Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
06.09.2013 Wyjazd z Zakopanego
Generalnie ten wyjazd to totalny spontan.
Jakieś tam plany były bo urlop zaplanowany już był w styczniu. Nie mniej jednak nic konkretnego nie było na oku, bo życie ciągle robi niespodzianki. W końcu, kiedy co nieco się ustabilizowało, wyjazd z Markiem stał się realny. Padło na Bałkany, choć przecież byłam ledwo co w zeszłym roku, ale nie na motorze. Przejechanie około 4 tys.km, bo tyle jest w planie, to niesamowite przedsięwzięcie dla mnie jak na mój pierwszy raz, jeżeli chodzi o tak długą trasę.
Ale znam siebie i wiem, że dam radę.......a wręcz liczę na super przygodę.
Póki co pakuje się na razie do walizki. Moje motorowe ubrania są już w Krakowie. Zabieram więc jeszcze kilka niezbędnych rzeczy i kumpel zawozi mnie na dworzec PKS, z którego jadę do Krakowa. W Krakowie czeka na mnie Marek.
W Krakowie Marek odbiera mnie samochodem przy AGH. Jedziemy do niego do domu. Wieczorem próbujemy wstępne przygotować się do wyjazdu i zaplanować trasę. Kufry mamy już w mieszkaniu. Do jednego Marek pakuje cały sprzęt związany z ewentualnym rozbiciem namiotu. Drugi jest dla niego, trzeci dla mnie. Spakować się do jednego kufra na 10 dni, będzie również nie małym wyczynem zwłaszcza dla kobiety.
Planujemy wstępną trasę, zabieramy mapy, GPS, instalujemy mapkę na iphona. Oglądamy jeszcze miejsca, które ewentualnie warto zwiedzić. Kładziemy się spać.
07.09.2013 Ostatnie zakupy i pakowanie
Przejazd przez Chyżne na Słowację
Wstajemy wczesnym rankiem, dopakowujemy ostatnie ciuchy i czekamy na godz.10 aby pojechać do sklepu po kurtkę dla mnie. Zrobiliśmy rekonesans w dwóch sklepach, po czym wróciliśmy do pierwszego i tam za 800 zł zakupiliśmy dla mnie motorową kurtkę. Marek jeszcze dokupił uchwyt do iphona i zasilanie.
Nie wiadomo kiedy, ale zrobiła się 14 godz. i przyszedł czas na wyjazd.
Jedziemy BMW R1150 GS Adventure. Zapakowani w trzy kufry, ciepło ubrani uderzamy w kierunku Chyżnego.
Tuż przed granicą w odległości 600 m od przejścia granicznego Chyżne - Trstena na granicy polsko - słowackiej przy drodze krajowej E7 zatrzymujemy się aby zjeść obiad w Zajeździe Chyżne w barze orawskim.
Obiad całkiem smaczny, pierogi, kwaśnica....
Komu w drogę temu czas.....powiedział Marek
W pierwszym dniu przewidujemy pokonać odcinek około 700 km
Po drodze na Słowacji mijamy zawody balonowe, balonów jest sporo i robią wrażenie, Pogoda nam służy przez całą drogę a to w naszej podróży bardzo ważny czynnik. Po 300 km zaczynam odczuwać lekki ból moich pośladków.......
eh, a to dopiero początek naszej podróży.
Przekroczenie granicy Słowacja - Austria w Moravsky Svaty Jan - Hohenau
Do granicy austriackiej dojeżdżamy na godz.19.30, jest coraz ciemniej i zimniej. Zatrzymujemy się na jednej ze stacji benzynowych, aby rozprostować nogi i cieplej się ubrać. Generalnie najzimniej jest mi w okolice tyłka i ud. Ubieram dodatkowo getry i kamizelkę.
W planie mamy przenocować gdzieś przed autostradą, ale za pokój w jednym z pensjonatów wołają 110 EUR, więc odpuszczamy sobie i jedziemy dalej. Wjeżdżamy na autostradę jadąc przez górną Styrię, trochę zaczynam być przerażona, gdyż zmęczenie daje się we znaki a wiadomo jak wygląda jazda po autostradzie. Jedzie się i jedzie i końca nie widać. Pomału sen zaczyna ze mną wygrywać, pomimo zimna i prędkości z jaką pokonujemy kolejne kilometry. Zaczynam martwić się również o Marka aby sam nie zasnął.
W końcu mamy zjazd z autostrady, ale miasteczka w tym rejonie wyglądają na wymarłe. Zajeżdżamy w okolice Judenburga, i tu skupiamy się na szukaniu noclegu.
Nocleg w prywatnym domu austriaków w okolicach Judenburga
Po zjechaniu z głównej drogi w okolicach Judenburga zatrzymujemy się przy knajpce, która jedyna w tej okolicy tętni życiem. Najwyraźniej jest tu jakaś impreza. Marek idzie zapytać o noclegi, niestety nie ma. Postanawiamy jednak nie rezygnować z poszukiwań, bo już jesteśmy dość zmęczeni i domarznięci. W końcu znajdujemy budynek na którym widnieje napis zimmer. Budynek sam w sobie straszy pustką, zaledwie w jednym oknie świeci się światło. Pukamy do drzwi, ale nikt nas nie słyszy, więc wchodzimy do środka. W pomieszczeniu jest ciemno, ale z dala dobiega małe światełko przez kolejne uchylone drzwi. W końcu z pokoju wychodzi kobieta totalnie zaskoczona naszym widokiem.
Marek bardzo dobrze zna niemiecki, więc bez problemu się z nią dogaduje. Kobieta oznajmia nam, że nie ma wolnych miejsc. Goście bawiący się w knajpce właśnie u niej mają zarezerwowane noclegi.
Jednak patrząc na nas już takich domarzniętych, wpada na pomysł i wykonuje telefon do swoich sąsiadów, którzy na co dzień nie zajmują się wynajmowaniem pokoi. Widocznie dobrze z oczu nam patrzy, bo starsze małżeństwo z miłą chęcią przyjmuję nas pod swój dach. Z góry ustalamy cenę noclegu wraz ze śniadaniem 25 EUR od osoby. Nie było to dużo w porównaniu z oferowanymi cenami w pensjonatach do których zajeżdżaliśmy.
Małżeństwo najwyraźniej tego dnia było w lesie na malinach. Owocem tego był sok malinowy, który własnie kończyli robić w swojej kuchni. Zresztą patrząc na region w jakim się znaleźliśmy to jest to ostoja spragnionych ciszy miłośników natury czy też zapalonych grzybiarzy.
Gospodyni zaprowadza nas do swojego salonu a w międzyczasie przygotowuje nam sypialnie. Częstuje nas sokiem pomarańczowym i pokazuje gdzie mamy udać się na spoczynek. Pokój jest duży z łazienką na korytarzu.
Zabieramy kilka niezbędnych rzeczy z naszych kufrów, bierzemy kąpiel i kładziemy się spać........
Jutro przecież kolejne kilkaset km mamy do zrobienia. Coraz bardziej zaczyna mi się to podobać
08.09.2013
Granica między Austrią a Słowenią oraz zdobywanie przełęczy Vrśić raju dla zmotoryzowanych
Nastał poranek, słoneczko z lekka przebijało się przez poranną mgiełkę. Widok z okna rozpościerał się na leśne wzgórza i kilka zabudowań. O godz. 8 rano schodzimy na śniadanie, które zjadamy w towarzystwie gospodarzy. Okazało się, że to bardzo mili ludzie.
Pakujemy się ponownie do kuferków i ruszamy w drogę.
Jedziemy w stronę granicy ze Słowenią na Korensko Sedlo przez Wurzenpass. To około 150 km od Judenburga. Ta bardzo malownicza droga łączy przełęcz Villach z Kranjską Gorą. O godz.11.40 przekraczamy granicę i znajdujemy się na terytorium Słowenii.
Po drodze zatrzymujemy się na krótką chwilę w Kranjska Gora.
To ośrodek turystyczny w północno-zachodniej Słowenii. Jego południowa część Parku Narodowego to Triglav. Rozciąga się stąd przepiękny widok na kamienne szczyty Alp Julijskich, które aż się proszą aby je zdobyć, ale niestety nie tym razem.
Zaczynają się typowe alpejskie serpentyny. Nie jest to Austria czy Szwajcaria, więc do drogi można mieć pewne zastrzeżenia, ale nie jest najgorzej.
W pewnym stopniu na nieznanej trasie w górach pomocna jest nawigacja, bo przynajmniej widzimy z wyprzedzeniem jakiego typu zakręty mamy przed sobą.
Im wyżej się wzbijamy, tym piękniejsze widoki na Trentę, ale za bardzo nie ma się gdzie zatrzymać na fotki. Wszystkie zdjęcia robię w trakcie jazdy. Zakręty są ponumerowane jest ich 25 do przełęczy na której się zatrzymujemy.
Przełęcz Vrśić znajduje się na wysokości 1.611 m n.p.m., skąd widoki nie są już tak powalające jakie były po drodze. Zresztą moim zdaniem zbyt wiele drzew zasłania urokliwe miejsca, no cóż, ale to park i jak zwykle wszystko jest pod ochroną. Byłam jednak pełna podziwu dla rowerzystów, trzeba mieć niezłą kondycję, żeby pokonać taką trasę.
Nie wspomnę ilu jest tu motorzystów to dla nich raj i powiem Wam, że byłam dumna, że właśnie jestem tu na motorze.
Ruszamy dalej, zjeżdżamy z przełęczy w stronę Doliny Socy, tu również jest 25 zakrętów, ale droga dostarcza nam zdecydowanie więcej wrażeń. Po obu stronach przepięknej doliny rozciągają się góry.
Moje nogi zaczynają drgać, zbyt długie zjazdy o dużym nachyleniu powodują, że hamuję nogami. To wszystko dlatego aby nie "lecieć" całą siłą hamowania na Marka.
Tak dla ścisłości, to drogę tę wybudował rząd Austro-Węgier w latach 1906-07 z przeznaczeniem głównie dla celów militarnych. Umożliwiała ona dowóz sprzętu wojskowego i zaopatrzenia do doliny górnej Sočy.
Postój w Most na Soći i krętą drogą przez góry jedziemy w stronę
granicy Chorwackiej
Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Most na Soći. Znajduje się ona na skalistym grzbiecie powyżej zbiegu rzek Soca i Idrijca. Jest tu kawiarnia Laśko nad samym zbiornikiem wodnym. Zamawiamy ochładzający napój i około godziny relaksujemy się pięknym widokiem na otaczający nas zalew.
Po godzinie udajemy się w dalszą trasę, która również wiedzie przez zalesione góry. Jedziemy tunelami wydrążonymi w skałach. Robią one niesamowite wrażenie. Jakoś tam dało się zbudować taką drogę i to na takiej wysokości, a u nas się nie da. Następnie drogą szutrową na skróty przejeżdżamy przez kolejne pasmo górskie.
Mijamy Ćiepowan miejscowość, która była miejscem masowego grobu z okresu II wojny światowej. Następnie Lokve, Predmeja, która też słynie z niezidentyfikowanych szczątków ofiar niemieckich żołnierzy i cywili. Kozina, Podgrad to kolejne miejscowości które są tuż przed granicą z Chorwacją.
megi zakopane
no tego jeszcze w "naszym kinie " nie grali
ale czuję,że będzie ...czad....
...oby mi się chciało,tak jak mi się nie chce...
Super! tego jeszcze u nas nie byłoz niecierpliwością czekam na c.d.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
ja tez zasiadam w kinie w pierwszym rzedzie....
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Oj był czad, już mi się na nowo marzy taka podróż....
megi zakopane
megi zakopane
dawaj megi !!!
Piękny cytat, coś w tym jest
megi zakopane
Też już wpatrzony w kinowy ekran.
Też kiedyś jeździłem endurakami więc tym bardziej wlepiam ślepia w ekran i czytam, i oglądam, i się zachwycam...
I ja siedzę ....na pierwszy sie jeszcze załapałam
A widzicie? Nielazurkowo tez jest extra.
Moje Pstrykanie i nie tylko