--------------------

____________________

 

 

 



Bali - dlaczego warto tam jechać ?

104 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ostatnim punktem naszego dzisiejszego programu jest Sanur. - kurort położony we wschodniej części wyspy, widoczny jest nocą z plaży w ND jego oświetlony nadmorski bulwar.

Po drodze zajeżdżamy jeszcze do jednej świątyni, której nazwy nie pamiętam. Putu chce nam chyba zrekompensować niemiłe wrażenia z Besakih.. Przed świątynią na podwyższeniu znajduje się duży zadaszony pawilon bez bocznych ścian - tu odbywają się rytualne tańce w czasie uroczystości religijnych.


Świątynia nie jest tak wielka, ani malowniczo położona jak poprzednio oglądana, tym niemniej bardzo urokliwa. Ogromnym atutem jest fakt, że jesteśmy tu sami i możemy w spokoju obejrzeć wszystkie budowle i przejść się alejkami i schodkami wśród pięknie utrzymanej roślinności.


W pewnym momencie zauważam stare drzewo rosnące w pobliżu wejścia. Gruby pień i powyginane gałęzie porastają różnorodne i różnokolorowe mchy, porosty, paprocie i orchidee. To drzewo - pomimo, że bezlistne - stało się żywicielem dla tych różnych gatunków roślin - pasożytów, i wygląda bardzo oryginalnie. A może te pasożyty je wykończyły????

 

Gdy dojeżdżamy do Sanuru pojawia się nad nami bezchmurne niebo.. To jednak jest prawidłowość z tą ładną pogodą na wybrzeżu. Parkujemy w wąskiej uliczce prowadzącej do morza.

Sanur to była niegdyś wioska rybacka, ale już w latach trzydziestych 20 wieku powstał tu jeden z pierwszych hoteli na wyspie, w którym zatrzymywali się zagraniczni artyści. W drugiej połowie ubiegłego wieku nastąpił boom turystyczny i powstało wiele hoteli wzdłuż plaży..

Plaża ma podobny charakter jak w ND, morze jest spokojne, chronione przed wysokimi falami rafą koralową. Podczas gdy w ND wzdłuż plaży stoją wyłącznie hotele, w Sanurze hotele mieszają się z domami tubylców.. Niektórzy uznają to za duży plus, że nie mieszkają w zamkniętej enklawie turystycznej i w każdej chwili mogą się wmieszać w lokalną społeczność, obserwować codzienne życie mieszkańców, zjeść w tej samej knajpce, co oni, bądź zrobić zakupy w małym sklepiku.


Wychodzimy na deptak biegnący wzdłuż plaży. O tej porze panuje tu duży przedwieczorny ruch. Czynnych jest pełno sklepików z pamiątkami, salonów masażu, knajpek. Plaża jest piaszczysta, ale znacznie bardziej zaniedbana niż w ND. Nie jest brudna, ale pełno na niej wodorostów. Niektóre hotele ładne, ale generalnie o niższym standardzie niż w ND.

Zazdroszczę widoku na najwyższe pasmo górskie. W kierunku północnym rozciąga się wspaniała panorama stożków wulkanicznych skąpanych w zachodzącym słońcu.


W Sanurze jest też kilka interesujących świątyń, ale muszę przyznać, że na dziś mam już całkowity przesyt ich widoku.


Wizytę w Sanurze kończymy w plażowej knajpce pod palmami...

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisek, dobrze, że przenosisz relację ! Jest naprawdę bardzo pomocna w planowaniu wyjazdu na Bali !

Jeżeli mogę, dodam tylko swoje spostrzeżenie na temat masaży (pytała Ewelina). W Tajlandii i na Bali korzystałam codziennie z masaży, tylko hotelowych. Uważam, że na Bali są trochę lepsze, byłam również dwa razy w hotelu Ayana (wcześniej umawia się telefonicznie bo ruch w spa duży!) i tam zaznałam najlepszych masaży w życiu, nie mówiąc o doznaniach wzrokowych w spa na skale !!! I tak jak pisała Apisek- dojazd taxi.

Pozdrawiam

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Dzięki, Plumeria. My nie jesteśmy zbyt wielkimi fanami masażów i dlatego nie za bardzo się na tym znam. Mieliśmy tym razem masaże za free w pakiecie hotelowym - no to skorzystaliśmy - ale nie mam wielkiej skali porównawczej, bo w Taj, to był taki prymitywny, plażowy, a tutaj bardziej zwracałam uwagę na bajkową scenerię niż na sam masaż.

Dzisiaj jedziemy do Ubudu - pięknie położonego miasteczka, będącego tradycyjną stolicą życia artystyczno - kulturalnego na Bali.


Zostawiliśmy go sobie " na deser" - to już ostatnia nasza dalsza wycieczka.
W czasie jazdy wypytuję Putu o życie codzienne mieszkańców, on również jest zainteresowany polską codziennością. I tak sobie gawędząc walczymy z korkami.

Bagi przyjechał do ND "za chlebem", gdyż w biednym rejonie, z którego pochodzi, nie miał szansy na znalezienie pracy. Samochód, którym nas wozi nie należy do niego, on jest po prostu kierowcą, który otrzymuje jedynie niewielką część pieniędzy płaconych przez nas - znakomitą resztę zatrzymuje szefostwo.


Ma żonę i dwóch małych synków.. Przed narodzinami chłopców żona pracowała jako masażystka, teraz nie mają z kim zostawić dzieci, bo rodziny są daleko stąd. A więc żona zajmuje się dziećmi i żyją we czwórkę ze skromnych zarobków Putu. Wynajmują jeden pokój w kilkupokojowym mieszkaniu, w pozostałych również mieszkają wieloosobowe rodziny.


Tacy ludzie jak Putu i jego rodzina nie są ubezpieczeni. W ich sytuacji choroba - to istny dramat.. Tylko niewielu Balijczyków stać na leczenie u prywatnych lekarzy lub w klinikach, choć sporo takich istnieje.. Wielu nadal korzysta z usług tradycyjnych uzdrowicieli i szamanów, bo to taniej wychodzi – mniej się płaci za leczenie i naturalne medykamenty.

Pomimo, że Bali jest obecnie najbogatszą wyspą Indonezji, życie przeciętnego człowieka nie jest tu lekkie.


Obowiązuje system kastowy, podobnie jak w Indiach. Istnieją cztery kasty: kapłani, wyższa arystokracja, niższa arystokracja i cała reszta.


Trzy pierwsze uprzywilejowane kasty obejmują zaledwie 3 % całego społeczeństwa, a pozostałe 97 % z trudem wiąże koniec z końcem. Każdy Balijczyk rodzi się bowiem w określonej kaście i pozostaje w niej aż do śmierci. Bagiemu nie mieści się w głowie - jak mu mówimy, że w Polsce - ktoś urodzony w biednej wiejskiej rodzinie może zostać przykładowo ministrem, albo że bogata, wykształcona dziewczyna poślubia
,kogoś znacznie uboższego i z niższym wykształceniem, a rodzina to w pełni akceptuje.

Rodziny trzymają się bardzo blisko, pomagają sobie wzajemnie. To samo dotyczy mieszkańców wsi, czy sąsiadów w miasteczkach - ludzi tych łączy silna więź i poczucie wspólnoty. Wyglądają na szczęśliwych, stale się uśmiechają, rzadko są zdenerwowani czy podnoszą głos.

Po drodze mijamy wzgórza z tarasami ryżowymi, nie są to jednak jeszcze te najsłynniejsze.

I tak sobie rozmawiając zbliżamy się powoli do magicznego Ubudu. Nazwa miejscowości pochodzi od balijskiego słowa "ubad" oznaczającego lekarstwo, gdyż w okolicznej dżungli rosną liczne zioła, mające właściwości lecznicze..


Miasteczko jest bardzo malowniczo położone wśród wzgórz porośniętych tropikalną dżunglą, poprzecinaną głębokimi wąwozami górskich rzek.
Już w latach 20, 30 ubiegłego wieku przybywali tu europejscy artyści, by szukać inspiracji dla swojej twórczości na bazie tutejszej kultury i sztuki. Wielu z nich zauroczonych okolicą - osiadło tu na stałe.
Współpracowali ściśle z artystami balijskimi, uczyli ich nowych technik, a także popularyzowali ich sztukę poza granicami Bali.. To wzajemne obcowanie ze sobą artystów zagranicznych z utalentowanymi tubylcami jeszcze bardziej przyczyniło się do rozkwitu Ubudu, jako miasta artystów.

Dojeżdżamy do centrum od strony Małpiego Lasu. Początkowo nie bardzo mieliśmy ochotę odwiedzić to miejsce. Wyobrażałam sobie: las - małpy - tłumy ludzi - i handlarzy.. Fakt, że było to wszystko, ale i coś ponad to...wiele uroczych balijskich akcentów.. W zacienionej dżungli widzimy sporo moich ulubionych drzew - figowców bengalskich, ogromnych, rozrośniętych ze zwisającymi do samej ziemi korzeniami. W niektórych miejscach oplatają one rzeźby i posągi. Są tu także świątynie i malownicze mostki. Wszystkie rzeźby oraz świątynie wyglądają na stare, zniszczone, przez gorący wilgotny klimat, porośnięte warstwą mchu. Stwarza to dostojny, niepowtarzalny klimat, podobno całe to miejsce jest święte i przybywają tu pielgrzymi, by odprawiać modły.

Główna ulica, pomimo że jest jeszcze wcześnie jest już mocno zatłoczona.. Dopiero w bocznej uliczce udaje nam się zaparkować auto. Bagi tu będzie na nas czekał do skutku. Trudno nam po prostu przewidzieć, na ile spodoba się nam atmosfera miasteczka, a zatem ile czasu zajmie jego zwiedzanie..


Na głównej ulicy więcej turystów, niż miejscowych. Szkoda tylko, że nie zamknęli jej dla ruchu samochodowego, bo chodniki są dość wąskie. Pewno jak je budowali nikt nie przewidział aż takiego najazdu turystów.


Wzdłuż ulicy stoją niewysokie domki, niektóre bardzo ładne w balijskim stylu, inne trochę bardziej nowoczesne. Prawie we wszystkich na poziomie ulicy znajdują się sklepiki, galerie artystyczne, knajpki, biura podróży, agencje wynajmujące wille wakacyjne lub oferujące miejsca w hotelikach..


Na wystawach butików oryginalne kreacje szyte ręcznie - w zawrotnych cenach, a obok zbliżone podróbki kilka razy tańsze. Niestety podobne to one były tylko przez szyby wystawowe. Jak je dokładnie obejrzałam i pomacałam to podobieństwo zniknęło.. W butiku suknia była z cieniuteńkiego jedwabiu, pięknie wykończona, a podróba z jakiegoś syntetycznego, ze zwisającymi w szwach nitkami. Tak więc zakupy nie doszły do skutku....


Na ulicy coraz tłoczniej. Nic dziwnego...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ubud to taki centralny punkt dla turystów o bardzo różnorodnych zainteresowaniach.

Wszystkie wycieczki w głąb wyspy mają tę miejscowość w swoich programach.. Być na Bali i nie odwiedzić Ubudu - to się wręcz w głowie nie mieści.


Wielu bogatych cudzoziemców przybywa tu w celu zrobienia zakupów. Można tu nabyć oryginalne obrazy i rzeźby, zamówić autentyczne balijskie meble wg własnego projektu, wspaniałe tkaniny, biżuterię i inne - różnego rodzaju- wyroby artystycznego rzemiosła.


Ale i turyści o niezbyt zasobnych portfelach znajdą tu również szeroką gamę pamiątek czy ciuszków.. Jest też mnóstwo tandety i szmiry, ale i to chętnie nabywane jest przez tłumy skośnookich turystów.

Do Ubudu przyjeżdżają prawdziwi koneserzy sztuki. W tej niewielkiej miejscowości oraz w najbliższej okolicy znajduje się kilkadziesiąt muzeów, galerii czy wystaw, tak więc fani muzealni mogą tu spędzić nawet kilka dni. My nie jesteśmy aż tak zainteresowani dziełami sztuki i wystarczy nam obejrzenie wystaw sklepowych z obrazami oraz plakatów zachęcających do odwiedzenia muzeów.

Ponadto w rejonie Ubudu znajdują się górskie rzeki, na których odbywają się raftingi, a więc wszyscy biorący udział w tej dość popularnej tu atrakcji, muszą przejechać przez Ubud i choć na chwilę się tu zatrzymać. Podobnie jak uczestnicy safari na słoniach, które to też oferowane są w najbliższej okolicy, chętni do odwiedzenia małego zoo oraz parku motyli.

Dla mnie najciekawsze są ogrody na zapleczach restauracji lub galerii artystycznych. To takie ukwiecone podwóreczka lub patia z rzeźbami, sadzawkami, ławeczkami, fontannami. I tu od razu znów przychodzi mi na myśl film " Jedz, módl się, kochaj" z Julią Roberts, która właśnie w jednym z tych ogrodów spotykała się z wróżbitą Ketutem.. Tak nawiasem mówiąc, on tu gdzieś dalej przepowiada przyszłość chętnym za 25 $ od głowy....

W końcu dochodzimy do wielkiego bazaru Pasar Ubud.. Jak to na bazarze - dobra wszelkiego rodzaju, głównie suweniry, niektóre piękne, rzeźby, kosze, maski, drewniane misy inkrustowane masą perłową. Ale i tandetne plastikowe imitacje rzeźb z kości słoniowej, czy sarongi z tkanin syntetycznych.


Są też wspaniałe kolorowe owoce, począwszy od malutkich, bardzo smacznych bananków, bordowych mangustynek, ananasów z zielonymi pióropuszami, pomarańczowych papai, mango, marakui, a skończywszy na ogromnych durianach, które wg mnie nie są ani tak smaczne - jak wieść niesie - ani tak śmierdzące..... Po raz pierwszy na Bali widzę owoc o nazwie salak pokryty brązową, błyszczącą jakby wężową skórką o śmietankowych cząstkach z pestkami w środku.

Naprzeciwko bazaru, po przejściu przez ulicę, dochodzimy do terenów pałacowych. Sam pałac władców Ubudu nie ma wartości zabytkowej, gdyż odbudowano go na początku 20 wieku, po ciężkim trzęsieniu ziemi. Natomiast warto przejść się po ogrodach pałacowych, wśród pięknej roślinności, świątyń, rzeźb i pawilonów w balijskim stylu.
Nas zainteresowało szczególnie coś zupełnie innego. W części ogrodu panuje duży ruch, kilkudziesięciu mężczyzn krząta się wokół wysokiej budowli przypominającej skocznię narciarską, kobiety rozkładają kwiaty, chorągiewki, wstążki, liście palmowe.


Dołączamy do grupy turystów z anglojęzycznym przewodnikiem. Okazuje się, że trwają tu przygotowania do kremacji zwłok kogoś z rodziny byłych władców prowincji Ubud.
Wybudowano już wysoką na kilkadziesiąt metrów wieżę z drewna i bambusa, ozdobiono ją lśniącą, złotą folią. Podstawę wieży stanowi żółw, powyżej znajduje się platforma, na której złożone zostaną zwłoki, a nad nią budowany jest właśnie dach symbolizujący niebo. Taki dach w przypadku pochówku osoby z wyższej kasty może składać się nawet z dziewięciu pięter. Nierzadko koszt kremacji osób z najwyższych sfer sięga miliona dolarów. Wieża po zbudowaniu ozdobiona będzie rzeźbami, , kwiatami, wstęgami w kolorach biało - złoto – żółtym.


Oczywiście taka kremacja jak ta przygotowywana - to rzadkość. Przeciętni mieszkańcy organizują o wiele skromniejsze uroczystości pogrzebowe. Czasem zmarła osoba pochowana prowizorycznie czeka na kremację nawet parę miesięcy lub lat, rodzina zbiera na to pieniądze lub odbywa się wspólna kremacja kilku zmarłych we wsi osób , w celu zmniejszenia kosztów.

Ale kończę już ten smutny temat. Jest piękny, słoneczny dzień, urocze miasteczko z klimatem, szkoda tylko, że wokół takie tłumy turystów. No, ale przecież każdy chce tu być....
Masowa turystyka spowodowała, ze możemy tu przyjechać i podziwiać to miejsce, ale jednocześnie przyczyniła się do jego skomercjalizowania i zatłoczenia. Choć właśnie tu, w Ubud, istnieje fundacja dbająca o zachowanie naturalnej przyrody i kultury, a także pogodzenie interesów turystów i mieszkańców.

Może gdyby nie było tej fundacji sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej????

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Przed wyjazdem na Bali, zapoznając się z różnymi informacjami na temat wyspy, a także wspomnieniami z pobytu czy opiniami na temat hoteli - zakochałam się od pierwszego wejrzenia w resorcie Hanging Gardens.

I teraz właśnie tam jedziemy...Po wydostaniu się z zakorkowanych uliczek Ubudu docieramy do jego przedmieść. Kończy się zwarta zabudowa, wjeżdżamy w dżunglę. Podziwiam ulokowane w lesie prywatne stylowe wille, małe kameralne pensjonaciki, przytulne butikowe hotele otoczone cudowną przyrodą.

  • Ponieważ co chwilę drogę przecinają mostki, pod którymi płyną w dolinkach rwące rzeki lub potoki, niektóre domki przycupnęły na zboczach wzgórz bezpośrednio nad wodą. Wyobrażam sobie jak fajnie byłoby wypoczywać w takich warunkach: balijska drewniana chata luksusowo wyposażona, otoczona tropikalną dżunglą, a jedyny docierający tu hałas to śpiew ptaków i szum górskiego strumienia.

  • Jedziemy wąska asfaltową drogą przez dżunglę. Po kilkunastu kilometrach skręcamy w boczną polną drogę, mijamy jakąś malutką wioskę, składającą się z paru chatek. Dzieci grają w piłką na wyboistej drodze. Na nasz widok przerywają zabawę i machają przyjaźnie rączkami.


  • Wkrótce dojeżdżamy do bramy wjazdowej resortu Hanging Gardens czyli Wiszące Ogrody.. Jak wszędzie w hotelach ochrona kontroluje samochód, ale nikt nie pyta czy jesteśmy gośćmi hotelowymi..


  • Mijamy elegancką recepcję usytuowaną na szczycie wzgórza.

  • Poniżej w dolinie płynie rzeka. Luksusowe wille rozrzucone są wśród gęstej - tym razem naturalnej, a nie specjalnie sadzonej, jak w ND - zieleni na zboczu wzgórza. Są tak zbudowane, że nikt nikomu nie przeszkadza, sąsiad nie widzi sąsiada. Pełna intymność.


  • Dla wygody gości kursuje z góry na dół kolejka obsługiwana przez boya hotelowego. Wystarczy nacisnąć na górze, bądź na dole dzwonek, a wagonik natychmiast przyjedzie. My jednak wolimy powoli schodzić krętymi, kamiennymi schodkami, podziwiając ukryte wśród zieleni wille.
    Wokół kwiaty, krzewy, kaskady wodne. Prawdziwa bajka. Drewniane pomosty i mostki prowadzą do poszczególnych willi. Wiele z nich ma własne baseniki na tarasach. Dużo tu naturalnych surowców takich jak drewno, bambus, kamień, domki mają całą przeszkloną ścianę z widokiem na rzekę.

    Trochę niżej docieramy do dwupoziomowego basenu infinity otoczonego łóżkami do opalania, usytuowanego na słonecznej polanie wśród dżungli.

  • .

  •  Wąską ścieżką kierujemy się w dół , słysząc coraz głośniejszy szum rzeki.


  • W pewnym momencie przerywamy błogi nastrój jakiejś parze, pewno w podróży poślubnej, której kelner podaje lancz w niewielkiej werandce.
    Ze stromego zbocza spływają małe strumyczki wody, to chyba z tych prywatnych baseników.
    I już jesteśmy nad rzeką, jest o wiele mniejsza niż Ayung, na której mieliśmy rafting - ale równie malownicza. Przez rzeczkę przerzucony jest bambusowy, dość chwiejny mostek, a za mostkiem ścieżka prowadzi w dżunglę.

  • .
    Koło mostku jest mały cypelek, na którym stoi rzeźbiona ławeczka, fotele i stolik. Jak cudownie byłoby tu usiąść z jakimś drinkiem i wsłuchiwać się w odgłosy dżungli.


  • Chwilę sobie siedzimy, tylko drinka nikt nam nie chce donieść...
    Wracamy inną drogą, tuż nad rzeczką, a potem pniemy się w górę i wchodzimy prosto do kawiarni na tarasie. Tu możemy w końcu czegoś się napić, widok piękny , na przeciwległym zboczu stoi stara świątynia.

  • Oprócz nas siedzi tu tylko mama z synkiem i jakas parka. W ogóle oprócz tych wspomnianych wyżej kilku osób nie widziałam tam ludzi. Jednak jak sprawdzałam, z czystej ciekawości, ceny doby hotelowej, to mi cały czas pojawiał się napis ( wówczas był wysoki sezon ) że brak miejsc - więc na pewno wszystkie wille były zajęte.
    Na koniec zaliczamy WC - również klasy lux i wjeżdżamy wagonikiem na górę.

    Jestem bardzo zadowolona, że zobaczyłam na własne oczy ten hotel, bo żadne zdjęcia nie są w stanie oddać jego faktycznego piękna.

Mariola

katerina
Obrazek użytkownika katerina
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Plumeria :

Apisek, dobrze, że przenosisz relację ! Jest naprawdę bardzo pomocna w planowaniu wyjazdu na Bali !

Jeżeli mogę, dodam tylko swoje spostrzeżenie na temat masaży (pytała Ewelina). W Tajlandii i na Bali korzystałam codziennie z masaży, tylko hotelowych. Uważam, że na Bali są trochę lepsze, byłam również dwa razy w hotelu Ayana (wcześniej umawia się telefonicznie bo ruch w spa duży!) i tam zaznałam najlepszych masaży w życiu, nie mówiąc o doznaniach wzrokowych w spa na skale !!! I tak jak pisała Apisek- dojazd taxi.

Pozdrawiam

To mnie Plumeria zaskoczylas Wink

Ja w Taj korzystalam codziennie z wszelkiego rodzaju masazy Wink Dzien bez masazu w Taj to dzien stracony!

Skoro wedlug Ciebie masaze na Bali sa lepsze to juz juz raczki zacieram Wink Na Ayane zreszta tez...;)

A jak to sie ma cenowo w stosunku do Taj?! Pozdrawiam

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Katerina, ja nie mam specjalnego doświadczenia, jeśli chodzi o masaże, ale myślę, że na Bali jest drożej niż w Taj. Poznani tam Australijczycy chodzili na masaże poza nasz hotel, bo dla nich było za drogo i też byli bardzo zadowoleni. Ayana słynna jest szczególnie ze swego SPA i podejrzewam, że jest tam bardzo drogo.

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Katerina, to tak jak ja, wykorzystuje pobyt w Azji maksymalnie, jezeli chodzi o masaże. Cenowo np. w Meli na Bali od 50$( za godzinę)  wzwyż, w Ayana od ok.100$ za 75 min. w górę. Za masaż w domku na skale w Ayana,70 min. najtaniej przy dwóch osobach ok.320$ od osoby, jedna osoba ok.450$. W Tajlandii w hotelu na Koh Samui płaciłam te od 50$ w górę. Także Katerina , widzę, ze jesteś też miłośniczką masaży więc spa w Ayana musisz odwiedzićSmile

katerina
Obrazek użytkownika katerina
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Milosniczka jestem,ale na 320$ za masaz/2 os. w Ayanie na skale mnie nie stac Sad

W Taj tylko raz masowalismy sie w hotelu,a potem to juz tylko na miescie i na plazy,wiec taniocha Wink

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 54 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku,

z przyjemnością oglądam twoje spojrzenie na Bali.  Smile Wiekszość miejsc znajoma,a częśc zupełnie mi nieznana.. np w raftingu nie brałam udzialu.. Super opisy , czyta sie jak fajną książke podróżniczą   Good

No trip no life

Strony

Wyszukaj w trip4cheap