Nasza podróż miała miejsce w październiku 2013. Zaraz po ataku terrorystycznym na centrum handlowe w Nairobi. Wylatujemy z Amsterdamu, gdyż mieszkamy w NL.
Ponieważ wylot mieliśmy dość wcześnie, bo o 6:00 rano, o 2:15 czyli totalnie w środku nocy obudził nas budzik…i całe szczęście, bo miałam jakiś terrorystyczny koszmar….nie wiem, czy to w wyniku przeżywania podróży, czy skutek uboczny tabletek na malarię…ale byłam przeszczęśliwa, że budzik wyrwał mnie z tego strasznego snu…Przed 4:00 byliśmy już na lotnisku, zwarci i gotowi na kolejną przygodę Po dojściu do odpowiedniej bramki, co zajmuje na Schipholu ponad pół godziny, spotkała nas pierwsza niespodzianka, a mianowicie rozmiary naszego samolotu. Boing 737, czyli taki którym nawet godzinny przelot potrafi być męczący, a co dopiero kilkunasto…ech…no ale tak to jest jak się szuka najtańszych biletów i nie czyta jakim samolotem będą nas transportować…mamy nauczkę na przyszłość, ale wizja 15 godzin, w tym czymś do najprzyjemniejszych nie należała. No i wyjaśniło się też dlaczego tak długo musimy lecieć, to małe gówienko musi przecież w drodze zatankować, w związku z czym czekało nas międzylądowanie w Jordanii…po wejściu na pokład okazało się, że nie siedzimy obok siebie tzn siedzieliśmy, tyle że po dwóch stronach przejścia…ałć…nie spodobało mi się to do końca, bo nie dość, że długi lot, miejsca mało, to jeszcze nie miałam sobie na kim głowy wesprzeć. Tzn, pewno bym i mogła, na starszym panu obok, ale jego towarzyszce mogłoby się to nie do końca spodobać więc wolałam na wszelki wypadek nie ryzykować Na szczęście dzięki wąskiemu przejściu mogłam czasami potrzymać Marcela za rękę Lot się troszkę dłużył…ale mieliśmy całkiem sympatyczne towarzystwo obok, co prawda większość leciała do Kenii…(tak, tak czekało nas jeszcze jedno międzylądowanie w Mombasie ale było bardzo wesoło Zrobiło się troszkę mniej, kiedy podczas dyskusji na temat szczepień, pojawił się przed moimi oczami obraz, dwóch żółtych książeczek leżących w szafce…pot oblał mnie z góry na dół, i pomimo złudnego przetrząśnięcia całej torebki ( licząc na jakiś cud, może się tam same przetransportowały niestety…nie znalazłam ich…leżą sobie pewno wygodnie tam gdzie je położyłam, a nas pewno na Zanzibar nie wpuszczą i będziemy nocować na lotnisku...
Po wylądowaniu na Zanzibarze, modliłam się, żeby jakoś udało się z nimi dogadać...żebyśmy z powrotem do domu nie musieli lecieć...stojąc w kolejce po wizę, układałam sobie w głowie, jak to najlepiej rozegrać...no i tutaj spotkała nas kolejna niespodzianka, okazało się, że w ogóle nie sprawdzali żółtych książeczek..yupppi...udało się nam
Przy wyjściu z lotniska czekał na nas sympatyczny Mambo z kartką z naszymi imionami, od razu wskoczyliśmy do samochodu i wyruszyliśmy do naszego hotelu.
Ponieważ było już całkiem ciemno, za wiele po drodze nie zobaczyliśmy, jedyne co dość mocno zapadło mi w pamięci, to unoszący się zapach palonego drewna. Nie wiem, czy to tylko moje skojarzenie, ale ten zapach pozostanie moim zapachem Zanzibaru Jedni kojarzą Zanzibar z wanilia, inni z cynamonem...a dla mnie będzie to palone drewno Być może jest to spowodowane faktem, że wzdłuż drogi, która przemierzaliśmy, stało pełno straganów, budek z jedzeniem, grillami a nawet ogniskami, przy których skupiały się grupki Zanzibarczyków. Poza tym ciemność, lewostronny ruch, brak poboczy, którymi spacerowali muzułmanie, i których osobiście w tej ciemności prawie nie widzialam skojarzyło mi się z dużą ilością wypadków i potraceń, co jak się okazało w rozmowie z naszym szoferem, wcale prawdą nie było. Droga do hotelu trwała coś koło godzinki, po dotarciu, zostaliśmy bardzo mile przywitani w Bellevue Hotel, i po szybki zapoznaniu się z miejscem padliśmy w łóżku jak muchy…
Poranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą, śpiewającymi ptakami i zapachem smażonych naleśników. Mmmmm...:) Mogłabym się tak budzić codziennie Kilka słów o samym hostelu. Bardzo klimatyczny, kameralny ( zaledwie 8 domków) ...właściwie powiedziałabym wręcz rodzinny klimat. Niestety nie jest położony przy samej plaży, trzeba się przejść ze 100 metrów, co oczywiście nie jest żadnym problemem, ale widoków na morze z domków niestety nie ma...jest osadzony jakby troszkę w buszu. Bardzo czyste, przyjemne pokoje, które dzięki dużym dachom w ogóle się nie nagrzewają. Spaliśmy bez klimy i nie było w ogóle duszno. Obsługa przesympatyczna
A tak wyglądała nasza gliniana chatka
Zniecierpliwiona widokiem morza o poranku, wyciągnęłam jak najszybciej Marcelinka z łóżka, na szczęście bardzo nie protestował Chyba sam był ciekaw A to co zastaliśmy po wyjściu na plażę
Po 10 minutach podszedł do nas Mambo przedstawiają się jako rodowity Masaj, z intencją sprzedaży jakichś koralików. Ja tam takich rzeczy nigdy nie kupuje, ale Marcello lubi czasami coś sobie powiesić na szyi, i za kilka dolarów kupiliśmy od Masaja, jego własne koraliki, bo spodobały nam się najbardziej Ponieważ musieliśmy wrócić do hotelu po kasę, wypożyczyliśmy od razu rowery i ruszyliśmy wzdłuż plaży Nigdy nie jeździłam rowerem po plaży, ale muszę przyznać, że to było jedno z piękniejszych przeżyć w moim życiu
Wspaniała pogoda, cudowne plaże, piasek niewiarygodnie biały i taki miły w dotyku, niemal jak mąka Do tego lekki wiaterek...i co nas najbardziej zdumiewało, pustka, totalna pustka, żadnych turystów...tylko my...czasami przejeżdżają na rowerach tubylcy...
Ewentualnie kobiety pracujące przy algach...niestety nie mamy zbyt wielu fotek, bo niezbyt chętnie pozowały do zdjęć, wręcz robiły się agresywne, jeśli tylko zauważyły że podchodzę za blisko z aparatem...także mamy kilka z ukrycia, albo z daleka, ale na portrety niestety nie było szans...
Tak mięciutkiego piasku, moje stopy jeszcze nigdy nie doświadczyły, dlatego pozwoliłam im stąpać...i stąpać...bez końca...:)
Te patyczki poniżej to specjalne tyczki do hodowli alg...
I pędzimy dalej w stronę Jambiani na rowerach Mam nadzieję, że uda nam się zdążyć przed przypływem, bo jak to nie będziemy musieli wracać drogą....której oczywiście nie znamy
Spieszymy się zatem, żeby jak najwięcej zobaczyć
Jednak wspaniałe widoki i ciągłe zatrzymywanie się na ich uwiecznienie, nie sprzyjało szybkiej jeździe ale co tam cieszylśmy oczy ile się tylko dało
Plaża Paje...To tutaj zatrzymaliśmy się na na colę Widoki niesamowite
Miałam wrażenie, że im dalej jedziemy, tym piękniejsze plaże, bez wodorostów...coraz wspanialszy kolor morza...achhhh....cudownie...
Niestety w pewnym momencie poziom wody zaczął tak gwałtownie się podnosić, że w obawie przed zalaniem plaży...postanowiliśmy zawrócić...
W drodze powrotnej spotkaliśmy kolejnego Masaja, albo raczej Beach Boya, który podawał się za Masaja i był przemiły, pozował z uśmiechem do zdjęć, aż do momentu kiedy próbował nam sprzedać kolejne koraliki, a za które podziękowaliśmy. Od razu, kazał nam wykasować wszystkie zdjęcia I przegonił kijem udało się nam jednak ocalić dwie sztuki
Tak minął nasz pierwszy dzień widoki o których zawsze marzyłam zostały uchwycone, zdecydowanie jeden z piękniejszych dni w moim życiu jestem pod takim wrażeniem, że aż ciężko mi wyrazić uczucia
Wieczorem wybraliśmy się jeszcze raz na plażę, tym razem w drugą stronę od hotelu...tym razem spotkaliśmy innego Mambo, z którym zrobiliśmy fajnego deala na Blue Safari na które wybralismy się kolejnego dnia.
Na koniec kilka praktycznych informacji dotyczących cen:
-bilety lotnicze na Zanzibar - 700 euro - choć ostatnio coraz więcej zdecydowanie fajniejszych promocji
-wiza, którą wyrabia się na lotnisku - 50$
-taksówka : Lotnisko - Bellevue Hotel - 50$
-nocleg w Bellevue Hotel - 80$ za domek ze śniadanami
-obiad w Bellewue - 10-15$
-świeży sok - 2-3$
-piwo - 3-4$
Pozdrowienia dla wszystkich którzy zajrzeli i czytają Relacja z kolejnego dnia już niebawem
Marylka. Nie wiem czy wiesz co robisz... Zaczarujesz tutaj dziewczyny i zaraz będą szukać ofert na Zanzibar. I będziesz musiała je wspomóc finansowo bo to będzie Twoja wina
Marylka. Nie wiem czy wiesz co robisz... Zaczarujesz tutaj dziewczyny i zaraz będą szukać ofert na Zanzibar. I będziesz musiała je wspomóc finansowo bo to będzie Twoja wina
Z tego co pamietam, była nie dawno fajna oferta na Zanzibar, chyba coś koło 1700 zł. Ale to juz była z 2-3 tyg temu. Ale nie martwcie się, na pewno jeszcze nie raz się pojawią a Zanzibar musicie zobaczyć koniecznie jest taki inny, nie podobny do żadnego innego miejsca na ziemi tzn przynajmniej ja tam nie byłam jeszcze zastanawiam sie czy ma coś wspólnego z Kenią? Ktoś był? MOża te miejsca jakoś do siebie porównać?
witam się i czekam na wakacje z Tobą
Już biegnę z krzesełkiem
Świerszcz "Biegnąc nie skracasz odległości...."
Poranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą, śpiewającymi ptakami i zapachem smażonych naleśników. Mmmmm...:) Mogłabym się tak budzić codziennie Kilka słów o samym hostelu. Bardzo klimatyczny, kameralny ( zaledwie 8 domków) ...właściwie powiedziałabym wręcz rodzinny klimat. Niestety nie jest położony przy samej plaży, trzeba się przejść ze 100 metrów, co oczywiście nie jest żadnym problemem, ale widoków na morze z domków niestety nie ma...jest osadzony jakby troszkę w buszu. Bardzo czyste, przyjemne pokoje, które dzięki dużym dachom w ogóle się nie nagrzewają. Spaliśmy bez klimy i nie było w ogóle duszno. Obsługa przesympatyczna
Zniecierpliwiona widokiem morza o poranku, wyciągnęłam jak najszybciej Marcelinka z łóżka, na szczęście bardzo nie protestował Chyba sam był ciekaw A to co zastaliśmy po wyjściu na plażę
Po 10 minutach podszedł do nas Mambo przedstawiają się jako rodowity Masaj, z intencją sprzedaży jakichś koralików. Ja tam takich rzeczy nigdy nie kupuje, ale Marcello lubi czasami coś sobie powiesić na szyi, i za kilka dolarów kupiliśmy od Masaja, jego własne koraliki, bo spodobały nam się najbardziej Ponieważ musieliśmy wrócić do hotelu po kasę, wypożyczyliśmy od razu rowery i ruszyliśmy wzdłuż plaży Nigdy nie jeździłam rowerem po plaży, ale muszę przyznać, że to było jedno z piękniejszych przeżyć w moim życiu
Wspaniała pogoda, cudowne plaże, piasek niewiarygodnie biały i taki miły w dotyku, niemal jak mąka Do tego lekki wiaterek...i co nas najbardziej zdumiewało, pustka, totalna pustka, żadnych turystów...tylko my...czasami przejeżdżają na rowerach tubylcy...
Ewentualnie kobiety pracujące przy algach...niestety nie mamy zbyt wielu fotek, bo niezbyt chętnie pozowały do zdjęć, wręcz robiły się agresywne, jeśli tylko zauważyły że podchodzę za blisko z aparatem...także mamy kilka z ukrycia, albo z daleka, ale na portrety niestety nie było szans...
Tak mięciutkiego piasku, moje stopy jeszcze nigdy nie doświadczyły, dlatego pozwoliłam im stąpać...i stąpać...bez końca...:)
Te patyczki poniżej to specjalne tyczki do hodowli alg...
I pędzimy dalej w stronę Jambiani na rowerach Mam nadzieję, że uda nam się zdążyć przed przypływem, bo jak to nie będziemy musieli wracać drogą....której oczywiście nie znamy
Spieszymy się zatem, żeby jak najwięcej zobaczyć
Jednak wspaniałe widoki i ciągłe zatrzymywanie się na ich uwiecznienie, nie sprzyjało szybkiej jeździe ale co tam cieszylśmy oczy ile się tylko dało
Plaża Paje...To tutaj zatrzymaliśmy się na na colę Widoki niesamowite
Miałam wrażenie, że im dalej jedziemy, tym piękniejsze plaże, bez wodorostów...coraz wspanialszy kolor morza...achhhh....cudownie...
W drodze powrotnej spotkaliśmy kolejnego Masaja, albo raczej Beach Boya, który podawał się za Masaja i był przemiły, pozował z uśmiechem do zdjęć, aż do momentu kiedy próbował nam sprzedać kolejne koraliki, a za które podziękowaliśmy. Od razu, kazał nam wykasować wszystkie zdjęcia I przegonił kijem udało się nam jednak ocalić dwie sztuki
Tak minął nasz pierwszy dzień widoki o których zawsze marzyłam zostały uchwycone, zdecydowanie jeden z piękniejszych dni w moim życiu jestem pod takim wrażeniem, że aż ciężko mi wyrazić uczucia
Wieczorem wybraliśmy się jeszcze raz na plażę, tym razem w drugą stronę od hotelu...tym razem spotkaliśmy innego Mambo, z którym zrobiliśmy fajnego deala na Blue Safari na które wybralismy się kolejnego dnia.
Na koniec kilka praktycznych informacji dotyczących cen:
-bilety lotnicze na Zanzibar - 700 euro - choć ostatnio coraz więcej zdecydowanie fajniejszych promocji
-wiza, którą wyrabia się na lotnisku - 50$
-taksówka : Lotnisko - Bellevue Hotel - 50$
-nocleg w Bellevue Hotel - 80$ za domek ze śniadanami
-obiad w Bellewue - 10-15$
-świeży sok - 2-3$
-piwo - 3-4$
Pozdrowienia dla wszystkich którzy zajrzeli i czytają Relacja z kolejnego dnia już niebawem
http://www.addicted-to-passion.com
O nie...dlaczego ten tekst pojawił mi sie z boku buuuu....a ja tak wszystko ładnie, jedno pod drugim dodawałam
http://www.addicted-to-passion.com
Jest super, niczym się nie przejmuj
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Marylka. Nie wiem czy wiesz co robisz... Zaczarujesz tutaj dziewczyny i zaraz będą szukać ofert na Zanzibar. I będziesz musiała je wspomóc finansowo bo to będzie Twoja wina
hejka Marylka,jestem Daga..................FANTASTYCZNA opowieśc nam się szykuje
witaj wśród "szurniętych" na tle podróżowania
...oby mi się chciało,tak jak mi się nie chce...
Z tego co pamietam, była nie dawno fajna oferta na Zanzibar, chyba coś koło 1700 zł. Ale to juz była z 2-3 tyg temu. Ale nie martwcie się, na pewno jeszcze nie raz się pojawią a Zanzibar musicie zobaczyć koniecznie jest taki inny, nie podobny do żadnego innego miejsca na ziemi tzn przynajmniej ja tam nie byłam jeszcze zastanawiam sie czy ma coś wspólnego z Kenią? Ktoś był? MOża te miejsca jakoś do siebie porównać?
http://www.addicted-to-passion.com
zaraz zejdę na zawał .... bo ja uzalezniona ..od takich widoków i tak pięknych czystych , wyrazistych zdjęć lazurkowych ...
a Wy jacy piękni i cudnie się prezentujecie ehh napatrzeć się nie mogę
muszę tam być
co za cudne foty ten kolor wody, piasku i nieba ja umieram