--------------------

____________________

 

 

 



Południowa Kalifornia - dlaczego warto tam jechać?

140 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013
Południowa Kalifornia - dlaczego warto tam jechać?

Nie było mnie na forum kilkanaście dni, a tu tyyyyle nowych relacji azjatyckich!!!!!

Ale będę miała masę lektury do nadrobienia.....

A tymczasem chcę Wam przybliżyć nieco mniej popularny kierunek na forum, jakim jest kontynent północnoamerykański, a konkretnie Kalifornię południową. No tak, zdradzam chwilowo rejony azjatycko – afrykańskie, ale mam nadzieję, że nie na długo...

W Kalifornii byłam dotychczas trzy razy. Przy czym dwukrotnie był to głównie rejon San Francisco – miasta, które bardzo lubię – uniwersyteckiego Stanfordu – Doliny Krzemowej oraz słynnej z winnic Napa Valley.

Trzeci raz to była krucjata przez kalifornijskie parki narodowe. Wystartowaliśmy z San Francisco i poprzez jezioro Tahoe, Parki Narodowe Yosemite, Kings Canyon, Sequoia, Dolina Śmierci, jezioro Mammoth, Pustynia Mohave dojechaliśmy do Los Angeles. Potem wzdłuż wybrzeża Pacyfiku przez Big Sur, Cambrię, 17 Miles i Monterey wróciliśmy do San Francisco.

Ta dwutygodniowa wyprawa wynajętym samochodem przez kalifornijskie „cuda natury” była fantastycznym przeżyciem, z wyjątkiem Los Angeles, które zrobiło na nas wybitnie niekorzystne wrażenie i gdzie pobyt skróciliśmy do minimum.

Tym razem poznam południowy skrawek Kalifornii w rejonie miasta San Diego, graniczącego nieomal z Meksykiem.

Ciekawe czy samo miasto będzie mi leżało, bo jego okolica nie wątpię, że mi się spodoba....

Przygotowania do podróży muszę zacząć od załatwienia wizy amerykańskiej, bo ostatnia 10 – letnia niedawno mi wygasła.

A zatem wypełniam przez internet niebywale rozbudowany - chyba ze sto pytań -

kwastionariusz wizowy. Jest w nim wiele bardzo jenteligentnych pytań typu:

  • czy należę do jakiejś grupy terrorystycznej, bądź mam zamiar prowadzić na terenie USA takąż działalność?

  • czy namawiałam kogoś do aborcji?

  • czy mam tam zamiar upawiać zarobkowo prostytucję?

Po przebrnięciu przez te pytanka – trzeba wpłacić około 500 zeta za wizę, zrobić sobie specjalną, bardzo twarzową fotkę, no i umówić się na rozmowę z konsulem.

Po wysłaniu przez internet wypełnionego kwestionariusza wyznaczono mi za kilka dni spotkanie.

Jadę sobie więc do Warszawki, bo jechać na rozmowę muszą wszyscy, z wyjątkiem dzieci i staruszków powyżej 80-dziesiątki....

Procedura wizyty w Ambasadzie USA podobna jak na lotnisku. Trzeba zostawić w przechowalni laptopa, aparat fotograficzny, komórkę, nie wolno mieć przy sobie żadnych napojów ,ani ostrych przedmiotów, no i w końcu przechodzi się przez bramki bezpieczeństwa.....

Teraz pobierają odciski wszystkich palców i dostaje się numerek – jak na poczcie.

Czekałam na swoją kolejkę z 40 minut i w tym czasie tylko jednej parze - na jakieś trzydzieści parę osób - łaskawcy nie dali wiz. Tak, że pod tym względem jest o wiele lepiej niż niegdyś...

Rozmowa z konsulem, czy tam innym ichniejszym urzędnikiem - krótka, stereotypowa: czy się kiedyś było w USA, czy się tam ma rodzinę, w jakim celu się jedzie? Ja waliłam po angielsku, więc Pan Urzędnik był zadowolony, że się nie musi wysilać w jakimś dzikim języku. Jeszcze sprawdził moje liczne pieczątki w paszporcie i stwierdził, że dużo podróżuję. Jeśli zabierają paszport, to znaczy, że wszystko OK i po paru dniach dostaje się go pocztą kurierską z wklejoną wizą.

Teraz chyba wszyscy dostają wizę na 10 lat.

No to zasadniczy problem z głowy!!!!

Teraz załatwiam bilety Lufthansy na trasie Gdańsk – Monachium – San Francisco – San Diego, a powrót z San Diego – Chicago – Monachium – Gdańsk za niecałe 2400 zeta od osoby. Na szczęście połączenia są wszędzie dobre, krótkie przerwy w lotach i nie potrzeba noclegów w Niemczech.

Pozostaje sprawa hotelu. I tu właściwie wybór jest prosty. Konferencja męża odbywa się w hotelu Town & Country Resort znajdującym się w dzielnicy San Diego o nazwie Mission Valley. W najbliższej okolicy skupiło się wokół tzw Hotel Circle z 60 różnych hoteli, pensjonatów i moteli, ale wszystko przemawia za tym, by zrobić rezerwację właśnie tam, gdzie jest wielkie Centrum Konferencyjne i gdzie odbywają się różnego rodzaju imprezy dodatkowe.

Mężowi będzie blisko, a mnie zdopingowało położenie tego resortu w ogromnych, pięknie zagospodarowanych ogrodach z trzema basenami.

A tu kilka fotek jako przedsmak naszej podróży....

 

 

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Super Apisku, że opowiadasz !

anusia
Obrazek użytkownika anusia
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 wrz 2013

Dance 4 Clapping jestem i czekam Clapping

katerina
Obrazek użytkownika katerina
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Witaj Apisku Clapping

janjus
Obrazek użytkownika janjus
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Moja ulubiona autorka relacji znów w akcjiYahoo Biggrin

Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.

Aga_
Obrazek użytkownika Aga_
Offline
Ostatnio: 7 lat 1 miesiąc temu
Rejestracja: 22 lis 2013

Melduję się również, w oczekiwaniu na kolejną pasjonującą relację Yahoo

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 16 godzin 1 min temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku, super, bardzo sie ciesze, na twoją nnowa relacje ClappingClapping , musze przyznac,ze zdziwieniem ze zdjecie z foczkami jakby z mojej kolekcji z Galapagos he he no i oczwiście z tych co zamieściłas to oczywiscie mój nr 1 Good

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Plumeria, Anusia, Katerina, Janusz, Aga – dzięki za zainteresowanie...

Nelcia, wyobraź sobie, że większość zwierzatek – oprócz twoich jaszczurów – będzie podobna!!!!

Wszystkie formalne sprawy załatwione, a zatem pozostaje część najprzyjemniejsza, czyli gruntowne rozeznanie terenu – co też ja chcę zobaczyć w tej południowej Kalifornii?????

A zobaczyć chcę baaaardzo dużo, a czasu mam niewiele, bo tylko 11 dni. W tym przez pierwsze 5 dni mąż będzie zajęty, więc włóczyć się będę samotnie....

W naszą podróż wyruszamy 8 marca, a więc w Dzień Kobiet , który czcić będziemy na pokładzie samolotu.

Wszystkie loty przebiegają planowo. Tym razem żadne huragany ani śnieżyce nam nie zagrażają – jak to było w grudniu w czasie podróży do Hongkongu.

Trochę śmiesznie ten lot wygląda. Monachium opuszczamy o zachodzie słońca i praktycznie całą trasę je gonimy, by tuż po zapadnięciu zmroku przybyć nad Pacyfik.

Po 12 godzinach lotu lądujemy w San Francisco - moim ulubionym mieście. Trochę mi żal, że tym razem widzę go tylko z nieba.....

Stąd już tylko godzinka do San Diego. Szkoda, że jest noc. W dole widać tylko rozświetloną linię brzegową Pacyfiku. Jedno miasteczko przechodzi w drugie, liczne półwyspy, zatoczki, punkciki świateł samochodów poruszających się po wielopasmowych nitkach autostrad, kolorowe reklamy i odcinająca się czerń oceanu. Od czasu do czasu przelatują pod nami małe prywatne samolociki.

Nagle istne morze świateł ciągnące się aż po horyzont – to Los Angeles. Chwilę potem samolot schodzi do lądowania. To już cel naszej podróży – San Diego.

Lecimy ponad ciemnymi wzgórzami, a potem tuż nad rozjarzonymi drapaczami centrum miasta równolegle z oceanem upstrzonym jakimiś wysepkami, łachami jasnego piasku widocznymi wyraźnie w świetle księżyca.

Tylko gdzie do cholery jest lotnisko, przecież zaraz walniemy podwoziem w dachy tych wieżowców?????

W końcu jeeeest...łagodne lądowanie.....

Lądowisko jest niewielkie, wciśnięte pomiędzy centrum miasta a wody oceanu, a jeszcze na dokładkę otoczone wzgórzami. Chyba niełatwo tu wylądować? No, ale się jeszcze tym razem udało......

Gmach lotniska przestrzenny, bardzo nowoczesny, otoczony palmami.

Na szczęście główna procedura emigracyjna już za nami!!!!

Bo w USA może się tak zdarzyć ( choć to chyba niezwykle rzadkie przypadki ), że jeżeli oficerowi emigracyjnemu ktoś się nie spodoba, może go nie wpuścić do tego raju na ziemi, pomimo posiadania wizy.

Jedziemy taxi do hotelu. Na ulicach ruch niewielki, jest już po północy. San Diego jest drugim co do wielkości miastem w Kalifornii, po Los Angeles, ale wyprzedza San Francisco. Kierowca nieźle zasuwa po wymarłych ulicach miasta, wjeżdża na autostradę, potem zjazd z jednej i wjazd na następną. Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu.

Mąż załatwia formalności w lobby, a ja siedzę na zewnątrz jak zaczarowana. Otacza mnie bajkowy ogród z tropikalną roślinnością, pomiędzy krzewami widać podświetlony basen, pachną jakieś kwiaty, jest cieplutko.....

Ale jestem już dość wykończona po blisko 20 – godzinnej podróży i jak wiozą nas wózkiem golfowym do naszej chatki nie myślę o niczym innym, tylko żeby się walnąć do łóżka w pozycji horyzontalnej....

Jeszcze trochę fotek od sasa do lasa. Potem będą już uzupełnieniem relacji....

Mariola

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Ojej,ojej,ojej ...prawie się spóźniłam.Apisku ,jak ja się cieszę Biggrin

Nelcia,foki nawiały Ci z Twojej relacji Shok

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 16 godzin 1 min temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

apisek :

ŁAŁ !!!  przepiekny krojobraz i super ujęcie Clapping oj widzi mi sie,ze bedzie tu dużo moich ochów i achów   

No trip no life

Makono
Obrazek użytkownika Makono
Offline
Ostatnio: 3 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 11 gru 2013

Oj Apisku - jak ja się cieszę, że dotego stanu USA nas zabierasz  Clapping . Mieszkałam w okolicach Monterey pół roku w 1995r, wiec  z ogroną radością Kalifornię sobie przypomnę.  W San Diego byłam tylko przejazdem w trakcie jednodnowej wycieczki do Tijuany .

P.S Los Angeles też mnie nie zachwyciło. Nie to co San Francisco, które jest cudne Smile

Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/

Strony

Wyszukaj w trip4cheap