Z Glenelg jedziemy do centrum miasta. Musimy odebrać samochód z wypożyczalni, następnego dnia jedziemy już w trasę.
Po drodze mijamy Adelaide Arcade, centrum handlowe wybudowane w 1885 r.
Poznajemy też Horatio, Oliver, Truffles i Augusta. Nowi rezydenci Adelajdy zamieszkali tu w 1999 r. tuż obok Rundle Mall. Od tego czasu są atrakcją miasta i ukochanymi świnkami mieszkańców.
Po drodze dokarmiamy jeszcze przesłodkiego 'possum' a po polsku jest to kitanka lisia. Jest to mały torbacz, ssak z gatunku pałankowatych.
Zapowiada się ciekawie, zwłaszcza zapowiadana Great Ocean Road i Tasmania. Australię miałem okazję odwiedzić tylko raz w czerwcu 1980 roku i tylko dwa miasta - Sydney i Melbourne. Ponieważ była to podróż służbowa, siłą rzeczy nie było wiele okazji do zwiedzania. W Melbourne podczas 3-dniowego pobytu trafiła nam się w dodatku dość paskudna pogoda - +6 stopni i deszcz, tak więc tego miasta prawie nie pamiętam. Lepiej było w Sydney - pogoda była taka, jak u nas podczas złotej jesieni. W Sydney byliśmy też dłużej, bo 5 dni, więc mogliśmy sobie pozwolić na zwiedzenie centrum, opery, Circular Quay, a wieczorem - dzielnicy King's Cross. Jednego dnia pojechaliśmy też na półdniową wycieczkę do parku narodowego Berowra Valley, ok. 30 km na północ od miasta. Przyznam się, że chętnie do Australii bym wrócił, ale czy się uda?... Pozdrawiam.
Może Piea albo Papuas podpowiedzą nazwę, widzialam to miedzy innymi w Maroku przy plaży. U nas by rosło?
wiemy, wiemy... (zwłaszcza, że mamy "najświeższe dane" od kolegi z Antypodów )
to sukulent o wdzięcznej nazwie: świński ryj pig face albo ice plant (roślina lodowa) - co jest dziwne , bo rośnie toto raczej na suchych i gorących stanowiskach, więc skąd ta lodowa nazwa? ; lokalnie to : Karkalla, (roślina z rodziny Carpobrothus), pokazywałam Wam jej żółtą odmianę "edulis" przy okazji fotek z Cabo da Roca - w ostatniej Relacji z Portugalii, tyle, że w Europie rośnie inna odmiana Carpobrotusa) ;
Dzisiaj opuszczamy już Adelajdę. Nasz samochód to Mitsubishi ASX w automacie (jak większość aut na kontynencie). Na 4 osoby z 4 walizkami daje radę.
Nasz pierwszy nocleg zaplanowany jest w Victor Harbor. Po drodze chcemy zwiedzić niemiecka osadę Handorff, Sellicks Beach i jeszcze kilka mniejszych miejscowości.
Po jakiś 30 minutach od miasta trafiamy przypadkowo na Cleand Conservation Park. Znajdują się tam typowe zwietzęta z kontynentu australijskiego jak emu, kangury, koale i wiele innych. Postanawiamy spędzić tam trochę czasu zwłaszcza że nie jest to typowe zoo, mieszkańców parku można nakarmić i wchodzić w ich zagrody.
Tego dnia dopisuje również pogoda
Na pierwszy rzut idą kangury. A konkretnie podgatunek kangura rudego. Jest to jeden z największych przedstawicieli torbaczy. Kangur rudy zamieszkuje tereny śródlądowej i zachodniej Australii.
A to samiczka, która jest bardziej szara od samca.
Następnie podziwiamy kangura szarego. Jest to mieszkaniec rodzimy Austalii Połudnniowej ale także Wiktorii, Nowej Poludniowej Walii, Quenslandu. Zamieszkuje też Wyspę Kangura oraz Zatokę Rekina w Australii Zachodniej.
Niestety dzikie kangury tak chętnie nie pozuja do zdjęć jak tylko zobaczą auto lub człowieka ''odskakują'' na bezpieczną odległość.
W parku są rownież emu. To największy tubylczy gatunek ptaka oraz drugi największy na świecie zaraz po strusiu. Zamieszkuje znaczną część kontynentu i żyje głownie na stepach.
Tutaj ptaszysko wyjątkowo łapczywe na ziarno, prawie się rzuciło
Z Glenelg jedziemy do centrum miasta. Musimy odebrać samochód z wypożyczalni, następnego dnia jedziemy już w trasę.
Po drodze mijamy Adelaide Arcade, centrum handlowe wybudowane w 1885 r.
Poznajemy też Horatio, Oliver, Truffles i Augusta. Nowi rezydenci Adelajdy zamieszkali tu w 1999 r. tuż obok Rundle Mall. Od tego czasu są atrakcją miasta i ukochanymi świnkami mieszkańców.
Po drodze dokarmiamy jeszcze przesłodkiego 'possum' a po polsku jest to kitanka lisia. Jest to mały torbacz, ssak z gatunku pałankowatych.
Not all who wander are lost.
Ogród botaniczny super !
Ależ przepiękny daszek z wisterii , cudeńko
To chyba jest trytoma
No trip no life
Zapowiada się ciekawie, zwłaszcza zapowiadana Great Ocean Road i Tasmania. Australię miałem okazję odwiedzić tylko raz w czerwcu 1980 roku i tylko dwa miasta - Sydney i Melbourne. Ponieważ była to podróż służbowa, siłą rzeczy nie było wiele okazji do zwiedzania. W Melbourne podczas 3-dniowego pobytu trafiła nam się w dodatku dość paskudna pogoda - +6 stopni i deszcz, tak więc tego miasta prawie nie pamiętam. Lepiej było w Sydney - pogoda była taka, jak u nas podczas złotej jesieni. W Sydney byliśmy też dłużej, bo 5 dni, więc mogliśmy sobie pozwolić na zwiedzenie centrum, opery, Circular Quay, a wieczorem - dzielnicy King's Cross. Jednego dnia pojechaliśmy też na półdniową wycieczkę do parku narodowego Berowra Valley, ok. 30 km na północ od miasta. Przyznam się, że chętnie do Australii bym wrócił, ale czy się uda?... Pozdrawiam.
Może Piea albo Papuas podpowiedzą nazwę, widzialam to miedzy innymi w Maroku przy plaży. U nas by rosło?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
wiemy, wiemy... (zwłaszcza, że mamy "najświeższe dane" od kolegi z Antypodów )
to sukulent o wdzięcznej nazwie: świński ryj pig face albo ice plant (roślina lodowa) - co jest dziwne , bo rośnie toto raczej na suchych i gorących stanowiskach, więc skąd ta lodowa nazwa? ; lokalnie to : Karkalla, (roślina z rodziny Carpobrothus), pokazywałam Wam jej żółtą odmianę "edulis" przy okazji fotek z Cabo da Roca - w ostatniej Relacji z Portugalii, tyle, że w Europie rośnie inna odmiana Carpobrotusa) ;
Piea
u mnie na skalniaku rosło - ale tylko do jesieni (potem zabrałem do doniczki do domu); w liściach sporo wody to z mrozem nie ma szans
papuas
Wow super, że na forum mamy tylu ekspertów od ptaków i roślin.
Not all who wander are lost.
Dzisiaj opuszczamy już Adelajdę. Nasz samochód to Mitsubishi ASX w automacie (jak większość aut na kontynencie). Na 4 osoby z 4 walizkami daje radę.
Nasz pierwszy nocleg zaplanowany jest w Victor Harbor. Po drodze chcemy zwiedzić niemiecka osadę Handorff, Sellicks Beach i jeszcze kilka mniejszych miejscowości.
Po jakiś 30 minutach od miasta trafiamy przypadkowo na Cleand Conservation Park. Znajdują się tam typowe zwietzęta z kontynentu australijskiego jak emu, kangury, koale i wiele innych. Postanawiamy spędzić tam trochę czasu zwłaszcza że nie jest to typowe zoo, mieszkańców parku można nakarmić i wchodzić w ich zagrody.
Tego dnia dopisuje również pogoda
Na pierwszy rzut idą kangury. A konkretnie podgatunek kangura rudego. Jest to jeden z największych przedstawicieli torbaczy. Kangur rudy zamieszkuje tereny śródlądowej i zachodniej Australii.
A to samiczka, która jest bardziej szara od samca.
Not all who wander are lost.
Następnie podziwiamy kangura szarego. Jest to mieszkaniec rodzimy Austalii Połudnniowej ale także Wiktorii, Nowej Poludniowej Walii, Quenslandu. Zamieszkuje też Wyspę Kangura oraz Zatokę Rekina w Australii Zachodniej.
Niestety dzikie kangury tak chętnie nie pozuja do zdjęć jak tylko zobaczą auto lub człowieka ''odskakują'' na bezpieczną odległość.
Not all who wander are lost.
W parku są rownież emu. To największy tubylczy gatunek ptaka oraz drugi największy na świecie zaraz po strusiu. Zamieszkuje znaczną część kontynentu i żyje głownie na stepach.
Tutaj ptaszysko wyjątkowo łapczywe na ziarno, prawie się rzuciło
Not all who wander are lost.