Na pierwszy dzien naszego pobytu na Tajwanie nie zaplanowałam obfitej trasy. Przede wszystkim ze względu na zmęczenie po podróży ( niewiele śpimy w samolotach) i niewiadomą- ile czasu nam zajmą tematy lotniskowe-samochodowe.
Jedziemy więc na samą pólnoc wyspy . Nasz pierwszy cel to małe miasteczko Shifen położone w górach. Wedlug Gpsa ok 1-1,5 godziny jazdy z lotniska międzynarodowego Taoyuan ( nie mylić z lotniskiem krajowym ,które jest położone w mieście)
Podróż autem jest wbrew pozorom niezbyt uciążliwa, bo wszelkie oznaczenia drogowe są pisane równiez w "normalnym" języku a nie tylko obrazkach.Uff...
Nie znajdują natomiast zastosowania GPSy , bo na ogól w autach mówią językiem lokalesów, dla nas póki co mało zrozumiałym
Na szczęcie super fajnym rozwiązaniem jest wypożyczenie routera za pare USD na dobę.
Droga z lotniska do Shifen leci obwodnicą miasta, więć mega korki nas omijają. Zaskoczeni jednak jestesmy iloscią pasów na drodze, olbrzymim ruchem i ilością estakad .
Idą więc drogi naziemne a równolegle do nich estakady.. niezle to wygląda..robi wrażenie
Niestety pogoda nie dopisuje,ale i taka była kiepska prognoza. Pada, jest mgła, więc słabo widać . Zdjęc nie robie więc ogole, bo szkoda kliszy
Po cichu jednak modlę sie,aby przestało padać jak dojedziemy do Shifen,bo nie będzie juz szans,aby tu wrócić.
Niektóre odcinki autostrad są płatne Nie ma tu jednak czegos takiego jak przedpotopowe bramki konsumujące czas kierowcy. Opłaty są nam ściagane automatycznie z karty.
Dojeżdżamy do Shifen , po kretej i wijącej sie w góre drodze.Na główną ulice nie ma wjazdu , trzeba zostawic auto gdzieś w pobliżu. I pod tym kątem dobrze ,że siąpi ( już tak nie pada), bo bez problemu znajdujemy miejsce do zaparkowania. Tyle że po wyjściu okazuje sie ,że stoimy na jakiejś linii ciągłej..nie wygląda to na miejsce parkingowe , pomimo,że auta stoją przed i za nami.
Zostawiamy jednak samochód i idziemy a kierunek wyznaczaja nam .....rozświetlające niebo czerwone lampiony widok niesamowity
Shifen najbardziej znane jest z corocznego festiwalu 'podnienych" lampionów, który odbywa się tu zawsze w Chiński Nowy Rok.
Na szczęście słynne, świecące lampiony mozna zobaczyc nie tylko w czasie tej fiesty ale codziennie o zmroku , tyle,że w znacznnie mniejszej ilości.
Na lampionach Tajwańczycy ale i turyści ( azjatycy) wypisują swoje życzenia i wypuszczają je w niebo. Prawda że to romatyczne ?
Spotykamy i Koreańczyków i Japończyków. Łatwo ich poznać , bo litery w koreańskim sa inne , takie mniej obrazkowe.
I właśnie , aby obejrzec ten "show" przyjeżdżamy do Sfifen. Oglądamy, podglądamy, chłoniemy .Nie ma zawodu, jest wspaniale. Nawet ten deszczyk nie przeszkadza a poten zupełnie zanika.
To mega wrażenie obserwowanie jak lampiony są z pasją wypisywane a potem unoszą sie w góre i uciekają w niebo .
Nelcia napisz za ile autko i gdzie oddawalas bo zawsze mnie przeraza jazda w azjatyckich metropoliach
Edyta, placilismy prawie 1900 zl za 5 dni. Mozna nawet taniej ,ale my potrzebowaliśmy duży bagażnik na 3 walizy a codziennie spaliśmy gdzie indziej. Poza tym planowaliśmy wyjazd w góry , więc 4X4 .
Po mieście tj Taipei prawie nie jeżdzilismy autem a po centrum w ogóle. Głównie obwodnicami.
Auto bralismy od razu z lotniska , doslownie spod wejścia i w to samo miejsce oddawalismy.
Ewelina , cenka - tak masz racje miodex ale dzis tez widziałam fajną promo np na Saipan za 2200 z Fra . Bywają wiec fajne okazje..
Elu, nie mam zdjęc do tamtej relacji ( niestety popsulam twardy dysk pamieci) . Jak odzyskam ( jesli) to wróce do tematu.
A na razie Tajwan, zapraszam
No trip no life
Na pierwszy dzien naszego pobytu na Tajwanie nie zaplanowałam obfitej trasy. Przede wszystkim ze względu na zmęczenie po podróży ( niewiele śpimy w samolotach) i niewiadomą- ile czasu nam zajmą tematy lotniskowe-samochodowe.
Jedziemy więc na samą pólnoc wyspy . Nasz pierwszy cel to małe miasteczko Shifen położone w górach. Wedlug Gpsa ok 1-1,5 godziny jazdy z lotniska międzynarodowego Taoyuan ( nie mylić z lotniskiem krajowym ,które jest położone w mieście)
Podróż autem jest wbrew pozorom niezbyt uciążliwa, bo wszelkie oznaczenia drogowe są pisane równiez w "normalnym" języku a nie tylko obrazkach.Uff...
Nie znajdują natomiast zastosowania GPSy , bo na ogól w autach mówią językiem lokalesów, dla nas póki co mało zrozumiałym
Na szczęcie super fajnym rozwiązaniem jest wypożyczenie routera za pare USD na dobę.
Droga z lotniska do Shifen leci obwodnicą miasta, więć mega korki nas omijają. Zaskoczeni jednak jestesmy iloscią pasów na drodze, olbrzymim ruchem i ilością estakad .
Idą więc drogi naziemne a równolegle do nich estakady.. niezle to wygląda..robi wrażenie
Niestety pogoda nie dopisuje,ale i taka była kiepska prognoza. Pada, jest mgła, więc słabo widać . Zdjęc nie robie więc ogole, bo szkoda kliszy
Po cichu jednak modlę sie,aby przestało padać jak dojedziemy do Shifen,bo nie będzie juz szans,aby tu wrócić.
No trip no life
Niektóre odcinki autostrad są płatne Nie ma tu jednak czegos takiego jak przedpotopowe bramki konsumujące czas kierowcy. Opłaty są nam ściagane automatycznie z karty.
Dojeżdżamy do Shifen , po kretej i wijącej sie w góre drodze.Na główną ulice nie ma wjazdu , trzeba zostawic auto gdzieś w pobliżu. I pod tym kątem dobrze ,że siąpi ( już tak nie pada), bo bez problemu znajdujemy miejsce do zaparkowania. Tyle że po wyjściu okazuje sie ,że stoimy na jakiejś linii ciągłej..nie wygląda to na miejsce parkingowe , pomimo,że auta stoją przed i za nami.
Zostawiamy jednak samochód i idziemy a kierunek wyznaczaja nam .....rozświetlające niebo czerwone lampiony widok niesamowity
No trip no life
Fotki rzeczywiście wbijają w ziemie. Nie spodziewałem sie że Tajwan taki ciekawy i tak różnorodny.
Będę wiernym kibicem.
... ja też się dosiadam... jako pasażer na Tajwan
Wiktor, Andrew witam kolejnego pasażera i kibica
Shifen najbardziej znane jest z corocznego festiwalu 'podnienych" lampionów, który odbywa się tu zawsze w Chiński Nowy Rok.
Na szczęście słynne, świecące lampiony mozna zobaczyc nie tylko w czasie tej fiesty ale codziennie o zmroku , tyle,że w znacznnie mniejszej ilości.
Na lampionach Tajwańczycy ale i turyści ( azjatycy) wypisują swoje życzenia i wypuszczają je w niebo. Prawda że to romatyczne ?
Spotykamy i Koreańczyków i Japończyków. Łatwo ich poznać , bo litery w koreańskim sa inne , takie mniej obrazkowe.
I właśnie , aby obejrzec ten "show" przyjeżdżamy do Sfifen. Oglądamy, podglądamy, chłoniemy .Nie ma zawodu, jest wspaniale. Nawet ten deszczyk nie przeszkadza a poten zupełnie zanika.
To mega wrażenie obserwowanie jak lampiony są z pasją wypisywane a potem unoszą sie w góre i uciekają w niebo .
Fajny ,pełen uroku zwyczaj
A tak to wygląda..
No trip no life
Deszczyk powiadasz...
...ale pomijając deszcz, to muszę przyznać, że to musi być świetne widowisko z tymi lampionami.
Czy Ty również wysłałaś do nieba swoje życzenie?
Uwierz mi,że po paru minutach wrażeń ja juz nie czułam deszczu he he. Gorzej z aparatem, jego musialam chronić. Ale potem przestało zupełnie padac
A co do marzeż i życzen niech to zostanie moją słodką tajemnicą ok ?
Przyjrzyjmy się więc jak wygląda wypisywanie życzeń na poszczególnych częściach lampionów.
No trip no life
Nelcia napisz za ile autko i gdzie oddawalas bo zawsze mnie przeraza jazda w azjatyckich metropoliach
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Edyta, placilismy prawie 1900 zl za 5 dni. Mozna nawet taniej ,ale my potrzebowaliśmy duży bagażnik na 3 walizy a codziennie spaliśmy gdzie indziej. Poza tym planowaliśmy wyjazd w góry , więc 4X4 .
Po mieście tj Taipei prawie nie jeżdzilismy autem a po centrum w ogóle. Głównie obwodnicami.
Auto bralismy od razu z lotniska , doslownie spod wejścia i w to samo miejsce oddawalismy.
No trip no life