Jak tylko odzyskam zdjecia i swój sprzęt , skończe. Napiszę o sasiadujacych plazach i takich hotelowych "duperelach"
Pozostał powrot - hmmm... mozna obstawiac czy tym razem bedzie lot czy flybus ? oraz małe podsumowanie, co jak i takie tam - moje-nasze odczucia. Sorki za opieszałość, ale i kompy mi zastrajkowały i nadrabiam robotę
Ewela, pogoda była cudna! Lampa cały czas, to że to obszar wietrzny, to chyba wiadomo, ale taki wiatr absolutnie nie przeszkadzał, wręcz odwrotnie. Raz, gdy byłyśmy na Pilar, było kosmiczne slońce - takie co paliło, piekło - skwar nie lampa! Jeden dzień niepogody - pochmurno, ale ciepło- to chyba nie jest źle Pogoda taka typowo karaibska. Na pewno bedziesz miala cudną pogode i przygodę ! Zazdroszczę!
Irvina opisuje to takplastycznie...w tak porywający sposób że zostałąm twoja fanką:)
Havana po raz pierwszy w relacjach tak cudowanie oddana ze chciałąbym juz się spakować. Miałam w planie 1 dzień w Havanie- teraz wiem że byłabym kretynką . Dziękuję ci.
Irvina, zaje***, piękne zdjecia, opisy z humorem - a Kuba w mojej 3 - myślałam głownie o cayo (melia) ale hawana twoimi oczami jest tak piękna ze na pewno będę myślała o połączeniu (chociaż trochę strach jak pomyśle ze lot mieli by nam odwołać i jechać taki kawał autobusem z dzieckiem).
Powiedzmy, że już jestem Przepraszam za opieszałość, ale takie rożne wynikneły... Spiesze się skonczyć w kilku słowach, to co zaczelam.
W hotelu nie spotkaliśmy ani jednego Polaka… o przepraszam, był jeden! Od 20 lat mieszkający w Kanadzie – przywitał się, wymienił grzeczności i tyleJ
Troszkę zdjęć plaż w sąsiednich hotelach – naprawdę, plaża przy Melii najpiękniejsza – sami oceńcie
Po prawej stronie od plaży Melii hotel Iberostar. Jest jeszcze kilka innych hoteli - na samym końcu domki Villowe. Jest tam rowniez restauracja z owocami morza. Czasami plaży brak - przejść nalezy wodą.
Po stronie lewej od Melii jest plaża Pilar - kawałek drogi.
Reszta dni bardzo leniwie ale niespodziewanie szybko upłynęła na leżakowaniu, odpoczynku – totalna laba! Tego naprawdę potrzebowałam – od rana do wieczora, ba!- późnej nocy, łaziłyśmy po Hawanie. Stopy miałam ochotę na suficie zaczepić, opuchnięte i obolałe od tych hawańskich spacerów. Ten ponad tydzien na Cayo, byly zbawiennym odpoczynekiem – naprawdę tego potrzebowałyśmy.
Wszystko co dobre i tak dalej… W przedostatni dzień zadzwonił do hotelu, do Nas Walter. Zostawił informację, że sprawdził w Solwaysie – lot powinien być bez problemów! Ciekawe…
Na wszelki wypadek, w dzień wyjazdu, walnęłyśmy po kilka „ last, long drink” czyli gin z tonikiem, a podczas drogi na lotnisko czułam w ustach cały las iglasty !!!
Nie wierze – jest samolot, lotu nie odwołali! Hurrrrra….
Lokalne lotnisko w Cayo Coco malutkie, bez sklepików czy barów. Oczywiście miałyśmy nadbagaż -ups… 23 kg, na 20 limitu. Udałam totalnego głupa i zdziwona zapytałam dlaczego jest tylko 20, przecież zaraz się przesiadamy do Amsterdamu a tam mają 23… i co ja mam teraz zrobić ?!
Oczywiście panowie nas puścili myśląc, ze totalne kretynki z nas, ale nich tam- udało się
Samolocik malutki, leciało nas 10 osób w tym dwóch ochroniarzy! Postawni…Jeden siedział totalnie z przodu- tam nie siedzieli pasażerowie, drugi z tyłu. Okazuje się, że tak chronią samolot przed uprowadzeniem do Stanów. Notorycznie samoloty zmieniały kursy, lądując w USA –piloci, stewardesy w ten sposób uciekali wraz z rodzinami.
Ok., w samolocie informacja zapiać pasy. Sięgam po swoje …obydwie części zostają mi w rękach. Oczy mam jak pięciozłotówki ze zdziwienia i zaskoczenia, kwiczę ze śmiechu trzymając te pasy w rękach a stewardesa macha ręką - „no problem”… Asia płacząc ze śmiechu każe mi te pasy spiąć ze sobą – mówi „Kazali zapiąć pasy, wiec je zapnij. Durna, przecież zapięcie to najważniejsza rzecz- każdy to wie!"
Fakt, ale wydawało mi się, ze te pasy powinny mnie spiąć a nie się spiąć… fakt durna jestem…
Dobrze, ze ten jałowiec płynny działał. W samolocie brudno i nieprzyjemnie czyli kubańskie crazy cleaning. Widoczki za to baaaardzo przyjemne. Lecimy nisko, wiec widoczki malinowe
Tu w ostatnim, widać drogę łączącą ląd z wyspami Cayo.
Lądujemy po godzinie w Hawanie, szybki transfer do hotelu Saratoga, stamtąd to już minut dwie do casy Sarity, gdzie spędzimy ostatnią noc na Kubie.
Prysznic, przebierka i na Molecon!
Po drodze oglądamy ichnie Fast food – w formie okienka w ścianie, kolejka i ludzie jedzący wokół. Pani kasuje, Pan przygotowuje – głównie sprzedają ryż z surówką i kotletem czy tam jakimś sosem – naczynia wielokrotnego użytku. Klient otrzymuje taka kopę żarcia – naprawdę porcje mega wielkie i stojąc pod tym okienkiem konsumuje trzymając talerz w dłoni. Nic dziwnego, ale jednak dziwi
Szybko zdzwaniamy się z Walterem i Ileaną – ten wieczór do bardzo późnych, nocnych godzin spędzamy na pogawędkach na Moleconie. Nie chcemy wracac , jeszcze mega długi spacer po Hawanie czyli okrężna droga do Sarity. Do casy wracamy prawie nad ranem.
Hawana nocą naprawdę śpi...
Rano szybciutkie dopakowanie się i umawiamy się na kawkę z Walterem – trzeba się pożegnać. Gotowe czekamy
Chcemy kupić jakieś słodkie bułeczki, ciasteczka – nie dałyśmy rady ze śniadaniem u Sarity
Zapraszamy ich za ostatnie CUC na kawę. Długo się zastanawiają gdzie co i jak. Okazuje się, ze kawiarnia jest bliziutko. Asia poszła zamówić 4 kawy do naprawdę pysznych ciasteczek jakie kupiłyśmy po drodze w piekarni. Walter idzie jej pomóc i …przynosi dwie kawy. Pytam dlaczego – no jak dlaczego ?
W kawiarni mają tylko dwie filiżanki, jak my wypijemy, naleją kolejne dwie dla Waltera i Ileany– w czym problem ??? Umieramy ze śmiechu
Żegnamy się wylewnie, wsiadamy do taxi zamówionej przez Saritę – płacimy 20 cuc, czyli mniej niż byśmy same załatwiały. Taxi - no sami się uśmiechniecie
Na lotnisku już bez problemowo się odprawiamy – limit w normie, ale bardzo pilnują -23 to 23 kg. Po tym jak otrzymujemy bilety, stajemy w następnej kolejce – trzeba uiścić opłatę wyjazdową – 25 cuc od osoby.
stajemy w następnej kolejce – trzeba uiścić opłatę wyjazdową – 25 cuc od osoby.
Na lotnisku – w strefie odpraw, troszkę sklepików z ichnią tandetą, cygarami, alkoholami. Dziwie się, że ludzie tam robią zakupy i idą z tym do strefy bezpieczeństwa. Okazuje się, ze tam wpuszczają z płynami. My już po kontroli, dowiadujemy się o tym i żałujemy, ze nic tam nie kupiłyśmy. W strefie bezpieczeństwa tylko bar z piwkiem, kawą, napojami i jakąś mrożoną pizzą. Gdybyśmy wiedziały… – chciałam dokupić jeszcze kawę ziarnistą, ale przy odprawie nie pomyślałam, a tu płatność tylko w CUC – nie ma płacenia kartą, euro itp. – tylko CUC.
W samolocie już europejsko, a właśnie, leci z nami wycieczka pracownicza kubańczyków.
Na lotnisku obserwujemy ogonek zaaferowanych, odświętnie jak na Kubę ubranych kobiet i mężczyzn – z 10 osób, które odbierają paszporty wraz z wizą pracowniczą. Gościu, który te paszporty rozdawał, instruował jak się mają zachowywać itp. – pewnie leciał z nimi jakiś ochroniarz – dobrze, że u nas to przeszłe czasy. Żal jak się patrzy na ich przejęcie, ale uśmiech, ze zobaczą inny świat
Na lotnisku w Pradze okazuje się , że mam pękniętą walizkę. Zgłaszam w odpowiednim dziale, zabieram kwity i mailowo już, załatwiam reklamacje. Nowa prawie identyczna walizeczka zostaje mi przesłana po kilku dniach do domu
W domu okazuje się, ze walizka Asi była „przeszukiwana’ -ktoś rozwalił stalową kłódeczkę i ukradł dwie butelki perfum. Żadna strata akurat, ale po tym się zorientowałyśmy – wszystko było później pozamykane, poukladane abyśmy na lotnisku się nie kapnęły. Cóż dobrze, ze rumu nie ruszyli
Troszkę podsumowania w paru słowach.
Raz - na Kubę lecimy przygotowani na tutejszą rzeczywistość – bez tego, możemy mieć wiele obiekcji. Trzeba wiedzieć czego się można spodziewać, wiedzieć gdzie się leci. Dystans, dystans, dystans – to dwa. Trzy – cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość – bez tego już możemy parzyć ziółka na nerwy.
Nie jemy czerwonego mięsa (przynajmniej my nie jadłyśmy) –Walter nam powiedział, ze w 99% - nawet w hotelach, zamiast wołowiny podają koninę. Można to rozróżnić tylko testami DNA. Nie chciałyśmy ryzykować, więc nie jadłyśmy. Żadnych rewolucji żołądkowych nie było, choć jadłyśmy żarcie na ulicach.
Napiwki dawałyśmy, ale wzięłyśmy ze sobą po pół walizy drogerii, butów, koszul itp. To było chyba bardziej trafione aniżeli kasa, za którą niewiele można dostać. Co z tym zrobili – to już nie moja sprawa.
Ja wziełam ze sobą folię bąbelkową – będziecie się śmiali, ale troszkę rumu przewiozłam… troszkę przemyt chyba Ciuchów mało…balam się, ze się potłucze. Folia leciutka, chroniła od środka walize w jedną stronę, w drugą była wykorzystana do owijania butli z rumem Dobrze, ze celnicy nas nie zatrzymali…
Wziąć duzo witaminy B6 i wysokie filtry – ja uwielbiam słoneczko i opalam się szybko. Na Kubie aż 3 razy się opaliłam… Dwa razy mi skóra schodziła (zdążyłam opalić plamy;) )
Już wiem, ze jeżeli ktoś czuje się nie pewnie a lubi mieć plan i dokładnie go realizować – będzie ciężko… ja już wiem, ze najlepiej tam nic nie planować
Kuba - Hawana jest bardzo bezpieczna. Ani razu nie czułyśmy niebezpieczeństwa, chęci oszukania nas i cwaniactwa. Być może nasze pozytywne nastawienie, ciągły uśmiech na twarzach uchroniły nas.
Walter – człowiek z sercem na dłoni. Kompetencja w pracy i „ludzka” twarz zwykłego kubańczyka kolegi- jak sam mówi –jest naszym wujkiem a my jego Talismankami jak mawiał Niesamowita znajomość...!
Podróż na Kubę nie pozostawiła śladu w paszporcie – nie mamy pieczątki, którą stawiają na wizie - mamy ją za to w sercu, bo Kuba zauroczyła nas niesamowicie. Wrócimy tam na pewno, aby zrealizować kolejny plan bez planu ...
Ewela relacji napewno ci nie darujemy
Nie odkladaj marzen - odkladaj na marzenia.
Jak tylko odzyskam zdjecia i swój sprzęt , skończe. Napiszę o sasiadujacych plazach i takich hotelowych "duperelach"
Pozostał powrot - hmmm... mozna obstawiac czy tym razem bedzie lot czy flybus ? oraz małe podsumowanie, co jak i takie tam - moje-nasze odczucia. Sorki za opieszałość, ale i kompy mi zastrajkowały i nadrabiam robotę
irvina
Ewela, pogoda była cudna! Lampa cały czas, to że to obszar wietrzny, to chyba wiadomo, ale taki wiatr absolutnie nie przeszkadzał, wręcz odwrotnie. Raz, gdy byłyśmy na Pilar, było kosmiczne slońce - takie co paliło, piekło - skwar nie lampa! Jeden dzień niepogody - pochmurno, ale ciepło- to chyba nie jest źle Pogoda taka typowo karaibska. Na pewno bedziesz miala cudną pogode i przygodę ! Zazdroszczę!
irvina
Irvina opisuje to takplastycznie...w tak porywający sposób że zostałąm twoja fanką:)
Havana po raz pierwszy w relacjach tak cudowanie oddana ze chciałąbym juz się spakować. Miałam w planie 1 dzień w Havanie- teraz wiem że byłabym kretynką . Dziękuję ci.
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Irvina, zaje***, piękne zdjecia, opisy z humorem - a Kuba w mojej 3 - myślałam głownie o cayo (melia) ale hawana twoimi oczami jest tak piękna ze na pewno będę myślała o połączeniu (chociaż trochę strach jak pomyśle ze lot mieli by nam odwołać i jechać taki kawał autobusem z dzieckiem).
Cudnie, cudnie, cudnie!!
hallo , hallo .... czekamy na dalszy ciąg relacji
Powiedzmy, że już jestem Przepraszam za opieszałość, ale takie rożne wynikneły... Spiesze się skonczyć w kilku słowach, to co zaczelam.
W hotelu nie spotkaliśmy ani jednego Polaka… o przepraszam, był jeden! Od 20 lat mieszkający w Kanadzie – przywitał się, wymienił grzeczności i tyleJ
Troszkę zdjęć plaż w sąsiednich hotelach – naprawdę, plaża przy Melii najpiękniejsza – sami oceńcie
Po prawej stronie od plaży Melii hotel Iberostar. Jest jeszcze kilka innych hoteli - na samym końcu domki Villowe. Jest tam rowniez restauracja z owocami morza. Czasami plaży brak - przejść nalezy wodą.
Po stronie lewej od Melii jest plaża Pilar - kawałek drogi.
irvina
Reszta dni bardzo leniwie ale niespodziewanie szybko upłynęła na leżakowaniu, odpoczynku – totalna laba! Tego naprawdę potrzebowałam – od rana do wieczora, ba!- późnej nocy, łaziłyśmy po Hawanie. Stopy miałam ochotę na suficie zaczepić, opuchnięte i obolałe od tych hawańskich spacerów. Ten ponad tydzien na Cayo, byly zbawiennym odpoczynekiem – naprawdę tego potrzebowałyśmy.
Wszystko co dobre i tak dalej… W przedostatni dzień zadzwonił do hotelu, do Nas Walter. Zostawił informację, że sprawdził w Solwaysie – lot powinien być bez problemów! Ciekawe…
Na wszelki wypadek, w dzień wyjazdu, walnęłyśmy po kilka „ last, long drink” czyli gin z tonikiem, a podczas drogi na lotnisko czułam w ustach cały las iglasty !!!
Nie wierze – jest samolot, lotu nie odwołali! Hurrrrra….
Lokalne lotnisko w Cayo Coco malutkie, bez sklepików czy barów. Oczywiście miałyśmy nadbagaż -ups… 23 kg, na 20 limitu. Udałam totalnego głupa i zdziwona zapytałam dlaczego jest tylko 20, przecież zaraz się przesiadamy do Amsterdamu a tam mają 23… i co ja mam teraz zrobić ?!
Oczywiście panowie nas puścili myśląc, ze totalne kretynki z nas, ale nich tam- udało się
Samolocik malutki, leciało nas 10 osób w tym dwóch ochroniarzy! Postawni… Jeden siedział totalnie z przodu- tam nie siedzieli pasażerowie, drugi z tyłu. Okazuje się, że tak chronią samolot przed uprowadzeniem do Stanów. Notorycznie samoloty zmieniały kursy, lądując w USA –piloci, stewardesy w ten sposób uciekali wraz z rodzinami.
Ok., w samolocie informacja zapiać pasy. Sięgam po swoje …obydwie części zostają mi w rękach. Oczy mam jak pięciozłotówki ze zdziwienia i zaskoczenia, kwiczę ze śmiechu trzymając te pasy w rękach a stewardesa macha ręką - „no problem”… Asia płacząc ze śmiechu każe mi te pasy spiąć ze sobą – mówi „Kazali zapiąć pasy, wiec je zapnij. Durna, przecież zapięcie to najważniejsza rzecz- każdy to wie!"
Fakt, ale wydawało mi się, ze te pasy powinny mnie spiąć a nie się spiąć… fakt durna jestem…
Dobrze, ze ten jałowiec płynny działał. W samolocie brudno i nieprzyjemnie czyli kubańskie crazy cleaning. Widoczki za to baaaardzo przyjemne. Lecimy nisko, wiec widoczki malinowe
Tu w ostatnim, widać drogę łączącą ląd z wyspami Cayo.
irvina
Lądujemy po godzinie w Hawanie, szybki transfer do hotelu Saratoga, stamtąd to już minut dwie do casy Sarity, gdzie spędzimy ostatnią noc na Kubie.
Prysznic, przebierka i na Molecon!
Po drodze oglądamy ichnie Fast food – w formie okienka w ścianie, kolejka i ludzie jedzący wokół. Pani kasuje, Pan przygotowuje – głównie sprzedają ryż z surówką i kotletem czy tam jakimś sosem – naczynia wielokrotnego użytku. Klient otrzymuje taka kopę żarcia – naprawdę porcje mega wielkie i stojąc pod tym okienkiem konsumuje trzymając talerz w dłoni. Nic dziwnego, ale jednak dziwi
Szybko zdzwaniamy się z Walterem i Ileaną – ten wieczór do bardzo późnych, nocnych godzin spędzamy na pogawędkach na Moleconie. Nie chcemy wracac , jeszcze mega długi spacer po Hawanie czyli okrężna droga do Sarity. Do casy wracamy prawie nad ranem.
Hawana nocą naprawdę śpi...
Rano szybciutkie dopakowanie się i umawiamy się na kawkę z Walterem – trzeba się pożegnać. Gotowe czekamy
Chcemy kupić jakieś słodkie bułeczki, ciasteczka – nie dałyśmy rady ze śniadaniem u Sarity
Zapraszamy ich za ostatnie CUC na kawę. Długo się zastanawiają gdzie co i jak. Okazuje się, ze kawiarnia jest bliziutko. Asia poszła zamówić 4 kawy do naprawdę pysznych ciasteczek jakie kupiłyśmy po drodze w piekarni. Walter idzie jej pomóc i …przynosi dwie kawy. Pytam dlaczego – no jak dlaczego ?
W kawiarni mają tylko dwie filiżanki, jak my wypijemy, naleją kolejne dwie dla Waltera i Ileany– w czym problem ??? Umieramy ze śmiechu
Miś Barei normalnie!!!
irvina
Żegnamy się wylewnie, wsiadamy do taxi zamówionej przez Saritę – płacimy 20 cuc, czyli mniej niż byśmy same załatwiały. Taxi - no sami się uśmiechniecie
Na lotnisku już bez problemowo się odprawiamy – limit w normie, ale bardzo pilnują -23 to 23 kg. Po tym jak otrzymujemy bilety, stajemy w następnej kolejce – trzeba uiścić opłatę wyjazdową – 25 cuc od osoby.
stajemy w następnej kolejce – trzeba uiścić opłatę wyjazdową – 25 cuc od osoby.
Na lotnisku – w strefie odpraw, troszkę sklepików z ichnią tandetą, cygarami, alkoholami. Dziwie się, że ludzie tam robią zakupy i idą z tym do strefy bezpieczeństwa. Okazuje się, ze tam wpuszczają z płynami. My już po kontroli, dowiadujemy się o tym i żałujemy, ze nic tam nie kupiłyśmy. W strefie bezpieczeństwa tylko bar z piwkiem, kawą, napojami i jakąś mrożoną pizzą. Gdybyśmy wiedziały… – chciałam dokupić jeszcze kawę ziarnistą, ale przy odprawie nie pomyślałam, a tu płatność tylko w CUC – nie ma płacenia kartą, euro itp. – tylko CUC.
W samolocie już europejsko, a właśnie, leci z nami wycieczka pracownicza kubańczyków.
Na lotnisku obserwujemy ogonek zaaferowanych, odświętnie jak na Kubę ubranych kobiet i mężczyzn – z 10 osób, które odbierają paszporty wraz z wizą pracowniczą. Gościu, który te paszporty rozdawał, instruował jak się mają zachowywać itp. – pewnie leciał z nimi jakiś ochroniarz – dobrze, że u nas to przeszłe czasy. Żal jak się patrzy na ich przejęcie, ale uśmiech, ze zobaczą inny świat
Na lotnisku w Pradze okazuje się , że mam pękniętą walizkę. Zgłaszam w odpowiednim dziale, zabieram kwity i mailowo już, załatwiam reklamacje. Nowa prawie identyczna walizeczka zostaje mi przesłana po kilku dniach do domu
W domu okazuje się, ze walizka Asi była „przeszukiwana’ -ktoś rozwalił stalową kłódeczkę i ukradł dwie butelki perfum. Żadna strata akurat, ale po tym się zorientowałyśmy – wszystko było później pozamykane, poukladane abyśmy na lotnisku się nie kapnęły. Cóż dobrze, ze rumu nie ruszyli
Troszkę podsumowania w paru słowach.
Raz - na Kubę lecimy przygotowani na tutejszą rzeczywistość – bez tego, możemy mieć wiele obiekcji. Trzeba wiedzieć czego się można spodziewać, wiedzieć gdzie się leci. Dystans, dystans, dystans – to dwa. Trzy – cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość – bez tego już możemy parzyć ziółka na nerwy.
Nie jemy czerwonego mięsa (przynajmniej my nie jadłyśmy) –Walter nam powiedział, ze w 99% - nawet w hotelach, zamiast wołowiny podają koninę. Można to rozróżnić tylko testami DNA. Nie chciałyśmy ryzykować, więc nie jadłyśmy. Żadnych rewolucji żołądkowych nie było, choć jadłyśmy żarcie na ulicach.
Napiwki dawałyśmy, ale wzięłyśmy ze sobą po pół walizy drogerii, butów, koszul itp. To było chyba bardziej trafione aniżeli kasa, za którą niewiele można dostać. Co z tym zrobili – to już nie moja sprawa.
Ja wziełam ze sobą folię bąbelkową – będziecie się śmiali, ale troszkę rumu przewiozłam… troszkę przemyt chyba Ciuchów mało…balam się, ze się potłucze. Folia leciutka, chroniła od środka walize w jedną stronę, w drugą była wykorzystana do owijania butli z rumem Dobrze, ze celnicy nas nie zatrzymali…
Wziąć duzo witaminy B6 i wysokie filtry – ja uwielbiam słoneczko i opalam się szybko. Na Kubie aż 3 razy się opaliłam… Dwa razy mi skóra schodziła (zdążyłam opalić plamy;) )
Już wiem, ze jeżeli ktoś czuje się nie pewnie a lubi mieć plan i dokładnie go realizować – będzie ciężko… ja już wiem, ze najlepiej tam nic nie planować
Kuba - Hawana jest bardzo bezpieczna. Ani razu nie czułyśmy niebezpieczeństwa, chęci oszukania nas i cwaniactwa. Być może nasze pozytywne nastawienie, ciągły uśmiech na twarzach uchroniły nas.
Walter – człowiek z sercem na dłoni. Kompetencja w pracy i „ludzka” twarz zwykłego kubańczyka kolegi- jak sam mówi –jest naszym wujkiem a my jego Talismankami jak mawiał Niesamowita znajomość...!
Podróż na Kubę nie pozostawiła śladu w paszporcie – nie mamy pieczątki, którą stawiają na wizie - mamy ją za to w sercu, bo Kuba zauroczyła nas niesamowicie. Wrócimy tam na pewno, aby zrealizować kolejny plan bez planu ...
Irvina
irvina