--------------------

____________________

 

 

 



Australia (Melbourne, Tasmania, Sydney) - dlaczego warto tam jechać?

186 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Zachwycają także przepiękne widoki rozciągające się stąd!!!

Wśród zieleni wyłania się zatoka z dostojną białą budowlą na pierwszym planie. To chyba jeden z najlepiej rozpoznawalnych budynków na świecie... słynna Opera!

Podobno architekt projektujący operę zainspirował się obierając pomarańczę. Gdyby poskładać wszystkie kawałki dachu opery powstałaby idealna kula.

Oryginalny budynek Opery niektórym przypomina statek płynący pod pełnymi żaglami, innym - rozchylającą się muszlę.

Najlepiej niech tam każdy wyobraża sobie co chce!!!!

Ta wspaniała konstrukcja, której projekt stworzył duński architekt Utzon powstawała przez 16 lat, kosztowała ponad 100 mln AUD i oddana została do użytku w 1973 roku.

Można tu nie tylko obejrzeć operę, ale i przedstawienia teatralne, bądź cyrkowe, wysłuchać koncertu muzyki poważnej lub rozrywkowej. W tym miejscu występowali najsłynniejsi współcześni artyści z całego świata!!!!

Jak na mój gust, to Opera ładniej wygląda z daleka, niż gdy się stoi tuż koło niej...ale pewnie herezje piszę!!!

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 42 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku i Sydney i Blue Mountains to miesjca gdzie bardzo chetnie wrócę i pozwiedzam z tobą..

Mi opera najbardziej podobała sie o wschodzie słońca , bajka Yes 3

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W pobliżu znajduje się kolejny symbol miasta, a jest nim most Harbour Bridge, zwany popularnie wieszakiem, ze względu na swój kształt.

Budowę mostu ukończono w 1932 roku, ma on 1150 m długości, a najwyższy punkt znajduje się 134 m nad powierzchnią wody.

Most można podziwiać z wody płynąc promem lub stateczkiem wycieczkowym,

można i z nabrzeża, ale najlepiej o jego ogromie można się przekonać po prostu nim idąc!!!!

Widoki są fantastyczne i to zarówno jak się wędruje po jego głównym poziomie, jak i z wyższych partii mostu.

My przez most idziemy za free spacerkiem, trzeba przyznać, że widoczki faktycznie są niezapomniane.

Można wejść wyżej na jeden z filarów podtrzymujących most, by mieć lepszy widok za 11 AUD.

A dla amatorów większej dawki adrenaliny jest jeszcze bardziej ekstremalna wersja...3,5-godzinny spacer w specjalnym kombinezonie i przy pełnej asekuracji po schodkach pnących się po łuku mostu . Taka przyjemność to Bridge Climb, która kosztuje aż 228 AUD od osoby, ale podobno to niezapomniana przygoda!!!!

 Tu się wykupuje bilet na wspinaczkę...

 A tu już się wchodzi...

Mi tam szkoda pieniędzy i nerwów...

To właśnie z przęseł mostu strzelają fajerwerki na powitanie Nowego Roku, a spektakl ten przekazywany jest przez niemal wszystkie światowe stacje telewizyjne.

Wprawdzie ranga tego mostu – jako głównej ikony miasta - nieco spadła po oddaniu do użytku Opery, to jednak wydaje mi się, że dopiero wspólna fotka obu charakterystycznych dla Sydney budowli daje pełny obraz tego symbolicznego miejsca.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Niemal tuż przy moście znajduje się najstarsza dzielnica miasta – The Rocks.

Tak wyglądały początki Sydney

Jest to skalisty półwysep, do którego przybiła w 1788 roku flotylla składająca się z 11 okrętów brytyjskiej Jego Królewskiej Mości. Były to pierwsze statki z 1,5 tysiącem pasażerów, głównie skazańcami. Przywiozły także w swych lukach owce, krowy, kury, a nawet pitną wodę i zapasy żywności. Pierwsi osadnicy zupełnie nie wiedzieli czego się po tym odległym kontynencie spodziewać. Przypuszczano, że jest tu kompletnie dzikie odludzie, biorąc pod uwagę fakt, że po rozpoznawczej ekspedycji Cooka, nikt się przez 18 lat tą wyspą jakoś nie interesował...

<!-- -->

I tu się właśnie historia dzisiejszej Australii zaczęła ….

Bardzo lubię takie stare dzielnice zatopione w nowoczesnym mieście.

W dzielnicy Rocks przeważa niska zabudowa, wzdłuż wąskich brukowanych uliczek stoją niewielkie domki, a w nich znajdują się knajpki, restauracje, a także najstarszy w mieście pub.

Część budynków oddana w prywatne ręce została starannie odnowiona pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Trafiamy jednak w jakieś boczne uliczki, gdzie czas jakby się zatrzymał. Domki są skromne, dość zaniedbane, to pozostałość robotniczej dzielnicy dotąd nieuporządkowanej..

Aż trudno uwierzyć, że tuż w pobliżu wznoszą się kilkudziesięciopiętrowe wieżowce Centralnej Dzielnicy Biznesowej.

W pobliżu nabrzeża stoi nawet dobrze zachowany jeden z najstarszych domków z tamtej epoki – Cadmans Cottage.

Bardzo sympatyczna atmosfera, jeśli ktoś lubi takie klimaty!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Pomiędzy Operą, Harbour Bridge, a dzielnicą The Rocks znajduje się główny hub komunikacyjny miasta – Circular Quay.

Tutaj jest stacja metra, przystanki kilku linii autobusowych, a także przystań promowa obsługująca wiele połączeń małymi stateczkami.

To miejsce tętni życiem w dzień i w nocy, jako, że wokół rozlokowało się mnóstwo knajp i restauracji na każdą kieszeń.

Kręci się tu także tłum turystów, a zatem można spotkać wielu grajków, mimów, czy akrobatów, a przede wszystkim Aborygenów grających na swoich ludowych instrumentach – didgeridoo.

To także port pasażerski, do którego każdego dnia dobijają wycieczkowce.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Na razie mamy dość zwiedzania i wielkomiejskiego gwaru, a więc szybka decyzja: jedziemy gdzieś poza centrum, aby się znaleźć na łonie natury!!!

Nietrudno wybrać kierunek – jedziemy na plażę. Celebrowanie plażowego życia to nierozerwalna filozofia mieszkańców Sydney! Panuje tu atmosfera wiecznych wakacji. Nic dziwnego skoro w pobliżu znajduje się przeszło 40 plaż.

Niewątpliwie najbardziej znaną jest plaża Bondi Beach. Wszystkie przewodniki turystyczne ją rekomendują. My jednak poznawszy w Hobart w restauracji małżeństwo z Sydney rozmawialiśmy z nimi , co warto zwiedzić i oni zdecydowanie opowiedzieli się za plażą Manly.

Ufam z reguły radom miejscowych, więc jedziemy sprawdzić.

Promy do plażowej dzielnicy Manly odchodzą co pół godziny z nabrzeża przy Circular Quay. Za bilet można płacić używając karty OPAL - cena 8 AUD od osoby w jedną stronę. Razem z nami wpycha się na pokład wiekowego stateczku masa ludzi – no i nic dziwnego, zapomnieliśmy, że to niedziela...

Podróż trwa około 30 minut i aż mi żal, że tak to szybko zleciało....

Z pokładu podziwiam Operę koło której przepływamy, most Harbour Bridge, kilka wysepek, no i na koniec panorama miasta ze skrzącymi się w słońcu wieżowcami...

Nic dziwnego, że w rankingach uchodzi za najbardziej malowniczą trasę promową na świecie...

Linia brzegowa w tej wielkiej zatoce jest bardzo zróżnicowana, co chwilę mijamy małe zatoczki, porośnięte zielenią półwyspy, a na brzegach zbudowane tarasowo bogate rezydencje, no za taki widok to się na pewno zdrowo płaci.

Można podobno zobaczyć wyskakujące z wody delfiny, nas jednak nie zaszczycają...

W dali widzimy wysokie klify otaczające wyjście z Zatoki Jameson na Pacyfik.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wpływamy w kolejną zatoczkę, stateczek powoli manewruje ku molu w Manly.

I już nieduży porcik w Manly

Wysiadka!!! Tłumek objuczony deskami do surfowania, styropianowymi lodówkami, torbami z żarciem i piciem rozlewa się po okolicznych plażach.

Część zostaje na plażach usytuowanych w zatoce, szczególnie ci z małymi dziećmi, bo tu woda jest spokojna i można się bezpiecznie kąpać.

Ale zdecydowana większość podąża na plaże od strony otwartego Pacyfiku, jako że Manly leży na wąskim półwyspie. My także tam idziemy...

Wchodzimy w deptak – Corso – wysadzany palmami przecinający półwysep.

 Atmosfera iście wakacyjna...

 Ale i święta za pasem...

Pełno tu sklepów, knajpek, stoisk z suwenirami oraz sprzętem plażowym. Nie brakuje także sklepów z tak popularnym wyposażeniem surfingowym.

Corso dochodzi do nadmorskiego bulwaru wysadzanego araukariami.

Dochodzimy do plaży... Jest ona długa i szeroka, czysta i piaszczysta, ogromne długie fale ze spienionymi grzywami unoszą na wodzie surferów.

 Na szczęście nie ma żadnych łóżek i parasoli, wszystko na dziko...

Oprócz doskonałych warunków do surfowania jest też kilka boisk do plażowej piłki siatkowej. Chyba jeszcze nie pisałam, że Australijczycy mają szmergla na punkcie wszelakich sportów!!!!

Na plaży jest  sporo ludzi.

 Ratownicy w pełnej gotowości, przy takich falach na Pacyfiku nie ma żartów!!!!

 

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ponieważ nie jesteśmy fanami plażowania, chętnie skorzystamy z tutejszej bogatej oferty szlaków turystycznych.

Idziemy bulwarem obsadzonym araukariami w kierunku bardziej kameralnych plaż ukrytych w pobliskich zatoczkach.

Po około dwóch kilometrach bulwar zamienia się w wąski chodnikczek, nie ma tu już piaszczystych plaż, tylko skaliste wybrzeże, o które uderzają potężne fale.

 Tylko piesek odważny....

Dochodzimy do malowniczej zatoczki Cabbage Tree Bay. Tutaj kąpiel byłaby raczej niemożliwa. Ale i taki problem da się rozwiązać!

Otóż wybudowano tu tzw skalne baseny, polega to na tym, że w przerwy pomiędzy sterczącymi z wody skałami dodano trochę betonu i porobiły się takie prawie że naturalne baseniki, gdzie woda morska wpływa i wypływa bez specjalnych ograniczeń, ale za to nie ma fal i jest stosunkowo cieplejsza.

To dobre jest także dla tych, którzy nie wierzą w zapewnienia, że wokół plaż są siatki chroniące przed rekinami.

Na stromych zboczach w pięknych ogrodach stoją super domki...

 Przyjemnie patrzeć na tą australijską młodzież - wysocy, szczupli, wysportowani, uśmiechnięci...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Chodniczek doprowadza nas do małej, kameralnej plaży Shelly Beach znajdującej się na końcu Cabbage Tree Bay.

Z racji tego, że w pobliskich wodach kwitnie podwodne życie jest tu niewielki rezerwat morski – ulubione miejsce dla wielbicieli snorklingu i scuba divingu.

Plaża jest bardzo kameralna, piaszczysta, otoczona skałkami, tuż nad nią rozciąga się las. No i co tutaj ważne – kompletnie nie ma tu fal!

Takie plaże to ja lubię, gdyby jeszcze było mniej ludu...no ale dziś niedziela!!!

Jeszcze tu wrócimy....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Dzisiaj na Shelly Beach jest cholerny tłok, chyba odbywa się tu jakaś młodzieżowa imprezka.

A kolejni imprezowicze wciąż dochodzą...

Atmosfera klimatyczna, totalny luzik, jedni się kąpią, inni popijają piwko, ale pewnie i coś mocniejszego, siedzą w grupkach, gadają, śmieją się, ktoś gra na gitarze...

Ale najwięcej osób skupia się wokół dużych murowanych, a w dodatku elektrycznych grilli, na których każdy może sobie upichcić to, co lubi pod warunkiem, że to coś przyniósł ze sobą, gdyż na miejscu niczego się nie kupi.

To się tu nazywa barbacue, jest bardzo popularne i na wszystkich plażach są takie grille ogólnodostępne.

Ale i dla leniwych, bądź nieprzewidujących też się coś znajdzie. Tuż przy plaży jest fajna knajpka, ale ze względu na ceny, omijamy ją szerokim łukiem. Jedyna w całej okolicy, to i ceny odpowiednie...

 Z tyłu stoliki stoją na zalesionym pagórku z widokiem na plażę...

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap