--------------------

____________________

 

 

 



Hongkong - dlaczego warto tam jechać?

286 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wybrzeże jest głównie skaliste, bujna roślinność tropikalna opada do morza. Natomiast w zatoczkach są mniejsze lub większe piaszczyste plaże. Niektóre z nich nie są udostępniane osobom z zewnątrz, służą tylko mieszkańcom apartamentowców lub willi.

Pierwszą taką miejscowością, którą mijamy jest Deep Water Bay, następnie przejeżdżamy przez Repulse Bay. Ale ostatecznym celem naszej wycieczki jest najdalej wysunięta na południe miejscowość Stanley.

Mikrobus wjeżdża na małe rondo i wysiadka. W nos bucha rozgrzane morskie powietrze, choć słońce tu też zamglone. Wielka szkoda, bo w dali widać wyłaniające się z rozległej zatoki strome, spiczaste wysepki. W pełnym słońcu widok byłby za....sty, a teraz tylko widać ich rozmyte kontury.

Tuż przy przystanku autobusowym wznosi się nowoczesne centrum handlowe Stanley Plaza z luksusowymi butikami, sklepami z organiczną żywnością, w innym reklamują francuskie sery i wina. Jest tu też elegancka fryzjernia i agencja nieruchomości, z której nawet folder wzięłam....a nuż się przyda, ha ha ha....

Są małe klimatyczne kawiarenki i kwiaciarnie, sklepy z suwenirami, ale wolałam nie patrzeć na ceny.

Zjeżdżamy przeszkloną windą w dół, bo droga biegnie wysoko w górze. Wokół jest park, dekoracje świąteczne, widać, że organizowane są jakieś występy na estradzie.

Zwiedzanie rozpoczynamy od obejrzenia Murray House.

Piękny dom w stylu kolonialnym zbudowany jest z beżowego piaskowca, ale nie to jest najbardziej interesujące. Otóż jeszcze kilkanaście lat temu ten zabytkowy – 160 letni - budynek stał w centrum HK, w miejscu, gdzie zamierzano wybudować jeden z najbardziej znanych wieżowców – Bank of China. Na szczęście ktoś wpadł na genialny pomysł, by nie burzyć tej kolonialnej perełki, tylko przenieść ją w inne miejsce. I tak wybór padł na wytworną miejscowość Stanley. Kilka lat trwała ta jego przeprowadzka, cegła po cegle, ale zakończyła się triumfem.

Obecnie Murray House stoi na nabrzeżu tuż przy równie stylowym molo. Mieszczą się w nim super restauracje i puby w typowo angielskim stylu oraz Muzeum Morskie .

 

Mariola

janjus
Obrazek użytkownika janjus
Offline
Ostatnio: 2 lata 4 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku do tej pory troszkę zerkałem na Twoją relacje,ale dziś przeczytałem i obejrzałem w całosciSmile

Bardzo ciekawie wszystko opisujesz,a najbardziej mi sie podobają zdjecia te z budynkami w stylu kolonialnym.

Takie perełki wśród betonu i szkła.Ty zawsze potrafisz oddac atmosferę zwiedzanego miejsca.Z takim darem trzeba sie urodzić .Tego sie nie da naUczyc

Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Anusia, Janusz, cieszę się, że podróżujecie ze mną.....

Tuż za tym budynkiem Murray House znajduje się wejście do Country Parku położonego na zboczu góry. Można wędrować różnymi dróżkami wśród pięknej roślinności, drzew, krzewów, skał, schodków, strumyków. No i rozciągają się stąd piękne widoki na zatokę.

Czuję, że Bing nie jest zachwycony moim pomysłem łażenia po górach, ale cóż mu pozostaje? Profesor kazał zajmować się mną, to i mężnie znosi ciężki obowiązek. 

W pewnym momencie proszę go by mi zrobił fotkę z zatoczką w tle. Przymierza się i przymierza, już mnie wkurza jego powolność. I nagle widzę …...tuż koło jego nogi z rumowiska skalnego wychyla głowę wąż. Potem wypełzła go jeszcze z 30 centymetrowy kawałek, gruby jest jak wąż do podlewania i ma kolor szaro – brązowy. Nie wiem jaki jest długi, bo reszta jest niewidoczna. A to jest właśnie to historyczne miejsce.....

Dużo się o tutejszych wężach przed wyjazdem naczytałam i wiem, ze w okolicy żyje łącznie ponad 50 gatunków węży, przy czym 14 z nich to jadowite. Wśród tych jadowitych jest 5 śmiertelnie groźnych dla człowieka.

Wrzeszczę ostrzegawczo, ale Bing nie załapuje o co chodzi, na szczęście wąż szybciej od niego reaguje i momentalnie chowa się tam, skąd wyszedł. Pewnie się jeszcze bardziej niż ja przeraził....

Gdy nerwowo opowiadam mu przyczynę mojego wrzasku, mówi, że w jego rodzinnych stronach jest bardzo dużo jadowitych węży i to dla niego nie jest powód do paniki. A ja – oprócz Sri Lanki, gdzie płynąc łodzią po rzece widziałam dwa pytony drzemiące na drzewie – nie widziałam nigdy węża w naturze, oprócz jakiś rezerwatów czy zorganizowanych pokazów.

I tym bardziej jest to niesamowite, że zobaczyłam go – gdzie, jak gdzie – właśnie w HK!!!!!!Potem wszędzie w bardziej dzikich terenach wypatrywałam ich, ale więcej nie udało mi się wywęszyć.

Nieopodal przy małej chińskiej świątynce siedzi jakiś dozorca. Napuszczam Binga, by spytał go o występujące tu węże, czy często widuje, czy są jadowite. Chwilę gadają, ale okazuje się, że się nie dogadali. To też dziwna sprawa, bo w HK mówi się po kantońsku, a w Chinach najbardziej popularny jest język mandaryński. Dozorca mówi tylko po kantońsku, nie zna angielskiego, a Bing rozmawia po angielsku i mandaryńsku – no więc się nie dogadali. I ja nie wiem jaki to był wąż?????

Bing ma chyba nadzieję, że historia z wężem wybije mi z głowy pomysł łażenia po dzikich ostępach. Idziemy jeszcze tylko do małej świątyni, ale jest bardzo skromna, nic specjalnego.

Wracając idziemy na zadaszone molo. Spaceruje tu trochę turystów oraz nianie filipińskie z białymi dzieciaczkami. Gdyby nie te napisy w krzaczkach, mam wrażenie, ze jestem w jakiejś śródziemnomorskiej miejscowości.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Bing jest już chyba głodny, oni tu koło południa jedzą lunch, a już jest znacznie później. Zapraszam go na jedzonko,tyle się chłopak ze mną namęczy, że już mu się jakiś zastrzyk kaloryczny należy. Ale on w końcu zaprasza mnie....

No to idziemy coś zjeść!!!

Pyta czy lubię sea food, ja, że nie bardzo. Ale chętnie spróbuję dim sum. Dim sum to w zasadzie przystawka, składają się na nią drobne przekąski w postaci pierożków z różnym nadzieniem, mięsnych lub warzywnych klopsików, kiełbasek itp. To danie bardzo popularne w HK, ale podobno nieznane pod tą nazwą w Chinach.

Wchodzimy do eleganckiej restauracji – Xia Fei Shanghainese Restaurant, czytam jej historię, okazuje się,że jej właściciel przeniósł się tutaj z Szanghaju. Zdaję się na Binga, niech on wybiera, bo nie znam się na dim sum.

W oczekiwaniu na jedzonko popijamy pyszną herbatę. Wystrój tej restauracji bardzo mi się podoba. W niektórych knajpkach mają zbyt krzykliwe kolory, dekoracje ze sztucznego kwiecia, jakieś rzeźby i złocenia – to mi niezbyt odpowiada.

Kelner przynosi kilka koszyczków z różnymi rodzajami pierożków gotowanych w nich właśnie na parze. Próbuję po kolei każdego z nich, mają różne kształty i nadzienia, a nawet różne ciasto z jakiego zostały wykonane. Wszystkie są smaczne, ale najbardziej smakuje mi coś w rodzaju tarty warzywnej, a najmniej pierożki z jakimś rybnym nadzieniem.

Najedzeni ruszamy dalej.

Nadmorskim bulwarem dochodzimy do niewielkiego centrum.

Tu też jest świątynia, trochę większa, potem parę restauracji z owocami morza, angielski pub . Tuż za nim zaczyna się największa atrakcja miejscowości słynny Stanley Market.

Spore targowisko ciągnące się wzdłuż jednej uliczki i wlewające się w przyległe. Jeśli ktoś lubi biżuterię z kamieni półszlachetnych to warto tu coś kupić. W HK jest mnóstwo wyrobów z zielonego nefrytu, bardzo charakterystycznego dla tych rejonów. Oprócz tego kramy i sklepiki zapełnione są pamiątkami, ciuchami, przyprawami, medykamentami chińskiej medycyny, porcelaną, rzeźbami, maskami. Taki szwarc, mydło i powidło.

Ale turystów tutaj kłębi się najwięcej. Jakoś nikt nie zapuszcza się w tereny zielone....

Jak sprawdzałam przed wyjazdem program wycieczek organizowanych przez lokalne agencje turystyczne, to w Stanley zwiedzało się tylko centrum i ten właśnie bazar.

Targowisko jak wiele innych w mieście, niczym się nie wyróżnia, no fakt, że pięknie położone nad samym morzem.

Ale okolica jest tak sielska, cicha i spokojna, że warto tu spędzić kilka godzin odpoczywając od wielkomiejskiego ruchu. Tak więc najlepiej wybrać tu się samemu autobusem nr 6 spod terminalu promowego Central. Są jeszcze inne linie, ale ta szóstka jedzie może dłużej, ale za to bardzo malowniczą trasą. Bo do tego przystanku minibusu, którym my jechaliśmy jest dość skomplikowane dojście.

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 8 godzin 28 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku, super sie z Toba podróżuje po HK. Zachęcilaś mnie na maxa, chociaz ta przygoda z wężem brrr Biggrin.. pewnie znając moje szcześćie mi juz nie udaloby sie wyjśc cało z tej opresji..Połaczenie jednak nowocześności z historia i duża ilością naturalnej zieleni to wspaniały mix Smile Ciekawa jestem czy dotarlas tez do Macao ?

No trip no life

bilbao (nieaktywny)
Obrazek użytkownika bilbao

W Chinach funkcjonuje kilkadziesiąt języków i narzeczy. Dogadanie się (nawet między sobą) jest ogromnym problemem. Chińczycy znaleźli na to sposób. Niezależnie jakim językiem mówisz, słowo zapisywane jest zawsze tak samo. Pamiętam podczas rejsu zaczepił nas” tambylec” i gdy zorientował się że go nie rozumiemy zaczął pisać krzaczki…. Pewnie zaczął podejrzewać że ma do czynienia z analfabetami  bo jego krzaczki rozumieliśmy równie dobrze jak jego język Sorry 2

Jadąc do Chin przygotowałem się na podobną sytuację. Apka „Google Tłumacz” w telefonie  z możliwością wgrania do pamięci języka, świetnie się sprawdził w każdej sytuacji. Poproszenie o sól w restauracji urasta do wielkiego problemu. Przeciętny Chińczyk zna tylko Chiński. Tych przeciętnych jest pewnie 99,9%. W Szanghaju , w podziemnym mieście, z setkami uliczek i tysiacami sklepów zgubiliśmy drogę do ….??... No właśnie nie wiedzieliśmy nawet jak nazywa się to miejsce do którego chcemy trafić. GPS pod ziemią (co zrozumiałe) nie działał. Na szczęście zdjęcie zrobione w aparacie i tłumacz w telefonie uratował nas z kłopotu. W HK z angielskim jest zdecydowanie lepiej.

Wracając do wspomnianej „apki” Sprawdziła się już na kilku kontynentach. Polecam wszystkim globtroterom.

@nelciowata

Z tą " historią" jest pewien problem a właściwie nie ma, bo i historii tam nie wiele

HK to miast które  Brytyjczycy zaczeli budować na skalnej wysepce w drugiej połowie XIX w. Z uwagi na ograniczoną ilość miejsca i bum gospodarczy w drugiej połowie XX w z zabytków nawet tych z początku istnienia miasta, niemal nic nie zostało

Macao to oddzielna historia. Choć nie dla historii tam się jedzie. Crazy To Las Vegas Azji.  To miasto bankrutów i milionerów, które nigdy nie zasypia. Pobyt w Macao należy do tych które się nie zapomina. Na dodatek na „rzut kamieniem” od HK

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, powiem Ci, że spotkanie węża w naturalnym środowisku było moim marzeniem. Raczej wątpiłam czy do tego dojdzie po rozmowach z tamtejszymi znajomymi goszczącymi w naszym domu. Na czterech z nich, tylko jeden miał parokrotnie do czynienia z wężami. Pochodzi z wioski na Nowych Terytoriach i tam widok węży 20-30 lat temu nie należał do rzadkości. Największe wrażenie zrobił na nim 3 metrowy pyton, którego wraz z ojcem znaleźli w szopce na narzędzia ogrodowe. A tej wielkości pyton może już być niebezpieczny nawet dla dorosłego człowieka.

Mniejsze pytony zjadały im kury, a nawet kota babcinego!!!! Pozostali trzej nie spotkali na swej drodze żadnego węża, pomimo, że mieszkają tam po kilka do kilkunastu lat.

Również mój towarzysz Bing pochodzący z południowych Chin widywał w swym życiu wiele, wiele węży i to spotkanie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. A poza tym węże pozostawione w spokoju chyba nie atakują. W rejonie HK żyje około 50 różnych gatunków, a tylko 5 jest niebezpiecznych dla człowieka. Więc jest mała szansa, że ten mój był groźny, ale najważniejsze, że jakikolwiek mi się trafił!!!!!!

W Macau byłam, będzie wkrótce relacja.

Bilbao, tak jak piszesz, ja również byłam świadkiem sytuacji, w których Chińczyk nie mógł sie dogadać z Chińczykim. Potem mi wyjaśniono, że krzaczki są jednakowe i to samo oznaczają, ale wymowa w różnych rejonach jest inna. Ponieważ nie znałam poprawnej wymowy - ja również przyjęłam zasadę pokazywania na mapie, gdzie się chcę dostać. Czasami miałam przez znajomych zapisane w notatniku jakieś nazwy, np potraw, które chcę spróbować, a nie ma możliwości pokazania ich palcem.

A na tym nowoczesnym sprzęcie - to ja się nie znam i tak....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Fakt, że do HK nie jeździ się po to , by podziwiać zabytki historyczne, bo jest ich bardzo mało. Tym niemniej nawet te nieliczne kolonialne  perełki stanowiace kontrast z nowoczesnością mnie fascynowały.

Do Macau nie pojechałam po to, by podziwiać nowoczesne kasyna - tym bardziej, że akurat ich wymyślna architektura mnie nie powala. Bardziej interesowało mnie to - jak wygląda stara część miasta zbudowana przez portugalskich kolonizatorów. Na ile przypomina Lizbonę - moje najbardziej ulubione europejskie miasto. Ale o tym już wkrótce....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Tuż za rynkiem jest stary fort, to właśnie w tym miejscu osiedlali się w połowie 19 wieku pierwsi kolonizatorzy angielscy. I od tego miejsca zaczął się szybki rozkwit miasta. W zasadzie nic tam nie ma oprócz pięknego widoku na zatokę.

Schodzimy jeszcze na wielkie głazy leżące przy brzegu i na małe molo, przy którym kołyszą się łodzie rybackie.

Za portem wąską nadmorską ścieżką wspinamy się w górę. Stoi tu osiem starych tradycyjnych domków rybackich, stanowiących zabytek – nic tu nie można zmieniać. Na brzegu tuż przy piaszczystej plaży rosną ogromne drzewa bawełniane ( cotton tree ), które mają kwiaty podobne do bawełny. Ale nie wiem czy te kwiaty się do czegoś wykorzystuje? Tuż obok jest malutka kameralna plaża. W czasie upału można siedzieć w cieniu tych rozłożystych drzew,wejście do morza też jest fajne.

Dalej wchodzimy stromymi schodkami, mijając po drodze skromne rybackie - już nie zabytkowe - domki. W małych ogródkach zawieszonych nad wodą rosną kwiaty i suszy się pranie.

Kamienista ścieżka doprowadza nas do miejsca biwakowania. Są tu ławki, estetyczne zbudowane z kamienia grille, na których każdy może sobie przygotować świeżo złowioną lub kupioną rybę, mięsko, czy kiełbasę. Właśnie urzęduje tu młodzież ze swym nauczycielem. Tego typu grille są bardzo popularne. Widziałam je w parkach, przy plażach i szlakach turystycznych, a także na wyspach.

Mariola

Bea37
Obrazek użytkownika Bea37
Offline
Ostatnio: 10 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

apisek piękna relacja, Twoja swoboda pisania wciąga dodatkowo i jeszcze super zdjęcia. Uwielbiam być, zwidzać, włóczyc sie po "miastach", stolicach co roku ze dwa miasta zaliczamy (w tym roku był Pekin, Mediolan i Praga). Jestem pod dużym wrażeniem, piszesz tak, że mam wrażenie, że jestem tam z Tobą !

Bea

Strony

Wyszukaj w trip4cheap