Muzeum Pienińskie im. Józefa Szalaya zlokalizowane jest obecnie w budynku dawnej strażnicy granicznej w Szlachtowej koło Szczawnicy; zostało tu przniesione z tzw Dworku, po pożarze ; ciekawe miejsce.... muzeum jest malutkie a zgoromadzone zbiory tez nie imponują ilością, ponoć sporo eksponatów spłonęło niestety w poprzedniej lokalizacji
sporo tu starych cerkiewnych ikon z okolicznych cerkwii, różnych świątków, itd...
ale przede wszystkim wyposażenia góralskich domów, przeróżnych sprzętów, czyli wszystkiego co dotyczyło życia górali pienińskich w pierwszej połowie XX wieku
he he... jest nawet pradziadzio współczesnych MTB'ków
no i wrota od stodoły - jakiegos miłośnika snycerstwa!
znajdziemy tu tez poglądową Bacówkę
oraz ciekawy dział ze strojami ludowymi
bardzo zaciekawiły mnie szczególnie te stare szyldy, czyli takie malowane "godła" z nazwami domów, które dawniej zastępowały numery budynków w Szczawnicy
ciekawa rzecz.....
dalej jest sektor poświęcony znanym i mniej znanym mieszkańcom i bywalcom Szczawnicy i okolicznych pienińskich miejscowości
oraz sporo róznego rodaju drobiazgów, sprzętów, mebli z epoki....
spędzilismy tu może niecałą godzinkę, nie było żywego ducha przez cały czas, więc pozdejmowaliśmy nawet maseczki i oglądaliśmy sobie wszystko wygodnie ;
wychodzimy na zewnatrz... i ..... tadaaam! przestało padać! , choc nadal jest pochmurniasto....
na ogromniastym parkingu przed muzeum nadal nie ma nikogo oprócz nas
idziemy jeszcze pod taką wiatę na drugim końcu parkingu , pod którą stoją jakieś sanie i stare dłubanki
pięć takich czółen spina się razem i tworza one jedną tratwę, które obecnie pływają po Dunajcu wożąc turystów ( oczywiście te wciąż pływające są w nieco lepszym stanie niż te tutaj )
i żegnamy Muzeum Pienińskie - bardzo fajne i ciekawe miejsce, zwłaszcza jak ktoś lubi etnografię.... idealne na przeczekanie deszczyku...
później zaglądamy jeszcze w różne fajne miejsca... błąkamy się trochę nie mając dalszego planu na "mokry dzień" ..... przyglądamy się architekturze - tym razem wiejskiej, bo poruszamy sie po peryferiach Szczawnicy,
trzeba przyznać że bardzo fotogeniczne są takie stare domy okładane belowatymi dechami.... mają "duszę" w przeciwieństwie do tych współcześnie budowanych - nawet z bali
idziemy nawet na krótki szlak w okolicach ul. Kościelnej,
po drodze znaleźlismy dom, który ma tylko sam dach! ale fajny! ....
docieramy nad najwyższy wodospad Pienin! ha ha ha...!!! ale nie spodziewajcie się tu Niagary, bo ten najwyższy pieniński wodospad, to raczej wodny próg! , nie grzeszy zadziwiającą wielkością ani wysokością - bo tej ma raptem 5 m ! ale bardzo malownicze to miejsce....
To wodospadzik zwany Zaskalnik ;
utworzył się na niewielkim, bo około 10 kilometrowym Sopotnickim Potoku, który dalej łączy się z Grajcarkiem, a ten, jak juz wiecie wpada do Dunajca.
do tego wodospadu można zejść niżej , ale to zejście jest dość strome i niebezpieczne, zwłaszcza po tak śliskich kamieniach po deszczu jakie mamy tu dziś.... , nawet trochę próbujemy, ale jednak ślisko jest potwornie, wiec dajemy spokój.... nie mamy dziś na nogach naszych buciorów górskich tylko zwykłe adidaski, bo nie przewidzieliśmy wizyty tutaj... więc nie ryzykujemy....
idziemy sobie dalej wzdłuż Sopotnickiego potoku.... który dalej płynie sobie wartko, ale juz bez żadnych wodospadzików
pełno tu w drzewach maleńkich ptaszków...., nie wiem co to za ptaszorki? bo nie znam się; mój małż jest bardziej "ptaszkowy" jak ja i dużo więcej wie na ten temat, ale takiego maleństwa nie rozpoznał... ptaszynki miały może ze 4 -5 cm wielkości ... no maciupeńkie takie....
no faktycznie... Nel ma rację ! 4 dni tu nie zaglądałam i ..... nie ma ani jednego słówka od Was! (no wiem.... może i czytacie po cichu? ale to nie mobilizuje jakoś.... )
no ale skoro zaczęłam - to i skończę....
niedaleko za "Zaskalniakiem" idąc cały czas leśną drogą stoi sobie ładna drewniana Kapliczka na tzw. Sewerynówce
jeszcze kilka "rzutów okiem" na ten mini-wodospadzik...
he he... podobno szum wody uspokaja.... mnie aż uśpił
i docieramy do urokliwej Kapliczki na Sewerynówce; pięknie tutaj... wokół tylko las i ptaki.... i nikogo tu nie ma!
ta leśna kapliczka na Sewerynówce powstała w 1933 r.; jest to obiekt całkowicie drewniany z niewielką wieżyczką nad dachem zwieńczoną krzyżem; wnetrza tej kaplicy to piękna ludowa sztuka rzeźbiona w drewnie przez lokalnego artystę; zaglądałąm przez niewielką szybkę w drzwiach, ale... widocznośc była fatalna; zaparowane szyby po deszczu, ciemno w środku nie pozwoliły zrobic żadnej dobrej fotki, a szkoda, bo wnętrze naprawdę zachwyca, szczególnie ten przeciekawy żyrandol zwisający u sufitu, w całości rzeźbiony w drewnie. Istne snycerskie cudo!
ozdobniki w oknach również rzeźbione w drewnie...
taką jedną "padaczkę" środka udało mi się zrobić przez brudną szybkę.....
jedna fotka wnętrza tejże Kapliczki z sieci
prawda, że urocze te rzeźbione dekoracje w drewnie?
Asia, Nel, Huragan- Uszanowanko! Kłaniam się nisko
Nel, tak , te ozdoby w kapliczkowych oknach to takie "drewniane witraże" czyli coś, co miąło je zastapić- wszystkie te snycerskie cuda- wyszły spod ręki bardzo cenionego tu w Sczawnicy lokalnego artysty rzeźbiarza - Pana Henryka Zachwieji znanego tu jako "Baltazar" , niestety już nie żyjącego ;
Huragan, zgadza się, takie muzea i skanseny mamy na szczęście tylko do oglądania dawnego życia; dzisiaj nikt (nawet z sentymentu) nie wróci raczej do prania na tarze ; ja tez nie zazdroszczę naszym przodkom takich warunków zycia! ale z drugiej strony.... innych przecież nie znali; jesli ktos nie urodził sie w Pałacu czy we Dworze- wiódł życie raczej ciężkie i trudne (pomijając juz same te straszne czasy: powstania, zabory, wojny) , ale my tez dziś nie znamy tego, co będzie za 50/100 lat - i nam tego nie brakuje.... a nasi wnukowie nie będą sobie mogli bez tego czegoś wyobrazić sobie życia! - ano taka kolej rzeczy....
dzis zabiorę Was w tzw. Pieniny kulturalnie , czyli pospacerujemy po sercu Szczawnicy.....
zapraszam zatem na Plac Dietla
Szczawnica- jako uzdrowisko istnieje już nieomalże 200 lat!
Przez ten czas się pięknie rozwijała, rozbudowywała, piękniała i zachwycała.... była "modnym" miejscem spotakań elit i artystów, którzy przybywali tu na kuracje , potem nadeszły czasy wojny, podczas ktorej kurort nie ucierpiał w zasadzie w ogóle, ale po wojnie - "zagłady" tego miejsca dokonały czasy nowej Polski....
Szczawnica w czasach komuny strasznie bowiem podupadła.... i taką ją właśnie pamiętam.... szarą, burą, w ruinie (może nie sypiacej się jeszcze, ale mocno już podupadłej) takie to było smutne miejsce w pieknych okolicznościach przyrody!
a dziś?
Plac Dietla błyszczy dziś dawnym blaskiem ( po szczęśliwie zakończonym procesie starających się spadkobierców o odzyskanie dóbr ich pradziadka!) , ale o tym za chwil kilka....
Sięgając wstecz do kart historii trzeba pamiętać przede wszystkim o trzech najbardziej istotnych nazwiskach związanych ze Szczawnicą:
1) Józef Szalay ( 1802-1876) - który pochodził z rodziny węgierskiej; a który uznawany jest za twórcę uzdrowiska w Szczawnicy; jego ambicją było uczynienie ze Szczawnicy uzdrowiska dorównującego najbardziej znanym europejskim kurortom; to z jego inicjatywy zbudowano tu pierwsze łazienki, restauracje, oraz pensjonaty będące do dziś wzorem polskiego budownictwa uzdrowiskowego.
2) Józef Dietl (1804-1878)–, rektor UJ w Krakowie, lekarz balneologii, której był twórcą, propagator polskich uzdrowisk i zasłużony obywatel dla Szczawnicy; to właśnie pan Dietl pierwszy sklasyfikował polskie wody lecznicze i dzięki niemu stały się „modne” polskie sanatoria, m. in.: Szczawnica, Krynica, Rabka i Iwonicz.
3) i wreszcie ostatni: Adam Stadnicki (1882-1982)– hrabia, w którego żyłach płynęła po kądzieli krew Sapiehów; posiadacz ziemski na ogromną skalę, m.in. Szczawnica znalazła się wśród jego licznych dóbr, którą zakupił od Krakowskiej Akademii Umiejętności w 1909 roku ; to on zmodernizował tutejsze ujęcia wód mineralnych i wybudował nowoczesne Inhalatorium z jedynymi wówczas w Polsce komorami pneumatycznymi; Po wojnie cały majątek hrabiego został rzecz jasna skonfiskowany na rzecz nowej Polski, i podzielił los tysięcy takich miejsc.... i potrzeba było aż 60 lat, żeby jego spadkobiercy odzyskali ponownie prawowitą właśność rodziny!
spadkobiercy przedwojennego właściciela uzdrowiska, hrabiego Adama Stadnickiego po odzyskaniu prawa własności wielu tych obiektów przystąpili do dzieła i dokonali tu nieomalże cudu! ( pomagając cudowi unijnymi dotacjami) bowiem przywrócili temu miejscu dawny blask, bo patrząc na to wszystko wokół, widać, że grosza nie poskąpili i dawny Plac Dietla przeszedł taką metamorfozę, że dziś , dzięki tej wspaniałej rewitalizacji wygląda niczym kurort w alpejskim stylu!, bowiem dawna zabudowa placu wzorowana była na architekturze austriackiej i szwajcarskiej
My bylismy tu dwukrotnie w rózne dni, więc pewnie zauwazycie róznicę, bo pora dnia była rózna
patrząc na to wszystko - bardzo ciężko mi uwieżyć, że te piękne drewniane zabytkowe budynki - to są te same obdrapane "rudery" które straszyły tu jeszcze 20-kilka lat temu.....
wówczas miejsce mocno podupadłe, wręcz okropne! , żeby nie powiedzieć obraz nędzy łamane przez rozpaczy! bo miejsce to było doprawdy strasznie smutne i zapuszczone w swej upadłości! no i.... minęły dwie dekady i co widzę? Plac Dietla po całkowitym rebrandingu!
słynna Cafe Helenka - znajdującą się dziś w odbudowanym budynku ( 1862 r) w dawnej, eleganckiej Galerii Spacerowej
Willa „Stara Kancelaria” w Szczawnicy – to zabytkowa willa w Szczawnicy, pod numerem Pl.Dietla 3 – najbardziej na południe wysunięty budynek zachodniej pierzei placu.
nie wiem, czy nalezy do spadkobiercow ostatniego hrabiego? - bo mimo romantycznego wyglądu, ktory nadal jej czas.... nie jest pieczołowicie odnowiona, czy zabraklo funduszy?
tynki, jak i drewniana snycerka - aż błagają o remont....
i opuszczamy to urokliwe miejsce.....
w centrum mijamy calkiem nowy hotel "Szczawnica Park resort $Spa" ponoc najlepszy w mieście
i na naszym balkoniku probujemy wody z pija;ki, ktorą zakupilismy sobie na paomiatkę w Pijalni na Pl. Dietla
( to jest juz moja ósma "uzdrowiskowa" pijałka przywleczona do domu )
Muzeum Pienińskie im. Józefa Szalaya zlokalizowane jest obecnie w budynku dawnej strażnicy granicznej w Szlachtowej koło Szczawnicy; zostało tu przniesione z tzw Dworku, po pożarze ; ciekawe miejsce.... muzeum jest malutkie a zgoromadzone zbiory tez nie imponują ilością, ponoć sporo eksponatów spłonęło niestety w poprzedniej lokalizacji
sporo tu starych cerkiewnych ikon z okolicznych cerkwii, różnych świątków, itd...
ale przede wszystkim wyposażenia góralskich domów, przeróżnych sprzętów, czyli wszystkiego co dotyczyło życia górali pienińskich w pierwszej połowie XX wieku
he he... jest nawet pradziadzio współczesnych MTB'ków
no i wrota od stodoły - jakiegos miłośnika snycerstwa!
znajdziemy tu tez poglądową Bacówkę
oraz ciekawy dział ze strojami ludowymi
bardzo zaciekawiły mnie szczególnie te stare szyldy, czyli takie malowane "godła" z nazwami domów, które dawniej zastępowały numery budynków w Szczawnicy
ciekawa rzecz.....
dalej jest sektor poświęcony znanym i mniej znanym mieszkańcom i bywalcom Szczawnicy i okolicznych pienińskich miejscowości
oraz sporo róznego rodaju drobiazgów, sprzętów, mebli z epoki....
spędzilismy tu może niecałą godzinkę, nie było żywego ducha przez cały czas, więc pozdejmowaliśmy nawet maseczki i oglądaliśmy sobie wszystko wygodnie ;
wychodzimy na zewnatrz... i ..... tadaaam! przestało padać! , choc nadal jest pochmurniasto....
na ogromniastym parkingu przed muzeum nadal nie ma nikogo oprócz nas
idziemy jeszcze pod taką wiatę na drugim końcu parkingu , pod którą stoją jakieś sanie i stare dłubanki
pięć takich czółen spina się razem i tworza one jedną tratwę, które obecnie pływają po Dunajcu wożąc turystów ( oczywiście te wciąż pływające są w nieco lepszym stanie niż te tutaj )
i żegnamy Muzeum Pienińskie - bardzo fajne i ciekawe miejsce, zwłaszcza jak ktoś lubi etnografię.... idealne na przeczekanie deszczyku...
Piea
później zaglądamy jeszcze w różne fajne miejsca... błąkamy się trochę nie mając dalszego planu na "mokry dzień" ..... przyglądamy się architekturze - tym razem wiejskiej, bo poruszamy sie po peryferiach Szczawnicy,
trzeba przyznać że bardzo fotogeniczne są takie stare domy okładane belowatymi dechami.... mają "duszę" w przeciwieństwie do tych współcześnie budowanych - nawet z bali
idziemy nawet na krótki szlak w okolicach ul. Kościelnej,
po drodze znaleźlismy dom, który ma tylko sam dach! ale fajny! ....
docieramy nad najwyższy wodospad Pienin! ha ha ha...!!! ale nie spodziewajcie się tu Niagary, bo ten najwyższy pieniński wodospad, to raczej wodny próg! , nie grzeszy zadziwiającą wielkością ani wysokością - bo tej ma raptem 5 m ! ale bardzo malownicze to miejsce....
To wodospadzik zwany Zaskalnik ;
utworzył się na niewielkim, bo około 10 kilometrowym Sopotnickim Potoku, który dalej łączy się z Grajcarkiem, a ten, jak juz wiecie wpada do Dunajca.
do tego wodospadu można zejść niżej , ale to zejście jest dość strome i niebezpieczne, zwłaszcza po tak śliskich kamieniach po deszczu jakie mamy tu dziś.... , nawet trochę próbujemy, ale jednak ślisko jest potwornie, wiec dajemy spokój.... nie mamy dziś na nogach naszych buciorów górskich tylko zwykłe adidaski, bo nie przewidzieliśmy wizyty tutaj... więc nie ryzykujemy....
idziemy sobie dalej wzdłuż Sopotnickiego potoku.... który dalej płynie sobie wartko, ale juz bez żadnych wodospadzików
pełno tu w drzewach maleńkich ptaszków...., nie wiem co to za ptaszorki? bo nie znam się; mój małż jest bardziej "ptaszkowy" jak ja i dużo więcej wie na ten temat, ale takiego maleństwa nie rozpoznał... ptaszynki miały może ze 4 -5 cm wielkości ... no maciupeńkie takie....
Piea
ale fajne te sanie !!
kiedyś to bywały prawdziwe zimy... sanie , futra, trzaskające mrozya teraz to sanki na kółkach muszą byc he he
No trip no life
no faktycznie... Nel ma rację ! 4 dni tu nie zaglądałam i ..... nie ma ani jednego słówka od Was! (no wiem.... może i czytacie po cichu? ale to nie mobilizuje jakoś.... )
no ale skoro zaczęłam - to i skończę....
niedaleko za "Zaskalniakiem" idąc cały czas leśną drogą stoi sobie ładna drewniana Kapliczka na tzw. Sewerynówce
jeszcze kilka "rzutów okiem" na ten mini-wodospadzik...
he he... podobno szum wody uspokaja.... mnie aż uśpił
i docieramy do urokliwej Kapliczki na Sewerynówce; pięknie tutaj... wokół tylko las i ptaki.... i nikogo tu nie ma!
ta leśna kapliczka na Sewerynówce powstała w 1933 r.; jest to obiekt całkowicie drewniany z niewielką wieżyczką nad dachem zwieńczoną krzyżem; wnetrza tej kaplicy to piękna ludowa sztuka rzeźbiona w drewnie przez lokalnego artystę; zaglądałąm przez niewielką szybkę w drzwiach, ale... widocznośc była fatalna; zaparowane szyby po deszczu, ciemno w środku nie pozwoliły zrobic żadnej dobrej fotki, a szkoda, bo wnętrze naprawdę zachwyca, szczególnie ten przeciekawy żyrandol zwisający u sufitu, w całości rzeźbiony w drewnie. Istne snycerskie cudo!
ozdobniki w oknach również rzeźbione w drewnie...
taką jedną "padaczkę" środka udało mi się zrobić przez brudną szybkę.....
jedna fotka wnętrza tejże Kapliczki z sieci
prawda, że urocze te rzeźbione dekoracje w drewnie?
Piea
Piea, czytam. Chętnie kiedyś odwiedzę te miejsca. Idziemy dalej?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Mi bardzo przypadły do gustu okna kapliczki , mega oryginalne
czy jak żrandol też są z drewna autorstwa lokalnego artysty ?
No trip no life
Fajnie sobie w takich muzeach poogladac jak kiedys ludzie zyli,ale szczerze mowiac to im tych warunkow nie zazdroszcze-szczegolnie sanitarnych.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Asia, Nel, Huragan- Uszanowanko! Kłaniam się nisko
Nel, tak , te ozdoby w kapliczkowych oknach to takie "drewniane witraże" czyli coś, co miąło je zastapić- wszystkie te snycerskie cuda- wyszły spod ręki bardzo cenionego tu w Sczawnicy lokalnego artysty rzeźbiarza - Pana Henryka Zachwieji znanego tu jako "Baltazar" , niestety już nie żyjącego ;
Huragan, zgadza się, takie muzea i skanseny mamy na szczęście tylko do oglądania dawnego życia; dzisiaj nikt (nawet z sentymentu) nie wróci raczej do prania na tarze ; ja tez nie zazdroszczę naszym przodkom takich warunków zycia! ale z drugiej strony.... innych przecież nie znali; jesli ktos nie urodził sie w Pałacu czy we Dworze- wiódł życie raczej ciężkie i trudne (pomijając juz same te straszne czasy: powstania, zabory, wojny) , ale my tez dziś nie znamy tego, co będzie za 50/100 lat - i nam tego nie brakuje.... a nasi wnukowie nie będą sobie mogli bez tego czegoś wyobrazić sobie życia! - ano taka kolej rzeczy....
Piea
dzis zabiorę Was w tzw. Pieniny kulturalnie , czyli pospacerujemy po sercu Szczawnicy.....
zapraszam zatem na Plac Dietla
Szczawnica- jako uzdrowisko istnieje już nieomalże 200 lat!
Przez ten czas się pięknie rozwijała, rozbudowywała, piękniała i zachwycała.... była "modnym" miejscem spotakań elit i artystów, którzy przybywali tu na kuracje , potem nadeszły czasy wojny, podczas ktorej kurort nie ucierpiał w zasadzie w ogóle, ale po wojnie - "zagłady" tego miejsca dokonały czasy nowej Polski....
Szczawnica w czasach komuny strasznie bowiem podupadła.... i taką ją właśnie pamiętam.... szarą, burą, w ruinie (może nie sypiacej się jeszcze, ale mocno już podupadłej) takie to było smutne miejsce w pieknych okolicznościach przyrody!
a dziś?
Plac Dietla błyszczy dziś dawnym blaskiem ( po szczęśliwie zakończonym procesie starających się spadkobierców o odzyskanie dóbr ich pradziadka!) , ale o tym za chwil kilka....
Sięgając wstecz do kart historii trzeba pamiętać przede wszystkim o trzech najbardziej istotnych nazwiskach związanych ze Szczawnicą:
spadkobiercy przedwojennego właściciela uzdrowiska, hrabiego Adama Stadnickiego po odzyskaniu prawa własności wielu tych obiektów przystąpili do dzieła i dokonali tu nieomalże cudu! ( pomagając cudowi unijnymi dotacjami) bowiem przywrócili temu miejscu dawny blask, bo patrząc na to wszystko wokół, widać, że grosza nie poskąpili i dawny Plac Dietla przeszedł taką metamorfozę, że dziś , dzięki tej wspaniałej rewitalizacji wygląda niczym kurort w alpejskim stylu!, bowiem dawna zabudowa placu wzorowana była na architekturze austriackiej i szwajcarskiej
My bylismy tu dwukrotnie w rózne dni, więc pewnie zauwazycie róznicę, bo pora dnia była rózna
patrząc na to wszystko - bardzo ciężko mi uwieżyć, że te piękne drewniane zabytkowe budynki - to są te same obdrapane "rudery" które straszyły tu jeszcze 20-kilka lat temu.....
wówczas miejsce mocno podupadłe, wręcz okropne! , żeby nie powiedzieć obraz nędzy łamane przez rozpaczy! bo miejsce to było doprawdy strasznie smutne i zapuszczone w swej upadłości! no i.... minęły dwie dekady i co widzę? Plac Dietla po całkowitym rebrandingu!
słynna Cafe Helenka - znajdującą się dziś w odbudowanym budynku ( 1862 r) w dawnej, eleganckiej Galerii Spacerowej
Willa „Stara Kancelaria” w Szczawnicy – to zabytkowa willa w Szczawnicy, pod numerem Pl.Dietla 3 – najbardziej na południe wysunięty budynek zachodniej pierzei placu.
nie wiem, czy nalezy do spadkobiercow ostatniego hrabiego? - bo mimo romantycznego wyglądu, ktory nadal jej czas.... nie jest pieczołowicie odnowiona, czy zabraklo funduszy?
tynki, jak i drewniana snycerka - aż błagają o remont....
i opuszczamy to urokliwe miejsce.....
w centrum mijamy calkiem nowy hotel "Szczawnica Park resort $Spa" ponoc najlepszy w mieście
i na naszym balkoniku probujemy wody z pija;ki, ktorą zakupilismy sobie na paomiatkę w Pijalni na Pl. Dietla
( to jest juz moja ósma "uzdrowiskowa" pijałka przywleczona do domu )
Piea
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia