--------------------

____________________

 

 

 



Birma 2013 - W krainie miliona Paj.

227 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Prywatne rzeczy Monketki mieszczą się w metalowej skrzyneczce o wymiarach 30/50/40cm
Nic więcej poza paroma drobiazgami nie potrzebują.
Klasztor zapewnia im , jak i mnichom wszystko co niezbędne do życia.
Jest tu własna pralnia i kuchnia, w której bez wyjątku gotują na zmianę wszystkie.
Klasztory utrzymuja się z datków od wiernych. Również wierni żywią swoich mnichów , ale o tym w kolejnej części




Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Jak mnie kiedyś rodzice wysyłali do pierwszej klasy szkoły podstawowej to też bardzo nie chciałem iść
W buddyzmie bycie mnichem to co innego niz zostać księdzem. To instytucja społeczna. Generalnie każdy powinien choć na pewien czas zostać mnichem.
Dla tych dzieci to sytuacja przejściowa - zamiennik szkoły. Oczywiście później mogą zostać w klasztorze, lub wrócić w dowolnym momencie życia co się zdarza jak najbardziej.
W tym sensie nie wiem wcale czy to smutne czy nie. Trochę zasugerowałem Wam jedną z odpowiedzi tym zdjęciem roześmianej małej taplającej się w strumieniu.
Ale alternatywnych historii mogłoby być więcej.
-- może poszłaby do szkoły , a w wolnych chwilach taplała się w strumieniu
--może tylko taplałaby się w strumieniu, nigdzie się nie ucząc bo rodzina nie miałaby pieniędzy
--może skończyłaby na przystani promowej przewalając w wieku 10 lat kosze z drewnem ?

Klasztory wypełniają pewną podstawową społeczną potrzebę . Wyręczają rząd bedąc blisko ludzi. Myślę , że zupełnie inaczej wyglądałaby tam rzeczywistość gdyby ich nie było. I to chyba gorzej.
Dziecko dostaje tam prawie wszystko. Poczucie przynależności, opiekę , wykształcenie.....
Gdzieś przy okazji, zupełnie za darmo dostaje również w prezencie światopogląd. Po kilku pokoleniach staje się on elementem kodu DNA, nie do wyrwania przez kogokolwiek.
Bo Łowcy Dusz na całym świecie najlepiej wiedzą , że aby zdobyć człowieka trzeba mu coś dać.....

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Na przykład, ten mnich nie miał daleko.
W Hsipaw jest parę klasztorów (w jednym nawet spotykamy mnicha-albinosa - nie ma zdjęcia, nie robię bo udajemy , że to nic takiego przecież taki prawie blondyn wsród odmieńców , ale mnich albinos wygląda mimo wszystko na zakompleksionego - ale ja nie o tym....

Z jednego z klasztorów jeden z mnichów ma rzut beretem do rodzinnego domu. jakieś 300 metrów.
Może sobie na chwilę wyskoczyć.


Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Dobra, trzeba lepić te pierogi bo czas ucieka

Każdego dnia ponawia się ten sam rytuał, Skoro świt, to znaczy wtedy gdy wszyscy dopiero się przeciągają nieśmiało myśląc o śniadaniu, ze swoich klasztorów na ulice wychodzą mnisi i mniszki.... Po swoje śniadanie .....i od razu obiad z kolacją
Zwyczaj ten wpisany jest na stałe . Czym by była Birma bez tanaki i procesji Monków i Monkettek ?

Nie mam dzisiaj zupełnie nastroju do pisania, pozostawię zatem tą paczuszkę zdjęć bez bardziej rozległego komentarza. Po prostu podróżując po Birmie widzimy wiele rzeczy i wiele doświadczamy. Jednak widok tych procesji jest jednym z najfajniejszych momentów każdego dnia. Świat nabiera kolorów ))

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Kończąc ten temat jeszcze parę fotek. Oczywiście fotek mnichów jeszcze mam dość , ale trzeba przejechać pomału nad Inle Lake.
Generalnie w Birmie dzień bez Monków to dziń stracony a w kazdym razie czegoś by brakowało.
Mnisi są wszędzie.






Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik 11.

WELCOME TO WATERWORLD - czyli jezioro Inle.

Nad Inle dojechaliśmy nocą. W zasadzie o 5 rano byliśmy w Nyayngshwe.
Ale chwila , chwilka......
Opuściliśmy Ngwe Saung nad morzem. Z pewnym żalem , ale jednak pozostawiliśmy wybrzeże za sobą. Porannym autobusem za kilka USD wróciliśmy do Rangoonu (i tak był po drodze , więc czemu nie....).
A w Rangoonie Deja Vu. Znowu dwa Myanmary w tym samym zapyziałym barze, znowu Shwedagon Paja (oj , wciągnęło nas to miejsce na kilka godzin) i znowu ten sam stary hotelik Daddy's Homestay. (U...Tatusia ... w mordę )
Nocka w hotelu bo nam się nie chce. Nie chce nam się pędzić, choć jak trzeba to potrafimy. Ale nie tym razem . W końcu jestem pod wpływem Bogini. Nie nadaję się na całodobowe podskakiwanie w autobusie. Nad Inle pojedziemy następnego dnia po południu autobusem , który odchodzi około godziny 15-tej o jedzie 13 godzin za kilkanaście USD.
Na dworcu autobusowym kupuję sobie za 8 usd przewodnik Lonely Planet. Teraz już podróżujemy jak wszyscy. MAMY PRZEWODNIK, a nie tak na wariata.... I tak się do niczego nie przydawał , ale przynajmniej mogłem sobie coś w nim bez sensu sprawdzać.....kartkować.... wczytywać się ...... i nic z tego nie wynikało.

Czemu my jedziemy do Nyaungshwe czyli bezpośrednio do punktu wypadowego na jezioro Inle , do miejscowości położonej na północnych jego krańcach ? Bardzo popularnym sposobem na spędzenie miło czasu jest wersja nr 2 ? czyli udać się do Kalaw, położonego dużo niżej i z tamtąd
wykupić sobie treking 2-3 dniowy do Nyangshwe...... A my przecież też chcieliśmy potrekować.....

Uprzedziłem się jednak do tego treka. Sto tysięcy ludzi rocznie pokonuje tą samą trasę. Naczytałem się relacji , naoglądałem zdjęć.....po co ja mam tam iść ? Śladem rozdawaczy pluszowych misiów i długopisów ? To praktycznie jedyne miejsce , gdzie dzieciaki zostały nauczone żebrać o długopisy i jednodolarówki (no, jeszcze jedną taką scenkę widzieliśmy w Old Bagan).......
Widoki bieszczadzkie, nie umniejszając Bieszczadom.
Z pełną premedytacją trekowi z Kalaw do Inle Lake mówimy nie !!! Nie wiem czy słusznie, bo jednak śliczne zdjęcia widziałem z tej przechadzki w galerii naszego Rodaka , którego spotkaliśmy potem w Nyaungshwe. Czasem myślę , że może trzeba było iść, ale na razie w planie zamiast tego jest późniejsza jazda do Hsipaw i potrekowanie po bardziej dziewiczych okolicach.
Trek z Kalaw do Nyaungshwe ? zapewne tak , ale 6 lat temu.......choć być może się mylę......

My po prostu nauczyliśmy się chodzić pod prąd , a raczej swoimi ścieżkami jeśli to tylko możliwe. Niekoniecznie jest w tym jakaś logika, po prostu czasem chcemy zrobić coś na opak . A nóż-widelec coś z tego wyjdzie innego....ciekawego. Może czasem warto zejść ze ścieżki ? Może wpadniemy w krzaki , a może doświadczymy czegoś niespodziewanego ? Nie chcemy iść utartym szlakiem , choć to w Birmie dość trudne. Ale idąc takim szlakiem zobaczę tylko to co już widzieli wszyscy i co ja również widziałem....
Takie przeczucie, że jak wszyscy idą w tą stronę , to ciekawiej będzie w tamtą.....
Nie zawsze się sprawdza

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

INLE LAKE -- dla mnie jedno z najpiękniejszych miejsc w Birmie i wogóle jedno z najpiękniejszych jakie widziałem . Relaks - to słowo najlepiej chyba oddaje wrażenia z tego miejsca . Całodzienne rajdy motorowymi pirogami od wschodu słońca do zachodu, przyglądanie się pracy rybaków , chaty i klasztory na wodzie , pływające ogrody ........super czysta , krystaliczna wręcz woda (o dziwo) , życie mieszkańców niby podobne do Tonle Sap w Kambodzy a jednak zupełnie inne.......cisza (poza pracą silnika) spokój i taka ogólna nieśpieszność....... To się udziela na tyle , że chciałoby się tam zostac dłużej.

Oczywiście niektórzy sprzedadzą Wam info o jednej Cepelii (już to przeczytałem w jakiejś najnowszej relacji). Nie wierzcie w te bzdury. Oni nie widzieli Inle.....
Wiekszość przyjeżdżających nad Inle (95 % lub więcej) ogranicza się do jednodniowego rejsu po północnych rejonach jeziora. To opcja najtańsza - (od 12.000K - do 18.000K za całą łódź w zależności od programu i od tego , że rezerwacja nastąpiła poprzez hotel czy samemu). I dlaej w drogę......
Też wzięliśmy taki jednodniowy rejsik po północnych rubieżach i rozumiem skąd takie odczucia co niektórych osób się pojawiły......te warsztaty i sklepiki w domach na palach
Bez jaj.....
Drugiego dnia popłynęlismy na krańce południowe jeziora (a jest ono długie - mapkę potem wkleje , ale muszę jej zrobić zdjęcie). - czyli w rejon Sankar. 12 - godzinny rejs, łódź tylko dla nas.
Koszt dotarcia do Sankar jest około 4 razy wyższy niż ****ogiczny rejs na północy . To może wyjaśniać brak zainteresowania tym kierunkie oraz dziwne , ale bardzo miłe uczucie , że w te strony płyniemy TYLKO MY . Dosłownie - żadnych innych łodzi z turystami. Nikogo.
Zupełnie inne wrażenia, dziwewicze tereny, piękne osiedla domów na palach, miejscami wąskie jezioro na kilkaset metrów, zarośnięte tak , że cała wioska przepychała nam łódź.....

Gdybym ograniczył pobyt tylko do sztampowego rejsu po najblizszych okolicach "miejsc wystepowania backpackerstwa" czyli bazy hotelowej Nyaungshwe to nie zobaczyłbym swoich mnichów-jedi, to nie zobaczyłbym prawdziwego , nieturystycznego życia na jeziorze bez sklepów z pamiątkami i nie zobaczyłbym ceremoni pożegnania dzieci oddawanych do klasztoru.......a także małe tornado nie zerwałoby mi czapki z głowy......

Jadąc tak daleko i wydając względnie sporo kasy na wyjazd do Birmy nie wolno poprzestać na tzw. STANDARDZIE. Że niższe koszty ? One są nieistotne w całym budżecie. Jak ktoś nie chce zejść ze ścieżki to zobaczy tylko to co mu będą chcieli pokazać. Wtedy zostaje Cepelia. Na własne życzenie.

Jeżeli ktoś rzeczywiście nie ma czasu na 2-dniowy pobyt nad Inle - to niech wybierze trasę południową (wyda około 200 pln za cały dzień za dwie osoby) (północ - max 60 pln)
Jeśli przy tym chce oszczędzać - i z tego względu musi ograniczyć się do wycieczek po stronie północnej to niech zrobi to przynajmniej po swojemu. Nie wycieczka z hotelu, tylko samemu odszukać sobie na przystani motorniczego i dogadać plan i trasę . Bez sklepików i tego całego pamiątkowego handlu , wyruszyć o świcie , a nie po sniadaniu, porposić o zaprowadzenie do prawdziwych domów na palach ....
Wtedy nawet na północy poczuje magię.....




Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Nad Inle Lake , a konkretnie do Nyuangshwe dotarliśmy o 5 rano.....
Wyturlalismy się z autobusu po 13 godzinach jazdy z przystankami na (......) i na jedzenie też.
Zaspani przetarliśmy oczy , niestety nic ciekawego nie było widać. Jakieś zadupie, skrzyżowanie głównej drogi krajowej z jakąś boczną. Nic tylko ciemnica i jakieś migające światełka.....

Eeeeetam. Turysta w takich krajach jest zwolniony z myślenia. Zanim zdążyłem ziewnąć drugi raz ,podbiegł do nas koleś zbierający komplet ludzików do pickupa. (8-10 osób). Żadnej taksówki ani tuk?tuka nie uświadczysz o tej porze......
Jedziemy z tego przystanku autobusowego do prawdziwego Nyaungshwe jakieś 10 km.
Przed samą miejscowością oczywiście brama kontrolna. Tam bramki kontrolne są wszędzie.
Zaspani czy nie...wyglądaliśmy na białasów ? no to po 5 USD za wjazd w strefę Inle.
Pięcioosobowa koreańska rodzinka też wyglądała na białasów. Protestowali, nie chcieli płacić , ale kto by wierzył skośnookim ?? Zresztą widać , ze dzierży w ręku przewodnik Lonely Planet. Oczywiście że białasi !!

Koreańscy białasi byli w pickupie przed nami. Waleczna matka szybko uzgodniła z kierowcą 3 adresy pod które ma podjechać nasz samochodzik. A my do jakiego hotelu ? A nie wiem.......
Do tego który będzie wolny.
No i zaczęło się :
--pierwszy hoteli ? zero miejsc
--drugi - zero
--trzeci - nic a nic....
czwarty, piąty , szósty i w końcu siódmy.......Białe Koreanki jak pierwsze weszły do pickupa tak pierwsze wybiegły. No nie będę się z babciami przepychał.........(a może powinienem ? ) Nigdy nie wiem czy to już ten moment , w którym warto zapomnieć o dobrym wychowaniu....
--zajęły ostatnie dwa pokoje....... jedziemy dalej...
--ósmy ? zero miejsc.
--dziewiąty i dziesiąty ? napisane na płocie jak byk ?NO FREE ROOMS... ? Nie ma co budzić gospodarzy bo poszczują psem....
--jedenasty, tuż przy samej przystani ? GYPSY INN .

Mamy dwa pokoje. W nowym budynku, bo stary , tańszy jest pełen. 46 USD za noc (ze śniadaniem).
W mordę. Nasz najdroższy hotel w Birmie. No ale nie mieliśmy zbyt wiele wyjść. W rejonie Inle szpilkę ciężko by wsadzić. Spotkaliśmy ludzi co nocowali 2 dni w klasztorze z braku miejsc hotelowych. A jeszcze niedawno podobno w Nyaungshwe nie było absolutnie żadnego problemu z zakwaterowaniem.
Jak się nie ma co się lubi , to się lubi co się ma.... Czasami. Potem już tak ciężko nie było, miejsce znajdowaliśmy w max. 15 minut.
Za to hotelik bardzo sympatyczny z ładnymi pokojami.

Czasu do stracenia za wiele nie mamy. Już robi się jasno. 40 minut zajęło nam doprowadzenie się do porządku po długiej podróży , potem udało nam się jeszcze załapać na śniadanie.....
Miss ?Frajeeeeeg? czyli urocza , śmieszna kelnerka codziennie zadawała to samo pytanie. Codziennie udawałem , że nie bardzo rozumiem, po to by powtórzyła z tym swoim śmiesznym akcentem
Zostało nam jeszcze tylko dogadać temat wycieczki łodzią na dzisiaj. Wykupilismy sobie łódź poprzez hotel, bo czas uciekał, inni ludzie już wypływali swoimi pirogami .....
I tak oto nasz pierwszy dzień nad Inle miał być taki zupełnie standardowy.....

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Zaprzeczając swoim własnym poglądom na temat schodzenia ze ścieżki czyli nie wykupywania standardowych wycieczek tym razem udajemy się na taką właśnie.....
No nie do końca. Trochę pomarudziliśmy , że chcemy zobaczyć to czy tamto , że shopping nas nie interesuje..... Mimo , że do kilu warsztatów zaglądamy to jednak wizyta trwa po około 1-2 minuty.
Pierwszy dzień odsypiamy na łodzi upijając się widokami i słuchając jednostajnego warkotu motorka.

Kanał z Nyaungshwe w kierunku pełnego jeziora ma jakieś 3-5 kilometrów.
Pędzimy naprawdę szybko. Obok nas , przed i za nami mkną kolejne łodzie z turystami. Mewy towarzyszą nam od początku pilnując spadających kawałków chleba ......
Różnica między Tonle Sap a Inle ? Setki łodzi , które rozpływają się po jeziorze są prawie niezauważalne. Tak dużo ich....a jednak giną gdzieś w zakamarkach jeziora, od czasu do czasu jedynie grupując się w miejscach typu MUST SEE.... Do tego każda łódź to na ogół tylko 2 osoby + sternik.

Płyniemy tym kanałem zbliżając się do jeziora.... Rano jest dość chłodno. Poranna bryza wzmocniona pędęm łodzi dają się we znaki. Siedzę tak i zastanawiam się co zobaczymy tego dnia.....
Pamiętam z birmańskich galerii rybaków wiosłujących nogą i łowiących tradycyjnym koszem. czy my ich spotkamy ? Moje wyobrażenie o tym miejscu jest dość blade. Po pierwsze myślałem , że będziemy płynąć wolniej. Że będziemy musieli szukać tych rybakow gdzieś po jeziorze.....cichutko podpływając do nich by nie płoszyć ryb..... A my prujemy tą pirogą jak speadboatem.

I nagle łup...!! Wypływamy na otwarte jezioro . Kilkanaście łodzi nie ma jeszcze możliwości się rozpłynąć gdy wpadamy w grupę rybaków wiosłujących nogą i łowiących koszyczkiem......
W mordę , co , gdzie....jak..... ? Nie tak szybko do cholery...... Co to ma być ? Tak łatwo ? Tak od razu , bez przygotowania , po oczach ??
Jak w filmie o Jamesie Bondzie. Od razu akcja ....a potem to już tylko akcja i jeszcze raz akcja......
Aparat od razu wędruje do oka, choć rzecz dzieje się za szybko. Jesteśmy za blisko (mam na aparat założone tele) , jesteśmy w samym środku i płyniemy za szybko....

Pstryk.....pstryk..... Pstryk .!!! w mordę !!! Co ten rybak tak tą nogę do góry podnosi jak pies do sikania ???
Jeszcze jeden pstryk i czar prysł.

Teatr. Czy ja gdzieś przeoczyłem tablicę z napisem "ONE PHOTO--ONE DOLLAR " ??
Idealni rybacy w idealnych tradycyjnych strojach , z idealnym koszyczkiem........
Tylko rybek coś nie nałowili. Jedna zdechła rybka po to by udawadniać , że się łowi a nie pozuje. Wymieniana raz w tygodniu....
No i ta noga ...... Stanowczo za wysoko. A co robi to wiosło w powietrzu ????

O ja cię pierniczę.....w tym momencie zacząłem wertować w pamięci wszystkie te śliczne zdjęcia z Birmy , których się naoglądałem przed wyjazdem... Które z nich jest prawdziwe , a które to ustawka ?
czy tak to będzie właśnie wyglądać ? Bo jak tak to Inle Lake umarło w butach i trzeba jechać dalej.......

Walić "rybaków". Mimo , ze jeden z nich dokonuje abordażu naszej łodzi w "prawie pełnym biegu " i domaga sie kasy za zdjęcie machając zdechłym fiszem to mam go serdecznie w d.....ie.
ZAWIEŚ CENNIK. Nigdy nie płacę za zdjęcia.

Płyniemy za mewami zostawiając ich za sobą.
Czy spotkamy innych , prawdziwych rybaków ? No jasne, że spotkamy. Pełno. Nie tak idealnych bo idealnych prawdziwych rybaków nie ma. Zwykle coś skrzeczy. Jeśli jest kapelusz i tradycyjne spodnie, to wizerunek uzupełnia na przykład t-shirt z Kaczorkiem Donaldem.... Ale taka właśnie, nieco przybrudzona jest rzeczywistość. Ideał to jest na pocztówkach za one-dollara......
O przepraszam - nie ma ideału. Ta noga podniesiona jak do sikania..... Nieeeee.

(tak przy okazji - jest popyt, to jest podaż. Ponieważ każdy fotografuje rybaków, to kilku z nich zmieniło profesję i za opłatą pomaga zrealizować marzenie o własnej pocztówce z Birmy). Tak po prawdzie, to prując łodzią po jeziorze należy posiadać dość długi zoom i o ile nasz sternik nie zwolni to również szybką migawkę.
Natomiast 80 % turystów podróżuje z kompaktami. Na tej rozległej przestrzeni nie poszaleją, a u wylotu kanału mogą napstrykac sobie zdjęć z bliska do woli, na spokojnie i tak jak chcą. No i ta przychylność modeli.....). Dla każdego coś

To było pierwsze wrażenie , które nasunęło mi myśl o Cepelii. Pierwsze i prawie ostatnie. Potem było już tylko dobrze lub jeszcze lepiej.

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Strony

Wyszukaj w trip4cheap