla tego nowo narodzonego dziecka. Podobno żółw to symbol długowieczności.

Słońce chyli się już ku zachodowi. Jakkolwiek sama świątynia nie powaliła nas, to jednak widok ze wzgórza na całe miasto jest urzekający.
W dole za lekką mgiełką (a może smogiem?) w promieniach zachodzącego słońca widać strzeliste Petronas Towers otoczone nowoczesnymi drapaczami, a także wysoką wieżę telewizyjną przy Merdeka Square, jak również większe i mniejsze meczety z monumentalnym Masjid Negara.

Powoli miasto zaczyna żyć nocnym życiem - zapalają się miliony nowoczesnych, kolorowych neonów, a wokół chińskiej dzielnicy tradycyjne czerwone lampiony...

Czas wracać do hotelu i coś przekąsić.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnego dnia samolot na trasie Kuala Lumpur - Denpasar mamy w samo południe.
Po śniadaniu jest więc trochę czasu na relaks w pięknym hotelowym ogrodzie.
I znów super pogoda, błękitne niebo, przy basenie może z pięć osób, cisza, spokój. Walizek prawie nie rozpakowywaliśmy - oprócz niezbędnego minimum - więc mamy z godzinkę na zanurzenie się w basenie i odpoczynek wśród tropikalnej przyrody przed kolejnym etapem podróży.

W końcu ruszamy na lotnisko, im bardziej się do niego zbliżamy, tym większe korki. Samo lotnisko ogromne, takiej ilości wielkich Jumbo Jetów i Airbusów jeszcze nie widziałam. Wylot mamy z innego terminalu, panuje tutaj ruch o wiele większy niż zaobserwowaliśmy wczoraj.


Teraz czeka nas trzy i pół godzinny lot tymi samymi malezyjskimi liniami. To już pestka w porównaniu z wczorajszymi 12 godzinami.


Jeszcze jeden rzut okiem na coraz bardziej pozostające w dole miasto otoczone zielonymi pagórkami. I już delikatna mgiełka zasnuwa ziemię.


Gdy wlatujemy nad morze widoczność się znacznie poprawia. Widać pofalowaną powierzchnię wody błyszczącą w słońcu i statki podążające w różnych kierunkach. Gdy jednak w pobliżu znajduje się jakaś wyspa, piętrzą się nad nią gęste chmury, przez które nic nie widać.


W pewnym momencie ukazuje się skupisko chmur, przez które przebijają się charakterystyczne ciemne stożki wulkanów. To chyba jest Jawa. Niestety pilot milczy jak zaklęty, o niczym nie informuje. Szkoda!
Parę razy zdarzało nam się lecieć z sympatycznymi pilotami, którzy objaśniali pasażerom co po drodze mijamy.

W końcu dolatujemy nad Bali - w dole ukazuje się ląd - wysokie klify opadające do morza. Samolot zniża lot i chwilę później ląduje na wychodzącym daleko w morze betonowym pasie.
Gdy schodziliśmy do lądowania zauważyłam coś dziwnego unoszącego się nad ziemią.

Początkowo myślałam, że to motolotnie czy coś podobnego, a były to gigantycznych rozmiarów latawce. Potem się okazało, że konstruowanie i puszczanie latawców to bardzo popularne tutaj hobby, którym się zajmują nie tylko mali chłopcy, ale głównie dorośli faceci.

Sam terminal w Denpasarze dość skromny, zatłoczony, słychać wokół wszystkie możliwe języki. Odprawa i odbiór bagaży trochę trwa.

Bali wita nas słoneczna pogodą, choć po niebie suną białe obłoczki, a nad centralną górzystą częścią wyspy piętrzą się czarne chmury.


Spotykamy przedstawiciela Tomasa Cooka ubranego tradycyjnie w sarong i z charakterystycznie zawiązaną na głowie chustką. Ma na imię Patu i prowadzi nas do czekającego przed terminalem auta.


W drodze do hotelu przekazuje nam podstawowe informacje.


Mijamy pomnik bohatera narodowego, będącego patronem lotniska Nguraha Roi i wpadamy na zatłoczoną dwupasmówkę wiodącą do Nusa Dua.


Zabudowa wzdłuż drogi jest dość chaotyczna. Obok rozpadających się chatek luksusowe wille miejscowych bogaczy, ozdobne balijskie świątynie, a tuż obok stragany z owocami i warzywami. Jest i Mac Donald z elementami zdobniczymi w tutejszym stylu, a także skromne lokalne knajpki.


Wokół tłoczą się wszelkiego rodzaju małe i duże auta, a przede wszystkim niezliczone motorki i skutery, na których jedzie nierzadko 4 - osobowa rodzinka. Ale trzeba przyznać, że ulice są całkiem czyste.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wreszcie docieramy do monumentalnej bramy wjazdowej prowadzącej do ND.

Wszystkie wjeżdżające tu samochody muszą się zatrzymać, a następnie są kontrolowane. Ochroniarze otwierają drzwi auta, przyglądają się pasażerom, często każą otworzyć bagażnik, a na końcu badają podwozie lusterkiem na kiju...

Nie wiem na ile skuteczne są te kontrole, jakby ktoś rzeczywiście chciał tu wwieźć bombę lub narkotyki, to by je mógł skutecznie ukryć. Jednak z psychologicznego punktu widzenia – my turyści – czujemy się po przekroczeniu tej magicznej bramy naprawdę bezpiecznie.

Tu już ruch jest niewielki, jeżdżą porządne, nowe samochody wynajmowane przez turystów wraz z kierowcą, busy wycieczkowe oraz bezpłatne autobusiki należące do galerii handlowo – usługowej Bali Collection – przewożące gości hotelowych, będących jednocześnie ich klientami, po całym terenie ND.

Wokół pięknie zaaranżowane tereny zielone, ronda z klombami, małymi świątyniami, stawki, rzeźby, latarenki no i kierunkowskazy do poszczególnych hoteli.

Za drzewami rozciąga się wielkie pole golfowe z idealnie utrzymaną trawką i jeziorkami.

Spacerujących bardzo mało, chyba ludzie jeszcze siedzą na plaży i przy basenach.

Wkrótce skręcamy w boczną drogę i znów brama wjazdowa, tym razem już do hotelu Westin. Uśmiechnięci ochroniarze witają nas skłonem głowy i złożonymi jak do modlitwy dłońmi, a następnie ….ponownie kontrolują.

I już jesteśmy w ogrodach otaczających nasz hotel. Znajduje się tu największe w ND centrum konferencyjne, właśnie mijamy jego nowoczesne budynki.

Podjeżdżamy pod wejście główne, gdzie znajduje się lobby, chłopacy wyjmują walizki, a piękne dziewczyny w balijskich strojach zakładają nam naszyjniki z pachnących kwiatów frangipani. W tle cymbalista wygrywa jakąś powitalną melodyjkę.

Lobby jest ogromne, wysokie na kilka pięter, nowoczesne, urządzone minimalistycznie, lecz z paroma lokalnymi elementami zdobniczymi.

W trakcie załatwiania formalności meldunkowych dostajemy chłodny ręczniczek i powitalnego drinka. Patu chce się z nami umówić na jutro w celu zaoferowania wycieczek. Dziękujemy mu jednak, mówiąc, że zwiedzać będziemy indywidualnie. I od tego momentu już nie jest taki miły, gdzieś się śpieszy, szybko się z nami żegna....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Pokój mamy z bocznym widokiem na morze, na wprost basenu położonego w pięknym ogrodzie.

Nie jest zbyt duży, wyposażenie standardowe jak w 5 gwiazdkowym hotelu. Wszystko jest nowe, tuż po remoncie kapitalnym. Jest spory sejf, czajnik z szerokim asortymentem kaw i herbat, kosz z owocami, po dwie butelki wody mineralnej na osobę ( codziennie uzupełniane), minibarek (odpłatnie), szlafroki, kapcie, torby plażowe i parasole przeciwdeszczowe - oby te ostatnie nam się nie przydały...

Ponieważ dość wcześnie zapada tu zmrok, chcemy jeszcze za dnia rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Ogród zadbany, piękna roślinność, ale jak na balijskie warunki niezbyt wielki od strony morza. Jak już wspomniałam z tyłu jest ogromny teren z kortami tenisowymi, boiskami i tym dużym centrum konferencyjnym.


Są dwa baseny, jeden ''głośny" ze zjeżdżalnią, wodospadem i swim up barkiem, a drugi cichy, gdzie nie ma żadnych animacji i gdzie nie siedzą rodziny z dziećmi. Są fajne stawki i sadzawki z wodną roślinnoscią i kolorowymi rybami. Wokół basenów dużo łóżek do opalania, zadaszone łoża z baldachimami i tzw kokony, czyli kosze wyłożone poduchami, w których można się całkowicie ukryć zasuwając górną ruchomą część.


Kilka restauracji i barków, wypożyczalnia sprzętu sportowego ( w tym rowerów), stanowisko z ręcznikami, gdzie nie potrzeba żadnych kart i brać ich można ile się chce.
Idąc w kierunku plaży (dosłownie parę kroków) mijamy rozrzucone w ogrodzie zadaszone werandki z wygodnymi materacami i poduchami, idealne miejsca na relaks bądź masaż..

Wzdłuż plaży , której część ocieniona jest liściastymi drzewami (niestety nie palemkami) biegnie deptak, choć to chyba zbyt szumna nazwa. Jest to po prostu dość wąska alejka spacerowa, ciągnąca się na przestrzeni kilku kilometrów. Można sobie nią iść na spacer i podziwiać rozlokowane wzdłuż niej hotele w pięknych ogrodach.

Plaża dość ładna, choć nie urzekająca, jasny piaseczek, bardzo czysto, non stop sprzątana z wodorostów, wyrzucanych przez morze. Choć w tym momencie gdy widzimy ją po raz pierwszy jest odpływ, a co za tym idzie woda odeszła sobie dość daleko , zostawiając małe kałuże i odsłaniając w niektórych miejscach martwą rafę koralową.


Tu także jest dużo łóżek plażowych ustawionych pod drzewami, dającymi doskonały naturalny cień, można więc się obyć bez parasoli.


Szkoda, że nie ma mowy o kąpieli w oceanie w czasie odpływu - o czym wcześniej wiedzieliśmy - pozostaje więc basen. Wokół niego sporo zieleni, także palm, jest duży, czysty i niezatłoczony. Woda przyjemna, choć nie za ciepła, rozkoszujemy się nią po wielogodzinnej podróży . Drugi niewielki basenik jest dość odizolowany od gwaru i ruchu.


Super, że już jesteśmy na miejscu!!!!

 

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap