Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Moja przygoda z Czarną Afryką zaczęła się 23 listopad 2013 r. O przygotowniach do wyjazdu przeczytacie w wątku:
http://www.trip4cheap.pl/forum/relacje-kenia/kenia-classic-jacaranda-indian-ocean-beach-resort
Na lotnisko Chopina dotarliśmy o 4.20 i stwierdziliśmy, że przed stanowiskami odpraw do Mombasy ustawiła się już spora kolejka. Misterny plan zaklepania miejsc przy którymś z wyjść awaryjnych spalił na panewce –wiadomo, najlepsze siedzenia nie zostają wolne zbyt długo. Na szczęście ogonek kurczył się dość szybko – 4 stanowiska odprawy sprawnie obsługiwały oczekujących turystów. Nasze walizki były wypchane na maksa – stosy cukierków, długopisów, zeszytów, ciuchów i innych rzeczy dla Kenijczyków zrobiły swoje – nadbagaż 8 kilogramów kosztował nas 192 zł. Nie pomogły tłumaczenia, że podręcznego prawie nie mamy – nie dało się uniknąć opłaty. Cóż – liczyliśmy się z tym, ale czego się nie robi dla kenijskich braci.
Wlot odbył się planowo o 6.05 czasu polskiego liniami Enter Air. Samolot to typowy dla lotów czarterowych Boeing 737 wersji 800. Ciasny jak PKS z zerowym miejscem na nogi i płatnym cateringiem. 10-godzinny lot z międzylądowaniem w Hurgadzie dłużył się straszliwie – tym bardziej, że odbywał się w dzień i za żadne skarby nie dło się zasnąć. Serwowane płatne posiłki nie miały zbyt wyrafinowanych walorów smakowych, ale zawsze można było czymś ciepłym pobudzić żołądki do pracy.
W Mombasie wylądowaliśmy planowo o 18.30 czasu lokalnego. Pod koniec lotu rozdano nam druki wizowe do wypełnienia, co w pewnym stopniu skróciło czas oczekiwania na odprawę po przylocie. Drugie podobne formularze otrzymaliśmy na lotnisku i uzbrojeni w wypełnione papiery i paszporty ustawiliśmy się w kolejce do stanowiska odpraw. Wszystko przebiegało dość sprawnie – każdy podchodzący do okienka miał wykonaną fotkę facjaty, zeskanowane odciski wszystkich palców obu rąk, wbitą pieczątkę w paszport i mógł się witać z Kenią. W kantorze na granicy wymieniliśmy dolary na szylingi po kursie 85 ( na lotnisku jest najlepszy przelicznik) i udaliśmy się na zewnątrz w poszukiwaniu rezydenta Rainbow.
Lotnisko nie było klimatyzowane, ale prawdziwy klimat Keni poczuło się dopiero po wyjściu na zewnatrz. Temperatura około 28 stopni i wilgotność chyba 100 % sprawiły, że poczuliśmy się jak w łaźni. Rezydentkę znaleźliśmy bez trudu, podała nam numer busika transferowego i plik informacji do przeczytania, po czym udaliśmy się na miejsce odjazdu. Oczywiście pierwszym słowem jakie usłyszeliśmy od tubylców było Jumbo. Ochoczo załadowaali nasze nielekkie walizki na dach samochodu, przykryli brezentową płachtą, żeby nie zmokły i ruszyliśmy na zasłużony odpoczynek po ciężkim locie.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
O rany, ale super Lamia czekam z niecierpliwoscia na twoja opowieść..
No trip no life
Pierwszą noc przed wyruszeniem na safari mieliśmy spędzić w hotelu Mombasa Beach. Niewiele dało się zobaczyć po drodze, gdyż było już ciemno. Do hotelu dotrliśmy około 21 czasu lokalnego. Czekała już na nas kolacja w formie bufetu. Po spożyciu posiłku zajęliśmy pokoje. Nie mogę napisać zbyt dużo o samym hotelu, gdyż padłam jak czyżyk i nic nie zobaczyłam. Zdązyłam tylko stwierdzić obecność kilku komarów w pokoju i łazience. Wysmarowaliśmy się reppelem, rozciągnęliśmy moskitierę i poszliśmy spać. Moskitiera nie miała na szczęście dziur, ale była strasznie niewygodna – w dużej części leżała nam na głowach i w nocy bezwiednie ściągnęliśmy ją z siebie.... Mam nadzieję, że komary nie pouzywały sobie na naszych bladych, apetycznych ciałach.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Czy taka moskitiera może być .... hm ..... komfortowa?
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Po wczesnej pobudce i skromnym śniadanku zapakowaliśmy się do busika i o 7.30 ruszyliśmy w drogę.
Mombasa pokazała nam swoje oblicze - dość przygnębiającą biedę i wszechobecny bałagan.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
,przynajmniej w jednej relacji nie będę miała kilometrowych zaległości.
i jak widzę zupełnie przez przypadek zmieściłam się w pierwszym rzędzie .
Z przyjemnością poczytam o wrażeniach z wyprawy.
ja lubię taki miejscowy "pierdolniczek" w przeciwieństwie do mojej żony... zapowiada się suuuper
juhuu,czekałam z niecierpliwością aż zaczniesz
Po drodze do granicy z Tanzanią widzimy już wyrażnie, że koniec listopda to jednak pora deszczowa - krótka bo krótka, ale kałuże są.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Rozsiądźcie się wygodnie , relcja trochę mi zajmie.
Nelciu, to między innymi Twoja relacja zachęciła mnie do tego kierunku podróży.
Lordziu, ja też uwielbiam miejscowe klimaty, pierdolniczek także, a zwłaszcza to, jak ludziom potrafi w nim być dobrze. Tak niewiele im trzeba do życia - kawałek własnoręcznie skleconego "domo-straganu" , palenisko do przygotowania posiłku i PRZESTRZEŃ .......
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
ALE CHMURZYSKA......