Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Nasza wyprawa do Kambodży naterszcie doczekała się realizacji. KLM wrzucił promocję do Bangkoku, 1878 zł od osoby, lecimy 3-17 grudnia. Zaczęło się planowanie, kupowanie lotow wewnętrznych, wybieranie hoteli. Jak już wszystko mieliśmy popłacone zaczęły się zamieszki w Bangkoku, na początku luzik, e tam do naszego wyjazdu wszystko ucichnie, niestety myliliśmy się, nawet urodziny króla nie były dostatecznym powodem do wstrzymania protestów. Przez chwilę myśleliśmy o zmianie planów, nie jedchaniu do Bangkoku tylko przenocowaniu przy lotnisku, ale loty do SR są z innego lotniska i tam musimy przejechać Bangkok, a no i jeszcze jeden jedyny hotel bez możliwości rezygnacji to wlaśnie hotel w Bangkoku. Nie ma wyjścia, na miejscu zbadamy sytuację i podejmiemy decyzję.
3.12 wylatujemy do Amsterdamu.
Na lotnisku w Amsterdamie świeta
Oczekiwanie na samolot było więc wyjatkowo przyjemne.
O 17.25 wylatujemy do Bangkoku
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
1
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Kasiu. Niestety. Nasza Kasik jest pierwsza zawsze
Będą lazurki, ale z Kambodży
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Do Bangkoku przylatujemy o 10 rano, po odstaniu swego w kolejeczkach, krótka chwila prawdy, doleciały niedoleciały, są nasze walizeczki, to już tylko wymiana pieniędzy i idziemy do kolejki. Wybieramy wersję droższą, jedzie szybciej i nie zatrzymuje się na każdej stacji.
Dojechaliśmy do stacji końcowej idziemy na dół do postoju taxi, a tu kiszka.
Jak słyszą nazwę hotelu to tylko głowami kiwają i coś tam do siebie mówią. Patrzymy z małżem na siebie i już wiemy o co chozi, *diablo*. Dochodzi nasza kolejka podajemy nazwę i adres hotelu i słyszymy 300 wariatów bo są protesty. Godzimy się na 300 ale kierowca odmawia jazy, o w mordę co teraz, czekamy na następnego, podjechal myśli, myśli, drapie się po głowie ale nas zabiera. Uf jedziemy, poziom nerwa na maxa, rozglądamy się a le protestow nigdzie nie widać, co jest*wacko*. Dopiero kawałek przed hotelem widzimy protestujących. Na szczęście do hotelu można bylo spokojnie dojechać. Cali szczęśliwi lecimy do naszego pokoju
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Hotel jest ok, w świetnym miejscu, niedaleko Khao San Road( do 10 min spacerkiem), serwuje śniadanka całkiem smaczne, ma 2 restauracje, basen i coś dla faciorków parking z zabytkowymi samochodami i super motórami, ale o tym później, w tym hotelu będziemy 3 razy.....
Dzisiaj jesteśmy troszkę zmęczeni, nie wiemy jak to jest z tymi protestami i mamy rocznicę ślubu, uf! kto to podźwignie.
Twardziele, po myjku myjku i przebranku "idą w miasto", u i to byl mały koszmarek, jakoś tak wyszliśmy na ulicę po protestach, w dali widzieliśmy siedzących "protestantów" lub jak ktoś woli protestujących, ale ja mam akuratnie takie ciepłe pokojowe wspomnienia, i tylko, te zostawione "kibelki"uf jak bumerang przez 500 metrow ulicy przeleciałam, na dekoracje dla Króla tylko kątem oka patrzyłam, ale były piękne....
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
zajaczek sie rozszalal z relacjami super
no to najpierw parę fotek z okolic hoteluświątynia na przeciwko, kurcze nie mieliśmy czasu tam wejść....
a tu komary nie dawały żyć
Ta świątynia była "ważna" codziennie jakieś modły się odbywały i przez caly czas stala ochrona
Tą ulicę wszyscy rozpoznają
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/