--------------------

____________________

 

 

 



Chile - Peru - Boliwia z RT

562 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 9 (28 IV 2018 sobota)

  Po śniadaniu w hotelu część grupy wybrała się na wycieczkę fakultatywną (w cenie 60 USD) na pływające wyspy Uros. Ja już je odwiedziłem przy okazji wizyty w Peru w 2010 r., więc tym razem postanowiłem trochę pozwiedzać Puno. Ok. 8-smej wyruszyłem z hotelu na spacer po mieście. Dotarłem oczywiście przede wszystkim do głównego placu miasta – Plaza de Armas, przy którym stoi m.in. miejscowa katedra (pw. św. Karola Boromeusza) z okresu kolonialnego. Zbudowano ją w stylu baroku andyjskiego w 1757 r. Zwiedziłem także jej wnętrze, które jest dość surowe, pominąwszy marmurowy ołtarz główny, bogato zdobiony srebrem. Rzuciłem też okiem na inne budynki otaczające plac oraz stojący pośrodku niego pomnik pułkownika Francisca Bolognesi (bohatera narodowego Peru). W pobliżu katedry widziałem też budynek, w którym mieści się Muzeum Carlosa Dreyera (niemieckiego artysty, który zgromadził kolekcję sztuki prekolumbijskiej i kolonialnej). W niewielkiej odległości od głównego placu zwiedziłem (w tym jego wnętrze) kościół franciszkanów pw. św. Antoniego z Padwy. Następnie przeszedłem do Parque Pino czyli małego parku, otoczonego ładnymi budowlami. Stoi przy nim m.in. kościół pw. św. Jana Chrzciciela, którego wnętrze także zwiedziłem. Jest to też sanktuarium Virgen de La Candelaria (Matki Bożej z Candelarii). Początki tej parafii sięgają XVI w., obecny wygląd nadano temu kosciołowi w 1873 r. Wspomnę jeszcze, że pośrodku parku stoi pomnik dr Manuela Pino (peruwiańskiego bohatera wojennego). Z innych obiektów, które widziałem podczas spaceru w Puno wspomnę jeszcze o Arco Deustua czyli o wykonanym (w 1847 r.) z ciosanych kamieni  łuku, upamiętniającym żołnierzy walczących w bitwach o wolność Peru. Podczas spaceru była też okazja do konsumpcji empanadas i wymiany waluty. Ok. 10:45 powróciłem do hotelu i odpoczywałem przed dalszą podróżą. Po 12-stej wyruszyliśmy nowym autokarem z nowym kierowcą Johnem (przybył po nas z Cusco) w dalszą drogę. Zatrzymaliśmy się na postój w miejscowości Pukara, gdzie była możliwość spożycia posiłku w miejscowej restauracji (ja wybrałem hamburgera z kurczakiem). O 14:50 ruszyliśmy dalej. Potem mieliśmy jeszcze jeden krótki postój widokowy w Feliz Viaje (na wysokości 4335 m n.p.m.). Ok. 20-stej nasz autokar zatrzymał się na obrzeżach Cusco  (miasto leży na wysokości 3399 m n.p.m., liczy ok. 377 tys. mieszkańców, w czasach imperium Inków w Cusco znajdowała się stolica ich państwa, w języku keczua nazwa miasta oznacza „pępek świata”), gdzie przeładowano nasze bagaże główne do mniejszego pojazdu, który dowiózł je do naszego hotelu w Cusco. Potem dalej podjechaliśmy autokarem bliżej centrum miasta. Tam wysiedliśmy i dalej już pieszo z bagażem podręcznym dotarliśmy do restauracji „El Muelle de Toño”, w której zjedliśmy kolację. Po niej pieszo ruszyliśmy do hotelu „Emparador Plaza” (położonego bardzo blisko od centralnego placu miasta), dotarliśmy do niego kilkanaście minut przed 22-gą. Tam się zakwaterowaliśmy i udaliśmy na spoczynek.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 10 (29 IV 2018 niedziela)

  Po śniadaniu w hotelu  o 8:30 wyruszyliśmy na zwiedzanie. Pieszo doszliśmy do oddalonego nieco od hotelu miejsca, do którego po pewnym czasie podjechał nasz autokar, którym ruszyliśmy dalej. Towarzyszył nam tym razem lokalny przewodnik Miguel. Najpierw pojechaliśmy do ruin inkaskiej twierdzy Sacsaywaman i je zwiedziliśmy. W tym miejscu do dziś odbywa się najsłynniejszy peruwiański festiwal Inti Raimi. Ruiny leżą na wysokości 3600 m n.p.m. i zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1983 r. Ogromne kamienne mury wzniesiono prawdopodobnie w drugiej połowie XV w. za panowania króla Pachacuteca. Budowla składa się z trzech megalitycznych murów w układzie tarasowym – jeden nad drugim, zbudowanych w zygzak, rozciągających się na długości około 400 m. Do budowy ścian użyto ogromnych głazów dostarczonych z kamieniołomów znajdujących się w odległości 15 km, a następnie obrabianych w celu idealnego ich dopasowania bez stosowania zaprawy. Największy użyty kamień ma wymiary 9 m wysokości, 5 m szerokości i 4 m grubości. Jego waga wynosi około 350 ton. Po zwiedzeniu Sacsaywaman wjechaliśmy następnie na wzgórze Pukamuqu  z wielką statuą Chrystusa z rozłożonymi rękami (otaczającego w ten symboliczny sposób opieką leżące w dole miasto). Zwana jest ona Cristo Blanco czyli Biały Chrystus z racji koloru statuy. Ma ok. 8 wysokości i była darem od Palestyńczyków, którzy znaleźli schronienie w Cusco po II wojnie światowej. Ze wzgórza mogliśmy też podziwiać wspaniałe widoki na rozpościerające się w dole miasto. Następnie podjechaliśmy do Factoria Paty’s, w której można było zrobić rozmaite zakupy (np. odzieżowe czy biżuterii). Poczęstowano nas też herbatą, a chętni mogli również degustować miejscowe ziemniaki i świnkę morską. Potem autokarem wróciliśmy w pobliże centrum Cusco. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu w okolicy kościoła San Cristobal i dalej już pieszo zeszliśmy do Plaza de Armas (to główny plac miasta, w czasach Inków był zwany Huacayapata czyli Plac Wojowników i służył głównie do celów ceremonialnych). Tam trafiliśmy już niestety na sam koniec parady wojskowej. Następnie zwiedziliśmy stojącą przy placu katedrę. Jej majestatyczna zewnętrzna architektura zdradza wpływy renesansu, a przepiękne wnętrze jest ozdobione w stylu barokowym. Budowa katedry rozpoczęła się w 1560 r., ale jej ukończenie zajęło prawie 100 lat. Do katedry z obu stron dodano 2 kaplice – po lewej El Triunfo (była to pierwsza budowla sakralna Cusco, ma misternie rzeźbiony granitowy ołtarz), po prawej XVIII-wieczną Jesus, Maria y Jose. Skromna fasada katedry kontrastuje z barokowym wnętrzem pełnym złota i srebra (np. neoklasyczny ołtarz główny wykonany z boliwijskiego srebra waży ponad 400 kg), zgromadzono tam także ponad 400 dzieł malarskich szkoły z Cusco. Zwiedzanie katedry zakończyło program dnia wspólny dla wszystkich uczestników wycieczki. Ja przez resztę dnia miałem już czas wolny. Część uczestników wybrała się tego dnia na wycieczkę fakultatywną do Świętej Doliny Inków (w cenie 80 USD). Ja z tego zrezygnowałem, bo już tam byłem w 2010 r. Tym razem wolałem sobie dogłębniej pozwiedzać piękne Cusco (jego starówka wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO). Wspólne zwiedzanie katedry zakończyliśmy tuż przed 12-stą. Zaraz po tym szybko przeszedłem do pobliskiego kościoła jezuitów La Compañia, gdzie uczestniczyłem w niedzielnej mszy świętej. Przy okazji mogłem podziwiać piękne wnętrze tej świątyni. Miał to być w ogóle największy kościół w Cusco, ale miejscowy biskup był zdania, że świątynia nie powinna przewyższać swoim majestatem katedry. Mimo to fasada tego kościoła jest bardzo bogato zdobiona i prezentuje się okazalej od fasady katedry. Kościół został wybudowany w 1571 r. na miejscu pałacu jedenastego Inki Huayny Capaca, następnie odbudowany po trzęsieniu ziemi w 1650 r. To jeden z najpiękniejszych przykładów barokowej architektury kolonialnej w całym Peru, głównie ze względu na niezwykle dekoracyjną fasadę, cedrowy ołtarz pokryty płatkami złota, okna wykonane z białego alabastru oraz rzeźby i obrazy szkoły z Cusco. Po wyjściu z kościoła pochodziłem trochę po Plaza de Armas, a następnie wspiąłem się na wzgórze z kościołem San Cristobal. Tym razem zwiedziłem ten kościół (w tym również jego wnętrze). Wszedłem także na jego dzwonnicę, z której roztaczały się piękne widoki na miasto (bilet wstępu do kościoła i na wieżę kosztował 10 soli). Kościół ten zbudowano w XVI w. na miejscu dawnego pałacu pierwszego Inki. W jego wnętrzu uwagę zwraca przede wszystkim piękny, złoty ołtarz główny z wykonanym ze srebra tabernakulum. Jest tam też trochę ciekawych malowideł. Po zwiedzeniu kościoła San Cristobal wróciłem do Plaza de Armas i zacząłem penetrować inne jego okolice. Najpierw dotarłem do Plaza Regocijo. To ładny placyk z fontanną otoczony zabytkowymi budynkami z pięknymi drewnianymi balkonami (jeden jest też z ładnymi arkadami). Następnie skręciłem w uliczkę, u której końca dotarłem do klasztoru i kościoła Santa Teresa. Kompleks był zamknięty, więc rzuciłem na niego okiem jedynie z zewnątrz. Kościół zbudowano w XVII w. W dalszej wędrówce dotarłem do Plaza San Francisco. Dominującą budowlą przy tym dużym placu jest klasztor (w jego wnętrzach mieści się obecnie muzeum) i kościół San Francisco, który podczas tej przechadzki też obejrzałem tylko z zewnątrz. Kościół został pierwotnie wybudowany w 1572 r., potem został odbudowany po trzęsieniu ziemi w 1650 r. Zbudowano go na planie krzyża łacińskiego, ma trzy nawy i wysoką wieżę. Przy placu widziałem także ładny budynek szkoły Colegio Nacional de Ciencias z 1825 r. oraz ładny łuk Santa Clara. Łuk postawiono w 1835 r. dla uczczenia federacji z Boliwią. Po przejściu pod łukiem dotarłem następnie do klasztoru i kościoła Santa Klara. Początki zakonu klarysek sięgają 1549 r. Kościół zbudowano w 1622. Był zamknięty, więc obejrzałem go tylko z zewnątrz. Idąc dalej dotarłem następnie do Plazoleta San Pedro. Przy tym placyku mieści się m.in. spore targowisko (Mercado Central de San Pedro), ale dominującą budowlą jest tam kościół San Pedro. Kościół zbudowano w XVII w., podczas tej przechadzki obejrzałem go tylko z zewnątrz. Potem ruszyłem w drogę powrotną do Plaza de Armas, jednak trochę zmieniłem przy tym trasę, aby dotrzeć tym razem do bazyliki La Merced, którą podczas tego spaceru też obejrzałem  tylko z zewnątrz. To trzeci, co do ważności (i jeden z najstarszych) kościół Cusco. Ufundowany został w 1535 r. przez Rina Sebastiana de Castaniedę na gruntach nadanych mu przez Pizarra. Dekorowali go miejscowi kamieniarze. Potem był restaurowany po trzęsieniu ziemi w 1650 r. Dalej skiwerowałem się już w kierunku hotelu. Po drodze minąłem jeszcze m.in. zabudowania klasztoru Santa Catalina, zbudowanego w 1610 r. na ruinach inkaskiego Acllawasi (Domu Dziewic Słońca). Obecnie w tym miejscu mieści się muzeum. Ok. 14:30 wróciłem do hotelu, gdzie trochę odpocząłem i się posiliłem. Ok. 15:30 wyruszyłem na drugą turę indywidualnego spaceru po mieście. Tym razem za cel wędrówki wyznaczyłem sobie najpierw dzielnicę San Blas, pełną kolonialnych budowli wspartych na inkaskich kamiennych murach, znana jest także jako dzielnica rzemieślników. Najpierw dotarłem do Pałacu Arcybiskupiego, w którym obecnie mieści się Muzeum Sztuki Religijnej. Rezydencja ta została zbudowana na miejscu dawnego pałacu władcy Inca Roca. Minąwszy Pałac Arcybiskupi udałem się na Plaza Nazarenas otoczony wieloma ładnymi budowlami. Wśród nich jest kaplica San Antonio (z końca XVII w.), dawny klasztor przerobiony na hotel oraz dawny gmach ceremonialny Inków – Kancha Inca, który w 1580 r. został przebudowany na rezydencję hiszpańskiego konkwistadora Alonsa Diaza. Obecnie w tym budynku mieści się Muzeum Sztuki Prekolumbijskiej. Potem wróciłem do Pałacu Arcybiskupiego, gdzie tym razem skręciłem w ulicę Hatunrumiyoc. Wzięła ona swą nazwę od słynnego 12-bocznego kamienia (Hatun Rumyoc), idealnie wpasowanego w mur stanowiący obecnie fundament Pałacu Arcybiskupiego. Wspinając się w górę i mijając kolejne sklepiki z rękodziełem, dotarłem w końcu do Plaza San Blas i stojącego przy nim kościoła San Blas. Jest to najstarszy kościół w Cusco, zbudowano go w 1563 r. Zwiedziłem również jego wnętrze i wszedłem na balkon, z którego roztaczały się widoki na okolicę (bilet wstępu do świątyni kosztował 10 soli). Wewnątrz kościoła uwagę przyciąga przede wszystkim piękny, złocony ołtarz główny. Interesująca jest też bogato zdobiona ambona, stanowiąca przykład barokowej sztuki snycerskiej. Przyjemny jest też placyk przy kościele, z fontanną w formie wodospadu. Potem wróciłem na Plaza de Armas, gdzie obejrzałem zdjęcie flagi z masztu przez żołnierzy. Pochodziłem raz jeszcze w niektóre miejsca, które odwiedziłem już wcześniej tego dnia. Jako, że zbliżała się pora rozpoczęcia wieczornych mszy świętych otwarto niektóre wcześniej zamknięte kościoły. Dzięki temu zwiedziłem tym razem wnętrza pięknej bazyliki La Merced (z pięknym złotym ołtarzem głównym, pięknymi ołtarzami bocznymi i pięknymi żyrandolami) oraz kościoła San Pedro (tam też był złoty ołtarz główny, ale poza tym wystrój wnętrza dość skromny). Przed 18-stą powróciłem do hotelu na odpoczynek. Ok. 19-stej wyruszyliśmy już wspólnie do restauracji „El Muelle de Toño”, gdzie zjedliśmy kolejną serwowaną kolację.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 11 (30 IV 2018 poniedziałek)

  Tego dnia znowu mieliśmy bardzo wczesną pobudkę, nie było zatem oczywiście normalnego śniadania. W recepcji hotelu odebraliśmy prowiant na drogę i już ok. 4 rano wyruszyliśmy autokarem w podróż. Ponownie towarzyszyli nam kierowca John i lokalny przewodnik Miguel. W autokarze dostaliśmy jeszcze dodatkowo wodę i drobne przekąski. Ok. 6 rano dotarliśmy do Ollantaytambo. Udaliśmy się tam na stację kolejową, gdzie oczekiwaliśmy na pociąg do miasteczka Aguas Calientes. Odjazd pociągu zaplanowano na 6:40. Jechaliśmy składem należącym do przewoźnika Inca Rail. Podczas jazdy zaserwowano nam napoje i drobne przekąski. Szczęśliwie miałem miejsce po lewej stronie wagonu (patrząc w kierunku jazdy), co zapewniło mi lepsze widoki. Na miejsce dojechaliśmy ok. 8-smej. Tam szybo przeszliśmy do miejsca, z którego odjeżdżały autobusy do Machu Picchu,  jednego z 7 Nowych Cudów Świata (od 2007 r. miejsce to jest wpisane na listę UNESCO). Wsiedliśmy do jednego z autobusów i wkrótce dotarliśmy do celu. Dla mnie była to już druga wizyta w tym niezwykłym miejscu, które wciąż uważam za najwspanialsze spośród tych, które w życiu widziałem. Potem zaczęliśmy zwiedzanie Machu Picchu. Towarzyszyła nam przy tym jeszcze jakaś dodatkowa lokalna przewodniczka, ale ona zajmowała się w zasadzie tylko sprawami porządkowymi (pilnowała, żeby nikt się nie odłączył od grupy). Sceneria tego miejsca jest naprawdę niesamowita (ruiny inkaskich budowli, tarasy uprawne, wysokie, pokryte zielenią szczyty Andów wokół, głęboko w dole wijąca się rzeka Urubamba). Miasto Inków położone jest na wysokości 2090-2400 m n.p.m., na przełęczy pomiędzy szczytami Wayna Picchu i Machu Picchu. Powstało w XV w. wg kompleksowo opracowanego planu, zostało opuszczone (z nieznanych przyczyn) ok. 1537 roku. Ponownie je odkrył w 1911 r. amerykański uczony, profesor Hiram Bingham. Miasto - twierdza zostało zbudowane z jasnego granitu. Na pobliskich zboczach znajdują się tarasy uprawne. Budowniczowie maksymalnie wykorzystali istniejącą rzeźbę terenu łącząc mury z istniejącymi wcześniej skałami. W niższej, wschodniej części miasta znajdują się pozostałości dzielnic mieszkalnych. Położona wyżej część zachodnia to zabudowania centrum kulturowego. Stąd można przejść do położonego najwyżej obserwatorium astronomicznego Intihuatana (miejsce, gdzie przystaje słońce). Kamienny słup stojący w centrum został wyrzeźbiony w litej skale. Obserwacje astronomiczne prowadzone były także ze zbudowanej na planie podkowy Wieży Słońca oraz Świątyni Trzech Okien. Budowle te miały tak usytuowane otwory okienne, aby padające przez nie słońce podczas przesilenia zimowego oświetlało kamień we wnętrzu pomieszczenia. Położone na różnych poziomach miasto miało system kanałów doprowadzających wodę zbieraną wcześniej w wykutych w skale zbiornikach. Najbardziej widocznym elementem architektury są wszechobecne schody. Doliczono się 1200 stopni. Zapewniały one komunikację wewnątrz tego położonego na różnych poziomach miasta. Z miejscowych budowli obejrzeliśmy m.in. Chatę strażnika, Świątynię Słońca, Święty Plac (przy nim główną świątynię oraz Świątynię Trzech Okien i dom arcykapłana), Intihuatana (kamień, którym Inkowie posługiwali się dla oznaczania pozycji Słońca w czasie przesileń, co było konieczne do planowania cyklów rolniczych), Świątynię Kondora i wiele innych. Po zwiedzaniu zjechaliśmy autobusem do Aguas Calientes, gdzie mieliśmy jeszcze trochę czasu wolnego. Pospacerowałem trochę po tym niewielkim miasteczku. Obejrzałem m.in. jego główny plac z pomnikiem króla Inków Pachacuteca i niewielkim kościółkiem (zajrzałem także do jego wnętrza). Pokręciłem się też na miejscowym targowisku. Pociąg powrotny mieliśmy o 14:30. Ponownie zaserwowano nam przekąski i napoje. Ok. 15:50 dojechaliśmy do Ollantaytambo, przesiedliśmy się do autokaru i ruszyliśmy w drogę powrotną do Cusco. Zatrzymaliśmy się w sporej odległości od hotelu, resztę drogi do niego musieliśmy pokonać pieszo. Do hotelowego pokoju dotarłem ostatecznie ok. 19-stej. Ok. 19:30 wyruszyliśmy wspólnie do restauracji „Tunupa” mieszczącej się przy Plaza de Armas. Tam zjedliśmy kolację (tym razem był „szwedzki stół” z bardzo dużym wyborem potraw i deserów). Posiłkowi towarzyszyły występy muzyczne i taneczne. Do hotelu wracaliśmy indywidualnie, ja wróciłem ok. 21-szej.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 12 (1 V 2018 wtorek)

  Po śniadaniu w hotelu już o 8:30 kazano nam wystawić bagaże i opuścić ostatecznie pokoje nie czekając na zakończenie doby hotelowej, co było dość uciążliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę późniejszy rozwój wydarzeń. Wspólnie wyruszyliśmy z hotelu udając się do Coricanchy (dawnej świątynia Słońca, na ruinach której wzniesiono potem klasztor i kościół dominikanów). Pilotka przełożyła zwiedzanie tego miejsca na ten dzień (w oficjalnym programie była inna kolejność zwiedzania), tylko, że ani ona, ani lokalny przewodnik nie pomyśleli o tym, że jest to dzień wolny od pracy (1 maja) i nie sprawdzili wcześniej czy tego dnia o tej porze można ten obiekt w ogóle  zwiedzać. Okazało się, że nie i zastaliśmy tylko zamknięte drzwi. Tym większe było rozczarowanie, że nie mamy już możliwości powrotu do pokojów hotelowych. Pilotka i lokalny przewodnik próbowali improwizować realizując jakiś program zastępczy (był to w praktyce krótki spacer po okolicy z omawianiem niektórych mijanych obiektów), ja już nie byłem tym zainteresowany, postanowiłem się oddzielić i pochodzić własnymi ścieżkami. Ponownie odwiedziłem kilka miejsc zwiedzanych już wcześniej. Tym razem udało mi się również wejść do wnętrza kościoła św. Franciszka. Czas wolny mieliśmy aż do 13:00. W tym miejscu wspomnę, że piloci 2 pozostałych grup wcześniej je opuścili (polecieli do Santiago de Chile, aby prowadzić następne grupy) i opieka nad aż trzema grupami spadła na naszą pilotkę. Powodowało to oczywiście spore problemy logistyczne. Najpierw do hotelu podjechały busy, które zabrały bagaże osób z wszystkich trzech grup. Po 13:30 wszyscy pieszo z bagażami  podręcznymi wyruszyli do miejsca, do którego podjechały 3 autokary, które zabrały 3 grupy na lotnisko w Cusco. Na lotnisko przyjechaliśmy przed 14-stą. Tam każdy musiał odszukać swój bagaż i skierowaliśmy się do odprawy. Razem z naszą grupą pod opiekę naszej pilotki miała lecieć jeszcze jedna grupa (Przemka Balle), z kolei trzecia grupa musiała lecieć sama rejsem o 20 minut późniejszym (na lotnisku w Limie miała na nich czekać kolejna pilotka – Agnieszka Ciećwierz). Na lotnisku był czas się posilić, znowu konsumowałem empanadas. Nasz wylot zaplanowano na 16:10 (faktycznie start był nieco opóźniony). Lecieliśmy tym razem Boeingiem 737-300 (z układem siedzeń 3+3) należącym do peruwiańskich linii lotniczych LC Peru. Podczas lotu podawano napoje i drobne przekąski. Ok. 17:30 wylądowaliśmy na lotnisku w Limie. Tam czekał na nas lokalny przewodnik Cesar. Po odbiorze bagażu przeszliśmy na parking, na którym musieliśmy jeszcze trochę poczekać na przyjazd autokaru z kierowcą Chaimem. Zapakowaliśmy się do niego wraz z grupą Przemka Ballle i wspólnie ruszyliśmy do hotelu „MiraMar” w dzielnicy Miraflores. Dotarliśmy do niego ok. 19-stej. O 20:00 zjedliśmy w hotelu serwowaną kolację.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 13 (2 V 2018 środa)

  Po śniadaniu w hotelu i wykwaterowaniu o 9:00 wyruszyliśmy autokarem na zwiedzanie Limy. Tym razem z nami jechała grupa Artura Piniewskiego (grupą Przemka Balle zajęła się tego dnia Agnieszka Ciećwierz). Ponownie towarzyszył nam lokalny przewodnik Cesar, zmienił się natomiast kierowca, tym razem prowadził David. Najpierw pojechaliśmy do muzeum Larco Herrera, które następnie zwiedziliśmy. To muzeum archeologiczne (założone w 1926 r. przez „barona cukrowego” Rafaela Larco Hoyle) znajduje we wspaniałej XVIII-wiecznej rezydencji (wzrok przyciąga także piękny ogród z wieloma kolorowymi kwiatami) wzniesionej na piramidzie z VII w. Mieści się tam ok. 45 tys. eksponatów, pokazujący dorobek kultur istniejących na terenie Peru od VII wieku p.n.e. do XVI wieku n.e. Oglądaliśmy Salę Złota, Tekstyliów, a także Ceramiki Erotycznej. Widzieliśmy także m.in. fragment tkaniny z Paracas  (zawierający na każdych 3 cm aż 389 nitek) oraz inkaskie quipu (sznurki z zapisanymi informacjami – pismo węzełkowe) i wiele innych ciekawych eksponatów. Potem pojechaliśmy do kompleksu architektonicznego San Francisco (św. Franciszka), który z daleka zwraca uwagę swą jaskrawą, żółto-białą kolorystyką. Kompleks składa się z kościoła, klasztoru, kaplic  (La Soledad i El Milagro) oraz katakumb (pełnych czaszek i kości). Podziwialiśmy m.in. bogatą barokową fasadę kościoła z XVII w. (wcześniejszy z XVI w. uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi), piękne klasztorne krużganki i ogród, obraz „Ostatnia Wieczerza” w refektarzu (z apostołami jedzącymi świnkę morską i popijającymi ze złotych keros – inkaskich pucharów). Obejrzeliśmy też wspomniane katakumby. Nie udało się natomiast wejść do zamkniętego kościoła św. Franciszka (ja na szczęście obejrzałem jego wnętrze w 2010 r.). Następnie dotarliśmy do zabytkowej stacji kolejowej Desamparados, z której rozpoczyna się trasa zaprojektowana w XIX w. przez inżyniera Ernesta Malinowskiego. Tam zobaczyliśmy specjalną tablicę upamiętniającą naszego rodaka. Potem spacerem doszliśmy już do centralnego miejsca Limy (to w tym miejscu Francisco Pizarro dokonał założenia Limy, a w 1821 r. ogłoszono tam niepodległość Peru) – Plaza Mayor. Przy placu znajdują się najważniejsze budowle miasta. Całą grupą zwiedziliśmy katedrę z dwoma okazałymi wieżami. Pierwsza budowla w tym  miejscu została wzniesiona z inicjatywy Pizarra w 1535 r. Obecna renesansowo-barokowa świątynia zaczęła powstawać w 1564 r., ale budowa się przedłużała z braku funduszy i z powodu kolejnych trzęsień ziemi. Dokonywano zatem kolejnych rekonstrukcji (ostatniej już w XX w.). Katedra jest trójnawowa z 10 bocznymi kaplicami. W jednej z nich spoczywają szczątki Francisca Pizarra. Po zwiedzeniu katedry mieliśmy ponad godzinę czasu wolnego (do 14:00) na dalsze indywidualne zwiedzanie. Pochodziłem po Plaza Mayor (w jego centrum stoi piękna fontanna z brązu z 1650 r.). Wokół placu obejrzałem (już tylko z zewnątrz) m.in. Pałac Arcybiskupi (ostatnio przebudowany w 1924 r., słynący z rzeźbionych balkonów w stylu mauretańskim, które zdobią jego imponującą i pełną ornamentów fasadę), Pałac Rządowy (rezydencja prezydenta Peru, jego przebudowę zakończono w 1938 r.), ratusz. Pospacerowałem też po okolicznych ulicach, oglądając wiele ładnych, zabytkowych budynków (niekiedy z pięknymi balkonami). W trakcie przechadzek trochę się też posilałem, bo niestety tego dnia nie zapewniono nam żadnego obiadu. Po czasie wolnym pojechaliśmy już na lotnisko w Limie. Dotarliśmy do niego ok. 14:45. Tam się odprawiliśmy i przeszliśmy procedury kontrolne. Potem czekaliśmy na wylot do Paryża, który zaplanowano na 18:10 (faktycznie samolot oderwał się od ziemi dopiero ok. 18:55). Lecieliśmy tym razem samolotem Boeing 777-300 (z układem siedzeń 3+4+3 w klasie ekonomicznej) należącym do linii lotniczych Air France. Niedługo po starcie zaserwowano nam główny posiłek. Korzystając z centrum rozrywki obejrzałem jeden film fabularny, a potem spróbowałem się już zdrzemnąć.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Dzień 14 (3 V 2018 czwartek)

  Kontynuowaliśmy nasz lot. Przed jego zakończeniem podano nam jeszcze śniadanie.  O 6:30 czasu peruwiańskiego czyli o 13:30 czasu miejscowego wylądowaliśmy na lotnisku w Paryżu. Tam oczekiwaliśmy na kolejny lot, który zaplanowano na 16:30 czasu miejscowego (faktycznie samolot oderwał się od ziemi o 16:47). Tym razem lecieliśmy samolotem Airbus A318 (z układem siedzeń 3+3) należącym do linii lotniczych Air France. Podczas lotu zaserwowano skromny posiłek i napoje. O 18:33 wylądowaliśmy na lotnisku w Warszawie i tak się zakończyła moja kolejna daleka podróż.

cienkibolek
Obrazek użytkownika cienkibolek
Online
Ostatnio: 38 minut 57 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

   Na koniec kilka uwag ogólnych. Jeśli idzie o pogodę, to sprawiła mi ona miłą niespodziankę, bo jeśli idzie o mnie, to deszcz przytrafił mi się jedynie podczas przejazdów i w czasie wolnym (nieco gorzej mieli uczestnicy dwóch wycieczek fakultatywnych, podczas których też popadało). Pogoda zaskoczyła mnie szczególnie na Machu Picchu. Zapowiadano pochmurne przedpołudnie z możliwością opadów, tymczasem było wręcz upalnie. W niektórych miejscach (szczególnie tych wyżej położonych) było oczywiście dużo chłodniej, ale do zniesienia.

  Nocowałem w sumie w 7 różnych hotelach. Ich standard był zróżnicowany, ale średnio rzecz biorąc niezbyt wysoki. Wyposażenie było zazwyczaj bardzo skromne, zarówno jeśli idzie o meble, jak i kosmetyki do mycia czy sprzęt AGD (suszarki do włosów były rzadkością, a czajniczków nie było w żadnym z hoteli). Nigdzie w pokojach nie było też butelkowanej wody do picia. Rozmiary pokojów również nie były zwykle zbyt duże (wyjątek stanowiły przestronne pokoje w Santiago de Chile i Limie, gdzie standard hoteli był ogólnie stosunkowo najwyższy). W hotelu w La Paz w nocy było bardzo zimno (na drugą z nocy w tym hotelu udało się zamówić grzejnik, co trochę poprawiło sytuację), w umywalce był jedynie kran z zimną wodą, a na ciepłą wodę pod prysznicem też trzeba było trochę poczekać, bo nie od razu leciała. W Puno i Cusco kilkupiętrowe hotele nie miały windy, na całe szczęście (w hotelu w Puno miałem pokój na czwartym piętrze) obsługa hotelowa wnosiła i znosiła tam walizki. Problemem w hotelach w Cusco i Puno było też to, że w pokojach były okna jedynie na korytarz hotelu czy klatkę schodową. Przez to w pokojach było duszno, szczególnie w Puno na wysokości ponad 3800 m n.p.m. było to dotkliwe, ciężko było oddychać i zasnąć.

   Jeśli idzie o wyżywienie, to w cenie wycieczki były zagwarantowane zazwyczaj dwa posiłki dziennie w różnej formie. Nie dotyczyło to pierwszego dnia po przylocie i dnia wylotu. O ile w dniu przylotu wydaje się mieć to uzasadnienie, o tyle brak zapewnienia obiadu (lunchu) w Limie w dniu wylotu (po 18-stej) do Polski wydaje się być błędem. Posiłki występowały zarówno w formie „szwedzkiego stołu”, jak i w formie serwowanej. Przy bardzo wczesnych pobudkach nie było śniadań w hotelu, dostawaliśmy pakiety prowiantu na drogę. Zdarzały się nam też posiłki spożywane w plenerze, jak obiad na salarze Uyuni, śniadanie przy gejzerach El Tatio i śniadanie na granicy chilijsko-boliwijskiej. Co do ilości i jakości podawanego w ramach posiłków jedzenia, to jak dla mnie było smacznie i wystarczająco obficie. Przy okazji posiłków można było spróbować miejscowych przysmaków (np. mięsa z lamy) czy napić się miejscowych trunków (np. pisco sour).

  Nasza grupa liczyła 18 osób, ale w tym samym terminie biuro zorganizowało jeszcze 2 kolejne grupy, co razem dawało ok. 60 osób. Ponieważ uczestnicy z tych trzech grup w wielu miejscach się na siebie natykali, powodowało to pewne problemy logistyczne. Pod koniec pobytu w Cusco piloci dwóch pozostałych grup odlecieli do Santiago de Chile po następne grupy pozostawiając przed końcem wycieczki swoje grupy dotychczasowe. Wszystko spadło wtedy na głowę naszej pilotki, która musiała się zaopiekować ludźmi aż z 3 grup. W Limie wspomogła ją kolejna pilotka (Agnieszka Ciećwierz), która przejęła jedną z grup, my zwiedzaliśmy Limę razem z drugą. Średnia wieku w naszej grupie była dość wysoka, nie było żadnych osób niepełnoletnich. Niektóre osoby miały różne problemy zdrowotne, związane głównie z dużymi wysokościami, na których przebywaliśmy. Grupa była ogólnie zdyscyplinowana i bezkonfliktowa.

  Jeśli idzie o transport, to wielokrotne zmienialiśmy środki transportu. Najbardziej komfortowe były autokary, którymi jeździliśmy w Peru. W Chile był nieco niższy standard, ale też w miarę niezły. Najgorzej było w Boliwii, w autokarze było bardzo mało miejsca między siedzeniami (było po prostu ciasno) i podróż nim zdecydowanie nie należała do komfortowych. Przez dwa dni podróżowaliśmy po boliwijskich bezdrożach jeepami (marki Toyota), w których siłą rzeczy też było niewiele miejsca i wielogodzinna jazda nimi również była męcząca. Złego słowa nie mogę powiedzieć o kierowcach, którzy spisywali się bardzo dobrze. Świetnie radzili sobie w każdych warunkach czy to pośród bezdroży czy to w niekiedy bardzo chaotycznym ruchu ulicznym dużych miast. Przygotowywali również posiłki, które spożywaliśmy w plenerze. Duża pochwała należy się też kierowcom z jeepów, którzy zapewnili nam możliwość zrobienia fantastycznych zdjęć na salarze.

  Jeśli idzie o naszą pilotkę (Izę Ratajewską), to była ona niewątpliwie osobą sympatyczną. Pogodna i wesoła, łatwo skracająca dystans i do tego świetnie mówiąca po hiszpańsku (od ponad 10 lat mieszka w południowym Chile), co ułatwiało jej kontakt z miejscowymi przewodnikami. Starała się być pomocna i opiekuńcza wobec uczestników wycieczki. Trzeba jednak też obiektywnie przyznać, że nie miała ona takiej wiedzy i doświadczenia w prowadzeniu czy to wycieczek objazdowych w ogóle czy też tej konkretnej trasy w szczególności, jak znacznie bardziej doświadczeni (szczególnie na tej trasie) piloci Przemek Balle i Artur Piniewski, którzy z nieznanych mi przyczyn zostali przydzieleni do grup złożonych z osób, które zapisały się na tę wycieczkę o wiele później niż ja i inne osoby z mojej grupy. A wydawać by się mogło, że Ci którzy się zapiszą pierwsi powinni dostać najbardziej doświadczonego pilota na naszej trasie. Gdyby Iza miała więcej doświadczenia, to pewnie mogłaby zorganizować program zwiedzania tak, abyśmy obejrzeli zmianę warty w Santiago de Chile czy niedzielną paradę na Plaza de Armas w Cusco. Nie zdarzyłaby się również pewnie wpadka z Coricanchą w Cusco, której nie zwiedziliśmy, bo Iza przełożyła jej zwiedzanie na godziny przedpołudniowe 1 maja, kiedy to obiekt ten okazał się być zamknięty. Ja na całe szczęście zwiedziłem go już kilka lat temu, ale gdybym wiedział, że nie dojdzie do jego zwiedzania tego dnia, to bym inaczej sobie rozplanował ten dzień. W szczególności nie byłoby wtedy konieczne opuszczanie pokoju z wszystkimi bagażami już o 8:30 (można byłoby sobie wyjść wcześniej na spacer po Cusco i potem wrócić przed końcem doby hotelowej i dopiero wtedy się wykwaterować). Mam też wrażenie, że Ci bardziej doświadczeni na tej trasie piloci mieli lepsze układy z kontrahentami, w rezultacie czego np. nasza grupa (w przeciwieństwie do ich grup) została rozlokowana w Santiago de Chile aż w 3 różnych hotelach (choć jako pierwsza powinna dostać miejsca w hotelu zazwyczaj zajmowanym przez grupy Rainbow i nie być rozdzielana), a w Puno też nie dostaliśmy lepszego hotelu, w którym zazwyczaj nocują grupy Rainbow, tylko taki, w którym przespanie nocy okazało się dużym wyzwaniem. Na plus za to można zapisać pilotce, że wzbogaciła oficjalny program o kilka dodatkowych punktów, m.in. przejazdy trzema liniami kolejki gondolowej w La Paz. Co do przewodników miejscowych, to spisywali się ogólnie przyzwoicie.

    Podsumowując, wycieczka mimo wielu trudów i drobnych mankamentów była udana i dostarczyła wielu niezapomnianych wrażeń.

Strony internetowe hoteli:

Nogales - Santiago de Chile

http://www.hotelnogales.cl/

Casa Don Esteban - San Pedro de Atacama,

http://www.casadonesteban.cl/atacama/

Samay Wasi - Uyuni

http://www.hotelessamaywasi.com/home.html

Estrella Andina Hotel - La Paz

http://estrellaandina.com/en-us

Mosoq - Puno

http://www.mosoqinnperu.com/es/index.php

Emperador Plaza - Cusco

http://www.emperadorplaza.com/eng.php

MiraMar - Lima

http://hotelmiramarperu.com/

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

Super. Dziękuje.Biggrin

basia35

sigma001
Obrazek użytkownika sigma001
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 paź 2013

Serdeczne dzięki za relację którą uważnie przeczytałem, najbardziej Mi żal że nie zobaczyłeś Lagun Miñiques i Miscanti ,jak też Laguny Chaxa.

Ale przecież i tak było pięknie,pilotem nie możesz się tak bardzo martwić nasz był na pewno gorszy, m.in wprowadził grupę do jaskiń w Dolinie Księżycowej, nie mając pojęcia jak jest w środku - czyli ciemno i czasami trzeba się było czołgać z małym bagażem aparatami i kamerami. Parę osób wyszło z poobijanymi głowami.

Facet nigdy tam nie był i miejsce znał tylko z opisu internetowego lub z przewodnika.

sigma001
Obrazek użytkownika sigma001
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 paź 2013

Obiecałem wrzucić parę fotek. Odpuszczam Santiago de Chile są na początku relacji.

Laguna Miscanti której nie widziałeś.

Laguna Miniques

.

Strony

Wyszukaj w trip4cheap