--------------------

____________________

 

 

 



Australia (Melbourne, Tasmania, Sydney) - dlaczego warto tam jechać?

186 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Na koniec mojej włóczęgi po mieście zachodzę do informacji turystycznej, by załatwić sobie jakieś wycieczki na najbliższe dwa dni, kiedy mąż będzie na konferencji.

Pani w biurze turystycznym traktuje mnie już jako stałą klientkę. W związku z tym, że na następny dzień są dobre prognozy pogodowe, decyduję się wykupić wycieczkę
do Parku Narodowego Freycinet. A pojutrze wybiorę się na spotkanie z diabłem tasmańskim.

Podsumowując dzisiejsze przedreptanie po Hobart dochodzę do wniosku, że zdecydowanie najbardziej podoba mi się na nabrzeżu oraz w starej dzielnicy zabytkowych domków – Battery Point.

Ale całe miasto robi bardzo pozytywne wrażenie.

I ostatnie dzisiaj luknięcie na nabrzeże – zapada zmrok i znowu napłynęły chmury....

Ale tu nawet chmurzyska ładnie się prezentują, choć w perspektywie jutrzejszej wycieczki wolałabym, żeby ich nie było...

Przechodzę ponownie przez główne ulice centrum, które są prawie zupełnie opustoszałe.

Tu kończy się praktycznie ruch po godzinie piątej.

Urzędnicy opuszczają biurowce i rozjeżdżają się do swych podmiejskich domów.

Sklepy też są zamykane o tej godzinie.

Nie dotyczy to jednak wszelkiego rodzaju restauracji, knajpek i pubów. Tam życie kwitnie do późnych godzin nocnych. Większość bywalców stanowią turyści, dla których główną bazą wypadową jest Hobart. W ciągu dnia robią wycieczki po okolicy, a na noc zjeżdżają do hoteli w mieście.

W pubach spotkać można także wielu miejscowych i tam właśnie jest najfajniejsza atmosfera!!!!

Tu się spotkam z Mężem, żeby razem pójść na kolację.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Tak jak nie miałam specjalnie ochoty na wycieczkę do dawnej kolonii karnej w Port Arthur, tak Park Narodowy Freycinet marzył mi się odkąd powzięłam decyzję o wyjeździe na Tasmanię.

Tyle się naoglądałam stamtąd pięknych fotek, żeby jeszcze pogoda dopisała!!!!

Freycinet National Park zajmuje długi półwysep na wschodnim wybrzeżu wyspy leżący około 230 km od Hobart. Oddziela on głęboką zatokę Oyster Bay od Morza Tasmańskiego .

Widok przez zatokę, w dali wyłania się półwysep...

Jedziemy busikiem z kierowco-przewodnikiem o imieniu Rob, o wiele bardziej sympatycznym niż ten, z którym byliśmy w Port Arthur.

Dzisiaj czeka nas dość długa podróż, więc startujemy o godzinie 7 – koszt wycieczki 12-godzinnej wynosi 135 AUD od osoby.

Jedziemy w 6 osób - para skośnooka, dwie Amerykanki, Niemiec i ja.

Cały czas droga prowadzi wzdłuż wschodniego wybrzeża.

Mijamy górki porośnięte eukaliptusami, przecinające je nieduże rzeczki, ale przede wszystkim rozległe szmaragdowe pastwiska. 

Tylko z rzadka widać jakieś domy...

Po dwóch godzinach jazdy mamy pierwszy przystanek na śniadanko w Bark Mill Taverna.

Na miejscu jest piekarnia i można sobie zamówić kanapkę na wybranym przez siebie świeżutkim pieczywie. Tuż przy tawernie stoją stare urządzenia stosowane do obróbki drewna i rozdrabniania kory i stąd nazwa bo „bark mill” oznacza „młyn do mielenia kory”.

To także rejony winnic, więc jest i tradycyjna prasa do wyciskania soku z winogron.

Kolejny przystanek przy prywatnym domku, którego właściciele przygarniają na wychowanie malutkie osierocone walabie, czyli gatunek małych kangurków. Jest ich tutaj kilkanaście, ich matki często giną pod kołami samochodów.

Możemy je karmić przygotowanym jedzonkiem, ale nie ma możemy podejść do nich bliżej, żeby jeszcze bardziej nie stresować zwierząt.

Następnie zatrzymujemy się nad zatoką Oyster Bay, czyli ostrygową.

Z jednej strony drogi jest niewielka plaża a z drugiej Spiky Brigde, czyli kolczasty most. Zwieńczenie mostu stanowią sterczące pionowo ostre skałki.

Most jest rzeczywiście bardzo oryginalny, zbudowany w 1843 roku przez więźniów. Tak naprawdę nie wiadomo do końca w jakim celu wbudowano te ostre skałki, jedna z teorii jest taka, że dzięki nim bydło gnane z jednego pastwiska na drugie nie mogło się zbliżać do krawędzi i nie spadało do głębokiego jaru.

Ale jaka idea tak naprawdę przyświecała budowniczym już się nie dowiemy...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Teraz zmierzamy już do celu. U nasady półwyspu, na którym znajduje się park narodowy , jest malutka miejscowość Cocles Bay, a tuż obok zatoka z ładną plażą.

Mamy przerwę na kawę. Część naszej ekipy faktycznie ją wypija w małej nadmorskiej knajpce, a ja idę na spacer. Jest tu kilka sklepików i dwie knajpki.

Tu już jest ostatnia szansa kupienia sobie czegoś do jedzenia i picia.

Na wzgórzu stoi kilka chatek na wynajem.

Tuż obok jest plaża, z jednej strony długa, piaszczysta, a z drugiej – kamienista.

 Jest i niewielkie molo

 Są i ujścia jakiś strumyków...

Ta z ogromnymi głazami zdecydowanie bardziej mi się podoba.

Można tu wypożyczyć kajaki i zwiedzać park narodowy od strony wody...Fajna sprawa, my niestety nie skorzystamy z takich możliwości ze względu na brak czasu.

Zegnamy Cocles Bay i już za chwilę wjeżdżamy na teren Parku.

Rob załatwia formalności wjazdowe i po chwili jedziemy dalej. Kręta droga wiedzie przez las eukaliptusowy, widać coraz więcej skałek, pojawiają się wyższe góry. Mijamy małe plaże położone w zatoczkach.

Jeszcze jeden przystanek przy eleganckim hotelu Freycinet Lodge, tutaj wysiada skośnooka para, zabierzemy ich dopiero w drodze powrotnej.

W lesie wokół hotelu na stromym zboczu stoją hotelowe bungalowy do wynajęcia, z których roztacza się wspaniały widok. Taka sama panorama widoczna jest z tarasu hotelowej restauracji.

 

I to już była ostatnia ostoja cywilizacji...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Jeszcze parę kilometrów do przejechania i koniec drogi.

Duże parkingi, całkiem sporo autek, z przewagą kamperów.

To świetny sposób na podróżowanie po Tasmanii. Można się zatrzymywać na licznych campingach w pięknych okolicach, no i nie przepłacać za hotele.

Są tu jeszcze „kulturalne” toalety i dystrybutory z wodą zdatną do picia. Więc ostatnia szansa, żeby skorzystać z tego dobrodziejstwa, jeśli ktoś nie pomyślał o tym wcześniej. Nie ma tu już żadnego sklepiku, ani knajpki. Chyba nikomu nie zależy na zarobku????

Słońce ostro pali, lato się zaczęło!!! Choć silny wiatr skutecznie ochładza...

A podobno nad Australią jest dziura ozonowa, więc trzeba uważać. Woda tu jest naprawdę niezbędna, żeby się nie odwodnić.

Tu po raz pierwszy w życiu widzę drzewa trawiaste. Kępa „długowłosej” trawy wyrasta na szczycie grubego pnia...

W tego miejsca można wyruszyć na kilka szlaków o różnym stopniu trudności i zróżnicowanym czasie trwania.

Są takie kilkugodzinne- jakim my pójdziemy – ale są i całodniowe, dwu, trzy i nawet czterodniowe. Możliwości jest wiele, ale na taki kilkudniowy trip to już trzeba być dobrze przygotowanym. Widzimy takie osoby z wielkimi plecakami – muszą mieć namiot, cieplejszą odzież, coś nieprzemakalnego na deszcz, który tu może spaść w każdej chwili, no i żarcie oraz picie na całą trasę, bo tu już nic się nie dostanie. Schronisk też nie ma...No i węże jadowite grasują, choć ja nigdzie nie widziałam.

Mariola

wojtek1
Obrazek użytkownika wojtek1
Offline
Ostatnio: 4 lata 5 miesięcy temu
Rejestracja: 09 mar 2014

Doczytane, Apisku zawędrowałem z Tobą, aż na Tasmanię .... i takie wirtualne zwiedzanie, pewnie będzie musiało wystarczyć Biggrin 

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wojtek, fajnie, że wirtualnie towarzyszysz, ale zapewniam, że i w realu warto!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

My mamy w planie przejście najkrótszego szlaku na Wineglass Beach Lookout. To punkt widokowy znajdujący się dość wysoko w górach, z którego widać przepiękną plażę.

Droga wiedzie stromo pomiędzy dwoma szczytami Mt Amos i Mt Mayson wśród ciekawej roślinności.

Oprócz wszechobecnych eukaliptusów rosną tu trawy drzewiaste, reszty roślinek nie znam...

Zyje tu także dużo ptaków, ale nie mam pojęcia jakich????

Kamienista ścieżka wije się wśród głazów.

Szlak ten można pokonać w ciągu dwóch godzin tam i z powrotem.

My idziemy szybkim tempem, tak że jestem mocno zazipana. Pozostali wycieczkowicze są młodzi i sprawni, a Rob tą trasę przemierza prawie codziennie, więc też ma kondycję...

Jest i schowanko przed deszczem...

Gdy dochodzimy do punktu widokowego naprawdę opada nam szczęka. I choć nie lubię tego okrzyku „wow”, w tym momencie jest on jak najbardziej na miejscu!!!!!

Pomiędzy ogromnymi głazami ukazuje się wspaniała panorama : W dole leży bielutka piaszczysta plaża w kształcie półksiężyca obmywana turkusowym morzem, które ciągnie się aż po horyzont. W tle wznoszą się skaliste góry Hazard  porośnięte lasem, a pod nami strome zbocze z zieloną gęstwiną.

A ponieważ Wineglass Beach położona jest na przewężeniu półwyspu, widać stąd jeszcze kawałek plaży znajdującej się po drugiej stronie.

Zadne zdjęcie nie odda tego widoku. To z pewnością jeden z najpiękniejszych, jaki widziałam w moim życiu...

Przynajmniej pół godziny spędzamy na tej skalistej platformie i wcale nie mamy dość.

Tu razem z naszym wspaniałym przewodnikiem Robem...

Co poniektórzy wdrapują się na potężne głazy obok platformy widokowej...

Niestety w końcu trzeba opuścić to zaczarowane miejsce.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W pobliżu punktu widokowego jest skrzyżowanie szlaków, jeden z nich schodzi stromo w dół ku plaży Wineglass Beach. Rob pyta czy są chętni na zejście na samiutką plażę, ale ostrzega, że to trasa na 3 godziny i w sytuacji gdy się zdecydujemy na nią, zabraknie już czasu na kolejne atrakcje Parku Narodowego.

I to jest właśnie to, dlaczego nie lubię wycieczek zorganizowanych!!!!

Gdybyśmy mieli możliwość sami jechać na taką wycieczkę, nie zatrzymywalibyśmy się tak często na kawki, siusianie itp., a przede wszystkim nie bylibyśmy ograniczeni czasowo.

I dlatego zobaczylibyśmy o wiele więcej, chociażby właśnie tą słynną plażę...

Ale cóż – jest jak jest - i trzeba się podporządkować.

Nie ma chętnych na zejście na plażę, każdy chce zobaczyć jeszcze inne ciekawe miejsca w Parku.

Wracamy na parking, schodzenie zdecydowanie lepiej mi idzie...

Podjeżdżamy kilka kilometrów dalej do Honeymoon Beach, czyli Plaży Miesiąca Miodowego.

No to jest rzeczywiście piękna plażyczka, na której można spędzić podróż poślubną.

Ale chyba tylko w kamperze lub  namiocie, bo żadnych hoteli czy bungalowów tu nie ma. A kamperów na parkingu faktycznie sporo....trzeba tylko sobie załatwić pozwolenie od władz parku na  możliwość pozostania na noc.

Wspaniałe formacje skalne otaczają niedużą zatoczkę z krystalicznie czystą wodą, las schodzi prawie do samego morza. Fantastyczne miejsce na kąpiel, ale nie dla mnie – woda ma zaledwie 18 stopni – a takiej nie lubię.

Kolejny przystanek przy Red Beach, to plaża z czerwonymi skałami granitowymi, od których wzięła swą nazwę.

Też fajnie...i w dodatku dostrzegam kąpiących się!

Tutaj chyba każda zatoczka jest taka piękna!

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 8 godzin 5 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Pieknie !! mieliście rewelacyjną pogode.

Ja niestety tego szczęscia nie miałam Sad więc chociaz teraz mogę popatrzeć..

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Pogoda rzeczywiście dopisała!!!!

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap